• Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt
Katarzyna Michalak – Pisarka
Category:

Bez kategorii

Bez kategorii

Jestem w finale, a więc się chwalę

Przez Administrator 14 kwietnia 2012
napisane przez Administrator

Słuchajcie, miesiąc temu wysłałam scenariusz „Roku w Poziomce” na
konkurs, organizowany przez Warszawską Szkołę Filmową. Jest to konkurs
na scenariusz serialu telewizyjnego, a jak wiecie Poziomka to wymarzony
materiał na serial. Nawet na odcinki ją podzieliłam.
Wysłałam i
zapomniałam, bo… tak mam. Żeby na coś nie czekać, spać po nocach w
miarę spokojnie (mam bądź co bądź małe dziecko i sen jest wskazany), nie
napalać się, nie obgryzać paznokci, składam projekt, albo propozycję
wydawniczą i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec siebie i
Ojczyzny… zapominam. Zwykle przypomina mi o tym wydawca, chętny na
wydanie książki albo – no właśnie – telefon od jurora, że „Rok w
Poziomce” przeszedł do finału. Dodam, że konkurencja była ostra (116
zgłoszonych projektów, dwunastka szczęśliwców, którzy mają szansę
wygrać), tym większa moja radość. Nagroda główna (oprócz wynagrodzenia):
szansa na ekranizację.

Nie wiem, czy wygram. Bardzo
bym chciała, to jasne, ale konkurencja nadal jest duża, a ludzie, którzy
przeszli do finału to scenarzyści, również zawodowi. Ale dzięki przystąpieniu do konkursu po pierwsze od kiedy się
dowiedziałam, że jestem wśród wybranych, chodzę uskrzydlona, po drugie
udowodniłam sobie po raz kolejny coś, o czym czasem zapominam: jestem
nieprawdopodobnie uparta. Jeśli mam jakiś cel – zacny cel – tutaj:
ekranizacja którejś z moich książek, to nieważne są porażki po drodze,
ja się nie poddaję. Ile razy przymierzałam się do choćby miniekranizacji
Poziomki, czy Ferrinu? Pięć? Sześć? Dziesięć? Normalny człowiek dałby
sobie spokój, machnąłby ręką, ja podnoszę się po kolejnym fiasku (a
porażka zawsze boli), otrzepuję piórka i próbuję od nowa.
Ambicja
nie ma tu nic do rzeczy. To po prostu drimowanie w najlepszym tego
słowa znaczeniu. I tak, jak potrafiłam zrezygnować z paru Wielkich
Marzeń, bo czasem trzeba zdroworozsądkowo podejść do swoich możliwości i
ograniczeń, tak do tego: ujrzenia którejś z moich opowieści na ekranie,
dużym, czy małym, nie zrezygnuję. Bo nie.

Takiego uporu i Wam życzę. Sobie natomiast… no, tego pierwszego miejsca. W końcu. 🙂

A
tu, pod spodem jest moje nazwisko na liście finalistów. Pierwsze
miejsce jest pewnie przypadkowe, ale oczy cieszy. (I dobrze wróży na
przyszłość). 🙂

PS. Z panem Maciejem Ślesickim („Sara”,
„Tato”, „13 Posterunek”, „Szpilki na Giewoncie”), zgodnie z poniższą informacją, dziś się
spotkałam, otrzymując szereg uwag i wskazówek odnośnie scenariusza. Mam
teraz ból głowy: usłuchać (i napisać Poziomkę od nowa), czy robić po swojemu (i stracić szansę na wygraną).Co byście mi, Kochane, poradziły?

12 projektów w drugim etapie konkursu!

Jurorzy zapoznali się już ze wszystkimi 116 projektami, które zakwalifikowały się do pierwszego etapu konkursu na serial. W skład konkursowego jury weszli:
  • Andrzej Kołodyński rektor Warszawskiej Szkoły Filmowej, filmoznawca, krytyk filmowy, redaktor, wykładowca,
  • Maciej Ślesicki scenarzysta, reżyser, producent, wykładowca, współzałożyciel Warszawskiej Szkoły Filmowej,
  • Bogusław Linda aktor, reżyser, wykładowca, współzałożyciel Warszawskiej Szkoły Filmowej
  • Agnieszka Kruk scenarzystka, wykładowca scenariopisarstwa.
Dnia
11 kwietnia 2012 r odbyło się posiedzenie, na którym wybrano finałowe
projekty. Przypominamy, że pierwszy etap odbywał się całkowicie
anonimowo. Jurorzy poznali nazwiska autorów dopiero po zatwierdzeniu
listy projektów finałowych. 
Do finału zakwalifikowali się:
  1. Katarzyna Lesiecka – Rok w Poziomce 
  2. Szczepan Rożalski – Wszystkie skutki rozstania
  3. Maciej Maksymilian Kazula – Historia Mordercy
  4. Natalia Ossowska – Archiwum zbrodni
  5. Zbigniew Górniak – Gorączka
  6. Joanna Kaczmarek – Karola_Ka
  7. Ewa Rozenbajgier – Wszystkie strony Walki
  8. Agata Królikowska – Aaaby Baby
  9. Michał Kucharczyk – Prawo łaski
  10. Łukasz Muszyński – Głosy
  11. Michał Walczak – W życiu piękne są tylko chwile
  12. Pola Sobaś – Mikołajczyk – Ragazze di Praga 
Przed
przystąpieniem do prac literackich autorzy spotkają się osobiście z
Panem Maciejem Ślesickim, który podzieli się swoimi uwagami na temat
zgłoszonego pomysłu oraz przedstawi swoje oczekiwania i wskazówki
względem scenariusza odcinka pilotowego.
Nagrodą
główną w konkursie jest honorarium w wysokości 20.000 złotych oraz
perspektywa realizacji serialu. Zwycięzcę konkursu poznamy na festiwalu
dla scenarzystów, który odbędzie się w Warszawskiej Szkole Filmowej w
dniach 21-25 maja 2012 r.
14 kwietnia 2012 50 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Top 10 książek na mojej półce

