Ponieważ doszły mnie słuchy, że nawet moja rodzina już nie ogarnia, oto czarno na białym: moje książki, dotychczas wydane i te, których premiera się zbliża. Okładki do Ogrodu Kamili jeszcze nie mam, ale gdy tylko będę miała – uzupełnię. Pytanie do Was: które z poniższych czytałyście? Które dopiero przed Wami? Na które macie szczególną ochotę?
Administrator
Cześć Dziewczyny i Chłopaki!
Wróciłam wczoraj z Krakowa ledwo żywa, ale szczęśliwa (rym niezamierzony). Spotkałam się bowiem z jednym z moich kochanych Wydawców, by rozważyć terminy wydania Kronik Ferrinu. I nie tylko. Rozmawialiśmy także o nowym wydaniu serii owocowej w innej szacie graficznej – myślę, że będzie to miła niespodzianka dla moich Czytelników. Już w pociągu powrotnym rozmyślałam, jak mogłaby wyglądać i w domu, zamiast iść spać, jeszcze siadłam do komputera, by poszukać zdjęć. Cóż. Ten typ tak ma.
Ale do rzeczy.
Jak widzicie w poniższym planie, ukaże się pięć tomów kronik (a nie cztery), co bardzo mnie ucieszyło. Mam bowiem zamiar dopisać do ostatniego dłuuugie opowiadanie. Może będzie to „Amre Shanon”, może „Krew dell’Idarei”, a może… zupełnie coś innego. Tom piąty kończy się tak, że nic, absolutnie nic do Kronik dopisać nie można, ale istnieje przecież tyle Wymiarów Świata Światów…
Już dziś zaczęliśmy prace nad okładką do „Gry o Ferrin” – ilustracja pozostanie (bo nie dam jej ruszyć), ale zostanie dopieszczona czcionka i pewnie tło. Zobaczymy.
Co jeszcze…? Nie wiem, co jeszcze, bo dziś intensywnie pracowałam w ogrodzie. Moje róże stęskniły się przez ten jeden dzień.
Na koniec (oprócz planu wydawniczego na najbliższe miesiące i lata) okładka, która Wydawcy podobała się najbardziej.
PS. Przypominam, że jeszcze tylko przez pięć dni można dodawać recenzje konkursowe „Bezdomnej” lub „Wiśniowego Dworku”!
PS2. Patrzę na Plan i widzę, że rok 2014 zapowiada się bardzo owocnie i bardzo… pracowicie. Lubię to!
ROK 2013
Sierpień – W imię miłości
Październik – Gra o Ferrin (I tom Kronik Ferrinu)
Listopad – Ogród Kamili (I tom nowej serii – kwiatowej)
Grudzień – Przepis na życie (niezwykła książka kucharska)
ROK 2014
Styczeń – Czarny Książę („pikantny” kryminał)
Luty – Zacisze Gosi (II tom serii kwiatowej)
Powrót do Ferrinu (II tom Kronik Ferrinu)
Maj – Serce Ferrinu (III tom Kronik Ferrinu
Książka dla dzieci (książka dla dzieci)
Sierpień – Miasto Walecznych (powieść historyczna o Powstaniu Warszawskim)
Zabajka (seria z czarnym kotem)
Listopad – Powrót do Wiśniowego Dworku (seria owocowa)
ROK 2015
Styczeń – Pani Ferrin (V tom Kronik Ferrinu)
Luty – Jabłoniowe Wzgórze (seria owocowa)
Kwiecień – Domek na Czereśniowej (seria owocowa)
Za trzy dni „Bezdomna” trafi… no nie, nie pod strzechy a pod blaszany dach Biedronki. Sieć sklepów zamówiła zacny nakład, ale jest tych sklepów tyle, że do każdego trafi po jedna-dwie książki. Wiem, co mówię, bo „Rok w Poziomce” był w podobnym nakładzie i jak chciałam sobie kupić – na pamiątkę i dla potomnych – wydanie kieszonkowe, to w okolicznych Biedronkach już nie było (Czytelniczka mi przysłała z drugiego końca Polski). Zatem namawiam Was na udanie się 25 lipca po „Bezdomną” w sympatycznej promocyjnej cenie.
Nowa okładka, nowy Konkurs Recenzjowy, nowe miłości…
Cześć Wam, melduję, że wróciłam znad pięknego polskiego morza i od razu zabieram się do pisania (co nie znaczy, że na wakacjach oddawałam się jedynie lenistwu, prawdę mówiąc napisałam trzy rozdziały nowej powieści, ale o tym za chwilę).
Oto nowa okładka do „najmłodszej”. Stwierdziliśmy z Wydawcą, że skoro to książka sierpniowa, powinna na słoneczną i sierpniową wyglądać, chociaż treść nie jest taka radosna. Jak Wam się podoba? Dziękuję pierwszym recenzentkom za piękne recenzję „W imię miłości” i cieszę się, że znów się wzruszacie, a książka wciąga.
