„Leśna Trylogia” w pierwszej 15-tce literatury obyczajowej
Przez Administrator
napisane przez Administrator
Pamiętacie o kolejnych tomach Kolekcji Katarzyny Michalak? Druga edycja dobiega końca, jutro ukaże się w kioskach tom 23 „Serce Ferrinu cz.2”, potem jeszcze tylko osiem i koniec.
Tutaj są wszystkie informacje, także to, gdzie kupić poprzednie tomy: http://katarzynamichalak.blogspot.com.au/2015/04/wszystko-co-chcecie-wiedziec-o-kolekcji.html
Teraz najnowsze wiadomości z Jagódki, Australii i okolic.
Otóż byłam w Polsce! 😀 Parę tygodni temu zatęskniliśmy z Patiniem za Ojczyzną tak bardzo, że kupiłam bilety, wsiedliśmy w samolot (potem drugi… trzeci… czwarty…) i zaledwie po 33 godzinach wylądowaliśmy w kraju. Patiś pojechał do dziadków, ja rzuciłam się w wir spraw do załatwienia.
Spiesząc na spotkanie z producentami ekranizacji słyszę nagle: „O Boże, to pani Kasia!!!”. I tak oto spotkałam Czytelniczkę, Kasię z córeczką, która właśnie przyjechała do Warszawy. Zrobiłyśmy sobie fotki, złożyłam autograf z dedykacją w „Czerwieni Jarzębin”. Wierzcie, że spotkać mnie przypadkiem, w ciągu paru dni, gdy byłam w Warszawie, to zupełnie niesamowite!
Jak już wspomniałam, zdążałam na ważne spotkanie. Podczas czterech godzin rozmów i wstępnych ustaleń zgodziliśmy się z producentami i reżyserem, że ekranizacji „W imię miłości” będzie od razu w jęz. angielskim, grana przez aktorów brytyjskich, tak by mógł tę historię zobaczyć cały świat. Zaraz po powrocie do mojego drugiego domu usiadłam do komputera i zaczęłam szukać odpowiednich aktorów (lubię to!!!). Oto mała Brytyjka, która mogłaby zagrać Anię:
Neda, Weronikę i Małgosię też znalazłam, a już Edward… jeśli moje plany się powiodą będziecie zaskoczone! 😀
Oczywiście liczę się z tym, że ekranizacja może w ogóle nie wypalić, ale samo planowanie, szukanie odtwórców głównych ról, konsultacje co do treści scenariusza, fabuły etc – to wszystko jest fantastyczne. W pierwszym etapie prac nad filmem zostanie napisany scenariusz, potem odbędzie się casting, obejrzę zdjęcia próbne, dokonamy wyboru aktorów i… powstanie trailer! Tak! Trailer z Anią i Nedem. Naprawdę jest na co czekać. 😀
1 sierpnia byłam w Warszawie – jak wiecie, to szczególny dzień i dla miasta, i dla mnie. Na pl. Zamkowym tworzyłam wraz z setkami Patriotów kotwicę Polski Walczącej. Ogromne wzruszenie, łzy w oczach, ciarki, gdy zaczęły wyć syreny…
Po powrocie do Australii otworzyłam plik z „Miastem Walecznych”, przeczytałam parę rozdziałów i znów zaczęłam się zastanawiać, dlaczego, na Boga!, nie mogę przysiąść do tej gotowej niemal opowieści, skończyć chociaż pierwszy tom i oddać go do Waszych rąk. Woła do mnie rok w rok, właśnie w okolicach pierwszego sierpnia: „Napisz mnie, napisz!”… Powinnam przyjechać do Polski, zabrać 20kg bibliografii na jakieś odludzie, laptopy dwa i w końcu to zrobić: dopisać co trzeba i wypuścić powieść o Powstaniu Warszawskim w świat.
