• Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt
Katarzyna Michalak – Pisarka
Category:

Bez kategorii

Bez kategorii

Quiz „trzecie zdanie z…” i „Poczekajki” do wygrania!

Przez Administrator 19 października 2012
napisane przez Administrator

Dzisiaj jest piątek, no nie? Jakoś tak… Chyba znów mi kilka dni umknęło, bo na Cyprze byłam – mentalnie, z obłędnym Raulem, grzeczną Sonią, niegrzecznym Vinim i Andżeliką-nimfomanką (dla niewtajemniczonych: pisałam „Mistrza”). A skoro jest piątek, to przed nami weekend i przydałby się jakiś quizik, bo dawno go nie było, a przecież lubicie. Ostatnio pytań i odpowiedzi wpisałyście tyle, że blogger się zawiesił. :))

Ogłaszam więc Quiz „trzecie zdanie z…”.
Pytająca mówi: „jakie jest trzecie zdanie z 86 strony „Zmyślonej”? Odpowiadająca przepisuje owo zdanie i zadaje swoje pytanie: „Jakie jest trzecie zdanie z 14 strony „Gry o Ferrin”? I tak dalej.
Zasady podobne do poprzednich quizów: jedno pytanie – jedna odpowiedź. Jeśli odpowiedziałaś źle, następna, która odpowie dobrze zadaje pytanie. Jeśli spóźniłaś się i odpowiedziałaś jako druga, skasuj komenta i odpowiadaj dalej (nie zadając pytania).

Pamiętajcie, by pilnować kolejności, bo robi się bałagan, gdy jest kilka pytań i nie wiadomo na które odpowiadać. Zresztą jesteście już tak genialne w tych quizach, że nie muszę Wam tego mówić.

Książki biorące udział w niniejszym quizie, to wszystkie wydane do tej pory oficjalnie: Seria poczekajkowa, Sekretnik, Seria owocowa (trzy tytuły), Seria z kokardką (dwa tytuły), Nadzieja, Gra o Ferrin. Więcej grzechów nie pamiętam, za te akurat nie żałuję. 😉
Już zauważyłam że mogą być różnice w wydaniach, więc należy dodać, czy to okładka miękka, czy twarda.
Zdania muszą być pełne, czyli połowy zdania, od której zaczyna się strona nie bierzemy pod uwagę. I starajcie się wybierać zdania krótkie, żeby nie przepisywać tu całego akapitu, okej? Kilka wyrazów i jest dobrze.

Wśród odpowiadających wylosuję szczęściarę, która otrzyma nowiutką, jeszcze cieplutką „Poczekajkę”.

Jeśli z różnych przyczyn nie chcecie albo nie możecie wziąć udziału w quizie, na wygranie „Poczekajki” macie drugą szansę: wystarczy napisać w komencie „Dlaczego to ja powinnam dostać „Poczekajkę”. Jedną najpiękniejszą czy najbardziej sugestywną odpowiedź wybiorę i wyślę książkę.
Dodam, że ja jeszcze „Poczekajki” w nowej sukience nie widziałam, będę się cieszyć razem z Wami.

Poraz rozpocząć quiz. Jak zwykle ja zadaję pierwsze pytanie (w pierwszym komencie). Komentarze wchodzą od razu, nie trzeba czekać na ich zatwierdzenie, a quiz potrwa też jak zwykle do poniedziałku godz. 22.

Bawcie się dobrze! Quizujcie, komentujcie, piszcie, wygrywajcie.
Wiem, że będziecie ŚWIETNE!
Ja zaś wracam na Cypr. Do „Mistrza”

Wasza Kejti

PS. Uwaga: jest już ponad 200 komentów, blogger zwinął więc stronę, trzeba nacisnąć taki przycisk na samym dole „załaduj więcej” i można bawić się dalej.

19 października 2012 256 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Nie wierzę w przypadki, czyli rzecz o „Bezdomnej”

Przez Administrator 15 października 2012
napisane przez Administrator

Jakiś czas temu zapowiedziałam Wam tutaj, na tej poziomkowo-słonecznej stronie, że po „Mistrzu” zajmę się „Bezdomną” i w tym celu będę musiała poznać życie „ludzi marginesu”. Piszę to w cudzysłowie, bo dla mnie ci ludzie – bezdomni, porzuceni przez społeczeństwo, rodziny, czy los – są takimi samymi ludźmi, jak my, czasem bardziej ludzkimi, niż nasi sąsiedzi, współpracownicy, znajomi… Wegetują sobie, pogardzani przez nas, tych „normalnych”, „dobrych obywatel” etc. Przez władzę są tępieni bez litości, przeganiani z miejsca na miejsce, bo przecież tacy… odrażający. A ja myślę, że władzę drażni totalna wolność bezdomnych. Bo przecież ten kto nie ma nic, nic nie może stracić. Jest wolny. O, tylko tę wolność można mu zabrać, a kto by się tam bił z bezdomnymi? To żadna siła…

Hoho, jakiś polityczny mi ten wpis wychodzi, a miał być społeczny.

Mottem „Bezdomnej”, która powinna ukazać się a maju przyszłego roku jest: „Nie pogardzaj drugim człowiekiem, dopóki nie poznasz jego historii, może się bowiem okazać, że to nie degenerat, a nieszczęśnik, któremu życie rozsypało się w pył, zaś tobie los szykuje podobną niespodziankę”, bo o tym traktuje książka: o normalnej kobiecie, sympatycznej, dobrej, miłej i kochanej, która traci wszystko i trafia na ulicę. To mogło się przydarzyć – odpukać – każdej z nas…

Historia, którą w książce opowiem, poruszy Was chyba bardziej, niż „Nadzieja” – pierwsza z serii z czarnym kotem, pierwsza poważna i wstrząsająca, bez cienia zwykłej radości życia, którym cechują się moje książki i pierwsza bez happy endu. Uprzedzam, że przy „Bezdomnej” tamta to pikuś. Ja tylko zaczynam myśleć o historii Kingi – bohaterki tej powieści – i już mi się płakać chce. Co będzie, gdy zacznę ją pisać? Znów mnie sponiewiera psychicznie i emocjonalnie… Was zresztą też.

Żeby ją napisać, zaczęłam przymierzać się do rozpracowania środowiska bezdomnych – rozumiecie, muszę tych ludzi dobrze, prawdziwie przedstawić – ale jak to zrobić? Pójść na dworzec i kogoś zagadać? Trochę nieśmiała jestem, więc nie wiem, jak mi to wyjdzie…
Otóż los pospieszył mi z pomocą i podsunął bezdomną o imieniu Kasia, gdy kupowałam sobie wałówkę na wyjazd do Łodzi. Kasia stanęła obok mnie nieśmiało i poprosiła nie o pieniądze, a o coś do jedzenia, a ja nigdy nie odmawiam takim prośbom, pamiętacie?: głodnego nakarmić. Nakarmiłam więc ją, a ona, usłyszawszy, że chcę napisać o bezdomnych książkę, zapałała do tego pomysłu wielkim entuzjazmem. Umówiłyśmy się na spotkanie, oczywiście na Dworcu Wschodnim.

Miało to wydarzenie miejsce właśnie teraz, gdy zaczynam poważnie przymierzać się do „Bezdomnej” i jak tu wierzyć w przypadki tudzież w zbiegi okoliczności?

