• Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt
Katarzyna Michalak – Pisarka
Author

Administrator

Administrator

Bez kategorii

Rozstaniemy się na czas jakiś… ale przedtem kilka ważnych wiadomości

Przez Administrator 6 czerwca 2014
napisane przez Administrator

Jak przyznałam się bez bicia w wywiadzie słodko-gorzkim jestem pracoholiczką… nie, może inaczej: lubię pracować, kocham pisarstwo, odpoczywam też właściwie pracując i… chyba nieco przeholowałam. Wymienię tylko niektóre czynności codzienne: odpowiedź na kilkadziesiąt ważnych maili, redakcja którejś książki, okładki do kilku następnych, że o pisaniu obecnej i poszukiwaniu do niej materiałów i informacji nie wspomnę. Z życia mamy: szukanie szkoły dla dziecka i składanie dokumentów, wyrabianie dokumentów dla drugiego dziecka, parę spraw urzędowych (ZUS uznał, że wprawdzie płacę składki, ale nie jestem ubezpieczona). Z życia pani na Poziomce: koszenie trawy, bo trzeba, pielenie róż i walka z mszycami, bo trzeba etc…etc…etc…
W pewnym momencie stwierdziłam, że nie daję rady.
Dziwne, Kasiu, przecież ty zawsze dajesz radę ze wszystkim!
Ano niekoniecznie i nie wtedy, kiedy sypiam po 4-5 godzin (z przerwą na „mljeko, bo Patik jeszcze w nocy pije mleko) i nie wtedy, kiedy po prostu nie odpoczywam w żaden sposób. I jestem chronicznie zmęczona. Od lekarza usłyszałam, że muszę się podleczyć, albo nie będzie miał Wam kto pisać książek. Moich książek, bo przecież są setki innych pisarzy w razie czego.
Znikam więc na czas… (nie wiem jak długi, mam nadzieję, że szybko mnie postawią na nogi)… powiedzmy, że nieokreślony, ale wrócę.
Pełna sił i nowych pomysłów.

Na wszelki wypadek, gdybym tak szybko nie wróciła przypominam Wam, że:

Po pierwsze:

TUTAJ jest dogrywka głosowania na najlepszą książkę na lato. Mam nadzieję, że Wy, moje wierne, kochane Czytelniczki, głosujecie na „Zacisze Gosi”

Po drugie:

Już za dwanaście dni, 18 czerwca, premiera „Serca Ferrinu”, o którym pisałam TUTAJ
Bardzo, naprawdę bardzo się cieszę i bardzo czekam. Mam nadzieję, że będę już z powrotem i razem powitamy moją najmłodszą. Można kupić ją w przedsprzedaży w Matrasie i na empik.com
Na wszelki jednak wypadek przygotuję wiadomość, która wyświetli się w dniu premiery…

Po trzecie:

10 czerwca w Poradniku Domowym ukaże się moje opowiadanie oparte na losach bohaterek serii kwiatowej. Myślę, że spodoba się zwłaszcza tym z Was, które polubiły Jankę (ja polubiłam i doprawdy nie wiem, czemu eksmitowałam ją z uliczki Leśnych Dzwonków), ale spotkacie też Kamilę, Gosię, Julię i kilku nowych bohaterów. Bardzo jestem ciekawa Waszych wrażeń po przeczytaniu tego opowiadania. Najfajniejsze jest to, że ten miesięcznik kosztuje nieco ponad 2zł, a jest naprawdę ciekawy! Niesamowicie mnie też cieszy, że opowiadanie to przeczyta około 400 000 (czterysta tysięcy!!) Czytelniczek.

O wszystkim na bieżąco będzie Was informowała Ania, adminka fanpage’a. Zaglądajcie tam więc. https://www.facebook.com/fanpagekatarzynamichalak?ref=hl

To już chyba wszystko. Chyba rzeczywiście przeszarżowałam, bo jestem bardzo, bardzo zmęczona…
Do przeczytania, moje drogie, za jakiś czas…

6 czerwca 2014 20 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Dla Ciebie wszystko…

Przez Administrator 5 czerwca 2014
napisane przez Administrator

Oto tytuł sierpniowej książki z serii owocowej, która miała być kontynuacją „W imię miłości”, ale tak jakoś samoistnie w losy Ani z Jabłoniowego Wzgórza wplotły się losy bohaterów „Wiśniowego Dworku”, więc wszyscy będą zadowoleni. Ja też, bo bardzo dobrze mi się pisze tę powieść. A teraz pytanie dla Was, wiedząc tyle co wiecie i jeszcze może to, że w „Dla Ciebie wszystko” jest po części opowieścią o małym, porzuconym chłopczyku:

którą okładkę byście wybrały? Mi podoba się (…), Wydawcy (…), a Wam?

Różowa, czy błękitna? A może… zielona? Czas, by wypowiedziały się najbardziej zainteresowane, czyli Czytelniczki. 🙂

5 czerwca 2014 62 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Trochę zapomniane, trochę niedoceniane…

Przez Administrator 4 czerwca 2014
napisane przez Administrator

Powiem Wam, że pierwszą z prezentowanych niżej książek wspominam jako tę, co napisała się sama. Po prostu nie wiem i kiedy ją napisałam, tak mi się miło w świecie Gabrysi Szczęśliwej przebywało. I jako jedną z nielicznych przeczytałam po raz drugi (bo ja pozasłużbowo nie czytam moich książek) i… zaśmiewałam się jak norka, przy niektórych dialogach. Z „Latem w Jagódce”, bo to o niej mowa jest związana pewna anegdota. Mój wujek siedzi w pracy, a obok kumpel – facet po pięćdziesiątce czyta książkę i co chwila zarykuje się śmiechem. Wreszcie wujek pyta: „Co ty czytasz, że takie śmieszne?” Na to tamten: „A wiesz, taką powieść dla kobiet, ale niesamowicie śmieszną, „Lato w Jagódce” jakiejś Michalak. Na to wujek: Eeeee…. to moja siostrzenica. Tak więc polecam „Lato w Jagódce” Waszej pamięci, bo jakoś umyka we wszystkich głosowaniach i zestawieniach, a… to urocza książka.

Drugą, również nieco niedocenianą i też trochę przemilczaną jest „Wiśniowy Dworek”, który pisałam niedaleko tytułowego dworku, co było po prostu magiczne. To pierwsza książka, w której zły charakter stoi po stronie dobra. Jest to również jedna z nielicznych książek, którą autorka przeczytała dla radości zanurzenia się z powrotem w tamtym świecie. Poza tym główny bohater tak niesamowicie mnie (autorkę, rozumiecie) zauroczył, że właśnie piszę jego dalsze losy…

A Wy co o tych dwóch tytułach sądzicie? Nie dajmy im odejść w zapomnienie!