Okej, to byłoby chyba na tyle. Przypominam, że ostatni tom leśnej trylogii już za trzy tygodnie, w Empiku trwa przedsprzedaż wydania specjalnego. Można je kupić tutaj: http://www.empik.com/blekitne-sny-michalak-katarzyna,p1147675027,ksiazka-p
Zawiera dodatkowy rozdział: „Listy z Leśnej Polany”. Trochę mi smutno, że powieść dobiegła końca. Naprawdę świetnie mi się ją pisało. Trzej bracia Prado i trzy dziewczyny okazały się wspaniałymi bohaterami podróży przez ponad 900 stron. Mam nadzieję, że Wy także się z nimi zżyłyście.
Ja wracam do pracy nad świąteczną niespodzianką, czyli „Gwiazdki w nieba”. Ładna, ciepła i wzruszająca jest ta opowieść… Okładka oczywiście BEZ KOSZYCZKA, bo nawet moja sąsiadka z Urli City za taką się opowiedziała. 🙂
Och, jeszcze wiadomość, która Was pewnie zmartwi: na razie nie będzie fanpejdżu na fejsbuku. Ale obiecuję częściej pojawiać się tutaj.
Jeszcze jedno: podczas pobytu w kraju spotkałam się z moją ulubioną fotograf Klaudią Rataj na sesji zdjęciowej. Pracowałyśmy ładnych kilka godzin nad zdjęciami portretowymi. Gdy dostanę od Klaudii fotki, na pewno je Wam zaprezentuję!
Do zobaczenia więc.
Wasza Kejt.
Cześć, dziewczęta, ruszyła przedsprzedaż „Błękitnych Snów” w Empiku. (Premiera 30 sierpnia) Nie chcę się chwalić (właściwie to chcę 😉 ale 3 dni po rozpoczęciu sprzedaży najmłodsza jest już na 10 miejscu w top 100 i nr 1 na swojej półeczce, czyli w literaturze obyczajowej.
Cieszę się, że tak bardzo na nią czekacie.
Teraz informacja: edycja limitowana z dodatkowym rozdziałem „Listy z Leśnej Polany” jest do kupienia TUTAJ
Natomiast wersja zwykła jest do kupienia TUTAJ
Kupiłyście już swoje „Błękitne Sny”? Dopiero kupicie? Jeśli tak, to gdzie się zwykle zaopatrujecie? Ja jak zwykle polecam ravelo.pl Lubię ten portal i tyle. 🙂
Wracam do pisania, a Wy odpoczywajcie. Nad morzem, na wsi, w górach, za granicą, czy po prostu na balkonie albo tarasie.
Wasza Kejt
Jeżeli myślicie, że autor, który napisał ponad trzydzieści książek, z których każda bez wyjątku była na listach bestsellerów, a ostatnio każda docierała do pierwszych miejsc tych list śpi spokojnie i pisze ot tak sobie, pewien, że następna wejdzie na szczyt także, to jesteście w błędzie.
Okej, może inni pisarze i Literaci tak mają, że skoro raz „zaliczyli jedynkę”, to następny raz zwisa im i powiewa, myślą, że tak już będzie zawsze, albo w ogóle poczytność ich książek w ogóle tych pisarzy, czy Literatów nie interesuje. Piszą dla siebie, dzieło to dzieło samo w sobie etc…
Ja należę nie do Literatów, a do rzemieślników. Pragnę, chcę i kocham, gdy moimi powieściami, moimi małymi dziełami rąk i umysłu zachwycają się Ci, dla których je tworzę: Czytelnicy. Dlatego zawsze z zapartym tchem śledzę listy bestsellerów i wspinaczkę moich „najmłodszych” po tychże. Jak kiedyś wspomniałam: napisać jedną książkę, która została dobrze przyjęta przez Czytelników, to jest osiągnięcie, napisać drugą i trzecią, noooo… to już coś, ale napisać trzydziestą którąś, która po raz trzydziesty któryś jest okrzyknięta przez Czytelników najlepszą w dorobku Tej Michalak, wierzcie mi, to NAPRAWDĘ duże COŚ. :)))
Tak, staram się sięgać coraz wyżej, nie spoczywać na laurach i pisać, byle coś tam wcisnąć Wydawcy i Czytelnikom, ale szukać nowych źródeł inspiracji, nowych gatunków, w których być może się odnajdę, a na pewno będą wymagały ode mnie dużo więcej wysiłku, niż „napisz Kasia coś w twoim stylu i będzie okej”. Już jakiś czas temu wyszłam z szufladki „poczekajkowo-poziomkowo-sklepikowej”, czego niektórzy zdają się nie zauważać. Tematy, które poruszam są coraz poważniejsze, coraz bardziej prawdziwe i wstrząsające i… podoba się Wam to! Mnie, gdy otrząsnę się po lekturze materiałów źródłowych i przeniesieniu tego na karty mojej powieści… okej, też się podoba, że dałam radę. Przeżyłam.