Uprzedzam raz jeszcze, że książka będzie przesmutna i bardzo dramatyczna. Nie pocieszycie się przy niej, o nie. Nie gwarantuję, że skończy się dobrze, czy choć odrobiną światła, jak „Nadzieja”, ale… myślę, że warto ją napisać i warto przeczytać. Ku przestrodze. I żebyśmy doceniły z całych sił, to co mamy. Tak łatwo stracić wszystko, co się kocha…

PS. Ja to mam rozrzut tematyczny: od uroczego Wiśniowego Dworku, przez sensacyjno-erotycznego Mistrza, pogodno-poruszającą Lidkę, na Bezdomnej kończąc… Okładka tej ostatniej jest już zatwierdzona przez Wydawcę, bo też mu się bardzo spodobała, więc nie martwcie się, że ktoś coś będzie zmieniał.

15 października 2012 30 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

„Mistrz” – powieść „z prądem”

Przez Administrator 9 października 2012
napisane przez Administrator

W tym poście zbyt wiele nie będę się rozpisywać, bo wszystko, co chcę powiedzieć jest w zakładce u góry, czyli TUTAJ. Możecie tam sobie wchodzić (o ile jesteście pełnoletnie oraz pełnoletni), czytać obszerny fragment, podziwiać dopieszczoną okładkę i trailer. A także… komentować. Wypowiadać się nie tylko nt. „Mistrza” i Waszych po nim oczekiwań, ale i na temat erotykyki w literaturze (przede wszystkim w polskiej literaturze): czy jest potrzebna, czy nie. Czy czytacie, czy niekoniecznie. Czy macie zamiar czytać, czy również nie do końca.
Bardzo jestem ciekawa Waszych wypowiedzi.

Tutaj parę słów od Wydawcy, na temat minikonkursu hasłowego:

Wszystkie hasła bardzo nam się podobały! Brawo za kreatywność!
Tymczasem wspólnie z Kasią,  zdecydowaliśmy się na: 
MISTRZ,
Powieść, która rozbudza zmysły
Czyli taką kompilację wszystkich Waszych haseł. A Grey z okładki wyleciał z hukiem...cóż? 
Natomiast konkurs wygrały:
 
panna - cotta
Tej zimy daj się uwieść Mistrzowi.

Agaaa006
Mistrz, sensacja i erotyka!


alison2
Książka, która rozpala zmysły.

Pozdrawiamy Was serdecznie i dziękujemy:)!
 
Zwyciężczynie proszę o adresy, przekażę je Wydawcy i gdy książki będą gotowe, dostaniecie je w pierwszej kolejności.
 
Jeszcze jedno: zostanie wydrukowane 100 miniksiążeczek w okładce jak wyżej, zawierających kilkadziesiąt pierwszych stron. Książeczki te będą dołączane na Targach w Krakowie do moich książek. Jeśli kupicie jakąś i przyjdziecie na stoisko Granice.pl, dostaniecie zapowiedź „Mistrza”. A gdy przyjdziecie w godzinach gdy ja tam będę (15-16 w sobotę), dorzucę jeszcze autografik i dedykację.
Fajnie, no nie?
9 października 2012 20 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Spotkanie w Łódzkiej Manufakturze – i ja tam byłam…

Przez Administrator 8 października 2012
napisane przez Administrator

Cześć Dziewczyny i Chłopaki (bo na spotkaniu było kilku panów). Nadal nie mam weny twórczej (poza blogiem też nic nie piszę, blokada jakaś, czy co?), będzie więc trochę nieskładnie.

 Miejsca, w którym się odbyło nie da się opisać, to trzeba zobaczyć – Łódzką Manufaktura to ogromny kompleks, zapierający dech w piersiach (choć może po prostu zdziczałam na wsi i wszystko, co ma więcej niż dwa piętra zapiera mi dech :).

Spotkanie było fantastyczne. Poznanie kilku z Was osobiście to zawsze duże przeżycie, gdy nick okazuje się prawdziwą, świetną osobą. Spotkanie pospotkaniowe było jeszcze lepsze, uśmiałam się w Waszym towarzystwie i bawiłam znakomicie. Dziękuję!!

Teraz już nie gadam, tylko wklejam relację filmową (po raz pierwszy widzę siebie udzielającą wywiadu i… no… takie zabawne uczucie). Wywiad trwał około godziny, ale nagrało się tylko kilkanaście minut. Ale namiastkę mnie macie. 🙂

Tutaj: WYWIAD

A tutaj: RELACJA EWY


8 października 2012 25 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Kim jesteś moja Czytelniczko, wyniki konkursu na Wymarzony Domek i …

Przez Administrator 3 października 2012
napisane przez Administrator

Kochane, na początek Patiś i grzybek. To moje ulubione zdjęcie ostatnich tygodni. Kurczę, synek jest jeszcze taki maluśki, a wygląda na nim jak duży chłopaczek. Jak widzicie dzierży w rącze grzyba – koźlaczka, który wyrósł ze trzy metry od domu. Pod choinką, którą wiosną zajmowały kosy. One miały gniazdo na wysokości metra (mogłabym wyjąć te ich małe naguski i skonsumować gdybym była kosożercą), teraz pod tym gniazdem wyrósł koźlaczek. Bo tak jak o Poziomkowe ptaki dbam swoją drogą (muszę zamówić na zimę 20kg łuskanego słonecznika – tak, tak, tyle zjadają okoliczne ptaki przez zimę, wierzcie mi, to bardzo dużo słonecznika…), tak na samym początku, gdy się tu sprowadziłam, sadziłam (siałam?) grzybnię. Kupiłam butelkę z taką strzykawką i szczepiłam ziemię grzybnią (trochę głupio to wyglądało). Między innymi koźlaków. No i wyrósł egzemplarz.
Wiem, mogę się wydać nienormalna, że na działce sieję grzyby, ale co tam…
Grzyb rósłby, aż by zgnił i zasiał nowe grzyby, ale Patiś to zapalony grzybiarz i go dorwał. A potem z wdzięcznie pozował do zdjęć (bo Patiś to także modelik).

Przyznam się Wam, że w tym roku boję się zimy. Nie mam pojęcia dlaczego, bo będzie to moja czwarta zima i gorszej niż pierwsza (półtora metra śniegu, pół roku mrozów, pamiętacie?) ani niż trzecia (zaawansowana ciąża, brak samochodu, do sklepu półtora kilometra, na wiosnę zalanie i brak dojazdu plus maleńkie dziecko w domu) nie przewiduję, ale… no jakoś się wyjątkowo boję. Drzewa tak wcześnie pojesienniały… Zapasy muszę zrobić ot co! W razie czego przyślecie jakieś wsparcie?

Jak widzicie obok jest nowa ankieta, która już kiedyś była (i dała mi dużo do myślenia), ale że Czytelniczek od tamtego czasu znacznie przybyło, to po raz drugi chcę więcej o Was wiedzieć. Głosujcie, moje drogie.

Niedługo powinien pojawić się jakiś quiz, bo i Wy lubicie tę zabawę, i ja uwielbiam Wam kibicować. Nie muszę dodać, że jeśli chodzi o znajomość moich książek jesteście lepsze ode mnie?

Teraz wyniki Konkursu Domkowego… Słuchajcie, ja nie lubię wybierać! Ja wolę losować, bo nie mam wtedy wyrzutów sumienia, że kogoś zraniłam. Tym razem też nie zmieściłam się w pięciu zwyciężczyniach – z nadesłanych domków wybrałam siedem. Kierowałam się najbardziej chwytającym za serce opisem, bo przecież Wasze Wymarzone Domki są najpiękniejsze jeden w jeden.
„Nadzieja” powędruje do:
AiryArt
Alison
Emilii
Ilony
Anik
Marty
i Małgorzaty
Poproszę o przysłanie via mail adresów, na które mam wysłać książki! I imion osób, którym mam je dedykować!

