… ale warto, po stokroć warto zrobić pierwszy krok, a potem iść do celu.
Bez kategorii
… a Wy lubicie (przynajmniej kiedyś lubiłyście) wypełniać moje blogowe ankiety.
Może wrócimy do tradycji?
🙂
Zaczniemy od pytania, które zadałam Wam lata temu, chyba jeszcze na zielonej stronie, a może gdy ten blog właśnie powstał? Kim jesteś, moja Czytelniczko?
To co, Dziewczęta, powypełniacie pracowicie (i oczywiście całkiem anonimowo) te małe kwadraciki po prawej stronie?
A tutaj, żebyście wiedziały, że traktuję Was serio i nic nie kasuję, oto Wasze postanowienia noworoczne sprzed lat. Ciekawe, czy coś z nich się Wam spełniło… :))
Książki, Czytelniczki, przytulne wnętrze… czegóż chcieć więcej?
Chciałabym się dzisiaj z Wami podzielić nagraniem bardzo ważnej dla mnie chwili. Wiem, wiem, pokazywałam Wam już Milionowy Egzemplarz w filmiku z Poziomki, widziałyście, jak powstaje, ale co się działo w międzyczasie? 🙂
Otóż zaproszono mnie na tę pamiętną chwilę, gdy dostaję go do rąk własnych, do Księgarni Autorskiej (Złote Tarasy w Warszawie – piękne miejsce! Urządzone jak mieszkanie! Są kanapy, fotele, nawet wanna! A gdy zakupisz książkę powyżej – bodajże – 30zł, panie częstują cię kawą albo herbatą :).
Była ekipa filmowa ze studia MyWorks, były przedstawicielki Wydawcy, były kwiaty (ogromny bukiet róż – skąd wiedzieli, że kocham róże?! 😉 i wreszcie dostałam pięknie opakowany ten jeden jedyny, szczególny…
Co czułam w tej chwili? Czym chciałam się z Wami podzielić?
O tym tutaj, poniżej…
Vlogowania cz. IX czyli jak powstawał Milionowy Egzemplarz
Jeszcze nim dowiedziałam się, że wśród kilkudziesięciu tysięcy „Zemst” będzie ten magiczny Milionowy Egzemplarz, niesamowicie fascynował mnie sam proces produkcji.
Do tej pory moje wyobrażenia kończyły się na pliku pdf podpisanym np. „Bezdomna do druku” i… jakoś tak za sprawą magii parę tygodni później owa „Bezdomna do druku” pojawiała się w księgarniach.
Tym razem ze względu na niecodzienne wydarzenie (bo nie co dzień celebruje się pierwszy milion sprzedanych egzemplarzy, a nawet powiedziałabym, że najwyżej raz w życiu) Wydawca wysłał ekipę z kamerą do drukarni i oto ujrzałam – naprawdę fascynujący – proces powstawania mojej książki. Ten właściwy. Z idei, poprzez plik wirtualny do czegoś realnego, co weźmiemy w rękę, pogłaszczemy po okładce…
I chyba dopiero w tym momencie, gdy na ekranie pojawia się ogromna hala pełna „Zemst” dotarło do mnie, co to znaczy MILION. :))
Bardzo, ale to bardzo mi się to podoba.
I powtórzę pytanie z fanpejdża: czy któraś z Was marzy, by kiedyś też zobaczyć na ekranie albo na żywo, jak się drukuje jej własna książka? Bo ja jeszcze dziesięć lat temu nawet nie śmiałam o tym zamarzyć. A dzisiaj… :)))
Endżoj!
Zmiana planów, która Was jednocześnie zmartwi i ucieszy
Miałam dzisiaj napisać krótki uroczy artykulik, ale na niego przyjdzie czas. Ja stęskniłam się na tej stronie za zielenią. Tytuł intrygujący, prawda? Jak zmiana planów może jednocześnie zmartwić i ucieszyć? Otóż może. Zamiast czegoś, na co od lat czekacie dostaniecie coś, co bardzo lubicie.
Mówię oczywiście o Mieście Walecznych i leśnej trylogii.
Otóż, moje kochane, nie dam rady skończyć na czas Miasta. Nie w takich warunkach i okolicznościach w jakich się znalazłam. Powieści obyczajowe mogę pisać nawet w wesołym miasteczku i do góry nogami, ale Miasto wymaga większego skupienia, a przede wszystkim przerobienia 20kg bibliografii, która obecnie znajduje się w magazynie (a ja na walizkach – zmieniam lokum). Nie myślałam, że to napiszę – naprawdę byłam pewna, że tym razem dam radę! – ale czas Miasta jeszcze widać nie nadszedł. Może nigdy nie nadejdzie, mimo że mam prawię półtora tomu…? I powstrzymajcie się co poniektórzy i co poniektóre z komentarzami, że Michalak znów zmienia plany i jak tak można i się obrażacie. Michalak nie jest robotnikiem w fabryce śrubek, tylko twórcą. Robi co może, a czego nie może – nie robi.