Teraz na przykład przeprowadzam eksperyment na żywym organizmie, czyli moim mózgu: piszę jednocześnie – to znaczy raz fragment jednej, raz fragment drugiej – dwóch powieści na raz. Są ZUPEŁNIE różne, i pod względem emocjonalnym i czaso-przestrzennym. Bardzo jestem ciekawa, jak długo zdołam tak mentalnie przeskakiwać z kontynentu na kontynent i z emocji na emocję. Dopóki daję radę, mam frajdę z „podwójnego”pisania i satysfakcję, bo tego jeszcze nie przerabiałam.
A na razie jestem przeogromnie szczęśliwa, że „Czerwień Jarzębin” wskoczyła na pierwsze miejsce dwóch największych księgarń. Ach! Tu mi się przypomniało… i zaraz odnajdę w zakamarkach internetu… jak kiedyś w pierwszej dwudziestce Empiku znalazło się pięć moich książek.
To dopiero było niesamowite.
Mój starszy syn jednym słowem określiłby, „co zrobiłam z systemem”, ale że ja takiego słowa nie używam… :)))
Dziękuję, Czytelniczki i Czytelnicy! To dzięki Wam mam tyle radości w życiu!
:*
Do portalu ravelo.pl zawsze miałam słabość. Lubię ich i oni chyba lubią mnie. Dlatego z przyjemnością przyjęłam zaproszenie do wywiadu. Myślę, że wyszedł ciekawie.
Zapraszam!
Wywiad z Katarzyną Michalak
Pierwszy tom Leśnej Trylogii – Leśna Polana – napisany był
pierwotnie w formie odcinków publikowanych na blogu. Skąd taki pomysł?
Czy mogłaby Pani zdradzić, czym różni się praca nad powieścią w takim
kształcie od pisania od razu dla wydawnictwa?
Och, ten
pomysł chodził mi po głowie od dawna: nie wiem, dlaczego zawsze chciałam
pisać powieść w odcinkach jak kiedyś bywało, jeszcze za czasów zaborów,
drukowaną w periodykach, kiedy Czytelnicy wyczekiwali od odcinka do
odcinka, co też się wydarzy. Nie udało mi się zainteresować żadnego z
miesięczników tym pomysłem, więc po zgodzie Wydawcy, który przecież ma
prawa do tekstu, zaczęłam publikować Leśną Polanę co dwa tygodnie na
specjalnie stworzonej dla niej stronie. Ale nie pisałam „od odcinka do
odcinka”, powieść powstawała szybciej, po prostu publikowałam kolejne
rozdziały. Cieszę się, że pomysł się udał. Strona miała kilkadziesiąt
tysięcy odsłon. Dziewczęta nie mogły doczekać się, co będzie dalej.
Przyznam, że ja nie dałabym tak rady. Czekałabym na wydanie całej
książki, albo jeszcze lepiej: całej serii.
Leśna polana
to książka podobna do Bezdomnej czy Ogrodu Kamili – porusza wiele
trudnych tematów. Ma Pani dużo odwagi, by w bezpośredni sposób mówić o
sprawach pozostających w sferze tabu nawet dzisiaj. Czy według Pani
literatura wciąż ma moc, by coś zmieniać w naszej rzeczywistości? Czy
mówienie w niej o nich sprawia, że stajemy się w jakiś sposób lepsi?