Teraz się z Wami pożegnam na kilka dni, bo mentalnie będę w pewnej rezydencji… Tak, tak, akcja „Mistrza” nabiera rumieńców…

Przypominam o kończącym się konkursie na Top20 Recenzentek (szczegóły w zakładce) oraz o spotkaniach w Łodzi i Krakowie. Proszę te z Was, które chcą się ze mną spotkać o przyjazd, bo naprawdę, ale to naprawdę spotkań w przyszłym roku nie będzie – przyczyny znacie: Patinek, praca, dom.

Dobra. Wy sobie głosujcie i przysyłajcie linki, ja idę pisać.

Na koniec pytanie:  Kim jesteś moja Czytelniczko? Jeśli któraś z Was ma chęć przedstawić się bliżej, napisać, jak się poznałyśmy, gdzie mieszka, jakie ma marzenia – zapraszam. To miejsce jest przede wszystkim Wasze…

3 października 2012 30 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Po-cze-kaj-ka!

Przez Administrator 30 września 2012
napisane przez Administrator

Kurczę, dziewczyny, ile ja maili dostawałam z pytaniami gdzie można kupić Poczekajkę, kiedy będzie wznowienie Poczekajki, jak ją zdobyć, ukraść, wydrukować… Odpowiadałam: nie wiem, nie wiem, nie wiem, aż… do dzisiaj. Dziś mam dla Was dłuuugo (rok?) oczekiwaną wiadomość: pod koniec października (na stronie Wydawcy jest informacja, że 19. października i tak zostałam poinformowana) pojawi się z księgarniach nowa, śliczna Poczekajeczka. Sukienki nie ma już może zielonej, ale cieszmy się, że w ogóle ma!

Dodam, moje kochane, że na pewno będzie ją można kupić na Targach Książki w Krakowie (stoisko FKOlesiejuk), a potem z Poczekajką pod pachą przejść do stoiska Granice.pl (godz. 15) lub Naszej Księgarni (godz. 16:30) gdzie będę ja we własnej osobie (sobowtórów nie przewiduję) i Wam ją podpiszę.
Fajnie, no nie?

Być może równocześnie wyjdzie Zachcianek w nowej odsłonie, ale tutaj głowy nie dam. Okładkę jednak prezentuję.

Przymierzamy się z Wydawcą również do następnych tomów Kronik Ferrinu, ale że tutaj nie mam pewnych wieści, to nic już nie mówię…

Przypominam, że spotykam się z Wami już za parę dni, w sobotę w Łodzi!

No i jak Wam się podobają dzisiejsze wieści? 🙂

30 września 2012 37 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Wieści i zapowiedzi oraz Wiśniowy Dworek – fragmencik

Przez Administrator 27 września 2012
napisane przez Administrator

Cześć, dziewczyny! Siedzę sobie nad morzem, naszym pięknym, szaro-błękitnym morzem i piszę… Piszę „Mistrza”, moją pierwszą powieść o zabarwieniu sensacyjno-erotycznym. Przyznam, że co skończę pikantną scenę, to się waham, czy oddawać tę książkę w Wasze ręce, bo… bo sceny są naprawdę namiętne i takiej Kejt jeszcze nie znałyście. Nie tyle mnie – bo przecież nie piszę o sobie – a moich bohaterek. To jedna z nich jest tak… hmm… bezpruderyjna i wyzwolona. Druga, nieśmiała i zagubiona, dopiero siebie odnajdzie. W ramionach niesamowitego faceta dodam. TUTAJ na nowoutworzonej stronie możecie podyskutować, czy lubicie, czy też nie lubicie czytać erotyki, a może do tej pory ich nie czytałyście, a macie chęci?

Ale nie o „Mistrzu” właściwie chciałam, bo do premiery jeszcze parę miesięcy, tymczasem nadchodzą Święta (rzekła Kasia widząc na kalendarzu wrzesień), a na Święta przygotowuję wraz z Wydawcą „Wiśniowy Dworek”, który dzielnie niczym pasikonik wskakuje coraz wyżej na topkę Empiku TUTAJ. Lubię pasikoniki i lubię topki.

Lubię też „Wiśniowy Dworek”, bo jest kwintesencją moich poprzednich powieści: dzieje się w kilku pięknych, rodzimych miejscach (i jednym egzotycznym, za to jakim!), opowiada od dwóch przesympatycznych dziewczynach i bardzo bardzo intrygującym mężczyźnie. Jestem ciekawa, jak przyjmiecie głównego bohatera „Wiśniowego Dworku”, którego postać jest co najmniej kontrowersyjna. Jego też polubiłam i mam cichą nadzieję, że Wydawca zamiast innej zamówionej książki zgodzi się na tom II „Wiśniowego Dworku”, bo bardzo chciałabym powrócić raz jeszcze do tych magicznych miejsc i tych bohaterów. Dodam, że „Wiśniowy Dworek” to zupełnie odrębna opowieść i nic (oprócz okładki w serii) nie łączy jej z Jagódkami, czy Poziomkami. Można zacząć serię do „Wiśniowego”.

Przypominam, że do wygrania w konkursie na Top20 Recenzentek jest 20 egzemplarzy przepremierowych właśnie mojej najmłodszej, info i konkurs TUTAJ Zapraszam Was również na spotkanie autorskie do Empik – Manufaktura w Łodzi, które rozpocznie się w przyszłą sobotę, 6. października od godz. 17. Jest to jedna z nielicznych okazji, na której możemy się spotkać, bo ja nie należę do zbyt medialnych i udzielających się „spotkaniowo” autorek. Jestem totalnie zakręcona pisaniem…

Wracając do nadchodzącej premiery, żeby Wam umilić oczekiwania, mały fragment:

WIŚNIOWY DWOREK
ROZDZIAŁ I
W ten ciepły majowy dzień nad
wiśniami otaczającymi stary dwór unosiły się setki krzątających się gorączkowo
pszczół. Dlaczego gorączkowo? Bo w powietrzu wisiała pierwsza wiosenna burza, a
tyle jeszcze pyłku i nektaru zostało do zebrania!
Dzieci, skupione wokół jasnowłosej, rozmarzonej
nauczycielki, unosiły zaróżowione buzie do słońca, z przymkniętymi powiekami
słuchając pszczelej muzyki.
Danusia Wrzesień trzymała w palcach gałązkę wiśni, z
zachwytem podziwiając delikatne kwiaty. Śnieżnobiałe płatki otaczały zielonkawy
słupek i pręciki, pokryte żółtym pyłkiem. Idealna równowaga barw, piękno w
najczystszej postaci. Dziewczyna mieszkała w tym starym dworze siódmy rok, a
nadal tak samo wzruszenie ściskało jej gardło, gdy zaczynały kwitnąć otaczające
szkołę wiśniowe drzewa.
– Pani uczycielko, pani uczycielko, a o czym oni śpiewają? –
zapytała jedna z dziewczynek, Joasia Krawcówna, nie otwierając oczu.
– „One” – poprawiła małą Danusia. Nie miała już sił
sprostować, że jest nauczycielką, a nie uczycielką. Tak mówiono w Milewie od
wieków i będzie się tak wieki jeszcze mówiło. Nim odpowiedziała na pytanie,
odgarnęła dziewczynce z oczu grzywkę gestem jednocześnie czułym i naturalnym,
jakby była matką Joasi. Bo w rzeczywistości Danusia matkowała wszystkim swoim
uczniom. Zarówno miłym i uroczym, do których należała najmłodsza latorośl
Krawców, jak i szkolnym łobuziakom z klanu Łopatków. W duchu przyznawała nawet,
że woli wesołego, psotnego Józia Łopatka, niż grzeczną, potulną Joasię Krawiec…
– Pszczoły śpiewają, że czas powrócić do pracy, moje kochane
– oparła na głos. – Otwórzcie oczy i spójrzcie, jak zbudowany jest ten kwiat.
Dzieci ochoczo pochyliły głowy nad białym kwieciem,
słuchając dalszych słów nauczycielki.
Danusia kochała swoją pracę. W tych dziwnych czasach, gdy
nauczyciel jest zawodem jeśli nie pogardzanym, to wzgardzonym, ona co dzień
budziła się z radością i ciekawością, czym też zaskoczą ją dzisiaj uczniowie.
Może była nauczycielem w małej wiejskiej szkole – gdzie do najliczniejszej
klasy uczęszczało obecnie dwanaścioro uczniów – zbyt krótko, by popaść w
rutynę, a może miała duszę entuzjastki, dość, że nie wyobrażała sobie innej
pracy.
Kochała też mały dworek o białych ścianach i pięknie
rzeźbionym ganku, otoczony starymi wiśniami o sękatych pniach, które kwitły każdej
wiosny tak cudnie, że nawet nieczuli na piękno przyrody mieszkańcy Milewa
mruczeli pod nosem, gdy jakaś sprawa przygnała ich do szkoły na wzgórzu:
– Niebrzydko tu u was, dziecki, niebrzydko.
Dwór postawiła rodzina Milewskich – drobna zaściankowa
szlachta, która dorobiła się małego mająteczku na Kresach, hodując konie
czystej krwi. Milewscy, dla których nie miał litości najpierw zaborca, potem Sowieci,
na końcu zaś władza ludowa, przez tę ostatnią zostali w końcu skutecznie
wygryzieni. Zmuszeni do opuszczenia dworu, do dziś tułali się pewnie po
Amerykach czy innych Australiach. Danusia próbowała odnaleźć ich spadkobierców
– nie po to, by oddać im Wiśniowy Dworek, jego właścicielem był skarb państwa,
a nie ona, ale choćby dlatego, by wiedzieli, że dwór stoi, jest zadbany w miarę
skromnych środków gminy, wsi i samej Danusi. Bezskutecznie jednak. Po
Milewskich ślad zaginął.
Teraz w ich dawnym majątku mieściła się szkoła podstawowa
dla dzieci z okolicznych wsi. Zajmowała cztery duże, jasne izby na parterze.
Szprosowe okna, wysokie, od podłogi do sufitu, wpuszczały do środka światło
słoneczne, rozproszone przez liście i kwiaty wiśni. Parkiet, z solidnego
białowieskiego dębu, pamiętał jeszcze czasy poprzednich właścicieli. Wprost z
niedużego holu po dębowych schodach wchodziło się na piętro, do królestwa
Danusi, której kontrakt obejmował mieszkanie służbowe na poddaszu: dwa
niewielkie, ale przytulne pokoje, równie jasne i słoneczne jak te na parterze,
a tym piękniejsze, że pod skośnym dachem, malutka kuchnia i takaż łazienka –
oto cały świat nauczycielki i zarazem dyrektorki szkoły w Milewie. Jak można
było nie kochać tego miejsca i tej pracy?
Pensja nie była oszałamiająca, lecz szkoła płaciła za prąd,
wodę i ogrzewanie; na ciuchy Danusia wydawała niewiele, rodzice uczniów zawsze
coś do jedzenia podrzucili, a na książki, które kupowała nałogowo, zawsze
wystarczyło, i tyle było do szczęścia dziewczynie potrzeba.
Jeszcze miłość. Danusi przydałaby się prawdziwa wielka
miłość. Czasem przed snem, w najczarowniejszej godzinie nocy, marzyła, że w
Milewie zjawia się właściciel Wiśniowego Dworku, piękny, młody szlachcic –
oczywiście na białym rumaku – wbiega po schodkach na ganek, gdzie na huśtawce
siedzi Danusia z książką w dłoni i… i najczęściej w tym miejscu zapadała w sen,
zmęczona codziennymi troskami. Nigdy nie wystarczyło jej wyobraźni czy raczej
odwagi, do wyimaginowania sobie ciągu dalszego: co zrobiłaby poznawszy takiego
mężczyznę. Czy odważyłaby się zaufać ponownie? Bo raz Danusia była zakochana,
bezgranicznie, bez pamięci, ale…
– Pani uczycielko, czy będzie przerwa? – głos Józia Łopatko,
rzeczowy, czy nawet stanowczy, wytrącił dziewczynę z zamyślenia. – Bo mi się
żołądek urywa.
– Urywa? – zdziwiła się mimowolnie. – Jak Józiu żołądek może
ci się urwać? Przecież wiesz, że znajduje się tutaj… – Szturchnęła chłopca
żartobliwie w brzuch.
– Urywa mi się na przerwę, pani uczycielko – wyjaśnił. – Czy
będzie kompot?
Danusia nie zdążyła odpowiedzieć, bo już zdyscyplinowana do
tej pory gromadka biegła do dworku, gdzie w stołówce pani Tosia przygotowywała
ciepły posiłek.
Bezpłatny obiad dla każdego dziecka ze szkoły w Milewie,
choćby skromny, ale pożywny – o to Danusia walczyła z władzami gminy i
kuratorium przez pierwszy rok swojego dyrektorowania, po tym jak jedna z
uczennic zasłabła podczas lekcji i młoda nauczycielka dowiedziała się, że
połowa jej podopiecznych przychodzi do szkoły głodna i głodna wraca do domu.
Milewo, zagubione w lasach gdzieś pod wschodnią granicą, było biedną wsią.
Ojcowie pili, matki łapały się każdej pracy, a dzieci… dzieci były puszczone
samopas. Nikt nie troszczył się o śniadanie dla takiego Józia Łopatko. Dopiero
wieczorem, gdy rodzina schodziła się po pracy albo wystawaniu pod sklepem,
matka resztkami sił przygotowywała jakiś posiłek.
Danusia, która sama zaznała może nie biedy, ale wiecznego
liczenia się z każdą złotówką, z jednej strony to rozumiała, z drugiej nie
zamierzała się z tym godzić. Rodziców dzieci nie zmieni – tu nie miała żadnych
złudzeń, ale mogła walczyć z władzami o sfinansowanie posiłków. I wywalczyła,
co nie przysporzyło jej sympatii włodarzy gminy, jednak Danusia wygrała coś
więcej: akceptację wsi.
Młoda samotna dziewczyna była do tej pory niemile widziana
przez zniszczone życiem i ciężką pracą kobiety z Milewa – była łakomym kąskiem
dla ich mężów, a niezamężnym mogła odebrać narzeczonych, ale Danusia nie była
typem flirciary, trzymała się z daleka od łypiących na nią łakomym wzrokiem
mężczyzn. A gdy jeszcze otoczyła czułą opieką milewskie dzieci i rzuciła się
władzy do gardła o te obiady…
Zofia Łopatko, matka Józia, podeszła do Danusi po zebraniu,
na którym dziewczyna garstce rodziców przedstawiła warunki fundowania
bezpłatnych posiłków (dzieci nie mogły opuszczać lekcji bez zwolnienia lekarskiego)
i bezpłatnych podręczników (fundowanych przez nią samą, ale o tym wolała nie
wspominać, żeby rodzice nie czuli się wobec niej zobowiązani). Pani Zofia od
niepamiętnych czasów była sołtysiną Milewa. Postawna, szorstka w obyciu, czasem
gwałtowna, potrafiła przylać i synom, i mężowi, a czasem i co bardziej