Skoro „najmłodsza” już prawie na półkach, czas na nowy Konkurs Recenzjowy i nowe Top20 Recenzentek. Zasady są proste: poniżej tego wpisu, w komentarzach wklejajcie linki do recenzji „Bezdomnej” i „Wiśniowego Dworku” – uwaga: liczą się recenzje z blogów, stron sklepów internetowych i portali książkowych. Możecie je wklejać do końca lipca. Na początku sierpnia ogłoszę nowe Top20.
Na koniec o mojej nowej pasji: gdy wróciłam dziś w nocy czekała na mnie stęskniona. Ciekawe, czy zgadniecie co to jest? Otóż jest piękna, po prostu wspaniała, wymaga troski i czułości, jest również bardzo wdzięczna i za ową troskę i czułość odpłaca się po stokroć. Można na nią patrzeć godzinami, ale i chodzić koło niej również godzinami. Na koniec mała podpowiedź: pasji tej poświęcona jest powieść, którą właśnie piszę. Calutka powieść i to pewnie niejedna. Taka to pasja! No? Czy coś Wam to mówi? Macie jakieś pomysły? 🙂
Czekam na linki recenzjowe i wracam do pisania. Bądź co bądź wypoczęłam dostatecznie…
Całkiem niedawno ogłaszałam dokładnie to samo: „moją najmłodszą już można kupić”, lecz wtedy chodziło o „Bezdomną”, teraz zaś o „W imię miłości”, znane Wam do tej pory jako „Jabłoniowe Wzgórze”. Wygląda na to, że jestem wielodzietna. Multidzietna i bardzo dobrze, bo uwielbiam dzieci. Tych dwunożnych mogłabym mieć równie wiele co książkowych, ale… nie wyszło. Nadrabiam więc opowieściami o dzieciach.
Jak o tej powieści pisze Wydawca?
Od czasów „Ani z Zielonego Wzgórza” nie było tak wzruszającej książki!
Trzymająca w napięciu historia o poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi, potrzebie bycia kochanym, tęsknocie za prawdziwą rodziną i o tym, że cuda się zdarzają.
Edward, właściciel pięknego starego domu na Jabłoniowym Wzgórzu, nie przeczuwa rewolucji, która nagle nastąpi w jego życiu. Rewolucja ma na imię Ania, ma dziesięć lat i właśnie straciła wszystko… Tajemnica z przeszłości zmusi mężczyznę do postawienia pytań o to, co naprawdę jest ważne i czy w jego życiu jest miejsce na rodzinę. Książka zaskoczy bogactwem emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Ogromna ilość wzruszeń gwarantowana!
Tak więc zapraszam TUTAJ.
Na koniec dodam coś, co bardzo mnie cieszy: „Bezdomna” wróciła na listy bestsellerów (czy może raczej trzyma się nadal w pierwszej dwudziestce). Znaczy to, że jest potrzebna. Po prostu jest potrzebna. Dziękuję za piękne maile, które dostaję i… do przeczytania!
Zastanawiałam się, czy prezentować Wam okładkę piąteczki, czy też nie, bo jej ukazanie się jako osobny tom zależy od Wydawcy, ale… Po pierwsze bardzo mi się podoba, więc chciałabym i Wam ją pokazać, po drugie jeśli ma nie zaistnieć w formie papierowej, niech chociaż tak zaistnieje, po trzecie zaś… nie do końca zależy to od Wydawcy, bo jeśli nawet On będzie przeciw, to ja mogę się uprzeć. No i dopisać parę rozdziałów. Myślę, że wielbicielki pewnego szarookiego zwiadowcy nie miałyby nic przeciwko temu.
Oto więc okładka „Pani Ferrinu”. Zabrała nam – mi i Sandrze – chyba najwięcej czasu. Najpierw zastanawiałam się nad tłem. Czarne? Nie bardzo… Odcienie czerwieni, zieleni, niebieskiego i fioletu już były, jakie będzie więc pasowało do reszty i do treści? I wtedy ujrzałam oczami wyobraźni rozświetlone słońcem niebo i już wiedziałam, że to jest to. Info do Sandry i… długie poszukiwania ilustracji.
Ciekawa jestem jak Wam się podoba ta okładka. Proszę o komentarzowanie.
Z informacji innych: będąc… gdzie indziej przeoczyłam wielki moment – 500 000 odwiedziny. Jak zawsze jestem zaskoczona i uradowana, że mój blog cieszy się takim powodzeniem wśród Czytelników. Kiedy ogłaszałam 400 000? Całkiem niedawno, prawda?
Dziękuję Wam najserdeczniej!