Co zatem dostaniecie w zamian? Leśną Polanę tom I, II i III. Mogę Wam dziś pokazać okładkę do jedyneczki, na którą głosowała większość z Was. Widzę, że Wy też stęskniłyście się za poczekajkową zielenią.
W najbliższym czasie zaś oczekujcie wielu niespodzianek. Mam już gotowe dwa filmiki, które powinny się Wam podobać, mam pomysł, trochę szalony – jak nasza Akcja Kartkowa – który też może pozytywnie Was zaskoczyć, muszę się tylko z tym wszystkim ogarnąć.
Ale Leśna Polana pisze się, a to najważniejsze… 🙂
„Zemsta” już na podium w moim ulubionym Ravelo.pl :))
Na moim ulubionym Ravelo.pl „Zemsta od razu wskoczyła na 3. miejsce. Może powędruje wyżej! Wszystko w Waszych rękach! Z H. Cobenem chętnie bym powalczyła, ale ze śp. ks. Janem Kaczkowskim już nie wypada, tak więc dwójeczką się zadowolę.
A co o „Zemście” (i jej autorce) mówią moje Czytelniczki? „Po prostu przeszła pani samą siebie”. :))) To lubię! :)))
🙂 Po przeczytaniu Mistrza powinnam już niby wiedzieć na co ją stać, ale
wierzcie mi, na taką dawkę emocji i zwrotów akcji jaka czeka w Zemście, nie da
się przygotować…
Lubimy Czytać
całości i nie sposób się od niej oderwać. Są emocje, jest element zaskoczenia i
dopracowany wątek sensacyjny. Ja z całego
serca polecam.
Pani Kasiu chapeau bas. Nie zawiodła Pani.
Wciąga, aż do ostatniej strony 😉 Musicie ją przeczytać. 😉
Jestem pod ogromnym wrażeniem, świetna, fenomenalna. Takiego zakończenia to się nie
spodziewałam. Czekam na więcej Pani książek.
rewelacyjnie zaskakująca. Adrenalina podczas czytania tak duża, aż w kilku
momentach słyszałam bicie własnego serca.
Kasiu chciałabym podziękować za „Mistrza” był fenomenalny ale „Zemsta”
brak mi słów. Te emocje, łzy nie do opisania. Po prostu przeszła Pani
samą siebie.
Dziś premiera „Zemsty” we wszystkich księgarniach i na empik.com
Moja Wielka Australijska Przygoda, czyli jak to się zaczęło…
Gdzieś tutaj jestem… 🙂 |
Styczeń 2014
To nie będzie pani potrzebne – mówi celniczka z dziwnym uśmiechem, stojąc nad wybebeszoną walizką.
z nią, półprzytomna po dwudziestoośmiogodzinnej podróży, w czasie której nie
zmrużyłam oka – nie śpię już od jakichś dwóch dni, jeszcze osiem i umrę, bo po
dziesięciu dniach bez snu człowiek umiera – wpatruję się w siedem par skarpet
frote, które ze sobą zabrałam. Jedna na każdy dzień. I farelkę.
zabieram skarpety frote i zawsze zabieram ze sobą farelkę, nawet jeśli jest to
podróż do bardzo ciepłych krajów, bo noce w tych krajach bywają zimne, a ja
przecież piszę nocami. Muszę więc mieć ciepło. Szczególnie w nogi. Stąd te
skarpety. I farelka.
tamtym momencie jakaś część mego otępiałego od długiej podróży mózgu nie
zgodziła się z celniczką, bo ogólnie jestem przeciw.
przyznałam jej rację.
oknem były czterdzieści dwa stopnie w cieniu.
wybrałam Australię? Bo któregoś styczniowego dnia, wysmagana wiatrem i śniegiem
stwierdziłam, że wyjeżdżam. Gdzieś, gdzie jest ciepło. A że w Australii jeszcze
nie byłam…
bardzo spontaniczna w podejmowaniu decyzji. Tego samego wieczoru otrzymałam
e-vizę, zarezerwowałam samolot i hotel. Poszłam spać i nazajutrz… musiałam na
własne oczy upewnić się, co też nawyrabiałam w nocy, całkowicie przytomna na
ciele i umyśle: właśnie wysłałam się na tydzień do Australii!
tylko na tydzień, skoro sama podróż zajmie dwa dni w jedną i dwa dni w drugą
stronę? Bo dokładnie tyle: dziesięć dni beze mnie, wytrzymywał mój synek.
do mojej matki, która pod moją nieobecność zajmuje się wnukiem.
Słuchaj, mamo, wyjeżdżam na dziesięć dni do ciepłych krajów.
O, to dobrze, odpoczniesz…
odpoczynek po morderczych ostatnich miesiącach po prostu mi się należał.
Gdzie tym razem?
był to Cypr albo Wyspy Kanaryjskie. Tam było może nie lato, ale nie zima.
Eeee… tym razem nieco dalej. Do Australii.
Do Aus… Australii? Ale to daleko!
O Australii można powiedzieć wiele i jedno: to bardzo daleko.
