Administrator
Mam fantastyczną wiadomość z ostatniej chwili! Na Targach Książki w Krakowie zadebiutuje nie tylko moja najukochańsza powieść „Gra o Ferrin” w wymarzonej szacie graficznej, ale i moja najlepsza (subiektywnym zdaniem autorki) z dotychczasowych, czyli „Ogród Kamili”! Zwłaszcza to mnie cieszy, bo premiera miała być przecież opóźniona o trzy tygodnie, a jest dwa tygodnie wcześniej. To się nazywa determinacja i siła woli… Dziękuję Wydawcy za ten gest. Mam nadzieję, że książki – obie! – spodobają się Czytelniczkom i Czytelnikom. Ja nie mogę się już doczekać, kiedy jedną i drugą – najmłodszą i pierworodną – wezmę w dłonie i będę gładzić miłośnie po satynowej okładce, dotykając wypukłych, złoconych liter… Brzmi to jak opis z erotyku, ale to przez „Czarnego Księcia”, który przecież pisze się.
Będziecie na Targach Książki? Z tej radości sama bym pojechała, by dostać jako pierwsza, ale będę bardzo daleko… Duchem jednak z Wami.
A tutaj coś dla miłośników Ferrinu. Oczywiście Sellinaris z Anaelą. Nie wiem jak na Was, na mnie działa ten obraz, oj działa…
Gdy przeczytałam w komentarzu Czytelniczki, że w jej bibliotece na „Bezdomną” zapisane są 24 osoby, jednocześnie ucieszyłam się i zmartwiłam. Ucieszyłam, że tyle osób czeka na możliwość przeczytania mojej książki, zmartwiłam, że długo jeszcze poczekają. Znam problemy bibliotek ze zdobyciem funduszy na nowości – jest im tak ciężko, jak i Wam, kochane Czytelniczki – ten konkurs będzie więc podwójny: książki dla bibliotek, dla Czytelniczek… też książki. Zasady konkursu znajdziecie na stronie KLUBU, tam też będzie prowadzony, ale i tutaj, pod tym wpisem, możecie zgłaszać Wasze biblioteki. Przecież nie każda z Was ma konto na fb (ja na przykład nie mam), a cel konkursu zacny jest przecież. Tak więc do dzieła: która z bibliotek powinna dostać nowiutki, śliczny „Ogród Kamili”? Pamiętajcie, że konkurs trwa do 24 października i w komentarzu oprócz laurki dla biblioteki należy podać jej adres!
A teraz już szybciutko do komentarzowania…
Jako że premiera „Gry o Ferrin” zbliża się wielkimi krokami, chciałabym Wam zaprezentować inne recenzje mojej pierwszej książki, które zapadły mi w serce i pamięć. Zostały one napisane przez użytkowników portalu Lubimy Czytać. Wielu z nich porwał elfi magiczny świat Ferrinu oraz rządzące nim emocje…
Recenzja Pulpix:
„Muszę przyznać, że książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Jako, że nie przepadam za polskimi autorami, kupiłam ją trochę niepewnie. (…) Nie żałuję.
Bałam się „Narni dla nastolatek”, a znalazłam pasjonującą książkę dla młodych kobiet, a do tego fantasy – czego chcieć więcej. Poza tym na każdej stronie coś się dzieje – nie ma przeciągania, nudzenia, tylko wartka akcja. Trochę pikantnych scen dla smaczku.
Największym minusem jest to, że nie ma jeszcze wydanych kolejnych części. ;)”
Recenzja Czytelniczki Basi:
„Jak dla mnie po prostu wspaniała! Na pierwszy rzut oka, np. patrząc na okładkę w bibliotece – wcale nie zachęciła mnie do siebie, ale chciałam się przekonać co ta książka chowa w sobie i naprawdę nie żałuję!