4 czerwca 2014 14 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Okładka… nowej „Poczekajki” !

Przez Administrator 2 czerwca 2014
napisane przez Administrator

Bez przydługich wstępów: jak Wam się podoba?

2 czerwca 2014 13 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Kto czeka na…

Przez Administrator 2 czerwca 2014
napisane przez Administrator

?
Ja! Ja czekam bardzo! Tym bardziej, że to ostatni tom, który dzieli mnie, czyli nas, od mojej ulubionej IV części, „Wojny o Ferrin”.
Czekam także dlatego, że „Serce” nigdy nie zostało wydane nawet w formie kolekcjonerskiej, będzie to więc jego prawdziwy debiut. I debiut innej bohaterki Kronik, której jeszcze nie znacie, Gabrieli dell’Soll.

Powiem Wam, że pisanie Kronik wciągało mnie z tomu na tom (tak jak Was, mam nadzieję, wciąga ich czytanie). Zakończyłam Grę i… poczułam pustkę. Zaczęłam więc „Powrót” i… jakoś tak sam się napisał, a ja po ostatnim jego zdaniu poczułam jeszcze większą pustkę. Ale ileż razy można powracać w to samo – choć nigdy właściwie w takie samo – miejsce?

Postanowiłam więc eksperymentalnie wysłać tam kogo innego, niż moją biedną, zmasakrowaną na ciele i duchu bohaterkę. I tak do świata ze swoich własnych marzeń i wyobrażeń trafia córka Anaeli. Ale ona jest już przez matkę, wydawałoby się, należycie przygotowana, co ją po drugiej stronie zielonego portalu czeka.

Nic bardziej błędnego.

Gabriela jest zupełnie nieświadoma tego, jak wyśniony, wymarzony Ferrin potrafi być brutalny i jak brutalny potrafi być… Sellinaris, gdy zamiast swojego dopełnienia otrzyma… no właśnie… kogo?

„Serce Ferrinu” przyniesie odpowiedzi na wszystkie pytania. I będzie wspaniałym preludium do następnego tomu, w którym to Anaela, wreszcie świadoma swojej siły i swoich możliwości, chwyci przyjaciół za ramiona, wrogów za gardło i mocno nimi potrząśnie. Chyba muszę poćwiczyć takie potrząsanie. W najbliższym czasie może mi się przydać.

Więc jak w temacie: kto z Was czeka na „Serce Ferrinu”, które właśnie poszło do druku, a można je już kupić w przedsprzedaży choćby w Empiku ?

Tu poniżej macie mały przedsmak tego, co Was czeka….

