Oto parę rad od początkującej hodowczyni dla początkujących hodowczyń. Nie jestem różaną wyrocznią, hoduję te kwiaty dopiero czwarty rok i myślę, że sporo muszę się nauczyć, ale kilkoma spostrzeżeniami mogę się z tymi, które pokochały róże po „Ogrodzie Kamili”, podzielić.
Jest teraz czas sadzenia róż. Jesień i wiosna. Przy czym nie wiem dlaczego jesień ma być lepsza od wiosny. Ja, gdybym miała być gdzieś przenoszona, wolałabym pocieszać się ciepłem i słońcem, a nie okropnym październikiem i jeszcze gorszym listopadem. Ale róże nie mają takich rozterek. Można je więc teraz sadzić. Dodam, że róże w doniczkach można przesadzać cały rok. Te z nagim korzeniem (a takie najczęściej są w sprzedaży) właśnie wczesną jesienią i wiosną.
Jedna ważna uwaga: róże kochają ciepło i słońce. W cieniu będą chorowały, w półcieniu będą nieszczęśliwe. I też zaczną chorować.
Ja mam u siebie trzy różane poletka – jedno dla moich ulubienic, najbardziej zadbane i z najlepszą ziemią, drugie dla odmian, które sprawdzam, również zadbane, trzecie to zsyłka (wygnanie) – tam przesadzam odmiany, które się nie sprawdziły. Jest to miejsce najbardziej oddalone od domu, zaciszne i totalnie nasłonecznione. Najbardziej gorące i słoneczne na całej działce. I tam te moje półdziko rosnące różyczki… mają się najlepiej. Kochają to miejsce. Mogę kompletnie nic, oprócz podlewania, przy nich nie robić, a one i tak będą kwitły aż do zimy. Szkoda, że tego ciepła i tego słońca nie mogę przenieść bliżej… Róże przy domu, choć bardzo o nie dbam, chorują, bo rosną w cieniu. Nie znoszą tego. Tak więc gdy będziecie wybierać miejsce dla Waszych pieszczoszek, dużo słońca proszę.
Róże muszą być przycinane i podlewane. Na początku bałam się tego przycinania. Rozumiecie: nad trzecim pąkiem, skośnie, tylko podczas pełni księżyca i nago (żartuję), ale teraz po prostu biorę sekator i je przycinam. One i tak odrosną. O ile będą miały słońce i ciepło.
Są dwie szkoły: cięcie jesienne i cięcie wiosenne (mówię nie o usuwaniu zwiędłych kwiatów – to trzeba robić na bieżąco, a o cięciu niskim, ok 30cm nad ziemią). Ja przycinam róże po staropolsku – jesienią. Ładnie wtedy wygląda rosarium jest schludne i zadbane i łatwiej krzaczki opatulić.
No ale ja się nie znam. Fachowcy radzą co innego. Czyli cięcie wiosną.
Na zimę róże należy opatulać. Ja przysypywałam je liśćmi brzozy, które zgrabiałam z trawnika i jest to okej, ale trudno potem te liście wydłubywać z kłujących krzaków. W tym sezonie mam zamiar spróbować mat słomianych albo jodłowych gałęzi. Ciekawe jak się to sprawdzi.
Róże należy nawozić. Nawozów jest cała masa, ja jednak wyszukuję takie w granulkach, koniecznie z manganem i żelazem, a na takie trudno trafić, bo zauważyłam, że właśnie takie niedobory u moich róż występują. Róże lubią też glebę lekko kwaśną (tak jak iglaczki i rododendrony), więc kora do obsypania krzaków nie zaszkodzi różom, a ograniczy wzrost chwastów.
Na koniec: jakie odmiany polecam? Często dostaję takie pytanie. Moja odpowiedź jest prosta: pachnące. Uwielbiam zapach róż, ale ale, nie wszystkie pachną różami! Kupiłam odmianę o zapachu… nie pamiętam jak był określony… orientalny? Egzotyczny? Woniała temperą, jakimś takim sztucznym zajzajerem i udała się na wygnanie. Gdzie ma się bardzo dobrze, jak wspominałam.
