Administrator
Moja najmłodsza, pierwszy tom Trylogii Autorskiej, dziś trafia do księgarń w całej Polsce! To dla mnie potrójna radość: czterdziesta powieść w moim literackim dorobku, najbardziej osobista i wyczekiwana i… (trzecia radość to moja słodka tajemnica ;).
Pierwszym Czytelniczkom podoba się BARDZO. Są poruszone historią Weroniki i Wiktora. Szczególnie podobają mi się dwa określenia: „książka nieodkładalna – nie można jej odłożyć, dopóki nie skończysz czytać” i „książka roku 2019”. Cieszę się! Jestem dumna i szczęśliwa!
Również fakt, że „Pisarka” wychodzi jednocześnie w trzech „odsłonach”, jako książka tradycyjna, e-book i audiobook również mnie cieszy. Było to nieco karkołomne, ale daliśmy radę. Ja i wszyscy, którzy pracowali nad tą powieścią (za co jestem Im wdzięczna).
Książka będzie bardzo szeroko promowana: w księgarniach, radiu, prasie, internecie i telewizji i bardzo jestem ciekawa, czy w którymś z tych mediów ją wypatrzycie. Dajcie znać!
A na koniec premierowa niespodzianka. Dobrze by było odsłuchać ją przez słuchawki. (Najlepiej po zakończeniu lektury „Pisarki”). Polecam! Jest piękna. Wiele lat czekała ta piosenka na swoją książkę i się doczekała…
Endżoj!
rąk, nie jest autobiografią, ale… wszystkie zdarzenia w niej opisane miały
miejsce naprawdę, a kanwą tej historii było życie bliskich mi osób.
Michalak jest w „Pisarce”, nie ma to sensu. Po prostu dajcie się porwać
opowieści pełnej miłości i nienawiści, uczuć pięknych i uczuć podłych, ludzi po
prostu dobrych i ludzi bezwzględnie złych. Zapadnijcie się w nią, czytając, tak
jak ja się zapadłam, pisząc tę historię.
Wasze serca. Pewien czarnooki drań również. Moje skradł…
ma swoją opowieść. Spraw, by twoja była wyjątkowa.
ciepłego, pachnącego solą wiatru wzburzył białe jak mgła i lekkie jak mgła
firany. Wstała od pięknego, mahoniowego biurka, podeszła do ogromnego okna,
wychodzącego na ocean, i zapatrzyła się na lśniący srebrem i złotem bezmiar.
Morze zawsze dodawało jej sił. Fale uderzające o brzeg, bryza plącząca włosy,
krople słonej wody na policzkach, wreszcie jedyny i niepowtarzalny smak i
zapach morskiego powietrza – tak, to wszystko przywracało jej chęci do życia.
Kiedyś.
Dzisiaj,
gdy owych chęci miała aż za dużo, po prostu wychodziła na taras, opierała
dłonie o balustradę i zachwycała się pięknem morskiego żywiołu, dziękując w
duchu losowi, że dożyła, dotrwała. Długa droga z zakaraluszonej nory na
warszawskiej Białołęce, poprzez wynajmowane klitki, szpitale, bagna, szczyty i
depresje, doprowadziła ją w końcu do tego miejsca: domu nad oceanem.
lato ustąpiło wreszcie pola zimie. Temperatura spadła do rozkosznych dwudziestu
sześciu stopni, deszcze ustały, słońce rozpanoszyło się na niebie, błękitnym niczym
spełnione marzenie. W krystalicznie czystym powietrzu unosił się zapach plumerii,
których różowo-złote gwiazdki zdobiły drzewa w ogrodzie. Uwielbiała plumerie,
uwielbiała swój dom i ogród. Każdego ranka, zaraz po przebudzeniu, na bosaka, w
koszuli nocnej biegła alejką do furtki, potem ścieżką przez tropikalny gąszcz,
by wreszcie znaleźć się na plaży, siadała na mięciutkim, białym piasku,
opierała brodę na podkulonych kolanach i… czuła. Chłonęła całą sobą piękno,
ciepło i światło.