rozrabiającym sąsiadom, wychodząc z założenia, że lepsze lanie, niż kryminał.
Danusia trochę się jej obawiała, ale niepotrzebnie. Sołtysina od początku była
po jej stronie, choć nikt by się tego nie domyślił. Teraz stała przy biurku, na
którym Danusia porządkowała papiery.
– Pani uczycielko – odezwała się szorstkim głosem – przepraszam
za tego nicponia, Józka.
Danusia uśmiechnęła się. Rzeczywiście najmłodsza latorośl
Łopatków dawała się jej czasem we znaki.
– On panią bardzo lubi, ale łobuzowanie ma we krwi. Jeśli
dalej tak pójdzie, skończy jak jego ojciec i najstarszy. A to mądry chłopak.
Mógłby daleko zajść. Do technikum się dostać. Maturę nawet zrobić. Pani wie, że
ja mam maturę? – zapytała z dumą.
Dziewczyna uśmiechnęła się ponownie, bo żadne słowa nie
przyszły jej na myśl. W jej rodzinie wszystkie dzieci skończyły studia, matura
była obowiązkiem, a nie powodem do dumy, tutaj zaś…
– Nakażę Józkowi, by przyłożył się do nauki. Koniec z
wagarami! Jeden opuszczony dzień i tak mu wleję, że przez tydzień na dupie nie
siądzie, ale i nigdy więcej ze szkoły nie zwieje.
– Bicie nie jest metodą wychowawczą – odważyła się wtrącić
Danusia, ale sołtysina machnęła tylko ręką.
– Mówię: przykażę Józkowi, by pani słuchał i się uczył. Może
nowy rower obiecam za dobre stopnie? – Tu Danusia przytaknęła gorliwie. Bicie –
nie, nagroda – tak! Ale znów została zignorowana przez Łopatkową. – Chciałam
jeszcze powiedzieć, że gdyby któryś z naszych chłopów się pani naprzykrzał czy
ktoś ze wsi złym okiem na panią patrzył, proszę do mnie z tym przyjść, a ja już
dopilnuję, by krzywda się pani nie stała. Mam tu jakiś posłuch i jeśli ja kogoś
szanuję, to wieś też uszanuje.
Tu uniosła nieco wyżej podbródek, a Danusia po raz trzeci posłała
kobiecie nieśmiały uśmiech.
Od tamtej pory minęło sześć lat. Danusia zyskała na pewności
siebie i potrafiła nie tylko nieśmiało się uśmiechać, zaś sołtysina dotrzymała
słowa i nauczycielka, a potem dyrektorka szkoły, znalazła w Milewie spokojną
przystań. Nikt się jej nigdy nie narzucał, nikt nie wyrządził najmniejszej
krzywdy, ale też nikt nie zapraszał chociażby na herbatę, o wioskowych
uroczystościach typu ślub czy chrzciny nie wspominając.
Za spokój zapłaciła samotnością.
Mieszkańcy Milewa byli dla niej uprzedzająco grzeczni, ale
nic więcej. A może to ona sama stworzyła niewidzialną ścianę między sobą a
nimi?
„Co się dziś z tobą dzieje, kobieto?” – zganiła się w
myślach, bo dzieciaki, jak to dzieciaki, zaczęły dokazywać widząc, że
nauczycielka buja w obłokach.
Józio Łopatko właśnie wrzucił Ani Łojek łyżkę ziemniaków do
zupy, tłumacząc płaczącej dziewczynce, że taka zupa będzie bardziej „zażywna”,
jak się wyraził.
– Oddasz Ani swój deser, skoro jesteś taki hojny. – Danusia
stanowczo uciszyła i jedno, i drugie. Dziewczynka rozpromieniła się, chłopiec,
przeciwnie, przygasł, ale nie zaprotestował. Słowo „uczycielki” było w tym
murach świętością.
Dzieci skończyły obiad i udały się do klasy na dalsze
lekcje, Danusia zaś musiała się zająć papierkową robotą. I po raz pierwszy od
kiedy prowadziła szkołę w Milewie, poczuła zniechęcenie, wypełniając tysiące
rubryk, druków, tabel. Nauczaniu mogła się oddać bez reszty, natomiast rosnąca
biurokracja ją przerażała.
„Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy z własnej woli pół życia
spędzają w biurze, produkując tony papierów” – myślała robiąc przerwę na
herbatę. – „Wstają skoro świt, gnają przez szare zatłoczone ulice do betonowego
bunkra i tam siedzą do wieczora, nie widząc słońca ani nieba, tylko ekran
komputera i tabele, druczki, rubryczki. Wracają ledwie żywi do takiego samego
bunkra z betonu, otoczonego murem i przez resztę dnia gapią się w telewizor,
zamiast wyjść na spacer. Nie wiedzą, jak pachnie młody sosnowy las, nie
pamiętają, jak śpiewa kos albo słowik, nie czują na twarzy wiosennego wiatru
czy letniego słońca. Tylko konto im pęcznieje, a czasem nawet i to nie. Mnie przemocą
by do takiego życia nie zmusili…”.
Nie wiedziała, jak bardzo się myli. Nie mogła przypuszczać,
że już niedługo nie tylko przemocą, ale dobrowolnie zamieni szkołę w Wiśniowym
Dworku na biurowiec w Warszawie.
Życie jest pełne niespodzianek, czyż nie?
Taka właśnie niespodzianka czekała Danusię Wrzesień…
Danka Lucińska – kobieta-pistolet, kobieta-żywioł – wpadła jak
burza do marmurowego holu jednego z najnowocześniejszych budynków w mieście,
witając się po drodze do wind z recepcjonistką i ochroną, zgarniając
korespondencję, pytając, co słychać w budynku i czy przez noc stało się coś, o
czym powinna wiedzieć. Nim drzwi windy się zamknęły, zdążyła przejrzeć garść
listów i odebrać krótkie sprawozdanie od pana Marka, szefa ochrony.
Jadąc na piąte piętro, gdzie mieściło się jej biuro, rzuciła
okiem na swoje odbicie w lustrze, poprawiła włosy, obciągnęła obcisły, seksowny
sweterek, pięknie podkreślający jej zgrabną figurę i uśmiechnęła się do siebie.
Była tym, kim chciała być: przebojową bizneswoman, która miała na głowie całą
firmę.
Ding! – winda oznajmiła, że znajdują się na piętrze piątym i
w tym momencie Danka poczuła ostre dźgnięcie bólu. To dawał o sobie znać żołądek
niedożywionej, zabieganej i zestresowanej dziewczyny.
– Olać to – mruknęła wychodząc na korytarz i… zgięła się w
pół, porażona następnym ukłuciem bólu. – Oż w mordę… – wysapała, prostując się
z trudem i zerkając, czy nikt tego nie widział. Wyciągnęła z bocznej kieszonki
torebki listek maloxu i szybko rozgryzła dwie drażetki. Otarła wierzchem dłoni
łzy, które pojawiły się w kącikach oczu, odetchnęła głęboko i weszła do biura.
Natychmiast otoczył panią dyrektor tłumek podwładnych,
domagając się jej uwagi.
– W Jerozolimskich pękła rura kanalizacyjna, zalało
apartament…
– Na Domaniewskiej przerwali remont elewacji, mówią, że…
– Solec jest odcięty od prądu. Już dzwonili ze skargą…
Danka kiwała głową, niby przyjmując wszystko do wiadomości,
w duchu jednak modląc się o spokojne dotarcie do własnego pokoju i
zatrzaśnięcie im wszystkim drzwi przed nosem. Potem zaparzy sobie ziółek,
łyknie jeszcze rennie, skoro malox nie działa, i zwinie się w pół, z głową
opartą na biurku, czekając aż ból minie.
Nie ma tak dobrze.
Musiała zając się raportem księgowym i wyznaczyć najemców,
którym wyślą ponaglenia w sprawie płatności czynszu. Bycie dyrektorem dużej
firmy zarządzającej nieruchomościami zobowiązywało. Miała na głowie kilkunastu
administratorów, księgową, prawników, konserwatorów, firmy ochroniarskie, lecz
przede wszystkim mieszkańców i najemców, czyli tych, którzy płacili za jej
kredyty, samochód, fryzjerów, kosmetyczki, no i ciuchy. Że o jedzeniu w dobrych
restauracjach nie wspomnieć.
Im była winna dobrą obsługę budynków, w których mieszkami
lub pracowali. I bezwzględność w ściąganiu czynszu od dłużników.
– Pani dyrektor, Lipski przyszedł – sekretarka, zapukawszy
najpierw, wsunęła głowę do środka i półgłosem przekazała wiadomość.
„Lipski…” – Danka westchnęła, a żołądek zakłuł ją boleśnie.
– „To nim się denerwuję od rana. Podły typ, awanturnik i na dodatek nie płaci.
Teraz bezczelnie będzie się wypierał, rzuci hasło: bank nie przelał czynszu, a
na koniec zażąda prolongaty, za nic mając tłumaczenie, że jest na równych
prawach ze wszystkimi mieszkańcami i skoro od nich wymaga się terminowych
rozliczeń, to od niego…”.
Stało się dokładnie tak, jak Danka przewidywała.
Otyły, purpurowy na twarzy facet najpierw zrobił jej
awanturę za brud na klatce – jakby apartamentowiec, w którym miał mieszkanie za