Bezdomna,
Nie oddam dzieci!, czy teraz Leśna Trylogia powstały… z gniewu.
Pierwszą zaczęłam pisać, gdy w gazetach i TV brylowała matka Madzi, a w
tym samym czasie – i jest to fakt, a nie fikcja literacka – młoda
kobieta z powodu psychozy poporodowej uciekła z domu z maleńką córeczką i
ta córeczka nie przeżyła. Kiedy wyobrażałam sobie tragedię tej
dziewczyny i jednocześnie obserwowałam „szopkę” drugiej „matki”, która
zabiła swoje dziecko, było we mnie tyle gniewu, wściekłości… że musiałam
o tym napisać, powiedzieć, wykrzyczeć to. Z kolei Leśna Polana miała
być pięknie zaczynającą się opowieścią o małym domku w lesie i
utraconej, ale odzyskanej miłości. I również jakoś w tym samym czasie
wpadła mi w ręce porażająca książka o ubeckim bestialstwie wobec
więźniów X Pawilonu na Rakowieckiej. Ta książka… właściwie niepozorna i
nie epatująca scenami okrucieństwa, po prostu spisana przez jednego z
więźniów… złamała mnie. Niedowierzanie… bezsilność… i ponownie gniew,
straszny gniew na Zło, do dziś bezkarne, śmiejące się swoim ofiarom w
twarz zmusiły mnie, by znów wykrzyczeć, nie dać przyzwolenia, wywlec to
Zło na światło dzienne, pokazać je. Czy literatura ma moc zmieniania
rzeczywistości? Nie wiem. Jestem pisarką „przemilczaną”. Czytają mnie
miliony kobiet, ale jest jakaś zmowa milczenia w mediach na mój temat.
Dziwne, bo do czasów Leśnej Polany trzymałam się od polityki z daleka, a
i ta książka jest apolityczna, bo Zło dobiera sobie poglądy, jakie mu w
danej chwili pasują. Tak więc moja twórczość rzeczywistości nie zmieni,
ale wiem, że potrafi zmienić życie moich Czytelniczek. Dostałam na to
wiele dowodów, maili, listów, wpisów. A jeśli życie chociaż jednego
człowieka dzięki mnie stało się lepsze, moja praca ma sens.
A
może literatura służy bardziej oderwaniu się od świata? Jak mówi
Gabriela w Leśnej Polanie o swoim pisaniu: „Uciekam do innych światów,
innego życia”. Jest raczej ukojeniem niż postawieniem problemu. W Leśnej
Trylogii takim wytchnieniem jest specjalne miejsce – tam wracają dobre
wspomnienia, można do niego uciec od problemów. Czy Pani też ma takie
wyjątkowe miejsce, za które warto zapłacić każdą cenę?
To
jest drugi aspekt pisarstwa: ucieczka. Moja ucieczka w inne światy –
bezpieczna, bo chociaż przeżywam razem z bohaterem zasadzkę w Iraku, to
jednak ja mogę „wrócić” cała i zdrowa w miejsce, gdzie piszę – była to
biblioteka, on zaś umiera. Lecz rzeczywiście, czytając – czy pisząc –
możemy całkowicie oderwać się od naszej rzeczywistości i zatracić w tej
innej. Jeśli lepszej i ciekawszej, super. Jeżeli zaś w tragicznej i
wstrząsającej, przeżywamy katharsis, otrząsamy się po lekturze, patrzymy
na otaczający nas świat i myślimy: dzięki Bogu, mnie to nie dotknęło.
Bardzo wzruszały mnie listy od Czytelniczek po Nie oddam dzieci!, w
których pisały, że pierwsze, co zrobiły po przeczytaniu książki i
otarciu łez, to biegły przytulić, ucałować synka czy córeczkę i
powiedzieć, jak bardzo je kochają.
Odrobinę nawiążę do
poprzedniego pytania. Dla Pani bohaterek posiadanie własnego miejsca
wydaje się często sprawą pierwszorzędną. Jak Pani myśli, czy jest jakiś
wspólny powód, dla którego szukają one takiej małej stabilizacji,
bezpiecznej przystani? Co może nam to o nich powiedzieć? Czy dla Pani
również jest to ważne? Dlaczego?