wysoką cenę, żeby być tu i teraz…
Dzisiaj
po powrocie z plaży, zamiast przejść do jadalni na śniadanie, od razu ruszyła
do pawilonu. Jej azylu. Małej, niedostępnej dla nikogo innego świątyni, gdzie
oddawała się wymyślaniu historii i przelewaniu ich na karty powieści. Bo Ewa
Kotowska była pisarką.
zdążyła usiąść za biurkiem i otworzyć laptopa. Telefon rozdzwonił się jej w
dłoni. Właśnie miała go wyłączyć. Wydawca. Znowu. Nie musiała odbierać, by
wiedzieć po co dzwoni, ale miała swoje zasady: dopóki nie wyłączy telefonu,
świat ma prawo się do niej dobijać. W momencie, gdy zaczyna pracę, świat musi
czekać, aż ona, Ewa, do niego powróci.
Słucham cię, Konrad – odezwała się, zanim rozmówca zdążył się przedstawić. Nie
musiał, dzwonił ze swojej komórki, a Ewa nie cierpiała egzaltowanego
„dzięęędobryyy”, jakim zwykle ją witał. Wolała więc zacząć rozmowę owym
krótkim: „Słucham cię”.
Ewuniu kochana, jeszcze nie przy biurku? – zaczął słodkim głosem, który miał
tylko dla nielicznych wybrańców. Ewa Koti, przynosząca jego wydawnictwu gros
dochodów, stanowczo do nich należała.
Przy biurku, przy biurku, właśnie miałam wyłączyć telefon – odparła lekko
zniecierpliwiona.
duszy czuła lekkie drżenie, palce rwały się do klawiatury, a to znak, że czas
siadać do pracy i pisać, pisać, pisać! – Od razu też odpowiem na twoje pytanie:
nie zgadzam się.
Ale jeszcze nie zdążyłem go zadać!
Jestem jasnowidzem. Wiem, po co dzwonisz. W innym przypadku kontaktowałaby się
ze mną twoja sekretarka.
Ewo droga, chciałem po prostu się przywitać i pogadać po przyjacielsku. Bo
jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
rekin może się z kimś przyjaźnić, to owszem”, pomyślała. Jedynym przyjacielem
Konrada Dorady były pieniądze.
jej milczenie za dobrą monetę, mówił dalej:
Gdy tylko przylecisz do Polski porywam cię na dobry obiad. Odkryłem nową restaurację
na Starówce z naszym swojskim żarełkiem. Twoje ukochane pierogi podają w
szesnastu smakach!
Mnie wystarczą w dwóch: kapusta z grzybami albo z jagodami, polane śmietaną. –
Aż się rozmarzyła…
Mają! Sprawdziłem! Paluszki lizać. Jesteśmy umówieni?
Jesteśmy – zgodziła się, bo i tak musieli się spotkać.
pół roku przylatywała do kraju, odwiedzić rodzinę i przyjaciół, ale również
swojego wydawcę. Lubiła posłuchać ploteczek z pisarskiego grajdołka, który wykluczył
Ewę dekadę temu, zaraz po jej debiucie.
Będziemy celebrować twoje sukcesy, no nie, Ewcia? Pamiętasz, że w maju minie
dziesięć lat od premiery twojej pierworodnej? Cała dekada na listach
bestsellerów! Ależ miałem farta, że wyhaczyłem z rynku taki brylancik…
to Konrad Dorada odkrył Ewę dla czytelniczego świata. To on wydał jej pierwszą
powieść. Była mu za to do dziś wdzięczna, chociaż dług wdzięczności spłaciła
dawno, przynosząc wydawnictwu i jego właścicielowi krociowe zyski.
Będziemy celebrować – odezwała się miękko. Wspomnienie początków pisarskiej
kariery zawsze ją wzruszało.