Przez Administrator 11 kwietnia 2012
napisane przez Administrator

Parę artykułów niżej prosiłam Was o oddawanie przeczytanych książek do bibliotek, czy szpitali. Ja oddaję, większość, bo miejsca w moim niedużym domku-poziomku na wszystkie nie ma, lecz niektóre, szczególne, wyjątkowe, zatrzymuję na zawsze. Jest wśród nich ukochany „Cień wiatru”, jest „Harry Potter” i cała seria „Ani”, ale dzisiaj napiszę o mniej znanych książkach, które również znajdują specjalne miejsce na moim regaliku. Oto Top10 książek nie do oddania:

1. „Ostatni władca pierścienia” K. J. Yeskow
Książka, którą każdy fan Władcy Pierścieni powinien przeczytać. Na prawdę dobra do… połowy. Tak mniej więcej, potem autor zaczyna smęcić, ale chociażby za tę pierwszą połowę warto tę powieść przeczytać. Opowiada ona o Wojnie o Pierścień z perspektywy przegranych, czyli orków. Aragorn i inni bohaterowie Tolkiena są przedstawieni z zupełnie innej strony…


2. „Człowiek, który słuchał koni” M. Roberts
Zakupiłam tę książkę dla potrzeb „Lata w Jagódce”, gdzie główna bohaterka jest zaklinaczką koni i choć „Człowiek…” jest książką autobiograficzną, przeczytałam jednym tchem. Wspaniała opowieść o sile woli, harcie ducha i… małym, nieszczęśliwym chłopcu, który całe życie próbuje zasłużyć na miłość i uznanie ojca. Dobra książka. Polecam nie tylko wielbicielkom czworonogów.

3. „Poszukiwacze muszelek” R. Pilcher
Swego czasu pani Pilcher była bardzo znaną autorką powieści obyczajowych, jej sława przeminęła i pewnie niewiele młodszych Czytelniczek zna jej twórczość, a szkoda. Jest piękna, nostalgiczna, ciekawa, a najlepszą ze wszystkich książek są „Poszukiwacze muszelek”. Długo polowałam na tę powieść, nim kupiłam na własność i oto jest, na mojej półce.

4. „Drugi i trzeci rok życia dziecka”
Biblia oraz niezbędnik każdej mamy. Najpierw było „W oczekiwaniu na dziecko”, potem „Pierwszy rok życia dziecka”, a teraz jest kolejny. Co znaczy, że mój młodszy synek ma już ponad rok. Warto wiedzieć. 😉 A poważnie: znakomite kompendium wiedzy o wychowaniu i opiece nad dzieckiem. Jest to jedyny poradnik na ten temat jaki mam w domu i jest w nim wszystko, co w stu innych razem wziętych. Howgh!

5. „Paragraf 22” J. Heller
Rzadko płaczę ze śmiechu – nie wiedzieć czemu, bo lubię się śmiać – nad tą książką płakałam. Główny bohater (i bohaterowie poboczni), bombardier amerykańskiego bombowca, za wszelką cenę pragnie wymigać się od udziału w wojnie, w czym skutecznie przeszkadza mu paragraf 22. Jeśli nie czytałyście, musicie przeczytać. To klasyka.
PS. Nie dajcie się nabrać na „Paragraf 23” tego samego autora. Kiepski!

6. „Nie przeminęło z wiatrem” A. Edwards
Jakoś zupełnie nieznana, a bardzo ciekawa, biografia Margaret Mitchell, autorki słynnego „Przeminęło z wiatrem”. Jeśli lubicie biografie, dobrze napisane, polecam. Jeśli nie lubicie, też polecam. Może ta Was przekona.

7. „Czas honoru” J. Sokół
W poprzednim artykule wspomniałam, że jeśli jakaś książka nakłoni mnie do czegoś, czego nie miałam zamiaru robić, to jest to dobra, mocna książka. „Czas honoru” zmusił mnie do zakupu i obejrzenia serialu pod tym samym tytułem, bo chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Książka jest dobrze napisana, czyta się jednym tchem, rozwija wątki pominięte w serialu i… urywa się gdzieś w połowie pierwszego sezonu. Ciekawe, czy będzie c.d.
PS. Mylące jest zdjęcie na okładce: do Powstania Warszawskiego jeszcze ładnych parę lat…

8. „Gosposia prawie do wszystkiego” M. Szwaja
To moje pierwsze (i nieostatnie) spotkanie z prozą jednej z najbardziej znanych polskich pisarek. Bardzo udane, skoro książka została ze mną na stałe. Tym z Was, które powieści pani Moniki lubią, polecać nie muszę, tym, które nie znają, polecam, te, które nie przepadają, może dzięki „Gosposi…” dadzą tej prozie drugą szansę.