Myślę, że w życiu
człowieka nie ma nic cenniejszego od poczucia bezpieczeństwa. W
jakimkolwiek aspekcie. Czy to finansowym, czy życiowym, rodzinnym…
Wewnętrzny spokój, uczucie, że nic ani nikt nam nie zagraża, że wszystko
jest dobrze, jesteśmy bezpieczne… Proszę mi wierzyć: po tym, co
przeżyłam, jest to uczucie bardzo rzadkie, to dosłownie chwile,
przebłyski szczęścia i spokoju, i bezcenne. Domek na polanie, skąpanej w
słońcu, otoczony wiekowymi świerkami to oczywiście symbol, przenośnia,
wyobrażenie takiej właśnie bezpiecznej przystani, bo tę przystań nosimy w
sobie, mamy ją – albo jej nie mamy – w sercu. Ja nadal tej przystani
szukam, nadal za nią tęsknię i może przez to moje książki wydają się na
pierwszy rzut oka schematyczne, bo zawsze występuje ta nieosiągalna
Arkadia, ale to moja wewnętrzna tęsknota, której daję wyraz w
pisarstwie. Hej, mam chyba do tego prawo! /śmiech/
Innym
istotnym elementem Leśnej Trylogii wydaje mi się przyjaźń Gabrieli,
Majki i Julii. To bardzo ciekawa znajomość trzech zupełnie różnych
postaci, które potrafią się pokłócić i na siebie nakrzyczeć, jednak
wciąż pozostają dla siebie ważne. Czy mogłaby Pani więcej powiedzieć o
swoim zapatrywaniu się na tzw. kobiecą przyjaźń? Według stereotypów nie
jest ona możliwa – co Pani o tym sądzi?
Ja jestem tak
niestereotypowym człowiekiem, kobietą, matką i spotkałam się z tyloma
stereotypami , które okazały się zupełnie nieprawdziwe, typu: „Australia
jest gorąca, sucha i wszędzie są jadowite węże i pająki”, podczas gdy
Australia potrafi być zimna, wietrzna, deszczowa, a pająka ani węża
jeszcze nie widziałam, że doprawdy… nie wierzę już w żadne stereotypy.
Przyjaźń to przyjaźń. I nie mówię tu o pustym, nadużywanym dziś słowie,
tak jak drugie, równie nadużywane „kocham”. Kocham cię, kocham to, czy
tamto. Przyjaźń to bardzo silna więź, powstająca czasem w najbardziej
niecodziennych warunkach, która trwa mimo upływu lat. Mimo tego, że
miesiącami się z przyjacielem nie widzisz, że nie czujesz potrzeby
gadania z nim o codziennych drobiazgach przez telefon. Jeżeli jednak coś
się dzieje, nawet nie coś, a COŚ, przyjaciel po prostu stanie przy
tobie, zrobi wszystko, by ci pomóc. Tak jak ty zrobisz wszystko, by
pomóc jemu. Takich przyjaciół – celowo nie piszę „przyjaciółek”, bo są
to zarówno kobiety, jak i mężczyźni, żyjący zresztą w udanych związkach,
którym ja nie zagrażam, mam kilku. Gdy oni potrzebują mojej pomocy –
jestem. Gdy ja potrzebuję ich – są. Taka przyjaźń daje właśnie to
poczucie bezpieczeństwa: NIE JESTEŚ SAMA.
Po lekturze
kilku z Pani licznych książek muszę zapytać o Pani styl. Miałam
wrażenie, że siedzę przy kominku, a ktoś opowiada mi historię – czy
rzeczywiście znajduje Pani w pisaniu taką pasję opowiadania?