Z informacji pozostałych: małe zamieszanie w planie wydawniczym. Ponieważ sama nie wiem co teraz będzie (oprócz tego, że następne powinno być „W imię miłości”), na wszelki wypadek wykasowałam c.d. Wróci wraz z Ferrinem zapewne. Albo… z czymś następnym.
Do przeczytania więc! Ja wracam do pewnego miejsca, gdzie tworzy się następna opowieść.
czasie zapytało mnie „Pani Kasiu, nie napisałaby pani książki dla dzieci?”.
Zawsze, gdy ktoś zadaje mi podobne pytanie (Nie napisałaby pani artykułu?
Opowiadania? Historii o…? Czegokolwiek?), pierwsze, co przychodzi mi do głowy w
odpowiedzi, to również pytanie: Bardzo chętnie, tylko kiedy? Bo u mnie towarem
najbardziej deficytowym jest czas. Ja naprawdę lubię pisać, uwielbiam mój
zawód, który rozwinął się z pasji i powołania, ale po pierwsze i najważniejsze
jestem mamą małego chłopczyka, a dopiero po drugiej jestem pisarką. I ten mały
chłopczyk w najgorętszym pisarskim czasie, gdy jedną książkę kończę, drugą
przygotowuję do druku, a trzecią, która ma wyjść za pół roku, ale już ją trzeba
opisać i zapowiedzieć, tudzież wymyślić okładkę… Czujecie to? Taak, mój synek
też to czuje. Gdybym więc w tym obłędzie powzięła zobowiązanie o jeszcze jednej
nadprogramowej książce…
potrzebna Wasza pomoc, że będą zorganizowane dwa fajne, duuuże konkursy dla
nieodkrytych talentów, że będzie to książka nie tylko pisana i nie tylko
ilustrowana, ale… Ha! Nic więcej nie zdradzę!
pomysłu, że: „Super, to wydamy dwa tomy, jeden na Święta, drugi na Dzień
Dziecka!”.
PS. Tak piękną i ciepłą ilustrację będę chciała widzieć w mojej książce i na szczęście będę miała co do tego decydujące zdanie.
Cześć wszystkim!
Na krótkich wakacjach nabrałam nowych sił i zapału zarówno do pisania kolejnej powieści (ale nie zdradzę jakiej!) jak i do prowadzenia „słonecznej strony życia”. Zwłaszcza, że tego słońca ostatnio coraz mniej. Kurczę, jak ja tęsknię do upałów sprzed paru dni! Jestem wybitnie ciepłolubna i tak jak narzekam – zawsze i z całego serca – na deszcz, mróz, zimę, zawieje, ciemno, pluchę oraz słoty jesienne, tak słońca i gorąca będę bronić. Szczególnie, gdy w mojej Poziomeczce upały nie są tak dokuczliwe jak w nagrzanym do nieprzytomności wielkim mieście. Tak więc wyjeżdżajcie na wieś! Tam gdzie lasy, pola, rzeki, że o morzu, czy górach nie wspomnę.
Ale nie o pogodzie dziś chciałam – choć to temat każdemu Polakowi bliski (obok zdrowia i polityki ;).
Przedstawiam Wam okładkę i początek mojej najmłodszej. Kiedyś nosiła tytuł Jabłoniowe Wzgórze, ale z Wydawcą stwierdziliśmy, że nieco odbiega klimatem od serii owocowej, zmieniliśmy więc tytuł i klimat okładki (zamiast domku gdzieś na polskiej wsi, główna bohaterka). No właśnie: jak Wam się podoba? 🙂 Komentarzujcie, Kochane.
Historia zaczyna się sielankowo, ale dalej nie jest tak słodko, bo jak zwykle poruszam trudne tematy, tym razem oglądając rzeczywistość oczami dziecka. Niewinnego dziecka, które musiało nagle dorosnąć. Mam nadzieję, że spodoba się Wam ta historia i jej bohaterka, Ania Kraska. Ja polubiłam ją serdecznie.
Kiedy „W imię miłości” pojawi się w księgarniach? Już w sierpniu (jak ten czas leci… niedawno oczekiwałam z biciem serca premiery „Bezdomnej”!). Dokładną datę podam w zapowiedziach, gdy tylko będzie znana.
Na koniec dziękuję Wam za piękne, poruszające maile inspirowane „Bezdomną”. Raz są balsamem dla mojej duszy, raz potwierdzeniem, że ta książka jest bardzo ważna i dobrze, iż ją napisałam. Dziękuję!