Dookoła panowały
egipskie ciemności. Czy może raczej ferrińskie ciemności. Gabriela całą sobą
czuła, że znajduje się w innym świecie. Inaczej — piękniej — pachniały
powietrze, trawy i drzewa. Inny był mrok tej nocy. Inne gwiazdy na niebie —
bliższe, jaśniejsze.
Ze zdumieniem
ujrzała unoszące się dookoła, niczym kłaczki waty cukrowej, pasma energii. Na
Ziemi mogła pomarzyć o nabraniu pełnej garści błękitu; tam energia była tak
rozrzedzona, że niemal nieuchwytna. Nawet mama miała problemy z jej zaczerpnięciem,
a przecież była najlepszą Leczącą w obu światach. Tutaj, proszę: wystarczyło
wyciągnąć rękę.
Przeczesała
rozwartymi palcami powietrze. Różnokolorowe kłaczki przepłynęły łagodnie niczym
strumyk. Niesamowite! Oczywiście była przygotowywana na wszystkie cuda Ferrinu,
ale… Niesamowite!
— Już wiem, gdzie jesteśmy — odezwał się
nagle Saris.
No tak.
Zapomniała, że nie jest tu po to, by podziwiać energię. O Sarisie też zapomniała.
— I już wiem kiedy. Widzę pierwszy węzeł.
Położyła dłoń na
jego kłębie, czując, jak sierść jeży się pod jej palcami.
— Będzie strasznie? — szepnęła.
— J e s t 
strasznie. Chodźmy!
Wskoczyła na
jego grzbiet.
Na polanę przy
ołtarzu wpadli w momencie, gdy miecz Reikana ściął Anaelę.
Saris stanął jak
wryty. Gabriela przytknęła ręce do ust.
Sirden i
Sellinaris, do tej chwili szarpiący się wściekle, znieruchomieli, patrząc w szoku,
jak ciało Anaeli osuwa się na zbroczoną jej krwią murawę.
Sirden krzyknął
i dopadł zanikających, rozwiewających się zwłok. Sellinaris stał nieruchomy jak
posąg i tylko jego oczy krzyczały.
Saris — tamten
Saris, ferriński — wydobył z siebie dźwięk podobny do szlochu, wyciągnął głowę,
zamknął oczy i wydał ostatnie tchnienie. Po chwili i on zniknął, jakby nigdy
nie istniał.
Kat uniósł ręce,
przez które przed chwilą przelało się ciało ukochanej pani. Patrzył na nie,
jeszcze nie wierząc. Przeniósł wzrok na księcia, który nadal stał w szoku,
blady jak śmierć. Sirdenowi przemknęło przez myśl, że tamten zaraz zemdleje.
Mdlej, bydlaku.
Zdychaj — pomyślał kat. — Ona odeszła przez ciebie. Chcesz? Mogę ci pomóc…
Podniósł swój
miecz i podszedł do Wielkiego Księcia. Nie, już nie księcia: Wielkiego Władcy
Ferrinu. Miał ochotę splunąć mu pod nogi.
Miałeś taki
skarb i pozwoliłeś, by odeszła w śmierć…
Kat przeciął
więzy. Sellinaris spojrzał na swoje ręce, teraz już wolne.
— To żebyś mnie
dobrze wspominał — mruknął Ostatni, a potem odszedł na bok, zostawiając
Sellinarisa, tak jak stał, klęknął, zmówił krótką modlitwę do Primei, by
wstawiła się za nim, katem, u Saetina, przyłożył ostrze miecza pod żebro i…
— Nie!!! Sirden,
nie!!!
Biały duch
przemknął przez polanę, rzucił się na mężczyznę i przewrócił go na plecy,
przygniatając całym ciałem.
— Nie, Sirden,
proszę — wyszeptała. — Jesteś mi potrzebny. Będziesz mnie chronił. — Mówiła szybko,
by wykorzystać moment, że kat jeszcze nie ochłonął. Jeżeli i on będzie chciał
umrzeć, nic go nie powstrzyma. — Przysłała mnie do ciebie, pod twoją opiekę ona,
Anaela. Chroń mnie, jak ją chroniłeś. 
Zajrzała
prosząco w czarne oczy kata. On nie mógł oderwać wzroku od złoto-zielonych
źrenic. To były oczy tamtej. Oczy Anaeli.
— Kim jesteś? —
Usłyszał swój głos.
— Jestem
Gabriela dell’Soll. Jej córka.
Szarpnięcie za
płaszcz poderwało nagle dziewczynę na równe nogi. Nim zdążyła stanąć, trzaśnięcie
w twarz cisnęło nią o ziemię.
— To ona! Jedna
z tych wyszkolonych wiedźm! — jak przez mgłę usłyszała ryk Sellinarisa. — To
ona ją zabiła!!! Daj ten miecz, zadźgam sukę…
Gabriela skuliła
się tylko. Nikt nigdy nie podniósł na nią ręki, nikt nigdy nie…
— Nawet nie
próbuj. — Sirden podniósł się, by stanąć twarzą w twarz z Sellinarisem.
Władca miał w oczach
szaleństwo i chęć mordu. Na kimkolwiek. Obydwaj w tej samej chwili podnieśli
prawe ręce, w których błysnęła wściekle czerń, ale Sellinaris miał jeszcze
miecz…
Druga zjawa,
tym razem czarna, przemknęła przez polanę i wpadła między nich, ryzykując
zesłanie w Międzywymiar.
Gabriela wstała
chwiejnie, przytrzymując się Sarisowej grzywy.
— Prze…
przestańcie. To Reikan ściął moją mamę.
Zapadła martwa
cisza.
— Reikan? Twoją
mamę? — Sellinaris podszedł do niej wolno, nic sobie nie robiąc z czarnej błyskawicy,
która nadal wiła się w dłoni kata.
— Tak — Gabriela
przełknęła głośno — ojcze.
Stało się.
Pierwszy raz w życiu wypowiedziała to słowo i spojrzała prosto w oczy temu,
który ją spłodził. Inaczej wyobrażała sobie to spotkanie. Miała nieśmiałą
nadzieję na serdeczny uścisk, może na ucztę powitalną?
— Nie znam cię.
— Sellinaris zmierzył dziewczynę lodowatym wzrokiem, po czym schował miecz do
pochwy i zwrócił się do kata: — Odpowiesz głową za porwanie i tortury. A ty,
dziewko, zdejmij tę suknię i płaszcz i odejdź, skąd przyszłaś, nim skażę cię na
chłostę. Od tej pory te barwy są zakazane.
— Głupcze! —
syknął kat. — Odrzuciłeś Anaelę, teraz odrzucasz jej córkę?! Waszą córkę?!
— Byłaby dopiero
embrionem — roześmiał się Sellinaris złym, podłym śmiechem. Podniósł swój
płaszcz i krzywiąc się lekko, narzucił go na zwichnięty bark.
— I to ciebie
pokochała moja mama?! — wyrwało się Gabrieli. — Ciebie?!
Rzucił jej
wściekłe spojrzenie. Szeroko otwarte, wpatrywały się weń oczy… Anaeli. Na
plecy spływały jej włosy. Mała srebrna gwiazdka zdobiła czoło — jak tamtej.
Miała na szyi jej medalion. Zamrugał i podszedł bliżej, jakby dopiero teraz
ujrzał dziewczynę. Nawet ta biała suknia pod czerwonym płaszczem… I tylko —
uniósł jej bezwładną dłoń — tylko dłonie o czterech palcach, jak u niego.
— Kim jesteś? —
zapytał, a dziewczyna z ulgą stwierdziła, że szaleństwo w czarnych oczach
gaśnie. Pozostaje tylko znużenie.
— Jestem Gabriela
dell’Soll, córka Anaeli, Gwiazdy Ferrinu, i Sellinarisa dell’Soll, Wielkiego
Władcy — wyrecytowała tak, jak ją nauczono.
— Jak to
możliwe, skoro znam twoją matkę od miesiąca?
— Przez
dwadzieścia pięć lat wychowywała mnie na Ziemi.
— Na Ziemi? We
Wszechświecie?
Kiwnęła głową.
— Tam odeszła,
gdy tutaj została… ścięta.
— Jak tam
trafić? Przez jaki portal?
Do czego on
zmierza? Nie chce chyba…
— Nie
przejdziesz, panie. — Dla podkreślenia tych słów pokręciła głową.
— Raz
przeszedłem, przejdę i drugi, ale tym razem sprowadzę ją z powrotem. — W jego
głosie była pewność szaleńca, a Gabriela nagle zaczęła się bać. Ten świat już
ją przerastał. Od pierwszych chwil…
— Może i
przejdziesz, panie, ale nie sprowadzisz mojej mamy.
— Bo? — wbił
czarne źrenice w jej oczy.
— Ona nie żyje —
dokończyła. I powtórzyła, choć głos się jej łamał: — Moja mama nie żyje.
— Wiem, że nie
żyje! Ktoś ją przed chwilą ściął! — wybuchnął powtórnie, aż Gabriela skuliła
ramiona. Przymknął na chwilę oczy. Wziął głęboki oddech. — Powiedziałaś, że
stąd przeszła do Wszechświata…
— Ona nie żyje.
Ani tutaj, ani we Wszechświecie. — Gabrieli coraz trudniej było panować nad
łzami. — Zabiłeś ją na śmierć, rozumiesz, draniu?! — podniosła głos do krzyku i
rozpłakała się. — Umarła, bym mogła tu przejść i uratować twój pieprzony
Ferrin! Przed tobą samym!!! — I nagle żal przerodził się w furię, taką jaka
przed chwilą owładnęła Sellinarisem. — Po ciebie wróciła, a ty ją zabiłeś! —
Chciała go uderzyć, ale chwycił ją za nadgarstki. Potrząsnął i przytrzymał. A potem
wycedził:
— Witaj w domu,
c ó r e c z k o.
2 czerwca 2014 10 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Najważniejszy jest uśmiech dziecka…

Przez Administrator 1 czerwca 2014
napisane przez Administrator

Dziewczyny, właśnie otwieram nową zakładkę, która będzie przypięta tam na górze i gdzie będziecie mogły się dopisywać i komentować wpisy. Stwierdziłam, że czasem potrzeba mi więcej radości, niż zwykle i ten niedobór uzupełniam na parę sposobów:
1. oglądając komedie, niekoniecznie romantyczne
2. oglądając śmieszne filmiki, fragmenty kabaretów, czy fajne demotywatory
3. poważnie rozmawiając z moim trzyletnim synkiem.