Ewuś, a nie pocelebrowalibyśmy podpisania umowy na…? – zawiesił głos,
wiedząc, że słowo „autobiografia” tylko ją wkurzy. – Nie musimy obwieszczać
wszem i wobec, że to twoja własna historia. Możemy promować ją jako powieść opartą
na faktach z twojego życia. Wiem, że jesteś skryta i nie obnosisz się
publicznie ze swoją przeszłością, ale… O właśnie, przyszło mi do głowy genialne
hasło promocyjne: „Ta książka nie jest autobiografią Ewy Koti, ale…”. Co ty na
to, Ewuś? Czujesz to przeciągłe, wieloznaczne „aleee”? Czujesz? Zgódź się,
zgódź się, zgódź się!
się cicho, wyobraziwszy sobie Konrada, jak klęka przed nią, składa dłonie niczym
do modlitwy i powtarza owe zaklęcie.
Lubię twój śmiech! Dobrze wróży! – wykrzyknął z nadzieją, że Ewa zaczyna
mięknąć. – I chowam w zanadrzu niespodziankę, która sprawi, że od razu
siądziesz za biurkiem i wyczarujesz pasjonującą historię swojego życia!
„niespodzianka” zawsze na Ewę działało, o czym ten drań dobrze wiedział. Była
ciekawska z natury i uwielbiała być mile zaskakiwana. Milczała, czekając aż on
nie wytrzyma i zdradzi, czym też chce Ewę przekupić…
Gadałem z udziałowcami i są zdecydowani dać ci wszystko, czego zażądasz.
parsknęła śmiechem.
Wszystko?
Wszystko, Ewuś. W granicach rozsądku. Podwoimy zaliczkę i podniesiemy wysokość
tantiem! – wykrzyknął z dumą.
Ewa umiała gwizdać, teraz zagwizdałaby ze zdziwienia. Ten centuś, skąpy jak
Szkot, gotów był aż tak sypnąć groszem? Naprawdę musiało mu zależeć.
Zarabiam wystarczająco dobrze – odparła wymijająco. – I nie chcę się dzielić z
nikim moją przeszłością.
Nie musisz! Masz bogatą wyobraźnię. Przecież to nie będzie twoja autobiografia!
nieprzekonana.
Mam coś jeszcze, Ewa. – Wyczuł jej wahanie i postanowił zagrać va banque. –
Dostaniesz to, o czym marzysz od… chyba od owych dziesięciu lat, gdy wydałaś
pierwszą powieść: zekranizujemy twoją książkę, dowolną, tę, którą sama wybierzesz,
a ty będziesz producentem. Pierwszą po Bogu. Będziesz miała wpływ na wszystko:
od najmarniejszego asystenta, po obsadę i reżysera. Dostaniesz wolną rękę. I
pieniądze na film. – Umilkł, czekając na jej odpowiedź, a ona… po prostu oniemiała.
rację! Wiedział, drań, jak ją podejść! Film, ekranizacja książki, na który Ewa
będzie miała wpływ totalny – oto marzenie jej życia. Jeśli ceną było napisanie
powieści biograficznej…
Wchodzę w to – odezwała się półgłosem, czując nagłą pustkę w sercu.
Nie jesteś zachwycona? – raczej stwierdził, niż zapytał, odrobinę rozczarowany.
zgodziła się…, czy on dobrze słyszy?! Ewa zgodziła się napisać książkę o sobie?
O swoim życiu? Swojej przeszłości, której tak naprawdę nikt nie znał?!
Mówisz serio? – musiał się upewnić.
Tak. Wiedziałeś, jak mnie kupić i właśnie kupiłeś. Napiszę autobiografię. Przy
czym będziesz promował tę powieść hasłem, które wymyśliłeś: „Nie jest to
powieść autobiograficzna, ale…”. Wieloznaczne „ale” jest bardziej chwytliwe od
nudnego „Autobiografia Ewy Koti”. Podoba mi się ten pomysł.