9. „LOST”
Zaplątał mi się na półkę z książkami kultowy serial (mam komplet, 5. sezonów), który odkryłam, nabyłam i obejrzałam, jak już cały niemal świat obejrzał, skomentował i zdążył zapomnieć. Cóż, ja ten fenomen odkryłam z rok temu. Na cztery sezony przepadłam, piąty obejrzałam siłą rozpędu i… zostałam z głupią miną na koniec. Wiecie dlaczego, prawda?
PS. Ach ten Sawyer…!

10. „Księga bez tytułu” Anonim
Zadziwiające, ale na prawdę nie jest znany autor tego bestsellera! Ktoś, kto dla dobra książki poświęca własną sławę jest godny podziwu, a książka jest godna tytułu the best, jeśli tylko… podejdzie się do niej bez oczekiwań! Ja dopiero po parunastu strona, których lektura mnie irytowała, palnęłam się w czoło z okrzykiem „eureka!”, bo ta książka to parodia kryminału i thillera, a nie kryminał ani thiller. Dopiero w tym momencie mnie wciągnęła i przepadłam. Polecam, polecam, polecam. 

Oto książki, które ze mną zostają. Wiele innych oddałam w dobre ręce, ale te (i jeszcze kilka półek) są szczególne, wyjątkowe, moje.

Ciekawe, czy któraś z nich stoi na półce którejś z Was…?

Jestem również ciekawa, jakie ulubione top10 – nie do oddania – znajduje się na Waszych półkach.

11 kwietnia 2012 35 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Seria „Babie lato” – słów kilka

Przez Administrator 10 kwietnia 2012
napisane przez Administrator

W ankiecie pt. „Czego sobie życzycie” życzyłyście sobie recenzji książek. Voila! Swoich recenzować nie będę ;), zagramanicznych też na razie nie, ale napiszę dziś krótko na temat bardzo ciekawej serii.

„Babie lato” – ładny tytuł przewodni (trochę nostalgiczny, bo „jeszcze letni a jednak już trochę jesienny” – czy wiecie skąd ten cytat?; trochę do poduszki czy filiżanki herbaty; trochę na ostatnie ciepłe popołudnie, czyli to co my, czytelniczki, lubimy bardzo, a może i najbardziej), powieści naszych polskich autorek, niektóre w tej serii debiutują, ładne okładki, takie spokojne, ale i romantyczne… 
Wiecie, co jeszcze spodobało mi się w tej serii? To, jak powstała. Otóż rok temu Wydawnictwo Nasza Księgarnia ogłosiło konkurs otwarty na powieść dla kobiet. Każdy mógł przysłać swoje dzieło. Ja, Ty, ona… Z nadesłanych propozycji wybrano kilka, które już się ukazały i które dopiero się ukażą.
Ja chcę napisać o trzech.

„Przebudzenie” Katarzyny Zyskowskiej – Ignaciak to opowieść o młodej kobiecie, która niby ma wszystko (niezłą, choć niesatysfakcjonującą pracę, faceta na przychodne, mieszkanie w stolicy), ale czegoś jej do szczęścia brakuje. Moim zdaniem mocnych wrażeń. Tak też pomyślała sobie autorka książki, bo zaczyna doświadczać bohaterkę. Na początek spadkiem – posiadłością na Mazurach wartą parę milionów złotych. Ale nie ziemia i pieniądze są motywem przewodnim książki, o nie, to nie jest opowieść o ucieczce na wieś. To całkiem zgrabnie poprowadzony kryminał. Dobrze napisany, ładną polszczyzną, z ciekawym tłem historycznym i… przyznam, że bardzo zaskakującym rozwiązaniem. Dałam się zwieść! Książkę polecam. W sam raz na wiosenny, leniwy weekend.

„Serenada” Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk również mnie zaskoczyła, bo po autorce znanej nam wszystkim „Cukierni pod Amorem” spodziewałam się… hmmm… czegoś poważniejszego? Tymczasem „Serenada” to urocza, lekka, zabawna bajka dla dorosłych (choć młodsze Czytelniczki też mogą po nią sięgnąć). Bohaterka – młoda aktorka z Białegostoku – przybywa do Warszawy i zostaje przez producentów popularnego serialu wkręcona w intrygę. Jeśli się bierze tę powieść na poważnie, może przerazić świat blichtru i celebrytów, jeśli z przymrużeniem oka, można się dobrze bawić i spędzić miły wieczór z tą książką. Nieco mnie zdziwiło, że główna bohaterka (moja imienniczka, Kasia) w ciągu tygodnia zakochuje się i odkochuje w trzech facetach, ale przecież to bajka, w bajkach tak właśnie ma być.

„Lalki” Karoliny Święcickiej również mnie zaskoczyły (co ja tak łatwo daję się zaskakiwać?). Patrząc na tytuł i opis nie spodziewałam się tak dobrej powieści, tak ciekawie skonstruowanej fabuły, intrygujących wątków. Tę książkę z całej serii wspominam najlepiej, a wiecie dlaczego? Bo po jej przeczytaniu czułam przemożną chęć posiadania lalki dolfie – tylko dobra książka potrafi aż tak do czegoś przekonać, aż tak czymś zafascynować. Jedyne co mnie raziło, to język, jakim posługują się młode wykształcone, kulturalne kobiety, przyjaciółki. Wulgaryzmy padały często-gęsto. Może ja niedzisiejsza jestem i rzeczywiście tak się teraz mówi…? Mimo tego minusika powieść godna polecenia.Szczególnie podobało mi się połączenie wątków o wychowaniu małej córeczki z wątkami magicznymi. Więcej poproszę!

Trzy udane spotkania z trzema książkami i trzema autorkami. 
Czy czytałyście inne książki z tej serii? Jakie macie wrażenia?