Dziś, z okazji Dnia Dziecka przytoczę Wam trzy sytuacje, przy których uśmiałam się do łez i Was proszę: dzielcie się z nami podobnymi. Nic tak dorosłego człowieka nie rozbawia, jak mądry mały człowiek.
Ale najpierw bardzo mądre zdanie, które wryło mi się w pamięć na całe życie: „Nie znam rodziców, którzy patrząc swojemu nowo narodzonemu dziecku w oczy, zastanawialiby się, jak bachorowi zatruć życie” – Russel Bishop „Czas działania”. A teraz już garść uśmiechu:

Siedzimy sobie w ogrodzie, nocą, patrząc na gwiazdy (często tak siaduję z moimi synami, bo uwielbiamy to). I jak zwykle wykorzystuję to, by czegoś ich nauczyć.
– Patrzcie – mówię – tam jest planeta Mars…
Patrzą.
Patik (młodszy synek):
– A tam leci smutnik!
– Tak, synku, tam leci sputnik. A co krąży dookoła Ziemi?
Patik bez wahania:
– Myszołów!

Druga sytuacja, czyli wieczorna gadka dydaktyczna, tym razem o wychowaniu.
– Synku, mama jest po to, żeby wychować cię na…?
– Złomowisko!

I trzecia, gadka o obowiązkach.
– Patiniu, każdy ma jakieś obowiązki. Andrzej ma się dobrze uczyć, ty masz być grzeczny i chodzić do przedszkola.
Patik:
– A babcia?
– No właśnie, jakie obowiązki ma babcia?
Patik:
– Tańczyć!

Wasza kolej… :)))
Poproszę o urocze, śmieszne wpisiki…

1 czerwca 2014 8 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Cztery bestsellery, a właściwie pięć i parę niusów na dodatek

Przez Administrator 31 maja 2014
napisane przez Administrator

To się często nie zdarza, nawet jak na moje, bardzo intensywne, życie twórcze, by na liście bestsellerów jednej tylko księgarni znalazły się jednocześnie cztery książki, a jeśli dodać „Ogród Kamili” z Top20 sieci realnej Matrasu, to pięć. Aż musiałam uwiecznić to dla potomnych – i dla Was, byście wiedziały, że już za chwilę ukaże się wydanie pocketowe trylogii z kokardką po rewelacyjnej cenie: 8zł i 93gr za tom. Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie ładnie wydane, chociaż pocket to pocket (ale treść ta sama). Akurat na lato, do torebki i w długą podróż.

Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa z „Poczekajką”, czy raczej jej niedobitkami, którą na Allegro można kupić, owszem, czasami pojawia się pojedynczy egzemplarz, ale za 45zł (!!). Bezcenne się stają te moje książki, gdy nakład się skończy! Muszę naprawdę się przyłożyć i szybciutko przygotować trylogię słoneczną z nowym Wydawcą. Już niedługo spodziewajcie się niespodzianki w postaci okładki. Mam nadzieję, że się spodoba Wam tak bardzo, jak podoba się nam – jej twórczyniom.

Jutro, albo pojutrze ukaże się też wpis anonsujący trzeci tom Kronik Ferrinu z prawdziwą gratką dla tych, co jak ja „zapadli się w Ferrin i było to dla nich niesamowite” – fragmentem powieści (a może nawet dwoma?). Czy któraś z Was, jeszcze Czytelniczek zielonej strony, pamięta dialog Sarisa i Sirdena o różnicach między Ferrinem a Ziemią? Czytałam go ładnych parę razy a nadal śmiać mi się chce, jak wszystko może wyglądać inaczej, w zależności od perspektywy patrzącego. Tak, ten fragment muszę koniecznie dołączyć. Tak więc wypatrujcie następnego wpisu, a ja jeszcze wklejam piąty bestseller i to w pierwszej dziesiątce! (Niesamowite normalnie…)

Na fanpage’u możecie pogadać nt.: Przy której książce Kejt Em spłakałam się najbardziej. 🙂 Dodam, że ja, owa Kejt Em, chyba na „Bezdomnej” i „Zmyślonej” (rozmowa Łukasza z Patrykiem, normalnie rozwala mnie do dziś, chociaż nie wiem, czy to normalne jak autorka płacze nad własną książką…)

I jeszcze fajna informacja dla tych z Was, które nieodmiennie domagały się kontynuacji „Wiśniowego Dworku”: drugi tom „W imię miłości”, nad którym obecnie pracuję, tak jakoś samoistnie związał się właśnie z Wiśniowym Dworkiem, tak więc po raz pierwszy dostaniecie 2in1: Anię z Jabłoniowego Wzgórza i Daniela van der Welta oraz całą resztę i parę nowych bohaterów. Pisze mi się o nich naprawdę wspaniale. Lubię tę parę, lubię pierwsze tomy obu powieści. Zobaczymy, co (odpukać) mi z tego wyjdzie…

Wiem, że wiele z Was ucieszyłaby wiadomość o kontynuacji „Mistrza” z Raulem w roli głównej, ale na to nie ma szans. Jak to któraś z Was stwierdziła: „Mistrz” jest tylko jeden. ;))
I niech tak zostanie.

31 maja 2014 12 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

„Gosiunia” na miejscu 9. !!

Przez Administrator 29 maja 2014
napisane przez Administrator

Chociaż na zdjęciu wygląda to właściwie na miejsce osiem i pół. Dodam, że w niecały tydzień od rozpoczęcia sprzedaży, co mnie po prostu uszczęśliwia i uskrzydla. Oczywiście patrzę zazdrosnym okiem na jedyneczkę i może… kiedyś… i moja książka się na miejsce pierwsze wdrapie, ale to chyba za następne sześć lat. Czterdziesta czwarta…

Pociesz się, Kasiu: przynajmniej masz nadal jakieś szczyty do zdobycia!

Dziękuję, kochane Czytelniczki, bo to przecież dzięki Wam miałam dziś tę radość patrzenia na najmłodszą jak się ładnie prezentuje w pierwszej dziesiątce.

29 maja 2014 8 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Za bardzo się staramy, czyli vlogowania cz. IV

Przez Administrator 29 maja 2014
napisane przez Administrator

Żeby nie było tak smutno, jak w poprzednim wpisie, dziś garść rozważań o naszych staraniach, okraszona pysznym deserem pomarańczowo-truskawkowo-miętowo-śmietankowym.

Ciekawe, czy zgodzicie się ze mną, czy też nie…

PS. Kurczę, jak trudno jest komponować deser i jednocześnie z sensem nawijać! 