dwa miliony, nie był najczyściejszym budynkiem w Warszawie – potem zaczął
grozić, wymagać, naciskać, tłumaczyć…
Danka słuchała go w milczeniu. Nie dlatego, że nie miała nic
do powiedzenia – facet po prostu nie dał jej dojść do głosu. Gdy zachrypł w
końcu i już chciał wyjść, pewny, że jak zwykle mu się udało, wreszcie i ona
mogła się odezwać.
I tak jak zwykle próbowałaby załagodzić spór, wiedząc, że
facet kiedyś przecież zapłaci, kiedyś… a odsetkami za zwłokę szefowie obciążą
ją, tak dziś… Dzisiaj coś w nią  wstąpiło.
– Jeszcze pan nie wychodzi – rzekła stanowczo, gdy jedną
nogą był już, zadowolony z siebie, za drzwiami.
Zatrzymał się zdumiony, obejrzał
przez ramię, a widząc bladą, wściekłą twarz młodej kobiety, wrócił do środka.
– Na początek proszę zmienić ton, dobrze pani radzę –
zaczął.
– Na początek masz pan tutaj wezwanie przedsądowe za zeszły
kwartał i wniosek do sądu i komornika za poprzedni. I zgłoszenie do Rejestru
Dłużników. – Cisnęła w niego teczką z dokumentami. – Możesz pan już nic nie
płacić, komornik wejdzie panu na konto, jeśli już nie wszedł, i zrobi to za
pana.
Lipski uniósł brwi ze zdumienia.
– Nie zrobisz mi tego, pindo jedna!
Danka tylko nań spojrzała.
– Czyżby?
Po czym wyciągnęła komórkę, włączyła nagrywanie i rzekła:
– Każde słowo, które pan wypowie, może stać się dowodem w
sądzie. Radzę liczyć się więc ze słowami.
– Oż ty…! Ja ciebie…! – ugryzł się w język. I nagle
spokorniał. – Pani Danusiu, przecież jesteśmy przyjaciółmi… Zapłacę szybciutko,
jeszcze dzisiaj będzie pani miała pieniążki na koncie. Nie trzeba nam ani
sądów, ani komorników, ani tym bardziej pierdolonych Rejestrów, bo banki firmę
mi puszczą z torbami. To jak będzie, dogadamy się?
– Oczywiście, panie Kaziu! – krzyknęła słodkim jak miód
głosem, a gdy Lipski cały się rozpromienił, starła mu uśmiech z zadowolonej,
nalanej twarzy słowami: – W sądzie się dogadamy.
Zmiął pod nosem przekleństwo. Posłał Dance mordercze
spojrzenie i wypadł z pokoju, obiecując, że ona tego pożałuje.
Już żałowała.
Mogła ugryźć się w język, zażądać uregulowania należności i…
nie dostać od żłoba ani złotówki. Mogła… nie, nie mogła, m u s i a ł a zaparzyć
ziółka, natychmiast!
Potem rzuci się w wir pracy: jedno spotkanie, drugie,
trzecie, raport księgowy, raport dla szefów, paręnaście telefonów, szybki obiad
– pewnie chińszczyzna z najbliższej budy, którą Aśka, sekretarka, dostarczy
Dance tutaj, do biura – i znów… spotkania, przerzucanie papierów, telefony.
– Kochasz to! – przypomniała sobie, stercząc w kuchni nad szklanką
dziwnie woniejącego naparu. – To twój żywioł. Jesteś dyrektorem firmy, sama
sobie sterem, żaglem i okrętem. Szefowie są z ciebie zadowoleni, pracownicy cię
lubią, Jarek do stóp by ci się rzucił z bukietem róż i pierścionkiem
zaręczynowym, gdybyś tylko wyraziła takie pragnienie… – Wypiła gorzkie ziółka
jednym tchem. Zakrztusiła się ostatnim łykiem. Otarła załzawione oczy i
szepnęła cichutko: – Skoro masz wszystko, o czym marzyłaś, czemu jesteś
nieszczęśliwa?
„Bo nie o tym marzyli dla ciebie rodzice i nie o tym w głębi
duszy marzyłaś ty sama” – odpowiedziała sobie w myślach, wracając do pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi, wcześniej prosząc sekretarkę, by
przez kwadrans dała jej spokój, po czym rozejrzała się po jasnym, choć
niewielkim wnętrzu.
Trzy lata temu jakimś cudem dostała kontrakt na country
managera międzynarodowej firmy, która otwierała swą siedzibę w Polsce i
kupiwszy parę apartamentowców i budynków biurowych szukała kogoś z
doświadczeniem, kto sprawnie będzie zarządzał tymi nieruchomościami – przy czym
sprawnie znaczyło dla IP.Co (czyli Internationale Property Corporation) przede
wszystkim dochodowo. Danka, tuż po studiach z marketingu i zarządzania, znalazła
się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze z odpowiednimi ludźmi. Prawdę
mówiąc, była to suto zakrapiana impreza, którą zorganizował kumpel z roku,
zapraszając przy okazji znajomego Hiszpana – ten właśnie był pełnomocnikiem
udziałowców IP.Co.
Słowo po słowie – i kieliszek po kieliszku – Hugo i Danka
przypadli sobie do gustu i ten pierwszy zaproponował dziewczynie pracę. Pewnie
nazajutrz, gdy wytrzeźwiał, tego żałował, ale słowo się rzekło. Danka zjawiła
się na spotkaniu z udziałowcami odziana w szałową sukienkę, błysnęła
intelektem, znajomością tajników manageringu oraz języka angielskiego i tak oto
prosto po studiach trafiła na stanowisko dyrektora firmy-córki IP.Co, nazwanej
od imienia największego udziałowca Carliss.Co. Polscy pracownicy, czyli
podwładni Danki, szybko przemianowali tę nazwę na Liszka. W swoim gronie
nazywali firmę „Liż-coś”, lecz przy Dance nie odważyliby się tego powiedzieć.
Była człowiekiem szefów, człowiekiem obcych. Należało się jej podlizywać i
trzymać dystans.
Danka, w dzieciństwie, w szkole i na studiach bardzo lubiana
i zawsze otoczona wianuszkiem przyjaciół, teraz poznała, co to ostracyzm i
wyobcowanie.
Gdy rodzice przenieśli się na
wieś, a przyjaciele rozjechali po świecie, poznała też gorzki smak samotności.
Z sąsiadami, mieszkającymi jak i ona w ogrodzonym zamkniętym osiedlu, zwanym
gettem, nie miewała styczności – tak jak ona żyli pracą, w domu jedynie
sypiali, a i to nie zawsze.
Rodzice namawiali ją, by przeprowadziła się do nich. Do
pięknego domku pod lasem, nad cichym mazurskim jeziorem, ale za każdym razem
prychała jak rozzłoszczona kotka: ona, Danka, na wsi?! Przecież nienawidzi wsi!
Dlaczego namawiają ją do przeprowadzki, zamiast wrócić do Warszawy? Gdyby
naprawdę ją kochali…
Kochali, była tego pewna, ale… Ją namawiać na wieś, no dobre
sobie!
Gdyby Dance ktoś w tym momencie powiedział, że całkiem niedługo
trafi na taką wieś z własnej woli, i to nie na urlop, a na stałe, chyba
śmiechem by go zabiła. A jednak. Los i dla niej szykował niespodziankę: już
niedługo, już za parę dni życie Danki miało się diametralnie odmienić. Za
sprawą pewnego człowieka i pewnej wygranej…
Znam je obydwie, choć
one mnie nie znają. I pani nauczycielka z zapadłej wsi gdzieś na Kresach, i
pani dyrektor, zarządzająca warszawskimi apartamentowcami, nie mają o moim
istnieniu pojęcia, ale ja od pewnego czasu z uwagą śledzę ich losy.
Nie jest to trudne. Mam
dwa domy: jeden niedaleko Wiśniowego Dworku, gdzie miejscowym dzieciakom
próbuje wlać nieco oleju do głowy pani nauczycielka, drugi w Warszawie, parę
przecznic od dużego osiedla, gdzie rok temu kupiła na kredyt mieszkanie pani dyrektor
. Mieszkając to tu to tam, pracowicie zbieram wiedzę o obu kobietach. Można
powiedzieć, że jestem kolekcjonerem tej wiedzy.
Dlaczego to robię?
Czemu głupio ryzykując wróciłem do ojczyzny i śledzę dwie Bogu ducha winne
istoty? Bo mają coś, co mi odebrano.
Będę prowadził więc
moją wendetę – nie to złe słowo, nie zamierzam się przecież mścić – grę, tak,
to pasuje lepiej, będę prowadził tę fascynującą grę, aż ja odzyskam to, co mi
się należy, one zaś w nagrodę poznają prawdę.  
Może się wydawać, że
jestem manipulantem.
Owszem. Jestem.
Życie dało mi gorzką
lekcję: albo rządzisz, albo jesteś niewolnikiem. Od najmłodszych lat walczę
więc o władzę. Nie oddaję ni piędzi pola.
One obie, Danka i
Danusia, wpadły mi wreszcie w ręce i wezmą udział w tej rozgrywce, czy chcą,
czy nie. Gdy dobiegnie końca, może mi będą wdzięczne, bo przecież „prawda was
wyzwoli”, może nie. Nie czas teraz na dywagacje. Czas na pierwszy ruch. Na
pierwszą niespodziankę…
27 września 2012 33 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Promujemy polską erotykę, czyli konkurs na…