Podobno
można mnie słuchać godzinami – to jeśli chodzi o opowiadanie. Swego
czasu jedna z moich przyjaciółek przyjeżdżała do mnie raz w tygodniu, z
drugiego końca miasta, bez względu na pogodę, rozsiadała się w gościnnym
fotelu z dobrą herbatą i domowym ciastem w dłoni, po czym rzucała
hasło: „No, opowiadaj, Kasia, co też się przez ten tydzień wydarzyło”… a
że moje życie jest jak film Hitchcocka, miałam o czym opowiadać. Ale
tylko w zaprzyjaźnionym gronie. Absolutnie nie nadaję się na snucie
opowieści przy większym audytorium. Trema jest nie do zniesienia. Lecz
pasja opowiadania widać we mnie tkwi, skoro znajduję tak ogromną radość w
pisaniu powieści. To naprawdę coś niesamowitego, gdy sama się zatracam w
losach bohaterów, staję się nimi, przeżywam ich radości i smutki, a
moje kochane wierne Czytelniczki chcą o tym czytać.
Już
niedługo premiera drugiej części Leśnej Trylogii – Czerwień Jarzębin.
Jeśli miałaby Pani opisać tę powieść jednym słowem – czy to dotyczącym
fabuły, czy jej atmosfery, a może uczuć towarzyszących przy jej
powstawaniu – jakie byłoby to słowo? Pierwsze, które przychodzi Pani na
myśl?
Wstrząsająca. Uważałam, że „Leśna Polana”
jest jedną z najtrudniejszych powieści w mojej twórczości, lecz
„Czerwień Jarzębin”… ją pisałam z jeszcze bardziej złamanym sercem. W
niej nie ma chwili wytchnienia. Arkadia, w której można się schronić, po
prostu rozsypuje się w pył. Nie ma bezpiecznego miejsca, Zło zdaje się
wszechogarniające…W pewnym momencie po prostu nie mogłam jej dalej
pisać, bo wiedziałam, jaki będzie koniec. Dużo… naprawdę dużo czasu
minęło, nim wróciłam do tej powieści, by skończyć ją w jeszcze bardziej
dramatycznym momencie, niż ją zaczęłam. Dziewczyny znów zostaną
wystawione na próbę cierpliwości, bo premiera trzeciego tomu dopiero w
sierpniu, ale mam nadzieję, że cała trylogia skończy się tak jak
powinna: Dobro wygra, Zło przegra. Chociaż… znając mnie… i
nieobliczalność moich bohaterów, można się spodziewać wszystkiego.
Uprzejmie dziękujemy za udzielone odpowiedzi. Życzymy Pani dalszych sukcesów i serdecznie pozdrawiamy.
Dziękuję za bardzo ciekawe pytania i również pozdrawiam serdecznie.
Redakcja „Czytam Polskie”
Myślę, że ten wpis zainteresuje wszystkich, którzy pytają w wywiadach, komentarzach, czy mailach, skąd czerpię inspirację do moich powieści, jak wygląda proces twórczy, czy mam jakieś rytuały podczas pisania etc.
Opiszę to właśnie dziś, na podstawie książki, która jeszcze… nie powstała.
Na początku było zdjęcie. Jedno z miliona zdjęć, które przeglądałam w poszukiwaniu okładki do którejś z moich powieści. Zwykle wrzucam w wyszukiwarkę banku zdjęć hasła-klucze: „kobieta”, „kwiaty”, potem przeglądam strona po stronie od pierwszej do 300, w poszukiwaniu czegoś, czego jeszcze nie widziałam i czego nie mam w swoim banku zdjęć.
Nie wiem, co wpisałam tym razem, że „wyskoczyło” mi to zdjęcie. Profil mężczyzny i „wrysowany” w ten profil zimowy, czarno-biały krajobraz. Chata, las… Nie. To na pewno nie było „kobieta”, „kwiaty”. Ale zdjęcie zapisałam. Po kilu godzinach przeglądania zasobów internetu wróciłam do tej fotki i… od razu przyszedł mi do głowy tytuł: „Walcz albo giń”. Otworzyłam fotoszopa, czcionka i kolor czcionki też przyszły natychmiast. Okładka była gotowa.