Zaskakuje już na wstępie, nie ma tu zbędnych opisów, niepotrzebnego tłumaczenia, owijania w bawełnę, pełna jest ciętych ripost, które czasem po prostu rozbrajały mnie do łez. 🙂
Często zdarza mi się, że książki, które czytam są przewidywalne, nie lubię tego okropnie, a w tej pozycji właśnie to zaskakiwanie czytelnika absolutnie niespodziewanym zwrotem akcji jest wprost niesamowite.
Dlatego też, jak na chwilę obecną, oceniam tą książkę moją najwyższą oceną (a nie najwyższą w rankingu, bo jednak zakończenie jest smutne i wycisnęło kilka łez) i dodatkowo gorąco polecam każdemu, kto się waha i wątpi co do jakości fantastyki w naszym kraju. 😉 „
Miniopinia Weroniki, ocena 10/10:
„Zakochałam się w książkach Katarzyny Michalak! Cudowny język jakim posługuje się autorka sprawia, że przenosimy się wraz z bohaterami do świata baśni.”
Opinia użytkowniczki o nicku Czytelniczka:
„Kolejna pozycja Katarzyny Michalak, którą pochłonęłam w jeden wieczór. Nie spodziewałam się, że autorka baśniowej Poczekajki napisze tak świetną powieść fantasy. Z natury nie jestem zwolenniczką tego typu literatury, jednak ta książka tak mnie urzekła, że z niecierpliwością czekam na dalsze wydania.”
Opinia Sylwii:
„Magia, elfy, długie suknie, smoki… ufff… dużo tego jest, choć wcale nie przytłacza. Książkę czyta się jednym tchem, wciąga jak niewiele pozycji na rynku. Intryga, miłość, zawiłości losu i niespodziewany obrót wydarzeń, to wszystko sprawia, że historię życia Anaeli przedkłada się choć na chwilę nad obowiązki dnia codziennego. Ta książka pozwala oderwać się od smutnej rzeczywistości. Z czystym sumieniem więc polecam ją wszystkim, bez względu na wiek. Naprawdę warto przy niej odpłynąć.”
Opinia Maryszki:
„Uwielbiam książki pani Michalak! Wszystkie „pożarłam” w natychmiastowym tempie! 🙂
I choć nie jestem miłośniczką fantastyki, to mimo wszystko ta książka mnie zachwyciła! Do tej pory pamiętam całą historię i myślę, że jeszcze nie raz do niej wrócę. :)”
Opinia użytkowniczki o imieniu Sylwia:
„I znów nieplanowanie przeczytana książka. 🙂 Dokładnie polecona i pożyczona od koleżanki. Powieść fantasy, zaczynająca się w realnym świecie… kończąca się w zupełnie innym! W tej książce znalazło się wszystko co kocham: elfy, długie suknie, magia, bohaterstwo, przepowiednia i… uczucie – uczucie silniejsze niż takie, nad którym dałoby się zapanować, chociażby z obawy o własne i innych życie… Koniec zaskoczy wszystkich, nawet tych najlepiej czytających między wierszami!”
Opinia Merry:
„Kiedy zaczynałam czytać „Grę o Ferrin”, nie sądziłam, że przypadnie mi do gustu. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby przerwać lekturę i zająć się jakąś inną książką… Jak dobrze, że tego nie zrobiłam, tylko wytrwałam dzielnie do końca. 😉
Dawno nie czytałam tak dobrej książki. 😉 Z każdą stroną wciągała mnie coraz bardziej w magiczny świat, a pod koniec nie pozwoliła się w ogóle oderwać.
Przygoda, walka, miłość, konieczność dokonania wyboru – te wszystkie czynniki sprawiły, że „Gra o Ferrin” jest niesamowita.