PS. Muszę mieć taką lalkę! ;D

10 kwietnia 2012 21 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Ania z Zielonego Wzgórza – ekranizacja

Przez Administrator 5 kwietnia 2012
napisane przez Administrator

Był tu przez chwilę inny post, ale że znalazłam pewną perełkę… Czytam biografię L.M. Mongtomery i gdy coś mnie zaciekawi, szukam tego w necie. Tak trafiłam na jedną z pierwszych ekranizacji Ani. Powiem Wam, że jak w tej znanej nam wszystkim z 1985 roku rola Ani, zagrana przez Megan Follows jest genialna, po prostu epicka, tak Gilbert nieodmiennie mnie irytuje. Wkurza swoim absolutnym brakiem męskości. Takie ciepłe kluchy przez cały serial plus dokrętki. Genialnie dobrana i zagrana jest Maryla, również Mateusz, Diana może być, świetne są role drugoplanowe (Małgorzata, Ruby etc). Przepiękne wnętrza i plenery. Wszystko na pięć puls. Byłoby, gdyby nie Gilbert. Zabijcie mnie za to, ale cóż…
Byłam więc ciekawa, jak zostali dobrani bohaterowie we wcześniejszych ekranizacjach, o których wzmiankę znalazłam w biografii naszej Lucy Maud kochanej i… upadłam. TUTAJ jest sześciominutowy fragment filmu z roku 1934, w którym występują główne postaci. Nim obejrzycie, pamiętajcie, że wtedy grało się z pewną manierą, poza tym to film czarno-biały. Ania nawet mi się podoba. Jest urocza. Gilbert niczego sobie. Na pewno lepszy od ciepłych kluch. Ale… Maryla i Diana… Nic więcej nie zdradzę. Zobaczcie to na własne oczy i oceńcie.

Tu powraca odwieczny temat ekranizacji znanych dzieł. Dla mnie nie do pobicia jest „Przeminęło z wiatrem”. Nikt nigdy nie zagra Scarlet lepiej niż Vivian, a Rhetta lepiej niż Clark. Dziś obsadziliby w tych rolach na przykład Kate Winslet i Leo DiCaprio i… no tak. Wolę nie gdybać, bo jeszcze wywołam wilka z lasu i zaczną remake kręcić. Choć jestem ciekawa Waszych typów do ról Scarlett i Rhetta.

No i jak Wam się podobają bohaterowie „Ani z Zielonego Wzgórza”? Ci z roku 1985 i ci sprzed niemal wieku? Bardzom ciekawa Waszych opini…

5 kwietnia 2012 26 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Sposób na chandrę

Przez Administrator 2 kwietnia 2012
napisane przez Administrator

Trochę głupio przyznawać się do przesilenia wiosennego nad artykułem o biednych dzieciaczkach, ale staram się być tutaj z Wami szczera i jeśli jestem szczęśliwa, to piszę, że jestem, a jeśli nie jestem to… no dobra, też czasami piszę, że jestem, albo się nie przyznaję. Ale dziś nie chcę się skarżyć (na pogodę na przykład, dobija mnie ten wicher). Chcę poznać Wasze sposoby na chandrę, przesilenie, zniechęcenie. I podzielić się własnymi.

Sposób 1. Wyjazd
O tak, jeśli mogę sobie pozwolić – czasowo i finansowo – wyjeżdżam gdzieś na południe Europy. Poza sezonem nie są to horrendalnie drogie imprezy, ale też pogoda może płatać figla (ostatnio padało 10 dni, a jeśli mam siedzieć w hotelu, gdzie pada, wolałabym posiedzieć w Poziomce, choć tu też pada). Można też niemile się zdziwić, jeśli coś pójdzie nie tak i zamiast wypoczywać chorujesz przez połowę pobytu. Ale wypadki chodzą po ludziach, po mnie zaś szczególnie. Przywykłam.

Sposób 2. Coś słodkiego
To sposób dorywczy i krótkotrwały. Na małą chandrę. Chyba najlepiej pomaga pyszna, zrobiona własnoręcznie czekolada na gorąco. Jak się ją robi? Banalnie prosto: bierzesz śmietankę (słodką!) kremówkę, ale może być i mleko, wkruszasz tabliczkę czekolady, podgrzewasz niemal do wrzenia, ciągle mieszając i voila, jest. Podawać należy z bitą śmietanką (bez dodatku cukru, albo z odrobiną, bo czekolada jest zabójczo słodka) z kapką alkoholu, z imbirem, czy chili, co Wam przyjdzie do głowy. Trudno zepsuć taki deser. Może się przydać woda niegazowana do popicia! Aha, czekolada może być mleczna albo gorzka, jak tam sobie lubicie.
PS. Zdjęcie pożyczyłam od Mammymisia, która korzystała z przepisów zamieszczonych w „Sklepiku. Bogusi”.

Sposób 3. Domowe spa
To też sposób dorywczy, ale jeśli program rozszerzysz na parę dni może zdziałać cuda. Potrzebny jest cudnie pachnący płyn do kąpieli albo olejek, co kto lubi. Świece zapachowe albo kominek. Dobry peeling do buzi i ciała. Jakieś serum, czy krem taki: dziesięć lat mniej w 2 minuty. Biały puchaty ręcznik (podgrzany). Jak coś mi się jeszcze przypomni to dopiszę. Rodzinę wysyłasz do kina na całe popołudnie i oddajesz się cielesnej rozpuście. To działa!
PS. W „Sklepiku. Adeli” dostaniecie domowe sposoby na domowe spa, np. Kąpiel a la Kleopatra. Sprawdziłam na sobie. Odlot!

