Jak wiecie oprócz pisania zajmuję się także projektowaniem okładek do moich książek, a że ostatnio nie mogłam za bardzo pisać, siedziałam w fotoszopie (to nowy rodzaj szopy).
Trzeba bowiem przygotować okładki do zbliżających się premier i wznowień, a trochę tego jest.
Ta do „Nie oddam dzieci!” jest prawie gotowa. Pomysł na nią miałam już dawno, teraz dopieszczę szczegóły. Tutaj załączam z mottem tej powieści, bo nie wszystkie z Was bywają na fanpejdżu…
Okładkę do następnej nowości też już raczej mam. 🙂 Mi spodobała się ta zieloniutka. I opinia kilku z Was, że jest w klimatach „Poczekajki”, a ja lubię „Poczekajkę” 😉
Potem będzie długo oczekiwane wydanie „Zachcianka” w nowej sukience. Jeszcze muszę je trochę dopieścić, ale myślę, że prezentować się będzie ślicznie.
Ale teraz mała zagwozdka. Pracujemy z Wydawcą nad nową okładką dla „Mistrza” i… wyznam szczerze, że jest mi trudno, bo jakoś mentalnie przywykłam do tej z tulipanem.
Mimo to chętnie ujrzałabym na okładce Raula…
Albo Sonię… 😉
Albo Raula z Sonią…
Ale Wydawca, nie wiem czemu, jest przeciw. :)))
Do Wielkiej Niespodzianki projekt okładki już jest, ale jeszcze Wam jej nie pokażę, bo wszystko by się wydało. 😉
Jak więc widzicie mimo, że piszę mniej, niż rok temu o tej porze, to na pewno się nie nudzę. W przerwach między okładkami przygotowuję trailer pewnej powieści (dawno nie byłam na planie filmowym 😉 i scenariusz do niej. Gdy prace ruszą, dam Wam znać, bo może być ciekawie…
Okej, wracam do „Nie oddam dzieci!”. Przede mną masakra na drodze (nie wiem, jak ja to przeżyję), a potem będzie już tylko gorzej… Róbcie zapasy chusteczek. Myślę, że nawet „Bezdomną” ta powieść pobije w ilości wylanych łez…
PS. Wiem, że w którymś z poprzednich wpisów zapowiadałam na wiosnę „Spełnienia marzeń”, ale… jakoś wróciłam do serii z czarnym kotem. Ten mrok za oknem bardziej nastraja, by pisać coś wstrząsającego, zamiast pogodnej, romantycznej komedii.