Świetna akcja, magia, zaskakujące momenty, sytuacje, w mniejszym lub większym stopniu średniowieczny klimat, a wszystko to mimo woli wtopione w naszą codzienną rzeczywistość – to ogromne zalety tej książki. Natomiast zakończenie, dosłownie kilka ostatnich wersów, sprawiają, że na twarzy pojawia się uśmiech. 😉
Szczerze POLECAM, nie tylko fanom fantastyki! :)”
Tę opinię z Lubimy Czytać o mojej ukochanej książce zapamiętałam najbardziej i chyba najlepiej oddaje ona stan, w jakim pisałam Kroniki Ferrinu. Czytelniczka zapadła się w Ferrin czytając go, a ja pisząc. Bo tę powieść tak się odbiera, gdy złapało się „to coś”. Jeśli nie, będzie ona zwykłą książką fantasy, dla moich Czytelniczek zaś, oczekujących kolejnej Poziomki, Poczekajki, czy Sklepiku – potężnym szokiem. W Ferrinie akcja rozwija się błyskawicznie, ciągle ktoś kogoś morduje albo gwałci. Jeżeli zaś próbuje kogoś pokochać, ma pewność, że nie będzie to miłość łatwa.
Dziewicze uszy czytelniczek-niewiniątek mogą zaś razić wulgaryzmy. Cóż, jest to książka dla dorosłych o dorosłych. Banda obdartych żołdaków-dezerterów nie używa języka salonowego. Ja uważam, że byle program MTV jest bardziej wulgarny, a na każdej jednej stronie wiadomościami z kraju i ze świata jest więcej krwi, przemocy, zboczeń i dewiacji, niż w całych Kronikach.
Nie wracajmy jeszcze do rzeczywistości. Pozostańmy w Ferrinie. Co Was czeka podczas przygody z tą książką? Zapadnięcie się w inny świat, gdzie namiętności są znacznie bardziej intensywne i prawdziwe niż tutaj. Dramat dziewczyny, która wymarzyła sobie miejsce, do którego może uciec od Szarej Śmierci i… zderzenie tych marzeń z rzeczywistością. Wybory między złem a złem. Bolesne pomyłki, za które trzeba płacić wysoką, czasem najwyższą cenę.
Nie będę Was namawiać do lektury tej sagi, bo nie jest ona dla wszystkich. Albo wciągnie Was ona, albo nie. Wiem, że potrafi się podobać i tym, co fantasy lubią, i tym, którzy nigdy ani jednej książki fantasy nie mieli w ręku.
A teraz już dwa fotosy z trailera: Anaela na polanie Czterech Wodospadów i Sellinaris podczas „przyjacielskiego” sparringu z alderiańskim jeńcem.
Endżoj!
Dlaczego trzeba walczyć o marzenia i wierzyć w siebie chociaż nikt inny w Ciebie nie wierzy…
Tytuł tego wpisu wyszedł mi przydługi, ale adekwatny do treści. Teraz rozwinięcie. Parę dni temu szukałam na ytb pewnej pieśni i zupełnie przypadkiem na stronę amerykańskiego „Mam talent”. Wiem, co to za program, bo chyba każdy na kuli ziemskiej wie, ale chyba nigdy nie obejrzałam w całości ani jednego odcinka. No, może jeden. Z eliminacji do naszego polskiego „Mam talent”. Występowało w nim dwóch barmanów (?), którzy robili drinki na stole z rzucającym się w oczy adresem ich strony www. Zniesmaczyło mnie to, bo myślałam, że w tym programie chodzi o pokazanie swoich talentów, a nie reklamę swoich produktów i przełączyłam na National Geographic, gdzie leciał program o Ziemi. Bardzo mi się podobał. Dlatego też, gdy trafiłam na stronę tego amerykańskiego „Mam talent” chciałam czym prędzej z niej wyjść, ale… nie zdążyłam. Bo wcięło mnie z oszołomienia i zachwytu. I tak oto do dziś odwiedziłam strony brytyjskiego, koreańskiego i filipińskiego „Mam talent”. Trzema z nich chcę się z Wami podzielić, bo… bo po prostu trzeba to zobaczyć, wysłuchać, poczuć. Żeby nie tracić nadziei. Żeby o siebie walczyć. Do końca. I wierzyć w siebie, choćby nikt w Ciebie nie wierzył.