Bardziej podoba ci się perspektywa bycia producentką – zauważył z przekąsem. –
Wiesz, ile nas ten film będzie kosztował?
Na pewno na tym zarobisz – ucięła sucho. – W przeciwnym razie byś mi takiego
układu nie proponował. Nie zdziwię się, jeśli już masz gotową umowę i na
powieść, i na film.
Podziwiam twoją domyślność.
Znam cię, Konrad, od dziesięciu lat. Odgadywanie twoich zamiarów nie jest
niczym trudnym. I motywów postępowania także nie. Dostałeś, czego chciałeś.
Możemy się pożegnać?
Zaraz, zaraz, koleżanko! Pozwól, że doprecyzujemy warunki naszego malutkiego dealu. Kiedy machniesz dla mnie ten klejnot
w pisarskiej koronie?
A kiedy chciałbyś ją wydać?
Jak najszybciej! Możemy przesunąć termin majowej książki na sierpień i…
I mam ci w trzy miesiące wyczarować powieść mojego życia? – rzuciła bez emocji.
właśnie spełniało się jej wielkie marzenie, a ona nie czuła nic. Może oprócz
strachu, bo to marzenie może ją dużo kosztować. Powrót do przeszłości?
Rozdrapywanie z trudem zagojonych ran? Wyciągnięcie blizn na światło dzienne i
pokazanie ich światu?
bolało”, przemknęło jej przez myśl.
być może wycofałaby się z danego słowa, chociaż rzadko się jej to przytrafiało,
bo co jak co, ale honor ceniła sobie wysoko, gdyby Konrad nie wyczuł jej
wahania i nie zaczął:
Ewa, nie wiemy o tobie zbyt wiele. Zawsze byłaś bardzo tajemnicza. Twoje
prawdziwe imię i nazwisko również nigdy nie wypłynęło. Wiem, że masz się czego
obawiać. Pamiętam nasze… początki i, jeśli ma cię to uspokoić i zachęcić do
pracy, powtarzaj sobie: „To nie jest autobiografia, ale…”.
co chciał jej przekazać, i poczuła, że Konrad Dorada naprawdę jest jej
przyjacielem. A przynajmniej stoi po tej samej stronie barykady. Od dziesięciu
lat Ewę wspierał, nie tylko jako wydawca, czego ona nie dostrzegała. I nie
doceniała.
Dziękuję, Konrad – odparła cicho, pilnując by głos się jej nie łamał. Zbyt
wylewne podziękowania skłonią tego chytrego lisa do renegocjacji warunków…
Może zmniejszylibyśmy nieco zaliczkę i przesunęlibyśmy te parę złotych na dobry
scenariusz? Co ty na to? – Nie byłby sobą, gdyby nie spróbował.
Ewa… po raz pierwszy ustąpiła od razu.
Jasne. Zgadzam się.
bezgłośnie: „Yes, yes, yes!”, zaskoczony i uradowany.
A z procentu od sprzedaży byś zeszła? – spróbował ponownie, a nuż…
Nie ma mowy, mój drogi – ucięła i zaśmiała się. Jak ona go zna… – Zarobisz na
tym dealu krocie. Książka rozejdzie
się jak świeże bułeczki, film kupią kina i telewizje. Przyślij draft umowy.
Rzucę okiem i jeśli wszystko będzie w porządku, odeślę podpisaną.
Uwielbiam cię, Ewo Kotowska! – wypalił z głębi serca, uradowany jak dziecko w
Boże Narodzenie.
nie przypuszczał, że pójdzie mu tak łatwo! Stefek miał genialny pomysł z tą
ekranizacją i Ewą, jako producentem. Oczywiście wszyscy w firmie wiedzieli, jak
jej na tym zależy, napomykała o tym nie raz, ale żeby ot tak, po paru słowach,
gotowa była podpisać umowę?! To do Ewki zupełnie niepodobne! Zwykle kazała się
dłużej prosić!
nie wiedział jednego: Ewa zaczęła powieść „która nie jest autobiografią” już
pisać, a dusza wyrywała się jej dzisiaj właśnie do tej historii.