Wiecie co, Dziewczyny, ja Wam przekopiuję przepis na tę kąpiel, bo naprawdę jest… no super jest. A przy okazji macie przedsmak książki.

Kąpiel a’la Kleopatra
Nie ma nic
piękniejszego niż zapach nowego samochodu i… małego dziecka. Tego pierwszego w
sprayu jeszcze nie wymyślono (powinnam go opatentować), ale ten drugi? Aromat
świeżego mleczka i oliwki dla niemowląt, zaś na gładką jak pupa niemowlęcia
skórę, sposób naszych prababek: mąka ziemniaczana.
Oto przepis na
wspaniałą, relaksacyjną kąpiel w twoim własnym domowym spa. Voila!
Będzie bardzo luksusowo,
najpierw więc przygotuj duży, biały, miękki ręcznik i zmysłową koszulkę nocną.
Następnie zapal świecę aromatyczną (najlepiej waniliową), nalej do wanny
gorącej wody i… zanurz się powoli.
Teraz dwie torebki
budyniu (waniliowy lub śmietankowy) rozpuść w litrze mleka (na małą wannę) lub
cztery budynie w dwóch litrach mleka (na wannę dużą). Oczywiście im więcej
mleka, tym lepiej.
Wstrzymaj oddech i…
wlej mleko z budyniem do wody.
Dlaczego masz wstrzymać
oddech? Bo ta chwila, gdy mleko opływa twoje ciało jest niemożliwie przyjemna.
Po prostu odjazd!
Poczuj ją każdą komórką
skóry, zamknij oczy, powdychaj piękny, delikatny zapach.
Uwaga! Mleko ma być
świeże lub pasteryzowane, nie żadne UHT, bo uchate wonieje spalenizną
(poddawane jest bowiem działaniu bardzo wysokiej temperatury, która zabija
wszystko: nie tylko bakterie, ale i całą życiową energię tego daru bogów). Aha:
nie oszczędzaj na tłuszczu! Mleko ma mieć 3.2%, a można dolać i słodkiej
śmietanki kremówki, będzie jeszcze lepiej. Skóra bowiem potrzebuje dobrego,
naturalnego, łagodnego tłuszczu, a jakiż jest lepszy od tego z mleka?
To jeszcze nie koniec
kąpieli. Gdy już narozkoszujesz się zapachem mleka, dolej powoli, oddychając
głęboko olejek waniliowy do ciast.
Tak, tak: budyń, mleko,
olejek waniliowy – oto składniki dostępne w każdym spożywczym, które ze zwykłej
kąpieli uczynią rozkoszny rytuał.
Ciesz się tymi
chwilami. Są tylko dla Ciebie.
Nie spłukuj ciała wodą,
wyjdź z kąpieli, pachnąca mlekiem i wanilią. Owiń się w ciepły, puchaty
ręcznik, a potem przebierz w ładną nocną koszulkę, żadnych piżam, czy innych
paździerzy! Jest to wieczór luksusu!
Gdy skóra wyschnie jest
niesamowicie gładka i miła w dotyku, a pachnie… jak małe rozkoszne niemowlę.
I o to chodziło.

Sposób 4. Dobra książka
Książka musi być długa i szalenie wciągająca. Parę tytułów już polecałam, parę poleciłyście mi. Jedyny minus to taki, że wracasz do rzeczywistości, a tu wciąż jest tak samo. Ale pomaga przetrwać chandrę, czy co nas tam gnębi.

Sposób 5. Maraton komediowy
Do tego przydaje się przyjaciółka, wesoła, z którą można się będzie pośmiać. Najlepiej komentująca. Nie ma to jak oglądać poważny film z kimś niepoważnym (ostatnio miałam tak na Władcy Pierścieni i do dziś śmieję się na wspomnienie niektórych scen opatrzonych komentarzem kumpelki). Maraton trzydniowy czyni cuda, ale choć jeden wieczór przyda się każdej z nas. Polecam „Lejdis” – uśmiałam się jak norka!

Sposób 6. Dzień z kimś kochanym
Ale nie zwykły dzień jak codzień. To musi być dzień wolny, a Ty sobie musisz odpuścić bycie perfekcyjną i taką jak zwykle. Wyluzuj, uśmiechnij się, odetchnij i po prostu bądź. Ja tak po prostu byłam w ostatni weekend z moimi dziećmi. Mieliśmy wszyscy troje wspaniałe humory. Było domowo, spokojnie, ciepło, uroczo. Ale rzeczywiście odpuściłam sobie i dzieciom…

Sposób 7. Dobry uczynek
Kurczę, wygląda na to, że jestem chodzącą altruistką i będę Was co artykuł nawracała, ale nie mówię teraz o „dużych” dobrych uczynkach, a takich zupełnie zwyczajnych. Dobrym uczynkiem może być przecież uśmiechnięcie się do siebie samej w lustrze i powiedzenie sobie: jesteś okej, lubię cię. Przytulenie dziecka, które ostatnio tylko Cię wkurza. Albo męża. On też Cię wkurza. Nie dlatego, że stał się jakiś taki, tylko Ty masz chandrę.
Dobrym uczynkiem będzie dokończenie pracy, nad którą załamujesz ręce od tygodni. I to Cię męczy. I nie możesz żyć spokojnie, bo wisi nad Tobą to coś i spać spokojnie nie pozwala.
Może to właśnie jest przyczyna mojego zniechęcenia? Może powinnam po prostu skończyć to, co zaczęłam i zacząć swobodnie oddychać?