Czy miewałam takie przypadki, że zobaczyłam zdjęcie i miałam gotową oprawę? Tak, parę razy owszem. „Amelia” też powstała zainspirowana zdjęciem czarnookiej dziewczyny.
Ale tym razem było to coś więcej niż tylko projekt okładki.
Ta książka zaczęła za mną chodzić…
Ilekroć otwierałam plan wydawniczy, w który wpisałam tę książkę, widziałam profil mężczyzny wpisany w surowy zimowy krajobraz, widziałam krwawe litery tytułu, imienia i nazwiska i zastanawiałam się: za co cię postrzelili, przed kim uciekasz i dlaczego kobieta, którą znalazłeś, albo która znalazła ciebie, chciała się zabić – bo taki zarys akcji, pierwszych kilku stron, których jeszcze nie ma, od razu miałam w głowie, gdy tylko zobaczyłam na ekranie komputera gotową okładkę. „Walcz albo giń”.
Widziałam głównego bohatera – który pozostaje nadal bezimienny – gdy związanego prowadzą na miejsce egzekucji. Ale kto? Za co? On jest „dobry” czy „zły”? Widziałam nadal bezimienną główną bohaterkę, jak parę kilometrów dalej po raz ostatni spogląda w ciemne, chmurne niebo. Za chwilę dokona czegoś nieodwracalnego, szarpnie się na własne życie. Właśnie się z nim żegna. Ze światem, który kocha, też. Z ludźmi, którzy ją do tego czynu pchnęli, nie. Za jakiś czas oboje się spotkają. Ale jakim cudem…?
I tu wizja się kończyła. Opowieść „dała mi spokój”. Jest przecież czwarta w kolejce do napisania. Przed nią trzeci tom „Leśnej trylogii”, świąteczna niespodzianka i „Pensja Pani Mew”, o której pisałam niedawno na fanpejdżu.
Wróciła – ta wizja – gdy wyszłam z domu, żeby zrobić zakupy w „Złotych Tarasach” w Warszawie, po drodze okazało się, że osoba, z którą od dawna chciałam się spotkać akurat przyleciała do Europy, ma chwilę czasu i możemy pogadać, ale nie da rady przylecieć do Polski, ja więc bez większego namysłu przesiadłam się z Kolei Mazowieckich do samolotu i parę godzin później zamiast w „Złotych Tarasach” wylądowałam w… Zurychu.
Rozmowa dotyczyła zupełnie czego innego, na pewno nie książki, której jeszcze nie ma, ale… już po pożegnaniu się z tą osobą, gdy szłam sobie przepiękną promenadą wzdłuż rzeki płynącej przez Zurych (zastanawiając się, co ja tu do diabła robię, zamiast pakować się przed wylotem do Australii?!), usiadłam sobie w pięknym zakątku i… powróciła do mnie tamta historia. Już wiedziałam, co zrobił bohater „Walcz albo giń” i za co musi zginąć. Gdy po powrocie do domu, cała happy, że nie tylko zobaczyłam śliczny jak z obrazka Zurych, ale i wiem, co będzie dalej, streściłam tę historię starszemu synowi, ten popatrzył na mnie i rzekł krótko: „Prosisz się o kłopoty, mamo”.
„Ej, dziecko, przecież to będzie fikcja literacka! Nie mam żadnych znajomości, czy kontaktów z ludźmi tego typu i to od razu zaznaczę w przedmowie!”. Powtórzył: „Prosisz się o kłopoty”.
Cóż… „Miasto Walecznych” zostało zlinczowane już na etapie okładki. Nikt nie ma pojęcia, jaka będzie treść, a już tę książkę usiłują zrównać z ziemią i mnie przy okazji. Czy więc będę bardziej niszczona po „Walcz albo giń”, czy mniej, nie ma to doprawdy różnicy.
Ale to jeszcze nie był ten moment. Jeszcze nie połączyłam wątku bohatera – o którym już wiedziałam coś więcej, z bohaterką, bo co będę myślała o powieści, która ma się ukazać za rok?