E tam, daleko. Parę godzin w samolocie i jestem na miejscu. Wracam jak zwykle.
Nim Patryk zdąży się stęsknić.
Lecisz na drugi koniec świata i będziesz tam tylko dziesięć dni? Pojechałabyś
na miesiąc, pozwiedzać, to rozumiem, ale…
będę tam tylko tydzień, odjąć podróż, wolałam jednak o tym nie wspominać, bo mi samej
dokonania ostatniej nocy wydały się w tym momencie absurdalne. Chociaż… robiłam
w życiu bardziej szalone rzeczy, niż tygodniowa wycieczka do ciepłych krajów.
Krajów tak ciepłych, że niemal udaru dostałam – ale o tym później…
To kiedy wylatujesz?
Prawdę mówiąc jutro.
Jesteś spakowana?
co tu – oprócz ciepłych skarpet, farelki i karty do bankomatu – pakować?
Niee, może wieczorem…
rodzicielce nie mieściło się to w
głowie, ale ja tyle razy wyjeżdżałam dosłownie z godziny na godzinę, że
pakowanie się w jedną skromną podróżną torbę na jeden skromny tydzień zajmowało
mi może z pół godziny. Miałam pewność, że i tak czegoś zapomnę, ale miałam i
drugą: że nie ma tego, czego nie kupiłabym na miejscu, mają kartę kredytową.
Byleby zabrać paszport i portfel. Resztę da się skompletować.
razem byłam w błędzie…
to się okaże na miejscu, gdy już dotrę na wymarzone antypody i okaże się, że
primo: nie mam dostępu do internetu i mieć nie będę. Secundo: nie podłączę się
do australijskiej sieci, jeśli nie kupię specjalnej wtyczki, nie mogę więc
naładować ani telefonu, ani laptopa. To okazało się problemem gdzieś tak
trzeciego dnia, gdy zgasła komórka. Przez te trzy dni trwałam bowiem w błogiej
nieświadomości i jeszcze bardziej błogim… zadziwieniu.
Siedzę na balkonie mojego hotelu do góry nogami. A mimo to nie spadam w otchłań
Kosmosu, a gwiazdy są na swoim miejscu: nad moją głową. Niesamowite…! Czyżby ci, którzy twierdzą, że Ziemia jest okrągła, jednak nie mieli racji?
Dobra książka, piękny film oraz jak Wam idzie „Zemsta”? :)
Cztery dni do pojawienia się najmłodszej w księgarniach, ale kilka z Was już książkę przeczytało – chociażby wygraną w konkursie na recenzję „Mistrza”, czy kupioną na stronie Wydawcy. No i jak? Jak Wam się podobała kontynuacja „Mistrza”?! Naprawdę jestem niesamowicie ciekawa, bo miało jej przecież nie być. Ile razy się zastrzegałam, że drugiego tomu nie napiszę. I… właściwie nie napisałam, bo najpierw wymyślił, a potem napisał się sam. 🙂
Proszę więc o feedback (nie lubię obcojęzycznych zapożyczeń, ale to jest akurat krótkie, jasne i na temat).
Żeby nie być monotematyczną (wciąż tylko o moich książkach), polecę Wam coś, co naprawdę mi się podobało. Dwa cosie.
Pierwsze to film, który miałam ogromną ochotę obejrzeć, ale tak jak kiedyś uwielbiałam chodzić do kina, tak od urodzenia Patisia i przeniesienia się na wieś straciłam tę przyjemność, a DVD to nie to samo. Zapomniałam o tym filmie, ale przypomniał o sobie podczas podróży (bagatela 31-godzinnej) na Antypody. Ja obejrzałam go w samolocie raz, Patik dwa razy. Bardzo nam się podobał! Kurczę, jak się cieszę, że ktoś wymyśla takie mądre, piękne, poruszające i wciągające filmy dla dzieci!
Polski tytuł… powiem delikatnie: taki sobie „W głowie się nie mieści”. Wklejam plakat wersji angielskiej i serdecznie polecam:
Drugim cosiem jest książka, która wywarła na mnie niemały wpływ. A przeczytałam już tyle książek w życiu, że niewiele mną wstrząsa, czy zmienia moje zwyczaje. Opis i recenzje znajdziecie w necie, ja powiem tylko tyle: warto. Po jej przeczytaniu przerzuciłam się z płacenia ZA WSZYSTKO kartą na gotówkę… 🙂 (Wydawcy zabiją mnie, że polecam książki konkurencji i robię zupełnie bezinteresownie, ale…)
Od dziś 4 kwietnia można na znak.com.pl kupić „Zemstę” i to nie w przedsprzedaży – gdy przyślą w dniu premiery – a przedpremierowo!
No, teraz dopiero zaczyna się dziać…
PS. Przypominam sobie Wasze reakcje za zakończenie „Mistrza” i pamiętajcie – po przeczytaniu „Zemsty” – nim wyślecie mi tu, do Australii, kopertę z wąglikiem: ja się Wam jeszcze mogę przydać… ok? 🙂