29 maja 2014 14 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Wywiad słodko-gorzki, czyli jak to ze mną było naprawdę…

Przez Administrator 26 maja 2014
napisane przez Administrator

Do tej pory znałyście mnie z tej jednej, jasnej strony. Zawsze uśmiechnięta, szczęśliwa i spełniona; blog „Witaj po słonecznej stronie życia”; radosny, pogodny fanpage…
I bardzo dobrze. Wizerunek szczęściary, której na pstryknięcie spełniają się marzenia, a za którym ukrywałam się przez sześć lat bardzo mi odpowiadał, ale… w pewnym momencie stwierdziłam, że przesłanie, jedno z wielu – które przekazuję w moich powieściach: nawet po najczarniejszej nocy wstanie dzień, trzeba tylko doczekać świtu, wydaje się Wam bajką kogoś, kto nigdy nie zetknął się z prawdziwą tragedią, ale że ma bogatą wyobraźnię, to potrafi ją sobie wyimaginować… Postanowiłam więc uchylić nieco rąbka z mojej przeszłości w poniższym wywiadzie, byście uwierzyły, że ja także miałam w życiu „przechlapane” i ledwo, ledwo się dźwignęłam. Byście nabrały nadziei, że skoro mi się udało odbudować mój świat i osiągnąć to, co osiągnęłam, sama jedna, własnymi siłami, to potrafi to każda z Was. Bo w kobietach jest prawdziwa SIŁA.
Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ukazując kawałek mojej przeszłości, ale czuję, że było to potrzebne – i Wam, które piszecie do mnie „Dziękuję pani Kasiu, że mnie pani rozumie”, i mi, bo rzeczywiście Was rozumiem. Oto poniżej macie tego dowód. I myślę, że po przeczytaniu tego wywiadu niejedna z Was w moich oczach, które uśmiechają się do Was ze zdjęcia, oprócz słońca znajdzie tamten cień…

Przyznam,
że jest Pani dla mnie swoistym fenomenem, jeśli nie na skalę światową, to na
pewno polską: dwadzieścia dwie książki w ciągu sześciu lat! I to wszystkie na
listach bestsellerów! Jak Pani tego dokonała?
Dwadzieścia pięć (śmiech), trzy następne są już
napisane. Jak tego dokonałam? Ja uwielbiam pisać, Czytelniczki czytać, zaś
Wydawcy wydawać. Stanowimy zgrane trio. A że zupełnie przy okazji jestem
pracoholiczką…
 
Jest
Pani również bardzo wszechstronną Autorką – powieści obyczajowe, romans,
erotyk, sensacja, kryminał, fantasy, a nawet książka kucharska. Nie ucieka pani
też przed trudną tematyką społeczna. 
Moja wszechstronność wynika po pierwsze z
ciekawości, a po drugie z ambicji. Jestem bardzo ciekawa nie tylko świata –
lubię dużo wiedzieć na każdy temat, ale i swoich możliwości, stale sprawdzam
samą siebie – co potrafię, jakim wyzwaniom sprostam, czym mogę siebie jeszcze
zaskoczyć, a czym już nie. Gdy utwierdziłam się w fakcie, że w ogóle potrafię
pisać, gdy Czytelniczki dały mi znać, że powieści pogodne, ku pokrzepieniu serc
i z koniecznie dobrym zakończeniem wychodzą mi całkiem całkiem, zapragnęłam
pójść krok dalej i zmierzyć się z trudniejszą tematyką. Napisałam więc
„Nadzieję”, potem – gdy ta powieść została zaskakująco dobrze przez
Czytelniczki przyjęta, wyszarpnęłam z duszy i serca historię jeszcze
trudniejszą, czyli „Bezdomną” i przestałam się bać różnorodnej
tematyki.
Czy
trudno się konstruuje tak różne światy? 
Na pewno trzeba dostać od Boga talent, wyobraźnię i
empatię. Ja miałam to szczęście, że zostałam nimi obdarzona i tworzenie innych,
zupełnie różnych rzeczywistości przychodzi mi to samo z siebie, po prostu
„wchodzę” w świat, który opisuję. Trudno zaczyna się robić dopiero
wtedy, gdy ten świat jest brutalny, gdy rozgrywają się w nim nieprawdopodobne
dramaty, a ja, „będąc tam” staję się ich uczestniczką i przeżywam dramaty
moich bohaterów jak swoje własne. Po takiej powieści bardzo długo nie mogę
wrócić do rzeczywistości i długo leczę zadane mi w tamtym świecie rany.
Powiedziała
Pani 'zaskakująco dobrze przez Czytelników przyjęte’ – zaskakuje Panią sukces
Pani książek?
Tak, nadal nie potrafię uwierzyć, że z niepozornej,
nikomu nieznanej Kasi Michalak, najpierw lekarki weterynarii, później
zarządczyni nieruchomości, stałam się pisarką, posiadającą własne, podpisane
moim imieniem i nazwiskiem półki w księgarniach. Jest to coś… zupełnie
nieprawdopodobnego, bo w głębi duszy nadal jestem tą cichą, zakompleksioną
kobietką po ciężkich przejściach.
 