A teraz początek najmłodszej…
Mała senna stacyjka tonęła w czerwcowym słońcu. Budynek z czerwonej cegły, pamiętający czasy dwudziestolecia międzywojennego, rzucał krótki cień, w którym – na ławce niedawno odmalowanej przez mieszkańców wioski – przycupnęli podróżni czekający na pociąg. Daleko na horyzoncie, gdzie tory zbiegają się w jeden punkt, właśnie pojawiły się światła parowozu – tak, tak, tutaj jedyny pociąg w ciągu dnia, łączący wieś z wielkim światem, ciągnęła wiekowa lokomotywa na węgiel. Dodawało to temu miejscu uroku i turyści, którzy pojawią się za kilka dni, chętnie będą się fotografować z dymiącą ciuchcią. Dla mieszkańców Koniecdrogi był to jedynie element wpisany w krajobraz. Taki sam jak płowe drogi wijące się między wzgórzami, złoto dojrzewających zbóż, srebro rzeczek, strumyków, jeziorek i stawów, a tych w okolicy było mnóstwo, czy wreszcie ciemna zieleń lasów, gdzie nadal nieostrożnych podróżnych zwodziły na manowce strzygi i rusałki – tak przynajmniej opowiadano dzieciakom, by nie zapuszczały się w leśne ostępy. Oczywiście dzisiejsze dzieci w leśne upiory tak łatwo by nie uwierzyły, ale od czasu do czasu w lasach otaczających Koniecdrogę ktoś ginął i czasem się odnajdował, a czasem nie,, d przez co w tym miejscu, zapomnianym przez spieszący się świat, stare legendy miały się całkiem dobrze.
Lokomotywa wtoczyła się na stacyjkę, sapiąc i poświstując. Teraz zawróci, maszynista podczepi ją do ostatniego wagonu, który stanie się pierwszym, i pociąg odjedzie z powrotem do wielkiego świata, by wrócić nazajutrz. Podróżni, którzy podnieśli się z ławki, narzekając na upał, wrócą do Koniecdrogi jutro, a może nie wrócą wcale, któż to wie? Ci zaś, którzy przyjechali, szybko przeszli wzdłuż peronu na wyjeżdżoną łączkę, gdzie rano, jadąc do pracy w Szczecinku, pozostawili swoje samochody. Biedne to były autka i stare jak świat, bo i wieś była niebogata, ale ludziom spieszącym do domów zdawało się nie robić różnicy, czy dojadą za trzecią górkę starym polonezem, czy nowym audi. Byle w ogóle dojechać.
Lokomotywa zagwizdała po raz ostatni. Z komina buchnął siwy dym. Wagony pociągnięte przez parowóz, posłusznie zaturkotały i zaczęły oddalać się od stacyjki, zostawiając za sobą budynek z czerwonej cegły, ławkę stojącą w cieniu i pasażera, który przyjechał popołudniowym pociągiem wraz z innymi, ale w przeciwieństwie do tamtych pozostał na peronie, nie bardzo wiedząc, co dalej ze sobą zrobić.
Bileterka, która wraz z odjazdem pociągu skończyła pracę, zamknęła okienko, zatrzasnęła drzwi dworcowego budynku i zamierzała wyciągnąć z komórki rower, by wsiąść nań i pojechać swoją drogą, na widok owego pasażera zatrzymała się w pół kroku.
– A ty, dziecko, do kogo? – zapytała.
Dziewczynka, tak na oko ośmio- czy dziewięcioletnia, rozglądając się dookoła z ciekawością w dużych, jasnozielony oczach, odwróciła się przestraszona ostrym tonem, ale widok kobiety w kolejarskim mundurze przywołał na delikatną twarz dziecka nieśmiały uśmiech.
– Czekam na pana Edwarda Jabłonowskiego. To mój dziadek!
Ponieważ jestem na dłuższych wakacjach od życia, pracy i przede wszystkim internetu, na moim blogu pojawiać się nie będę, ale żeby nie było Wam nudno, tu jest LINK do strony facebookowej, gdzie możecie dowiadywać się o aktualnościach, brać udział w konkursach, dyskutować o książkach, czyli w trzech słowach: dobrze się bawić. Strona jest fajnie prowadzona i mogę spokojnie polecić i ją, i jej prowadzącą. Będę w miarę możliwości przekazywała Klubowi co ciekawsze informacje i materiały. No. Ja wracam teraz na łono natury, a Wy bawcie się dobrze.
„Pytanie na śniadanie” i przemiła pani Monika Richardson
Temat: Depresja, psychoza i „Bezdomna” raz jeszcze.
http://www.pytanienasniadanie.tvp.pl/11433845/jak-pokonac-depresje-poporodowa-
PS. Moja kochana koodynatorka wyjeżdża na jakiś czas i nie może moderować komentarzy. W związku z tym zostały one zablokowane, ale zapraszam z dyskusją na stronę Klubu Miłośników Książek Moich :). Założycielka będzie dostawała ode mnie fajne materiały i to tam „będzie się działo”, okej?