Przez Administrator 25 września 2012
napisane przez Administrator

Post niżej jest zapowiedź książki, którą mam obecnie „na tapecie”. Możecie sobie poczytać skąd wziął się pomysł, jaka będzie konwencja książki (nie, to nie zlepek scen erotycznych, połączonych jakimś blebleble, przeciwnie, będzie szybka mocna akcja sensacyjna, przetykana scenami łóżkowymi – i nie tylko ;).

Dałyście mi zagwozdkę, niezawodne Czytelniczki: czy porównywać Mistrza do niesławnego Greya, czy też nie?

Czy hasło na okładce: Polska odpowiedź na Greya! przyniesie „Mistrzowi” więcej straty, czy korzyści? A jeśli wystrzegać się porównania, to jakim hasłem można by promować „Mistrza”?

Jesteście nieocenione w wymyślaniu takich rzeczy i ogólnie w niesieniu mi pomocy w przypadkach wahań i zagwozdek (tak, tak, to Wy postawiłyście na erotyk, to Wy z dwóch książek „czarnokocich” wybrałyście Bezdomną), bardzo więc proszę o Wasze hasła, tu w komentarzach pod postem, powiedzmy do końca września. Nagrodami będą książki „Mistrz” jeszcze ciepłe, wprost z drukarni, przedpremierowo, a wyboru hasła i przyznania nagród dokona zacny Wydawca.

Przypominam jednocześnie, że „Wiśniowy Dworek” można już kupić w przedsprzedaży na empik.com, w pięknej twardej oprawie akurat pod choinkę (premiera 28.listopada). Nie przeoczcie też konkursu na nowe Top20 Recenzentek! Przenoście najlepsze recenzje z zakładki „Kącik Recenzentek” do zakładki „Top20”!!

25 września 2012 41 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

„Wiśniowy Dworek” w przedsprzedaży oraz konkurs: Top20 Recenzentek!

Przez Administrator 17 września 2012
napisane przez Administrator

Zapowiedź:  W Wiśniowym Dworku, gdzieś pod litewską granicą mieszka Danusia. Jest
nauczycielką w wiejskiej szkole i nie wyobraża sobie życia w wielkim
mieście, pełnym spieszących się ludzi.
Na warszawskim Mokotowie,
niedaleko parku Morskie Oko, mieszka Danka. Jest przebojową biznesmenką w
międzynarodowej korporacji i nie wyobraża sobie życia na wsi, gdzie
życie toczy się powoli, a jego rytm wyznacza przyroda. Te dwie kobiety
pozornie dzieli wszystko, ale łączy jedna tajemnica. I jeszcze ktoś.
Mężczyzna, który przybył z przeszłości, by odebrać to, co do niego
należy…

Czekałyście, moje drogie Czytelniczki, na tę chwilę, czy nie? Wyznajcie szczerze? Ja czekałam. Zawsze czekam na chwilę, gdy mogę ogłosić, że najmłodsza jest już do kupienia – O TUTAJ . Jest to uczucie trudne do opisania: radość, nadzieja, oczekiwanie, satysfakcja…

„Wiśniowy Dworek” opowiada o dwóch dziewczynach – Dance i Danusi – oraz pewnym mężczyźnie, z którym łączy je tajemnica. Jaka? O tym już w listopadzie. Dokładnie 28. listopada w dniu premiery, gdy weźmiecie książkę do ręki, by tę tajemnicę odkryć.

A może już wcześniej? Bo oto ogłaszam Wielki Konkurs Recenzjowy, którego dwadzieścia zwyciężczyń otrzyma dwadzieścia „Wiśniowych Dworków” jeszcze przed premierą.

Co trzeba zrobić, by dostać się do nowego Top20 Recenzentek? TUTAJ należy wkleić link do jednej recenzji którejś z moich książek wydanych w roku 2011 lub 2012. Czyli może to być: „Lato w Jagódce”, „Powrót do Poziomki”, „Sekretnik”, „Sklepik z Niespodzianką. Bogusia”, „Sklepik z Niespodzianką. Adela” lub „Nadzieja”. Uwaga: recenzja konkursowa może być tylko jedna. Waszym zdaniem najlepsza. Nie musi spełniać wszystkich wymogów na recenzję idealną, ja lubię, jak piszecie sercem!
Zgłoszenia przyjmuję do dnia 15. listopada. W tym dniu jury wybierze dwadzieścia najlepszych lub najbardziej poruszających recenzji, a ich autorki utworzą nowe zacne Top20.