II
wysoko uniesionymi rączkami. Chude jak skrzydełka pisklęcia, drżą z wysiłku.
Oczy dziecka, wytrzeszczone ze strachu, wbite są w jakiś punkt tuż przed nią.
Miałoby ładną buzię, gdyby nie wykrzywiał jej teraz grymas przerażenia.
Kasztanowe włoski są mokre, oblepiają zapadnięte policzki dziecka. Kolana drżą,
nogi zaczynają się pod nim uginać, usta łapiące chciwie powietrze bledną, ale
dziecko wie, że nie może upaść ani opuścić rąk…
schwytanym w ulicznej łapance, z lufą esesmańskiego karabinu wbitą w plecy. Na
szczęście nie. Ona tylko dostała karę od rodziców. W domu, w którym dzieci się
nie bije, bo hołduje się wychowaniu bez przemocy, za najmniejsze przewinienie
dziecko staje pod ścianą z rękami w górze. Za większe – klęka.
mniej dotkliwa, niż lanie pasem, myli się.
Uniesione rączki zaczynają mdleć. Dziecko łyka łzy, bojąc się głośniej
odetchnąć. Za jego plecami rozlega się nagle dźwięk zegara. Bimba jak gdyby
nigdy nic na kwadrans do drugiej. Mała zgina kolejny, czwarty paluszek. Nie
umie jeszcze liczyć, ale wie, że gdy ugnie ostatni, najmniejszy, kara dobiegnie
końca.
nieznośny ból pęcherza. Dziewczynka zaczyna coraz szybciej przestępować z nogi
na nogę.
spazmatycznie gardła wydziera się bolesny szloch.
sprawia, że dziecko zamiera w bezruchu. I nagle czuje, spływającą po nogach
ciepłą strugę.
jęcząc coraz głośniej:
chciałam, mamusiu…
się dzieci, wkracza do pokoju. Najpierw recytuje w kierunku męża, wpatrzonego
tępo w migający ekran telewizora: – Januszu, w naszym domu nie podnosi się
głosu. – Potem patrzy na dziecko, a ono odwraca się do matki z wciąż
uniesionymi rękami, stoi tak blade, jakby miało zaraz zemdleć, w kałuży moczu i
powtarza, coraz szybciej, zachłystując się łzami:
czołem dwa idealnie wydepilowane łuki unoszą się z niedowierzania i
obrzydzenia.
zbliżają się do córeczki na krok. – Co za wssstrętne, passskudne dziecko.
Zrobiło pod siebie, niedobre, okropne dziecko. Klękaj we własnych siuśkach. Twarzą
do ściany. Z rękami w górze!
się, z trudem panując nad narastającą pasją. – Za chwilę nie da się tu
wysiedzieć!
końca. Musi ponosić konsekwencje swego podłego zachowania – odpowiada zimno
kobieta.
ma na imię Weronika, nie rozumie znaczenia wszystkich słów, ale rozumie ich
wydźwięk. Jest złym dzieckiem, podłym i okropnym. Tata się nią brzydzi, mama
niedługo przestanie kochać i odda ją gdzieś… komuś… Chude ramionka drżą i ze
zmęczenia, i z rozpaczy. Mocz oblepia kolana. Do poczucia strachu, że rodzice
takie okropne dziecko na pewno porzucą, dochodzi palący wstyd. To nie ma końca…
wyniosłam z rodzinnego domu. Inne dzieci mogą wspominać pierwszą lalkę czy
wyprawę z tatą do lasu, ja klęczenie pod ścianą w kałuży moczu, strach i wstyd.