A jakie Wy macie sposoby na chandrę? Chętnie dopiszę je do mojej listy…

2 kwietnia 2012 55 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

„Powrót do Poziomki” a 1%

Przez Administrator 1 kwietnia 2012
napisane przez Administrator

Ha, mam nadzieję, że zafrapował Was tytuł dzisiejszego artykułu. Już wyjaśniam o co chodzi…

Moje opowieści powstają z różnych inspiracji. Wystarczy sen, spotkanie po latach, nowo poznana osoba, by już snuła się historia.
„Powrót do Poziomki” – moja dziewiąta książka – zaczęłam pisać po doznanym wstrząsie: obejrzałam mianowicie film dokumentalny o Indiach, kraju wspaniałym i przerażającym jednocześnie, kraju niewyobrażalnych kontrastów, gdy radża mieszka w domu za miliard dolarów, a obok ludzie rodzą się, żyją i umierają na ulicy. Zadziwiające jest to, że oni również potrafią cieszyć się życiem, a nawet bywają szczęśliwi! Nie ta porażająca bieda mną jednak wstrząsnęła, ale fakt, że w tym pięknym świecie rok w rok milion (MILION!) dziewczynek jest mordowanych tylko dlatego, że rodzą się dziewczynkami, a posag mógłby zrujnować rodzinę. Więcej: płody płci żeńskiej usuwa się nawet w ósmym miesiącu ciąży. To już nie płody, to nienarodzone dzieci.
Ja nie potrafię tego zrozumieć, ale tylko dlatego, że nie urodziłam się i nie żyłam w tak strasznej biedzie, w jakiej żyją ludzie. Nie tylko w Indiach. Na całym świecie. Nie chodziłam głodna, nie kupczono moim ciałem (a prostytuują się kilkuletnie dziewczynki), nie mieszkałam pod dachem z dykty… Dlatego łatwo (trudno) mi pisać: nie rozumiem tego. Gdyby moja rodzina, moje dzieci zaczęły przymierać głodem, myślę, że bym zrozumiała.
„Powrót do Poziomki” jest pogodną opowieścią, tak jak w poprzednich książkach, przemycam trudne treści między wierszami, ale nie epatuję tragedią. Napisałam go w jednym celu: byśmy zrozumiały, jak cholernie dużo mamy szczęścia, że urodziłyśmy się w Polsce, nie w Indiach, Somalii, Korei Północnej, Chinach, na Kubie… mogę tak wyliczać i wyliczać. Żyjemy w kraju, gdzie nie ma slumsów liczących tysiące, setki tysięcy rodzin, gdzie nie morduje się dziewczynek tylko za to, że są dziewczynkami, gdzie nie podpala się własnych żon, bo posag był za mały, gdzie nie kamienuje się zgwałconej dziewczyny, bo jej hańba przynosi hańbę rodzinie i tak dalej i tak dalej.
Czy doceniamy nasze szczęście? Czy je w ogóle zauważamy?
Patrzę czasem na Patinka, mojego rocznego synunia, i myślę, „dziecko drogie, jakie ty masz szczęście, że mieszkasz w małym białym domku bez łap, azylu spokoju i bezpieczeństwa. Oby trwało… Oby nie zagroził nam głód, choroba, czy wojna”.
Smęcę, ale znów obejrzałam program, tym razem o dzieciach umierających na malarię. Właściwie obejrzałam kawałek programu, bo się popłakałam i odpadłam w pierwszych minutach. Teraz docieram do drugiej części tematu, do 1%. Oczywiście chodzi o możliwość odpisania pewnej kwoty od podatku.
Dziewczyny, nie zapominajcie, że możecie to uczynić! Nie oddawajcie tej kwoty fiskusowi, jakkolwiek byłaby skromna. Trzy złote to butelka wody dla dziecka, umierającego z pragnienia. Może je uratować! Ale to także zabawka, czy książka, dla naszego, polskiego dzieciaczka z hospicjum…
Nie ma nic straszniejszego niż cierpienie dzieci.
Dorosły ciosy losu jakoś sobie wytłumaczy, na kogoś zwali winę, może się modlić, czy przeklinać. Dzieci cierpią, nie rozumiejąc dlaczego. Są bezbronne wobec bólu i zła. Patrzą wielkimi oczami w oczy dorosłych, mając w tych oczach tylko ból…
Znów wymiękam.
Bardzo Was proszę, znajdźcie jakąś zacną fundację i przekażcie jej swój 1%. 

Na zdjęciu: 4-miesięczne hinduskie niemowlę…


PS. Pod artykułem vox fm, który został zilustrowany tym i innymi zdjęciami nawiązała się dyskusja między internautami. Część „mundrych” była przeciw pomocy humanitarnej, proponując szerzenie wiedzy antykoncepcyjnej (i rozdawanie prezerwatyw zamiast żywności i wody). Wiecie co? Jak czytam takie brednie, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Widzicie kobietę z zapadłej hinduskiej wsi, której majątek składa się ze stada kóz, jak raz w miesiącu idzie 100km do najbliższej apteki i prosi o 93 prezerwatywy (bo jej mąż wymaga 3xdziennie). – Proszę bardzo – mówi aptekarz i podaje jej reklamówkę z prezerwatywami. – Ile płacę? – Jedną kozę. Bo przecież kobieta nie ma pieniędzy. Ale hoduje 3 lata kozy, żeby zamienić je na prezerwatywy. W kraju, gdzie facet jest panem życia i śmierci i potrafi podpalić żonę za za mały posag, ona, nim zgodzi się na cowieczorny seks zażąda, by się zabezpieczył…. I zamieni żywicielkę rodziny na paczkę gumek…
Powiem Wam, że dorosłych mi nie żal – życie jest jakie jest, nam też bywa ciężko – ale dzieci są niewinne. One na ten świat się nie prosiły i nie mają żadnego wyboru. Stąd dzisiejszy artykuł i moja prośba. Pomagajmy dzieciom! A jeśli nie im, to zwierzętom! One też nie dostały wyboru…