Pierwsza była Jackie Evancho. Dziesięcioletnia dziewczynka o niesamowitym (po prostu niesamowitym!) głosie. Jej historię koniecznie przeczytajcie na Wikipedii! A potem zobaczcie ten film. Nie wiem jak Was, mnie po prostu wmurowało w fotel…
Tropem Jackie trafiłam na Susan Boyle – bardzo, ale to bardzo niepozorną (czy raczej „pozorną”) panią z brytyjskiej wioski, która… podbiła moje serce. I nie tylko moje. Obejrzyjcie ten film, zauważając miny tych wszystkich celebrytów i widowni przed, w trakcie i po występie Susan. Potem – jeśli zachwyci Was tak jak mnie – prześledźcie całą jej drogę w brytyjskim „Mam talent”. Warto. Właśnie żeby nabrać nadziei i wiary w siebie. Dodam, że Susan tak mnie zainspirowała (właśnie nie śliczna, urocza Jackie, a chyba nawet bardziej urocza pani Boyle), iż uczynię ją bohaterką jednej z moich książek. Już nawet wiem, której…
Na koniec film, który bardzo mnie poruszył. Załączam, z polskim tłumaczeniem (jeśli napisy się nie wyświetlają, trzeba wcisnąć ikonkę pod filmem „włącz napisy”). Poruszył mnie chyba dlatego, że jestem mamą kilkuletniego chłopca i nie wyobrażam sobie, by mogło go spotkać to, co bohatera tego filmu, a przecież Los bywa okrutny i dlaczego nie…? Obejrzyjcie to, dziewczyny. Nic już więcej nie napiszę. Może tylko to, że mi przydały się chusteczki…
Dziś nieco prywatności: oto co znalazłam pod świerczkiem trzy metry od domu – przepięknego prawdziwka! Żeby oddać jego wielkość sfotografowałam go z książką w tle. Grzybem, który wyrósł pod moim domem, specjalnie się nie zdziwiłam, bo w tym roku wysyp koźlaczków i prawdziwków właśnie był imponujący. Nie mówię o lasach dookoła, mówię o moim ogrodzie. Otóż pięć lat temu kupiłam mieszankę grzybni i wysiałam ją w dzikiej części ogrodu, tam gdzie rosną wiekowe sosny, brzozy i dąb. Jak widać grzybnia potrzebowała czasu, by się zaaklimatyzować i wejść w mikoryzę z drzewami, ale jak już to nastąpiło to… moje drogie, takich koźlaczków długo można szukać. A ja miałam je dosłownie na wyciągnięcie ręki. I bardzo mnie to cieszyło. Prawdziwków było mniej, ale za to wszystkie dorodne, śliczne jak z obrazka i zdrowe.
Dosłownie pięć metrów od prawdziwka z powyższego zdjęcia znajduje się mój miniogród różany, gdzie przez całe lato pielęgnowałam przepięknie kwitnące i pachnące kwiaty. Róże wymagają sporo pracy i serca, kolce mają ostre i kłują bezlitośnie, ale ja wszystko moim pieszczoszkom wybaczę za ich zniewalającą urodę i aromat. Na zdjęciu opisana w „Ogrodzie Kamili” Aquarell (oczywiście moja własna, nie jakaś internetowa), która w rzeczywistości wygląda o wiele piękniej. Szkoda, że nie da się utrwalić i przekazać zapachów, bo też bym Wam zaprezentowała.
