Aż się wzruszyłam, słysząc dziś w radiu opowieść o grupce studentów warszawskiej Polibudy, którzy właśnie wysłali na orbitę okołoziemską własnej roboty satelitę. Czy którakolwiek z Was o tym słyszała? Pewnie nie, bo na wp.pl królują: „Donosy na Polaków?”, „Jest źle, będzie jeszcze gorzej”, „Tragiczny wypadek w Łódzkiem” i „Rodzinna tragedia: znaleziono zwłoki matki…”. Skoro o tym piszą, to znaczy, że o tym chcą czytać. A że kilkunastu zapaleńców-studentów zamiast balować, zrobiło satelitę, który ma nie tylko krążyć, ale i sprzątać kosmiczne śmieci? O tym cisza.
Dziewczyny, wyobrażacie sobie, jak długa i kręta była droga do ich marzenia? Trwała ta impreza siedem lat. (Czy komuś chciałoby się siedem lat dłubać w gratach, zwojach i mikroprocesorach? No, mi chciało się lat dziewięć pisać powieść, ale ja jestem tak samo nawiedzona, choć w innym przedmiocie, co ci chłopcy z Politechniki). Na zmianę coś im się udawało, coś chrzaniło (w necie nie znajdą raczej dobrych rad „jak skonstruować satelitę”, za to znajdą „jak zrobić bombę domowej roboty”, „10 sposobów na skuteczne samobójstwo”, czy „zabawa w gwiazdę, czyli udana imprezka gimnazjalistów”), pewnie raz mieli forsę, częściej nie, musieli przerywać projekt i nadganiać… A mimo to: tadam! satelita orbituje gdzieś nad nami. Nasz pierwszy polski satelita. I nikt z Polaków o tym nie wie, bo „rodzinna tragedia…” i „jest źle, będzie jeszcze gorzej”.
Media skąpią nam dobrych wieści. Ludźmi zrezygnowanymi, zmęczonymi życiem łatwiej się manipuluje, bo przestają myśleć. Ci co myślą (i wymyślili takiego satelitę) są niebezpieczni, ale właściwie nie o tym chciałam.
Czytelniczki piszą do mnie maile, że również spełniają swoje marzenia. Czasem nawet mnie, taką trochę kamikadze, co potrafi rzucić wszystko i zacząć od nowa, zadziwiają odwagą i determinacją. Budują wymarzone domki, rzucają znienawidzoną pracę i znajdują tę wymarzona, zakochują się albo przeciwnie: uwalniają z toksycznych związków, zdrowieją, walczą, rodzą, tworzą… po prostu czad!
Ja z kolei, skoro już uwolniłam się, znalazłam, kupiłam, wyremontowałam, zmieniłam, rozwinęłam i urodziłam, zamierzam zrobić coś… zupełnie innego, fantastycznego. Trochę się boję, bo wyzwanie ogromne, ale… skoro tamci mogli satelitę…?
A jak się mają Wasze marzenia, moje kochane Czytelniczki-Blogowiczki?