Wybierając więc odmianę, którą chcesz ściągnąć ze szkółki obejrzyj zdjęcia, czy taki kwiat Ci się podoba, doczytaj dokładnie, jaki to rodzaj róż (wielkokwiatowe to róże na długich łodygach i dużych pięknych najczęściej pojedynczych kwiatach, wielokwiatowe to niższe i obficie kwitnące, są jeszcze rabatowe, pnące, historyczne…). Czy jest odporna na mróz i na choroby. Czy ewentualnie zgodzi się rosnąć w półcieniu, albo w donicy (róże nie lubią donic, mi się nie udało hodować ich na ganku). Jak jest wysoka i jak szeroko się rozkrzewia. Bujnie rosnące zagłuszą bowiem te mniejsze i niższe, zasłaniając im słońce.
Ja już wiem, jakie róże chcę hodować na całej działce. Moje ulubione to Aquarell, Lady Emma Hamilton i Erotica.
Bardzo, ale to bardzo niezwykła, aż niepokojąca, jest niebieska róża (choć kolor ma raczej lawendowy), ale nie wiem, jak się nazywa, ja określam ją róża-duch. Tej się jeszcze przyjrzę.
I na koniec powiem Wam jedno: to wspaniałe hobby. Mogę się krzątać między moimi różami całe letnie dnie. Chętnie je także tnę do wazonu (szczególnie te z wygnania), dom wtedy pięknie wygląda i pięknie pachnie.
A teraz kilka zdjęć moich pieszczoszek.
Wyjątkowo wdzięczna w hodowli i wyjątkowo niefotogeniczna Aquarell. Kwitnie od czerwca do teraz, gdy wszystkie inne już się poddały, ma śliczne kwiaty i ładnie pachnie. Krzaczki miały być średniowysokie, a jeden przerósł mnie. Ale moje aquarelki wiedzą, że darzę je miłością i w ten sposób się odwdzięczają. 🙂
Druga z moich ukochanych odmian, którą już tutaj prezentowałam: Lady Emma Hamilton. Moim zdaniem trudna w hodowli i wymagająca troski. Przepięknie kwitnie a jeszcze piękniej pachnie. Obok Erotiki (której ładnego zdjęcia nie udało mi się zrobić) to najpiękniej pachnąca odmiana.
Orient Express – z tego co pamiętam tak się nazywa ta róża. Ładnie wygląda, ładnie pachnie, ale nic szczególnego o niej nie powiem. Chyba powędruje „na wygnanie”…
Candlelight – ładna, ładnie pachnąca, długo stoi w wazonie (co nie zawsze jest regułą, nie każda odmiana choć cięta w ten sam dzień lubi zdobić dom)
Śliczna – i tylko śliczna – Nostalgie. Jeszcze jedna ważna uwaga przy okazji: wybierajcie róże, które powtarzając kwitnienie i kwitną do jesieni. Chcecie mieć – tak jak ja – kwiaty, a nie krzaki przy domu, no nie? Nostalgie zakwitła raz, a potem były same badyle. Rozczarowałam się, bo kwiaty były naprawdę przepiękne…
I na koniec róża-duch. Płatki mają barwę lawendową, wpadającą w błękit i muszę Wam powiedzieć, że krzak obsypany takimi kwiatami jest po prostu niesamowity. Będę ją hodować. Ale może na słońcu. Ciekawe, czy będą wtedy bardziej niebieskie, czy bardziej fioletowe…
Pewnie zanudziłam Was na śmierć postem różanym, ale o moich pasjach potrafię nawijać w nieskończoność. 🙂
Teraz mam nowe hobby, fotografię, i niedługo znów zaprezentuję parę zdjęć…