1 kwietnia 2012 17 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

100 000, stosik i prywatna prośba

Przez Administrator 30 marca 2012
napisane przez Administrator

Dzisiaj licznik wejść na stronie przekroczył 100 000. Dzięki, kochani odwiedzający! Mam nadzieję, że zawsze będzie tutaj co czytać, co zakreślać i co komentować.

Czy ja prezentowałam kiedykolwiek na mojej stronie jakieś stosiki? Tak! Stosiki trzy nawet. Przy czym pierwszy i trzeci jest nadal aktualny, drugi trochę zmalał.
Tym razem załączam zdjęcie stosiku książek, z ostatniego miesiąca, które powędrują do zaprzyjaźnionej biblioteki (pozdrawiam panie bibliotekarki z Jadowa).

90% z książek z stosiku kupiłam (kurczę, nie wydaję na ciuchy, nie wydaję na kosmetyki, nie hazadruję się, nie piję, nie palę i nie ćpam, ale kupnie książki nie potrafię się oprzeć…), pozostałe dostałam od wydawców. Część przeczytałam, część była zakupową pomyłką (najgorsza była ta, po której się dużo spodziewałam, czyli „Coco”, miałam nadzieję na dobrą biografię, a dostałam coś, czego nie da się czytać).
Dochodzę do prywatnej prośby: DZIEWCZYNY, ODDAWAJCIE KSIĄŻKI! Większość zakupów i część prezentów (dostajecie przecież egzemplarze recenzenckie) są to tzw. „jednorazówki”, książki, które miło się czyta, owszem, ale wrócić do nich już się nie wróci. No, rodzinie i przyjaciołom można pożyczyć, ale kiedyś oddadzą i… i książka wędruje na półkę biblioteczki. Po co? Żeby ładnie wyglądała i zapełniała biblioteczkę. Wtedy gość wchodzi do pokoju i jest pod wrażeniem ilości przeczytanych książek. Jeśli po to gromadzicie stosy niepotrzebnych książek, to co gość powie o mnie? Mam… niech się rozejrzę: narożną witrynkę, regalik, półkę w kredensie i jeszcze jeden regalik z książkami. Jest tego – jak na pisarkę – niewiele, bo mimo iż domek jest spory, to po prostu szkoda mi miejsca na półki od podłogi do sufitu zastawione kurzołapkami – a książki nieczytane kurz zbierają genialnie. Mimo tego (nielicznych przejawów oczytania) raczej nikt nie ma wątpliwości, że oczytana jestem. Opisana też jestem ;).
Co robię z „jednorazówkami” – i to nie tymi, które dostaję, bo ja rzadko coś dostaję, a kupionymi za ciężkie pieniądze? Oddaję. Gdy mieszkałam w Warszawie oddawałam do hospicjum dla dzieci – książki dziecięce – i dla biedaków leżących na oddziale białaczkowym – książki dla dorosłych. Teraz, sorry, ale nie jestem w stanie tachać tego stosu do Warszawy, zasilam więc systematycznie w nowości i bestsellery bibliotekę w Jadowie. Niech ludzie czytają! Książka żyje przecież tyle razy, ile razy jest przeczytana! Po kija mam kisić stosiki książek, do których nie zajrzę, na półkach? Żeby alergii na kurz dostać? A nie, żeby goście myśleli, że jestem mądra. Trudno, pomyślą, że jestem głupia, bo w domu tylko regalik i witrynka…
Dziewczyny, biblioteki, jak cała kultura w naszym kraju, są w bardzo złej kondycji, wspomóżmy je my – czytelniczki.
Jeszcze lepszym uczynkiem jest oddanie książek potrzebującym: ludziom w szpitalach na przykład. Oni leżą miesiącami, każda książka jest czytana przez dziesiątki pacjentów, dla wielu jest jedyną radością w smutnej szpitalnej egzystencji. Nie pozbawiajcie ich tej radości tylko dlatego, żeby Wasze półki ładnie wyglądały!
Podzielcie się książkami. Oto moja prośba, oto mój apel.
Co Wy na to?

30 marca 2012 42 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Romantyczna kontra złota

Przez Administrator 28 marca 2012
napisane przez Administrator

Przejęłam się. Normalnie się przejęłam wynikami bieżącej ankiety i Waszymi wypowiedziami odnośnie owej. Okazuje się, że kluczową dla książki nieznanej autorki jest okładka! No dobra, nie jest to dla mnie aż takie zaskoczenie, bo od początku miałam hopla na punkcie okładek do moich powieści, ale Wy mnie w tym utwierdzacie. Do ad remu, czyli tematu artykułu: gdy przygotowywałam się do rozmów z potencjalnymi wydawcami serii z czarnym kotem, zleciłam dwojgu zdolnym grafikom projekty okładek. Złotą serię już prezentowałam, teraz przedstawiam Wam drugi projekt: romantyczny. Gdybyście miały wybierać, którą okładkę powinna na dobry początek swego książkowego życia dostać „Nadzieja”? Wydawałoby się, że odpowiedź jest oczywista: złotą, ale kilku osobom, które pytałam, bardziej podobała się romantyczna…
Na wszelki wypadek dodam, że ta na górze to romantyczna, złota – poniżej.