I słowa matki, które z czasem, gdy dorastałam i kara fizyczna zaczęła się jej
wydawać niewystarczająca, raniły do głębi. Podła i niewdzięczna. Głupia i zła. Wstrętna.
poznała nieco później.
ojciec nie uznajemy kar cielesnych” – powtarzała matka, taka z siebie dumna,
tak dumna… – Ta hołota za ścianą. To dopiero patologia. Nic tylko krzyki, jęki
i zawodzenie. Jesteś szczęściarą, dziecko, że nie bijemy ciebie, jak ten pijus
spod czwórki okłada żonę i syna”.
zza ściany dochodziły odgłosy bicia. Krzyki kobiety, jęki dziecka, a potem
cichy, pełen rozpaczy i bólu szloch, tak blisko, po drugiej stronie dzielącego
nas muru. Tuż przy podłodze. Czy dziecko kuliło się pod łóżkiem, żeby umknąć
katu? Nie miałam pojęcia. Zdjęta ogromnym współczuciem klękałam wtedy – o ile
oczywiście już nie klęczałam – przykładałam dłoń do ściany i chociaż tak…
chociaż dziecko nie mogło czuć się pocieszone… dawałam mu znać, że nie jest
samo. Że ktoś dzieli jego ból.
Oto jest… moja wyjątkowa „najmłodsza” wyrusza w świat.
Mam nadzieję, że przyjmiecie ją równie ciepło (a nawet cieplej!), niż wszystkie poprzednie.
Dla najbardziej Niecierpliwych, które chcą otrzymać książkę jak najszybciej, podaję namiary na trzy wybrane księgarnie, u których uprosiłam szybszą wysyłkę:
empik.com
ravelo.pl
gandalf.com.pl
Ale książkę można już zamawiać tutaj:
taniaksiazka.pl
znak.com.pl
bonito.pl
Uwaga: w dniu premiery książka będzie również dostępna jako e-book we WSZYSTKICH księgarniach internetowych oraz jako audiobook również w szerokim zakresie.
To co, Dziewczęta i Chłopcy, czekacie? 🙂
A na obszerny fragment czekacie również? 🙂
MA SWOJĄ OPOWIEŚĆ. SPRAW, BY TWOJA BYŁA WYJĄTKOWA.
Oto historia Pisarki, która spośród tysięcy słów wybiera te najpiękniejsze, by je
splatać w niezapomniane historie. To również opowieść o dwojgu młodych ludziach, Weronice i Wiktorze, którzy mają tylko siebie, pragną jedynie poczucia
bezpieczeństwa i prawa do miłości. Czy mogą zwyciężyć w nierównej walce z
losem?
rąk, jest wyjątkowa. Nie tylko dlatego, że to czterdziesta powieść w moim
dorobku, jest też najbardziej osobista ze wszystkich dotychczasowych. Nie muszę
dodawać, że włożyłam w nią mnóstwo emocji i serca?
Nie zgadujcie, ile Katarzyny
Michalak jest w „Pisarce”, nie ma to sensu. Po prostu dajcie się porwać
opowieści pełnej miłości i nienawiści, uczuć pięknych i uczuć podłych, ludzi po
prostu dobrych i ludzi bezwzględnie złych. Zapadnijcie się w nią, czytając, tak
jak ja się zapadłam, pisząc tę historię. Mam nadzieję, że „Pisarka” skradnie
Wasze serca. Pewien czarnooki drań również. Moje skradł…
…to dla mnie zawsze książki.
Podpowiadam więc:
wyjątkowy kalendarz na 13 miesięcy (od grudnia 2018 do grudnia 2019) w edycji limitowanej do kupienia TUTAJ
moja najmłodsza „Trzy życzenia”, którą w przyjaznej cenie kupicie TUTAJ
i równie limitowana co kalendarz, pięknie wydana w świątecznym opakowaniu Trylogia Mazurska, którą kupicie tylko TUTAJ
i mieszka raczej w sercu, a nie na języku.
To miejsce pachniało domowym chlebem
przed chwilą wyjętym z pieca i jeszcze gorącymi powidłami śliwkowymi, prosto z
rondla, gdzie smażyły się powoli przez wiele godzin… Owe aromaty, kojarzące się
ze szczęśliwym dzieciństwem, uwiodły Natalię od samego progu.
