Ech… aż mi trudno zacząć, taka jestem… szczęśliwa i oszołomiona. Piszę bowiem te słowa z miejsca absolutnie niesamowitego, magicznego, dla mnie podwójnie…
Te z Was, które śledzą odcinki „Leśnej Polany”, wiedzą, że mój ukochany bohater (obiecuję: stanie się on też Waszym ukochanym bohaterem, no, może zaraz po Raulu, Łukaszu, czy Sellinarisie, albo obok nich) po każdym przyjeździe do Warszawy mieszkał przez parę dni i pracował w Apartamencie Paderewskiego w Hotelu Bristol.
Pamiętacie, jak pojechałam do Juraty, by spędzić chociaż jedną noc w miejscu, które będzie moją (i Waszą) Villa Rosą? Tak teraz chciałam znaleźć się chociaż na kilka minut, może pół godziny, w miejscu, w którym „byłam” przez pół książki razem z Wiktorem. Poczuć je, wchłonąć klimat, wsłuchać się w nie, obejrzeć, a potem oddać Wam to miejsce, byście poczuły je tak jak ja.
Niestety, niestety, doba w tym apartamencie kosztuje (chyba tylko Wiktora Prado na to stać) prawie 6000zł (sześć tysięcy), ale też wiem już z czego wynika ta cena. To miejsce to czysta, najprawdziwsza historia.
Tutaj znajduje się fotel i biurko przy którym pracował Premier (Prezydent Ministrów – tak brzmiał jego tytuł) II RP Ignacy Paderewski. To nie tylko nazwa apartamentu, to rzeczywiście jego miejsce pracy i zamieszkania. Tutaj odbywały się posiedzenia niepodległościowego rządu…
No i tutaj zaczął swoją pierwszą pracę jako szesnastolatek, a potem przyjeżdżał co jakiś czas bohater Leśnej Polany, Wiktor.
Musiałam, nim zacznę ostateczną redakcję książki, przynajmniej spróbować znaleźć się tam, gdzie on.
Zebrałam się na odwagę, zadzwoniłam do Hotelu Bristol, przedstawiłam swoją prośbę, żeby choć na chwilę… poczuć atmosferę… dotknąć ścian… wyjrzeć przez okno, czy stanąć na balkonie… I oto zostałam zaproszona nie tylko na te kilka chwil: jestem gościem hotelu na całą dobę.
Mówię Wam, dziewczyny… zdjęcia, które widziałam na stronie hotelu, gdy przygotowywałam się do książki, nie oddają majestatu i zarówno piękna tego miejsca. Czuję się jak z tamtej epoki, przepiękne stiuki, kryształowe żyrandole i ogromne lustra. To po prostu coś niesamowitego.
Coś, co totalnie mnie zaskoczyło: zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Apartament na podstawie zdjęć, zupełnie inaczej jest rozplanowany, niż w rzeczywistości! 🙂 Wiktor musi sobie chyba wybrać inne miejsce do pracy, bo przy autentycznym biurku Ignacego Paderewskiego chyba by nie śmiał stukać w klawiaturę laptopa (ja nie śmiem, poprosiłam pana z recepcji, by zrobił mi to jedno zdjęcie, które załączam, delikatnie zabrałam laptop i przeniosłam się do innego biurka, może wydam Wam się nienormalna, skoro mogę korzystać, to czemu tego nie robić, ale czuję ogromny szacunek do historii, do autentycznych przedmiotów, które są bezcenne).
Dyrekcja Hotelu wspaniale mnie powitała: miłym listem, przepysznym torcikiem pięknie opakowanym, owocami, ciasteczkami, ale wiecie, co rozbroiło mnie zupełnie…….? W mini-barku znalazłam – nie wiem, czy to wyposażenie standardowe, czy specjalnie dla mnie, chcę wierzyć, że dla mnie: moje ukochane żelki z sokiem owocowym. :))) Bez których, sorry, ale nie mogę pisać.
Żałuję tylko jednego: że w tym pięknym miejscu nie czeka na mnie ktoś taki jak Wiktor Prado.
Ale gdybyś częściej, Kasiu, opuszczała swoją samotnię, to może byś kogoś podobnego znalazła, co? Tacy faceci w Jagódkach nie rosną!
Okej, dziewczęta, trochę się dzisiaj napracowałam, więc może wypróbuję to wspaniałe ogromne łoże, które już czeka zasłane śnieżnobiałą pościelą, a tutaj załączam zdjęcie… 🙂
Na zakończenie jeszcze raz dziękuję Dyrekcji Hotelu Bristol za ugoszczenie mnie i… przygotowuję następny wpis, korzystając z tego, że mam internet!!! 🙂
PS. Kurczę, nie mogłam się oprzeć: w tym łożu będę nocować. 🙂 Chyba się zgubię, jest takie wielkie, choć tego na zdjęciu nie widać…. Piękny wystrój sypialni, prawda?