No. Zasady są chyba jasne. „Wiśniowy Dworek” niedługo zacznie się zielenić na półkach, również Waszych/naszych. Otwieram dla potrzeb Top20 nową zakładkę tam na górze, a Wy powiedzcie: czego się po tej książce spodziewacie?

No i wklejajcie TUTAJ I TYLKO TUTAJ linki z konkursowymi recenzjami!!

Dopowiadam: recenzja może być napisana do tej pory lub dopiero powstać, byle do 15. listopada. I nie musi być na blogu książkowym, inne portale i inne blogi też się liczą!

17 września 2012 38 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Dobre po polskie

Przez Administrator 16 września 2012
napisane przez Administrator

Heloł, to ja, Wasza Kejt! (jak się można tego spodziewać)

Dziś mam lepszy humor, niż wczoraj. Wczoraj był „czas apokalipsy”. Ech… Rozumiem, że w życiu jest raz lepiej, raz gorzej, ale żeby tak wszystko na raz? Mimo niezbyt miłych wieści (dotyczących jednej z oczekiwanych przez Was książek, dodam, że bardzo oczekiwanej), do wieczora się pozbierałam i spokojnie wniosłam pierwsze poprawki do Lidki. Wzruszając się przy tym, bo koniec tej powieści (i jednocześnie koniec serii) normalnie jest… no, łzogenny. Bardzo związałam się z bohaterkami „Sklepiku”, najbardziej właśnie z Lidką, a przy okazji z pewnym facetem, który w tomie III pojawia się i od razu zdobywa serce jednej z bohaterek oraz moje.
Mam nadzieję, że czujecie się zachęcone. 😉

Ale wracając do ad remu (wiem, wiem, że pisze się wracając ad rem, ale ja tak lubię): jak wiecie jestem nie tylko patriotką lokalną (czytaj: Poziomkową) ale i w ogóle patriotką i jeśli mam wybór, kupuję polskie produkty, polskie warzywa i owoce, polskie sery, wędliny… Ze sprzętem jest gorzej, bo rodzimego już prawie nie ma, a jeśli się trafia to „składany w Chinach”.
Chcę Wam dzisiaj polecić perełkę.
Jest taka firma Joanna, która wiele lat temu wypuściła na rynek coś zdumiewająco fantastycznego:

Gdy zażyłam kąpieli w kawie ze śmietanką byłam skłonna skosztować własne ramię, tak pięknie pachniało i było tak cudnie gładziutkie. Hmm… nieco egzaltowanie to brzmi, ale produkty tej firmy są na prawdę znakomite. Polecam, polecam, polecam. Dodam, że polecam bezinteresownie i nie jestem na garnuszku tej firmy. Mam nadzieję, że nie wchłonie naszej polskiej Joanny żaden międzynarodowy moloch, bo będzie po Joannie.

Dziś (jak niemal codzień) byłam tutaj:

Nad moim ukochanym Liwcem. Bimbuś spał w samochodzie, a ja sobie siedziałam, gapiąc się w leniwie płynącą wodę. Obok kąpały się sójki, po przeciwnej stronie buszowały dzięcioły czarne, po nogach niemalże przebiegały mi piżmaki, a ja byłam szczęśliwa.
Może być na prawdę kiepsko i źle, ale wystarczy, że pojadę nad tę rzekę, gdzieś gdzie nie ma ludzi, przysiądę na parę chwil i… spływa na mnie ukojenie. Dobrze mieć takie miejsce… azyl dla duszy… Polecam again.

Na koniec przyznam się Wam, że sprofanowałam sernik królewski, na który skomplikowany przepis znajdziecie w Bogusi, a tu zaraz podam przepis prosty jak… no nie wiem co. Bardzo prosty. Nawet te z Was, które potrafią przypalić nawet wodę na herbatę, dadzą mu radę.

(kurczę, nie mam zdjęcia)

Oto przepis:

Do dużej miski wrzuć 12 jajek (bez skorupek ofkors), kostkę miękkiego masła (może być ostrołęckie), 2 szklanki cukru, kilogram białego półtłustego sera (kup już zmielony, będzie prościej), dwie łyżki mąki ziemniaczanej i jeden budyń (waniliowy albo śmietankowy). To wszystko porządnie zmiksuj (grudkami masła się nie przejmując), wylej do formy (dużej płaskiej), wstaw do nagrzanego do 170 stopni piekarnika i piecz, aż się dobrze zarumieni. Nie wyjmuj z piekarnika aż nieco ostygnie, choć i tak opadnie.

Kurczę, sernik wygląda nieszczególnie, bo zawsze wychodzi mi płaski jak omlet (chyba za dużą formę biorę), ale smakuje bosko. Te 12 jajek i 2 szklanki cukru na kilogram sera wydaje się być nieco dużo (ja już próbowałam z 10 jajkami i 1 3/4 szkl. cukru i też było okej), ale tak stoi w przepisie.
Jeśli lubisz, dodaj rodzynki i jakiś zapach. Ja nie lubię.

Dla zachęty dodam jeszcze, że robi wrażenie na gościach (smakiem, bo nie wyglądem) i da się go przygotować nawet w towarzystwie ruchliwego niemowlaka, o ile niemowlak nie przestraszy się miksera.

Teraz oddaję głos Wam. Polećcie jakieś „dobre bo polskie”.

PS. Patrzę na daty spotkań autorskich. „Październik” śmiesznie nazywa się ten miesiąc, no nie? „Czerwiec” też nie lepiej. Albo „styczeń”, że niby stykamy się ciałami jak najmocniej, bo zimno? 🙂

16 września 2012 28 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze Posty
Starsze Posty

NEWSLETTER PEŁEN MARZEŃ

Trylogia Autorska

Facebook

Facebook

Moje książki – w jakiej kolejności czytać

Najnowsze Posty

  • Premiera finałowego tomu Trzech sióstr już dzisiaj!

    12 lutego 2025
  • Finałowy tom serii Trzy siostry w przedsprzedaży!

    8 stycznia 2025
  • Szczęście pisane marzeniem – świąteczna powieść w przedsprzedaży

    24 października 2024
  • Burza, drugi tom „Trzech sióstr” w przedsprzedaży!

    20 sierpnia 2024
  • Iskra – pierwszy tom nowej serii Katarzyny Michalak – Trzy siostry już w sprzedaży

    30 maja 2024
  • Domek nad potokiem już w księgarniach!

    12 kwietnia 2024
  • Facebook
  • Instagram

@2019 - All Right Reserved. Realizacja - Pixelwork.pl - agencja interaktywna


Wróć na górę strony
Katarzyna Michalak – Pisarka
  • Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt
Katarzyna Michalak – Pisarka
  • Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt

Recent Posts

  • Premiera finałowego tomu Trzech sióstr już dzisiaj!

    12 lutego 2025
  • Finałowy tom serii Trzy siostry w przedsprzedaży!

    8 stycznia 2025
  • Szczęście pisane marzeniem – świąteczna powieść w przedsprzedaży

    24 października 2024
  • Burza, drugi tom „Trzech sióstr” w przedsprzedaży!

    20 sierpnia 2024
  • Iskra – pierwszy tom nowej serii Katarzyny Michalak – Trzy siostry już w sprzedaży

    30 maja 2024
@2019 - All Right Reserved. Realizacja - Pixelwork.pl - agencja interaktywna