Chwilę wcześniej zapukała do otwartych
gościnnie drzwi, a słysząc gdzieś z głębi domu: „Proszę!”, weszła z wahaniem do
sieni i zatrzymała się tam, przymykając oczy i z zachwytem wciągając do płuc
zapach dawno minionych lat. Tęsknota za beztroską, radością życia i wiarą w jasną
przyszłość aż zdławiły gardło, wycisnęły z oczu łzy.
że potrafi się jeszcze tak wzruszać, a słysząc ten sam głos, wołający: „Nie
mogę odejść od kuchni! Kimkolwiek jesteś, wejdź do środka!”, uśmiechnęła się i
podążyła za nim w głąb domu.
środka: stary dworek, stojący w oddaleniu od zabudowań wsi, o pobielanych
ścianach i oknach w szpros, z gankiem wspartym na dwóch kolumnach, a jakże!, i
trójkątnym portykiem – zdawał się przeniesiony prosto z opowieści o dawnych,
lepszych czasach. Ominęły go burze dwóch wojen światowych, a może był
troskliwie odbudowywany przez właścicieli? Tego Natalia nie wiedziała. Znalazła
się przed nim parę minut temu zupełnie przypadkiem. O ile wierzyć w przypadki…
Ełk, najdalej jak tylko można, zepsuł się po drodze w jakiejś wsi, chociaż wsią
tych kilka domów przytulonych do ściany lasu trudno było nazwać. Nadchodził
wieczór, Natalia nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć. Ludzie jadący tym
samym pekaesem wskazali jej właśnie stary dwór, gdzie na jedną noc na pewno znajdzie
przytulisko, a ona bez wahania ruszyła we wskazanym kierunku, ciągnąc po
brukowanej drodze walizkę, w której zamknięty był cały jej dobytek.
zmoknąć – do dworu z przystanku było ponad dwa kilometry, na dodatek zaczął
siąpić nieprzyjemny deszczyk – znalazła się dobra dusza, która zaproponowała jej
podwiezienie.
kobieta, zatrzymując przy dziewczynie starego volkswagena. – Słyszałam na
przystanku, że do dworu. Jadę w tamtą stronę. Podrzucę. Tylko dzieciaka niech
mi nie budzi – dodała.
zamknęła drzwi.
ale tamta machnęła ręką i rzekła:
sobie pomagać. Pani miastowa?
Dolnym Śląsku, u dziadków. – Natalia uśmiechnęła się do wspomnień. – Żniwa, sianokosy…
Uwielbiałam pomagać!
Gdyby tak przyszło tyrać w polu dzień w dzień, od razu przeszłoby jej to
uwielbienie. – W głosie kobiety zabrzmiała lekka złość, może z powodu fanaberii
„miastowej”, może na wspomnienie ciężkiej pracy, którą miejscowi mieli nie od
święta i nie w wakacje, a na co dzień, od wiosny do jesieni i od świtu do nocy.
Ledwie Natalia zdążyła coś odpowiedzieć, nieznajoma zjechała na pobocze i
odezwała się nieco milszym tonem:
mnie ciocię Jadwinię.
do widzenia. – Młoda kobieta odjechała, zanim Natalia zdążyła zaproponować
zapłatę za podwiezienie czy chociaż odpowiedzieć na owo „do widzenia”.
w kierunku spowitego w wieczorny mrok dworu. Brama, kuta ręcznie przez dawnych
mistrzów kowalstwa, stała zachęcająco uchylona. Być może kogoś oczekiwano.
podjazd. Weszła po kilku schodkach na ganek. Drzwi również były otwarte.