Jakie
to przejścia? Chce się nimi Pani z nami podzielić?
Ech… nie jest łatwo o tym opowiadać… Kiedyś,
dawno temu, wydawało mi się, że mam wszystko, o czym tylko można zamarzyć.
Miałam kochanego męża, któremu ufałam, jak nikomu na świecie, miałam śliczny
domek na leśnej polanie, miałam wspaniałą pracę, dającą mi mnóstwo radości i
satysfakcji – byłam lekarzem w ogrodzie zoologicznym i prowadziłam własną
lecznicę, a jakby jeszcze tego było mało, urodziłam ślicznego, zdrowego,
wymarzonego synka. Byłam naprawdę szczęśliwa i spełniona. Każdy dzień zdawał
się być pełen niespodzianek i… cóż… taka niespodzianka właśnie się
przydarzyła. Z dnia na dzień okazało się, że moje małżeństwo to ułuda zbudowana
na zdradzie i kłamstwie, z mojego domu zostałam wraz z synkiem wystawiona za
drzwi, a ukochaną pracę musiałam porzucić i wrócić do rodzinnego miasta.
Jednego dnia miałam wszystko, następnego kompletnie nic. Poznałam co to głód i
strach o przyszłość, poznałam, co to brak podstawowego poczucia bezpieczeństwa,
„zaliczyłam” trudny rozwód i wieloletnią depresję porozwodową. Tak.
Doskonale potrafię wczuć się w emocje moich bohaterek, bo wszystkie – od
szczęścia, nadziei i ufności, do rozpaczy, bezradności i strachu poznałam.
Bardzo dobrze poznałam.
Teraz doceniam każdą chwilę spokoju, cieszę się
każdym jasnym, radosnym dniem, bo wiem, jak szczęście jest ulotne i jak łatwo
wszystko stracić.
Czyli
cierpienie uczy cieszyć się małymi sprawami, sprawia, że jesteśmy mądrzejsi,
potrafimy dawać rady, czy to podczas rozmowy, czy poprzez napisane książki, jak
w Pani przypadku… 
Cierpienie ponoć uszlachetnia. Mnie uwrażliwiło na
to, co staram się przekazać w każdej książce: jak łatwo jest wszystko stracić.
Jak przewrotny bywa los. I jak – mimo że teraz też bywa mi ciężko – muszę
doceniać wszystko co mam, tu i teraz. Cieszyć się choćby tym, że moje dzieci są
zdrowe i bezpieczne. Że odbudowałam z kompletnych zgliszczy moje życie. Ta
życiowa nauczka – teraz widzę jak bezcenna – przyniosła mi jeszcze coś:
świadomość, że choćby było bardzo źle, wręcz tragicznie, jest ktoś, komu mogę
ufać, kto mnie nie zawiedzie: ja sama. Zyskałam niesamowitą siłę wewnętrzną i
wiarę w siebie. 
Ale
czy takie przeżycia, nie sprawiają, że z rezerwą podchodzi się do życia i tego
co ze sobą niesie? Czy nie boi się Pani zaangażować w znajomość, przyjaźń…
miłość?
Rzeczywiście kiedyś byłam taka ufna i naiwna…
Zupełnie jak moje bohaterki – może dlatego często piszę o dziewczynie, którą
byłam wtedy, przed życiową traumą. Dziś jestem może nie tyle nieufna, co
ostrożna. Może nawet zamknięta w sobie? Wolę przeżywać romantyczne uniesienia
na kartach książek, niż w rzeczywistości, bo… tak jest bezpieczniej? Właściwie
w moich opowieściach mam wszystko! Książę na białym koniu? Proszę bardzo! (śmiech)
 
