Okej, wiadomość jest tylko w połowie dobra, a w połowie dobra dopiero będzie. Rzeczywiście przymierzam się do nowej serii, ale… nie mam pojęcia jak ją nazwać.
Wszystkie poprzednią są pokończone (poczekajkowa, kwiatowa, z tulipanem), albo są dość określone: seria z czarnym kotem jest „najcięższa” emocjonalnie, seria owocowa powinna być radosna i z happy endem, a wiecie, jak to ostatnio ze mną jest – dosyć nieobliczalna stałam się co do treści i bohaterów. Z tego powodu musiałam zmienić tytuł i okładkę „W imię miłości” i „Dla Ciebie wszystko”, bo za nic nie pasowała mi treść do „Jabłoniowego Wzgórza” i sielskiego okienka w otoczeniu kwiatków.
Tymczasem wymyśliłam kilka książek, które pojawią się w przyszłym roku i pewnie w następnych latach. Będą to powieści obyczajowe, dla których postanowiłam stworzyć zupełnie nową serię.
Mam jedną zagwozdkę: jak ją nazwać? Jak nazwać serię obyczajówek dla kobiet, taką trochę ku pokrzepieniu serc, a trochę z drugim dnem – jak to u mnie – poruszającą ważne, czasem trudne tematy (ale nie tak trudne jak w serii z czarnym kotem)?
Macie jakiś pomysł?
Ja myślę intensywnie, bo pierwsza powieść z nowej serii ma szansę ukazać się już w lutym, chyba że napiszę jednak trzecią historię z serii czarnokociej, która od wielu miesięcy chodzi mi po głowie. Jest jednak tak…dramatyczna, że normalnie już się boję. A co dopiero będzie podczas pisania?
Może więc zaczniemy nowy rok czymś… łagodniejszym?
Seria… tytuł serii… i projekt okładki… Od tego chcę zacząć. Powieść już zaczęła się pisać. Ale potrzebuję dla niej ładnej oprawy. Nową córeczkę wypada przecież ślicznie ubrać, czyż nie?
Seria… nowa seria dla kobiet… myśl, Kasiu, myśl!
:*