Nigdy nie ciągnęło mnie do „grzebania w ziemi”, gdy kupowałam Poziomkę, przewidywałam półdziki ogród, z trawnikiem pośrodku i iglaczkami dookoła, tymczasem hoduję róże (na razie jest to bardzo mała hodowla, zaledwie trzydziestoparokrzaczkowa), zbieram własne grzyby i zastanawiam się nad niewielką szklarnią. Aha, tej jesieni jedna ze śliw (które miałam wyciąć) zdecydowała się zaowocować i zebrałam 1/4 wiaderka prawdziwych staropolskich węgierek. Dziewczyny, cóż to jest za smak! Wyszły mi z tego trzy maleńkie słoiczki powideł (chyba tylko mi chciało się smażyć tak niewielką ilość), które zostały następnego dnia skonsumowane z omletem i już wiem, że na wiosnę zadbam o tę śliwę należycie (muszę się nauczyć cięcia drzew owocowych i mazania ich jakąś bielą po pniu – co to jest? co to jest?). Może w przyszłym roku tych powidełek będzie… no, chociaż z pięć słoiczków. Tak, by wystarczyło na drugą porcję omletów…
Narobiłam Wam smaczku? 🙂
To, że się nie odzywam, nie znaczy, że Was opuściłam. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, bo z myślą o moich Czytelnikach, pracuję bardzo intensywnie, przygotowując do druku dwie najbliższe premiery. Oprócz tego myślę (na razie tylko myślę) o „Zaciszu Gosi”. I o „Czarnym Księciu” rzecz jasna.
Z tego myślenia wychodzi mi, że 18. października ukaże się wznowienie „Zmyślonej” (na różnych portalach są różne daty ponownego ukazania się „Zmyślonej”, a ja za te rozbieżności bardzo serdecznie Was przepraszam, jednak nie są one zależne ode mnie…) w nowej szatce (gratka dla kolekcjonerek serii Poczekajkowej) oraz „Gra o Ferrin” 23. października, tak bardzo oczekiwana. „Grę „można już zamawiać na empik.com. oraz merlin.pl. I gorąca wiadomość: prace nad trailerem do „Gry” trwają! Właściwie powinnam najpierw uprzedzić, że w ogóle się zaczęły, ale wszystko tak szybko się rozwija, iż nie zdążyłam. Teraz więc informuję: Staszek Mąderek podjął się stworzenia trailera do Kronik Ferrinu i prace są w toku. Nic więcej nie wiem. Wiem tylko kto będzie Anaelą i Sellinarisem, ale nie powiem, dopóki nie zobaczę pierwszych zdjęć. 🙂
Drugą świetną wiadomością jest ta, że premiera „Ogrodu Kamili” jest jednak 8 listopada. W Empiku, Matrasie i Merlinie już możecie ją zamawiać, ale chyba najkorzystniej (a na pewno najszybciej) kupicie ją na stronie Wydawcy.
Wierzcie mi: stanęłam na głowie, byście dostały tę powieść wcześniej. Udało się.
Dziękuję Wam za głosowanie w ankiecie i komentarze jej dotyczące. Są przemiłe (niektóre z Was miały naprawdę niezłe przygody z tymi moimi książkami)! Dzięki! Chciałabym na wszystkie odpowiedzieć, ale nie nadążam. Normalnie nie nadążam. Proszę o więcej, bo naprawdę jestem ciekawa tego „inaczej” :).
Teraz wracam do pisania.
Jak zapewne część z Was zdążyła już zauważyć, po prawej stronie na blogu znajduje się ankieta. Pytam w niej o to, jak zaczęła się Wasza przygoda z moimi książkami. Serdecznie zachęcam Was do głosowania i zostawiania komentarzy pod postem. Interesuje mnie zwłaszcza odpowiedź na pytanie „inaczej”, ale nie tylko. Inaczej, czyli „jak”? Jak zaczęła się Wasza przygoda z moimi książkami?
Proszę o komentarze.
Wasza Kejt Em.
Dwa miesiące – tyle mniej więcej trwały prace nad okładkami kwiatowej trylogii. Najpierw z tysięcy przejrzanych zdjęć wybraliśmy jedno – to pierwsze i najważniejsze – do „Ogrodu Kamili”, później zaczęły się poszukiwania dwóch następnych, takich by tworzyły piękne dopełnienie jedynki. I oto Wam je przedstawiam. I ciekawa jestem Waszych wrażeń. Kamila, Gosia i Julcia – do tej pory jedynie w mojej wyobraźni – oto się materializują…