Fascynująca
jest Pani droga od lekarki weterynarii do kobiety tworzącej bestsellery? Jaki
jest Pani przepis na szczęście?
Nie poddawać się. Odszukać w sobie pasję, odnaleźć
siłę i sięgnąć po marzenie, choćby wydawało się zupełnie nieosiągalne. Gdy masz
cel w życiu, godny cel, który da ci szczęście, satysfakcję, czy spełnienie,
miej odwagę do niego dążyć z całych sił. Czy byłam lekarzem weterynarii, czy
administratorką biurowca na Marszałkowskiej, czy teraz jestem pisarką, robię to
najlepiej jak potrafię, daję z siebie wszystko. To jest właśnie mój sposób na
życie. I przepis na szczęście. Pod jednym wszakże warunkiem: nie krzywdząc
innych. Szczęście zbudowane na czyimś cierpieniu to coś najbardziej żałosnego i
godnego pogardy.
Podkreśla
Pani, że trzeba mieć siłę, by realizować swoje cele i marzenia… Ale skąd
czerpać siłę, będąc samotną matką, jak Pani? Skąd brać czas na marzenia? Jak
sobie pani z tym radzi na co dzień?
Skoro jesteś kobietą, to masz tę siłę. Musisz ją tylko
w sobie odkryć. My, kobiety, dla kogoś, kogo kochamy, potrafimy dokonać
nieprawdopodobnych rzeczy. Samotna matka, mająca na utrzymaniu dziecko, zależne
przecież tylko od niej, nie powie: „Mam tego dosyć, odchodzę, radź sobie,
kochany dwuletni Piotrusiu sam”. Po prostu będzie walczyć o byt swój i
swojego dziecka. Poznałam kobiety, pozostawione same sobie z dziećmi
niepełnosprawnymi, czasem śmiertelnie chorymi i siła tych kobiet, ich
codzienne, spokojne – choć nam wydają się dramatyczne – zmagania z życiem
potwierdzają to, w co wierzę: my, kobiety, jesteśmy nie do zdarcia. Musimy
tylko w to uwierzyć. I podjąć walkę. Ja mam tę niesamowitą radość, że za moją
samotną walkę jestem wynagradzana: kochanymi dziećmi, domkiem w pięknym
miejscu, a przede wszystkim pisarstwem, które daje mi ogromną radość i setkami
tysięcy doceniających moją pracę Czytelniczek. Nie wszystkie z nas mają tyle
szczęścia…
A czas… czas na spełnianie marzeń zawsze się znajdzie.
Wydaje
się Pani jak Pani bohaterki, z zewnątrz delikatna, bardzo kobieca, trochę
rozmarzona, ale wewnątrz czają się ogromne pokłady siły i samozaparcia… 
Jak to czasem powtarzam: nie dajcie się zwieść tej
niewinności. Delikatna i kobieca potrafię w jednej chwili stać się lwicą
broniącą swojego dziecka, czy jakiejkolwiek krzywdzonej istoty – widząc jak
ktoś się znęca nad kimś bezbronnym staję się naprawdę… nieobliczalna (kiedyś w
obronie dręczonej starszej pani chciałam się bić – ja, pięćdziesięciokilogramowe
chuchro – z dwoma podpitymi dresiarzami!), z drugiej strony, gdy coś przerasta
moje siły, gdy los sprzysięga się przeciwko mnie, czy po prostu jestem śmiertelnie
zmęczona, potrafię rozpłakać się jak małe dziecko. Z bezradności, z bezsilności,
z beznadziei… Płaczę tak w samotności dotąd, aż skończą się łzy, trzeba wstać i
iść dalej. Ale ta samotność w zmaganiach z życiem jest czasem naprawdę trudna.
No
właśnie: każda z Pani bohaterek prócz celu, do którego dążyła z siłą i
determinacją, marzyła jeszcze o czymś… A raczej o kimś… Czy jest w życiu
Katarzyny Michalak jeszcze miejsce dla mężczyzny? Tego wyśnionego, wymarzonego?
Och… dotknęła Pani czułego punktu… (śmiech) Do
niedawna wydawało mi się bowiem, że wystarczy mi to, co mam. Że nie będę kusić
Losu marzeniem o wielkiej miłości. Ale jak ja, właśnie romantyczka i
marzycielka, mogłabym nie pragnąć wielkiej, pięknej miłości? Po piętnastu
latach samotności naprawdę mam jej serdecznie dosyć i po cichu, w skrytości
serca śnię o moim księciu, który być może gdzieś tam jest i śni o mnie. Jak
jednak całkiem niedawno zauważyłam, na pewno nie ma owego księcia w czterech
ścianach mojego domu, w ogrodzie też nie. Musiałabym wyjść z bezpiecznego
azylu, który sobie stworzyłam i sprawdzić, co jest za zakrętem drogi mojego
życia… Co, a może kto?
Akcja
wielu Pani książek dzieje się w sielskim otoczeniu przyrody, zwykle w uroczych
małych miejscowościach. Prywatnie też pani uciekła z dużego miasta. Nie lubi
pani miast?
Bardzo lubię miasta! Raz w miesiącu, w małych dawkach!
Poważniejąc: z urodzenia jestem warszawianką, spędziłam tutaj dzieciństwo,
młodość i część dorosłości, ale od zawsze, od kiedy pamiętam, ciągnęło mnie na
wieś. Jako dziecko wyjeżdżałam w wakacje do zaprzyjaźnionych gospodarzy,
pomagałam przy żniwach, karmiłam świnie, jeździłam na oklep konno, doiłam
krowy… Z jakim sentymentem wspominam tamte czasy… Gdy podźwignęłam się po
rozwodzie, postanowiłam znaleźć miejsce na Ziemi, gdzie poczuję się tak
beztroska i szczęśliwa jak wtedy. Po długich poszukiwaniach owego miejsca
stanęłam pewnego dnia na małej, sennej stacyjce w pewnej mazowieckiej wsi,
gdzie będąc małą dziewczynką jeździłam na kolonie i całymi dniami taplałam się
w Liwcu i… coś zakrzyczało we mnie: To tutaj! Potem zobaczyłam stary, niemal
rozsypujący się domek i – dokładnie jak moja bohaterka Ewa z „Roku w
Poziomce” – westchnęłam z głębi duszy: „Jaki on piękny…”, choć
dom sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał się rozpaść. Mimo to podjęłam decyzję
natychmiastową i parę dni później byłam szczęśliwą posiadaczką ruiny nazwanej
Poziomką. Od tamtego dnia cieszę się każdym dniem w tym miejscu. Kocham je na
dobre – gdy jest wiosna i budzi mnie śpiew ptaków – i na złe – gdy mróz zetnie
wodę w rurach, a ja, płacząc niemal z wysiłku, odśnieżam podjazd. Ale przecież:
„Gdzie dom twój, tam serce twoje”…
Tak,
w swoich powieściach stawia Pani na rodzinę, marzenia, dom… Rozumiem, że są
to Pani wartości, którymi chce się Pani dzielić z nami, czytelnikami. 
Szczęście buduje się na czterech filarach. Jednym z
nich jest dom – choć spotkałam kiedyś szczęśliwą bezdomną, ale czy naprawdę nie
wolałaby mieć własnego mieszkanka, niż sypiać na dworcach? Drugim jest zdrowie,
bo bez niego wszystko jest niczym, a gdy jeszcze choruje dziecko… to jest
prawdziwa rozpacz. Trzecim dobra praca, praca, którą kochamy, która daje nam
spełnienie, ale jest też godnie wynagradzana. Zaś czwartym filarem jest
rodzina. Człowiek samotny nigdy nie będzie szczęśliwy. Rodzina – kochająca się,
wspierająca, ciesząca chwilami we własnym gronie – czy jest ktoś, kto o tym nie
marzy? A jeśli już taką rodzinę ma, czy jej nie ceni? Dzisiaj wszystko stanęło
na głowie. Wartości takie jak rodzina, tradycja, wierność, prawdomówność,
zaufanie, prawość charakteru, dobroć, altruizm są… niemile widziane, wręcz
wyszydzane w mediach, literaturze, filmie, dziś liczy się szybkie życie, duże
pieniądze i łatwy seks. Ja jestem tradycjonalistką, hołduję dawnym wartościom.
I o takich kobietach – i dla takich kobiet – chcę pisać, bo pragnę być w
zgodzie z samą sobą.
Pisarka,
prowadząca poczytny blog, mama, samotnie wychowująca synka, właścicielka domu, piekąca
wspaniałe ciasta, a czasem walcząca z zasypanym śniegiem podjazdem… Od razu
nasuwa się pytanie: jak ona to robi?! Czy przy tak wielu obowiązkach ma pani
czas na odpoczynek?
Odpoczywam… hmm… czy ja mam czas odpoczywać?
(śmiech) Odpoczywam w moim ogrodzie, pielęgnując to, co ukochałam niemal tak
jak pisarstwo: moje piękne róże. Naprawdę, gdy ktoś widzi, z jaką miłością o
nich opowiadam, z jaką czułością dotykam ich płatków, jak słodko do nich
gadam… może pomyśleć, że „ta kobieta ma lekkiego fioła”, ale
pisarka musi nieco odstawać od normalności, prawda? (śmiech)
Poważniejąc jednak: myślę, że jest to kwestia
samodyscypliny, a zdyscyplinowana to ja jestem. Jest czas dla dzieci, jest dla
domu. Jest czas dla pracy i jest dla odpoczynku. Nie tracę bezcennego czasu,
danego nam raz na całe życie, na bezmyślne wgapianie się w telewizor, nie
marnuję na siedzenie w internecie i pisanie hejterskich komentarzy. Ja po prostu
korzystam z każdej darowanej mi chwili, bo mój czas może się skończyć już
jutro. Dostałam od dobrego Boga talent i dzięki niemu przynoszę chwile radości
i wzruszeń moim Czytelniczkom. Gdybym ten dar zmarnowała… nie mogłabym
spojrzeć w oczy własnym dzieciom, którym daję przecież przykład. Naprawdę
wszystko co przeżyłam – i dobrego, i złego – było po coś, w jakimś celu. I
jestem za to Losowi głęboko wdzięczna. Jak mogłabym to zmarnować?
Pani
życie mogło by posłużyć za materiał na kilka dobrych scenariuszy.. Które wątki
z pani wybrałaby pani do pierwszego filmu biograficznego?
O nie, nie! Tylko nie autobiografia! Ani w formie
pisemnej, ani filmowej! (śmiech) Przyznam, że wolę przeżywać perypetie, smutki
i radości moich bohaterek, niż wracać do własnych. Nie lubię wracać do
przeszłości. Jest naprawdę zbyt bolesna. Ale… jeżeli już miałabym pokazać
kawałek swojego życia, to byłaby moja praca w Zoo. Jak ja uwielbiałam tamto
miejsce i każdy dzień, który przynosił niespodzianki… Idąc do pracy nie wiedziałam,
czy dziś będę leczyła złamane skrzydło pelikana, czy może szyła ranę na łapie
lwicy. Kochałam to!
Czy
pisarstwo jest Pani sposobem na życie, czy mogłaby Pani żyć bez niego?
Przyznam, że mam kilka innych zadziwiających
umiejętności, bo zawsze byłam ciekawa świata i uwielbiałam poznawać nowe
rzeczy, nabywać nowe doświadczenia. Potrafię naprawić kontakt, potrafię robić
witraże, mam też za sobą kurs projektowania wnętrz i ogrodów, że o produkcji
filmowej i komponowaniu muzyki nie wspomnę, czego dowodem jest teledysk do
„Poczekajki”. Uważam jednak, że dostałam od losu pewną misję i muszę
ją wypełnić. Potrafię pisać, potrafię pisać emocjami, sercem, a na dodatek
przeżyłam chyba wszystko, co człowiek może przeżyć i dzięki temu mogę w jakiś
sposób pomóc moim Czytelniczkom. Dając im nadzieję, że nawet najczarniejsza noc
kiedyś się kończy, trzeba tylko doczekać świtu. Tak, rozumiem moje
Czytelniczki, potrafię z nimi przeżywać i cierpienie, i szczęście. I to chyba
jest siła moich książek – właśnie to zrozumienie i umiejętność współodczuwania.
Zdradziła
Pani ostatnio na swoim Vlogu tajniki pracy pisarskiej. Potrafi Pani tworzyć
nawet w niesprzyjających warunkach np. na zatłoczonym lotnisku. Czy zdradzi nam
Pani jeszcze jak można sobie wyrobić taka żelazną  samodyscyplinę? Czy to charakter czy kwestia
odpowiedniego treningu?
Zwykle zapewniam sobie jednak bardziej sprzyjające
środowisko twórcze: moje ulubione biurko, ciepło, ciszę i opakowanie żelek
nadziewanych sokiem – nie mogę ostatnio bez nich pisać! (śmiech), ale… to chyba
zależy od tego, co piszę. Jeśli jakaś scena, czy rozdział są naprawdę
porywające, to zapominam o całym świecie, wpadam w tamten, tworzony, i wtedy
dookoła może trwać trzęsienie ziemi, a ja zauważę je tylko dlatego, że nie
trafiam placami w klawisze (śmiech).
Oprócz
pisania książek tworzy też pani bardzo poczytnego bloga. Co daje pani taki
kontakt z czytelnikami?
Często powtarzam, że pisarza tworzą Czytelnicy, a
nie ilość napisanych książek, dlatego kontakt z Czytelniczkami jest dla mnie tak
ważny, wręcz bezcenny. Ich maile, wpisy i komentarze na blogu, nie mówiąc już o
wspaniałych recenzjach nie raz wzruszają mnie do łez. Nareszcie tych dobrych
łez. Choć dziewczyny nie mają ze mną bezpośredniego kontaktu, to jednak czuję
ich bliskość i wsparcie. To jest wspaniałe. Dla nich, dla tych wrażliwych
kobiet, warto pisać.
Z
wykształcenia jest pani lekarzem weterynarii i jak to widać w pani książkach
bardzo pani zwierzęta kocha – nie żal było pani porzucić pracy z nimi na rzecz
pisania?
Myślę, że kochałam zwierzęta za bardzo – ja chyba
wszystko robię za bardzo – i po prostu nie potrafiłam znieść cierpienia
zwierząt. W pewnym momencie, by się nie załamać kompletnie, powiedziałam: Dość.
A potem zaczęła się moja przygoda z pisarstwem, która trwa do dziś i w której
moją wrażliwość na cierpienie bezbronnych istot mogę w inny, być może bardziej
skuteczny, czy cenniejszy sposób wykorzystywać, choćby uwrażliwiając innych.
Ma
pani na koncie 22 książki, za chwilkę ukażą się trzy następne. Czy któraś z
nich jest dla pani szczególnie ważna i dlaczego?
Każda jest ważna. Każdą odbieram niczym narodziny
dziecka. Jak ja się cieszę, biorąc do ręki nowiutką, pachnącą, niemal jeszcze
ciepłą powieść mojego autorstwa… Chyba największym sentymentem darzę jednak Kroniki
Ferrinu, które pomogły mi w najczarniejszych chwilach mojego życia,
„Poczekajkę”, którą debiutowałam, ale za najważniejszą, bo poruszającą
najtrudniejszy społecznie temat, uważam „Bezdomną”, którą napisałam, by
uratować choć jedną kobietę i choć jedno dziecko…
Czy
chciałaby Pani przekazać nam coś na zakończenie, ma Pani jakieś motto życiowe?
O tak. Pamiętaj, że nawet jeśli Ty straciłaś wiarę w
marzenia, one wciąż wierzą w Ciebie.
26 maja 2014 19 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze Posty
Starsze Posty

