Często pada pytanie, którą ze swoich książek bym poleciła, od której najlepiej zacząć przygodę „z Tą Michalak”. Oczywiście to zależy od gustu Czytelniczki, ale…
Nie wiem, jak mają inne pisarki, ja mam tak, że nie czytam moich książek. Tych już wydanych. Owszem, gdy dostaję paczkę z egzemplarzami autorskimi, to biorę do ręki jeden, głaszczę okładkę, przerzucam kartki i ogólnie cieszę się i jestem szczęśliwa jak z narodzin dziecka (i nie ma znaczenia, że jest to już dwudzieste dziecko ;), ale żeby usiąść i przeczytać? Nie. Treść znam niemal na pamięć, bo nie dość, że sama ją napisałam, to podczas pracy redakcyjno-korektorskiej musiałam się z nią zapoznać jeszcze ze trzy razy. Poza tym wydaje mi się trochę dziwne, by autor czytał własne książki.(Właściwie nie wiem dlaczego…)
Są jednak powieści, do których wracam.
Czasem przypadkiem – czegoś szukałam, otworzyłam książkę i tak mnie wciągnęła treść (moja własna ;D), że nie mogłam jej odłożyć i przeczytałam od okładki do okładki, czasami piszę tom drugi, więc przypominam sobie pierwszy, a jeszcze kiedy indziej po prostu chcę wrócić do bohaterów i miejsc, które opisałam.
Więc wracam.
W weekend zrobiłam sobie maraton ferrinowy – przeczytałam cztery tomy, od drugiego do piątego (z moją najukochańszą „Wojną” na czele) – i, kurczę, jest mi z tym dobrze. Po prostu kocham Ferrin, kocham jego bohaterów i tamten świat. I za każdym razem, gdy do nich wracam, moja wyobraźnia ożywia się i tworzy nowe postaci, nowe wątki, nowe przygody. Muszę wreszcie zrealizować jedno ze swoich marzeń i napisać tom VI.
Howgh.
Dwa razy czytałam też „Poczekajkę”, lecz tym razem chciałam wrócić do czasów, gdy sama byłam taką Patrycją. Znów mogłam przeżyć przygody z ogrodu zoologicznego, poszukiwania własnego miejsca na ziemi, remont domu… Dla marzycielek i romantyczek „Poczekajka” jest znakomita na rozpoczęcie przygody z moimi książkami. Zdecydowanie.
Dla tych z Was, które wolą coś mniej magicznego, polecam „Mistrza” i „Wiśniowy Dworek” – do tych dwóch powieści również wracałam nie raz. I do „Lata w Jagódce”, którą to książkę uważam za najzabawniejszą ze wszystkich, jakie napisałam. Jeszcze „Sklepik z Niespodzianką” i „Ogród Kamili” – tak, o dziewczynach z Pogodnej i dziewczynach z uliczki Leśnych dzwonków też mogę powiedzieć, że warto je poznać. Ich fascynujących facetów również. A te z Was, które wolą coś mniej pogodnego, bardziej dramatycznego, czy wręcz wstrząsającego, powinny być usatysfakcjonowane „Nadzieją” albo „Bezdomną”.
Oto macie odpowiedź, które powieści polecam na początek. A które poleciłyby moje Czytelniczki?