28 marca 2012 68 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

Zupełnie inaczej…

Przez Administrator 27 marca 2012
napisane przez Administrator

… czyli jak?!
To pytanie odnośnie nowej ankiety. Bardzo ważnej ankiety. Jeśli zakreślacie ostatnią możliwość (poznałyście moją twórczość zupełnie inaczej), napiszcie kochane tutaj, w komentarzu, jak ją poznałyście. Wydawało mi się, że podałam wszystkie możliwości do wyboru, ale jak zawsze mnie zaskakujecie. 😀

PS. Oczywiście możecie też napisać, jeśli zakreśliłyście któryś z „górnych” punktów.

27 marca 2012 54 komentarze
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Bez kategorii

O dzięciole i Rumianku

Przez Administrator 23 marca 2012
napisane przez Administrator

„God w Romaszkie”, który obiecałam jakiś czas temu powędruje do Basi Jana 31 ;), do Dubbidu, do Diunnam, do Jasmin i do Dagny. Bardzo Was proszę o adres do wysyłki.

Zauważyłam, że moje Czytelniczki nie lubią artykułów „z życia wziętych”. No chyba, że są pogodne, śmieszne, o Poziomce i jej mieszkańcach oraz w oderwaniu od szarej rzeczywistości. Po krótkim namyślę postanowiłam, że tylko takie będę pisała, bo zaczynam się dołować (i Was przy okazji) także na tej stronie.




Dziś krótka notka o dzięciole.
W okolicach Poziomy mieszkają dwie pary dzięciołów: para dużych (które „duże są tylko z nazwy, bo tak naprawdę wielkością przypominają kosa) oraz para czarnych. Duże już mi spowszedniały, bo karmnik z nasion słonecznika ogałacają codziennie, potrafią myszkować po ganku (tłukąc dziobem w garnki), bujają się na słoninie i zupełnie się nie boją ani mnie, ani ganiającej pół metra od karmnika Gapy, ale te czarne… to fascynujące stworzenia. Są wielkości wrony, ale w porównaniu z nią są smoliście czarne, antracytowo czarne, bardzo czarne. Tę czerń ozdabia czerwona czapeczka. Dzięcioły te pojawiają się jak duchy: cicho, bezgłośnie i tak szybko jak się pojawią, tak szybko znikają, pozostawiając obserwatora w stanie lekkiego oszołomienia. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Przecież to tylko ptaki. Poziomkowe ptice są jednak wesołe, ruchliwe, kłótliwe, dzięcioł czarny zaś… tajemniczy.
Bardzo mi się podobają. Muszę wyczaić, co lubią jeść i będę wabić je smakołykami do karmnika.

Poziomce przybyła także para wiewiórek. Biją się z tymi, co mieszkają tu drugi rok o co lepsze budki. Najbardziej popularne (budki, nie wiewiórki) są te z okienkiem na wschód i na las. Budką numer jeden w rankingu (wśród Poziomkowych ptaków również) jest ta nad anteną satelitarną.
I zrozum tu zwierzęta…

23 marca 2012 21 komentarzy
0 FacebookTwitterPinterestEmail
Nowsze Posty
Starsze Posty

NEWSLETTER PEŁEN MARZEŃ

Trylogia Autorska

Facebook

Facebook

Moje książki – w jakiej kolejności czytać

Najnowsze Posty

  • Szczęście pisane marzeniem – świąteczna powieść w przedsprzedaży

    24 października 2024
  • Burza, drugi tom „Trzech sióstr” w przedsprzedaży!

    20 sierpnia 2024
  • Iskra – pierwszy tom nowej serii Katarzyny Michalak – Trzy siostry już w sprzedaży

    30 maja 2024
  • Domek nad potokiem już w księgarniach!

    12 kwietnia 2024
  • „Domek nad potokiem” w przedsprzedaży

    19 marca 2024
  • Saga Przytulna w komplecie

    12 grudnia 2023
  • Facebook
  • Instagram

@2019 - All Right Reserved. Realizacja - Pixelwork.pl - agencja interaktywna


Wróć na górę strony
Katarzyna Michalak – Pisarka
  • Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt
Katarzyna Michalak – Pisarka
  • Strona główna
  • Aktualności
  • Moje książki
    • Seria mazurska
    • Seria z życia wzięta
    • Seria z kokardką
    • Seria owocowa
    • Seria kwiatowa
    • Seria Poczekajkowa
    • Seria dla dorosłych
    • Książki kucharskie
    • Kroniki Ferrinu
    • Saga Przytulna
    • Trylogia Autorska
  • Księga gości V
  • Kontakt

Recent Posts

  • Szczęście pisane marzeniem – świąteczna powieść w przedsprzedaży

    24 października 2024
  • Burza, drugi tom „Trzech sióstr” w przedsprzedaży!

    20 sierpnia 2024
  • Iskra – pierwszy tom nowej serii Katarzyny Michalak – Trzy siostry już w sprzedaży

    30 maja 2024
  • Domek nad potokiem już w księgarniach!

    12 kwietnia 2024
  • „Domek nad potokiem” w przedsprzedaży

    19 marca 2024
@2019 - All Right Reserved. Realizacja - Pixelwork.pl - agencja interaktywna