NEWSLETTER PEŁEN MARZEŃ

Trylogia Autorska

Facebook

Facebook

Moje książki – w jakiej kolejności czytać

Najnowsze Posty

  • Premiera finałowego tomu Trzech sióstr już dzisiaj!

    12 lutego 2025
  • Finałowy tom serii Trzy siostry w przedsprzedaży!

    8 stycznia 2025
  • Szczęście pisane marzeniem – świąteczna powieść w przedsprzedaży

    24 października 2024
  • Burza, drugi tom „Trzech sióstr” w przedsprzedaży!

    20 sierpnia 2024
  • Iskra – pierwszy tom nowej serii Katarzyny Michalak – Trzy siostry już w sprzedaży

    30 maja 2024
  • Domek nad potokiem już w księgarniach!

    12 kwietnia 2024
  • Facebook
  • Instagram

@2019 - All Right Reserved. Realizacja - Pixelwork.pl - agencja interaktywna


Wróć na górę strony
Katarzyna Michalak – Pisarka
  • Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt
Katarzyna Michalak – Pisarka
  • Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt

Recent Posts

  • Premiera finałowego tomu Trzech sióstr już dzisiaj!

    12 lutego 2025
  • Finałowy tom serii Trzy siostry w przedsprzedaży!

    8 stycznia 2025
  • Szczęście pisane marzeniem – świąteczna powieść w przedsprzedaży

    24 października 2024
  • Burza, drugi tom „Trzech sióstr” w przedsprzedaży!

    20 sierpnia 2024
  • Iskra – pierwszy tom nowej serii Katarzyny Michalak – Trzy siostry już w sprzedaży

    30 maja 2024
@2019 - All Right Reserved. Realizacja - Pixelwork.pl - agencja interaktywna