Odpuściłam więc tej powieści, ale ona nie odpuściła mi. Nagle dzisiaj, odkurzając mieszkanko w dalekiej Australii – pstryk! – zaskoczyło. Wszystkie główne klocki układanki wskoczyły na swoje miejsca. Teraz wystarczy złożyć je w całość, czyli napisać książkę. Nim dokończyłam odkurzanie mojego naprawdę niewielkiego mieszkanka, znałam już całą historię. Wiem, kto, jak, za co i dlaczego. Wiem, jak się zacznie i jak się skończy.
I wiem jeszcze jedno, co Was ucieszy: ta książka zmienia miejsce w moich planach, ukaże się szybciej. Ta książka będzie bardzo ważna. „Pani Mew” może poczekać. Na jej miejsce wejdzie powieść o dwojgu zagubionych, skrzywdzonych ludziach, którzy tylko dlatego, że robią to, do czego zostali stworzeni, co jest ich pasją, co kochają, zostaną skazani na śmierć. I albo będą walczyć, albo zginą.
Powiem Wam jedno: takiej książki w moim wykonaniu jeszcze nie czytałyście. A wizytę smutnych panów w czarnych garniturach mam jak w banku…
Nareszcie na głównych portalach tak oczekiwany przez Was (i przeze mnie) drugi to leśnej trylogii „Czerwień Jarzębin” pojawił się w przedsprzedaży.
Najwcześniej będzie go można kupić na Warszawskich Targach Książki – już 19 maja, na stoisku SIW Znak. W księgarniach pojawi się 24 maja, ale książki zamawiane w przedsprzedaży są zwykle dostarczane wcześniej.
Kupować więc można „Jarzębinki” tutaj:
ravelo.pl
empik.com
znak.com.pl
Jeszcze jedna ważna wiadomość, do Recenzentek książka będzie wysyłana „jeszcze ciepła” niemal wprost z drukarni w przeddzień Targowej prapremiery. Powinnyście ją otrzymać w okolicach 20 maja, ale wiecie jak to jest z pocztą (nie tylko polską)… Przypomnijcie się tylko, bardzo proszę, Wydawcy (Anna Steć stec@znak.com.pl), by Was nie pominął!
Jeszcze jedno: dziewczyny, które do tej pory nie dostały kartek, a brały udział w II edycji Wielkiej Akcji Kartkowej – wyślijcie swoje namiary do p. Ani ze Znaku stec@znak.com.pl (te z Was, które pisały do mnie z zagranicy – z Kanady, Irlandii, Włoch, również!). Na tyle setek, ile zostało wysłane, niektóre mogły zaginąć i nie wiem, czy Znak wysyłał je za granicę. Jeśli nie, to ja osobiście wyślę.
Howgh!!
… wykrystalizował się plan na najbliższy rok.
Jedna książka nadal pozostaje niespodzianką, bo tak. 🙂 W wolne miejsce po tytule, który w przyczyn ode mnie niezależnych wypadł z planu (chociaż trochę mi go szkoda, ciekawe byłoby to doświadczenie), „wskoczyła” wyśniona wczoraj „Pensja Pani Mew” i plan byłby właściwie kompletny, gdyby nie wypadła z niego również opowieść o Australii, ale nie wiem jeszcze, czy chcę pisać coś tak osobistego, autobiograficznego, jak moje życie i przeżycia stąd.
Brakuje w tym planie dwóch wznowień: serii owocowej, która ukaże się na Dzień Matki w wybranych księgarniach (w całej Polsce w połowie czerwca) i serii z kokardką, której nowe wydanie również jest przygotowywane do druku. Wydawca planuje ją na lipiec albo wrzesień.
Ja wracam do pisania „Błękitnych Snów”, które zakończą leśną trylogię. W międzyczasie przygotuję okładki do Sklepików, wymyślę parę innych książek, jakby prawie dwadzieścia zapisanych w pliku „Pomysły na przyszłość” było mało, a Wam życzę wreszcie trochę ciepła i słońca. Nie tylko za oknem, ale przede wszystkim w sercach.