Zapukała mimo to, weszła do sieni i wtedy ten zapach… ten zapach!… Powidła
śliwkowe, smażone na wolnym ogniu w mosiężnym rondlu, bo jakżeby inaczej, i
świeży chleb, przed chwilą wyjęty z pieca.
odejść od konfitur!
dużego, jasnego pomieszczenia, skąd dolatywały te obłędne aromaty, i odezwała
się cicho, niemal błagalnie:
najście. Autobus się zepsuł, ludzie powiedzieli, że tutaj mogę się zatrzymać na
noc. Czy przygarnęłaby mnie pani?
upiętymi w koczek, odziana w długą, szarą spódnicę, niemodną, ale pasującą do
niej i tego miejsca, odwróciła się i rzekła z niewymuszonym uśmiechem:
kochanie, postaw walizkę w rogu, umyj ręce i siadaj do stołu. Musisz być głodna
po podróży. Któż by nie był! Powidła są już, już, chleb stygnie. Lubisz? Ze
świeżym domowym masłem?
serca, przełykając ślinę, która na wspomnienie chleba z masłem i powidłami
napłynęła jej do ust. Dopiero w tym momencie poczuła, jak bardzo jest głodna. I
zmęczona.
Pokażę dowód osobisty…
machnęła ręką. – Jesteś gościem! Zdrożonym wędrowcem! Ja jestem dla wszystkich
ciocią Jadwinią, nie wiem, skąd to się wzięło, bo nie mam rodzeństwa, dzieci
też nie. Zupełnie sama jestem na tym świecie, ciocią niczyją być nie mogę, ale
podoba mi się. Też możesz tak do mnie mówić. Umyj ręce tutaj, wytrzyj w
ściereczkę i siadaj, kochanie. Herbata czy raczej kawa?
– odparła Natalia słabym głosem.
że pancerz, który dziewczyna nosiła na sercu, właśnie zaczął pękać. Jeszcze
kilka dobrych słów wypowiedzianych miłym, serdecznym głosem i Natalia po prostu
się rozpłacze!
przed nią kubek z cudnie pachnącą malinową herbatą, talerzyk z pajdami chleba
grubo smarowanymi masłem i miseczka z gorącymi powidłami.
na gościa z ciepłem w szarych oczach. – Wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje
właśnie tego: dobrej herbaty i domowego jedzenia. Ja przez ten czas ponakładam
powidła do słoiczków…
miejsca, ale kobieta odparła stanowczo:
krzesło, wgryzła się w kromkę chleba i aż jęknęła z rozkoszy. Był pyszny!
Smakował dokładnie tak, jak pachniał! Dawno zapomnianym dzieciństwem! A to
masło… i powidła. Znów poczuła łzy pod powiekami.
uśmiechnęła się ze zrozumieniem i ukontentowaniem. Jej chleb i przetwory znane
były w okolicy. Na cotygodniowym targu w Orzyszu nie musiała długo czekać, by
sprzedać wszystko, co przez siedem dni wyszło spod jej ręki. Chleb, masło,
śmietanka, konfitury, soki i nalewki, a w sezonie świeże warzywa prosto z
ogrodu i owoce rwane z drzew. Wczasowicze przyjeżdżali po nie z daleka, nawet z
Ełku, bo kto raz posmakował tych specjałów, wracał po więcej. Nie można było zapomnieć
ich wyjątkowego smaku i zapachu…
strony? – zagaiła.
Natalia, która po zaspokojeniu pierwszego głodu delektowała się teraz małymi
kęskami. – To, co zrobiłam, jest zupełnie szalone i do mnie niepodobne. Jeszcze
wczoraj rano byłam przykładną pracownicą hurtowni z materiałami budowlanymi, a
wieczorem stałam się bezrobotną. Prosto w twarz cisnęłam wypowiedzenie szefowi
o lepkich łapach, gdy te łapy sięgnęły za daleko.
przekonaniem:
brodę na splecionych dłoniach i słuchała uważnie dalszej opowieści.
ciągnęła Natalia. – Byłam zrozpaczona, zdenerwowana. Bałam się, że szef, były
szef, po mnie przyjdzie. Przecież wiedział, gdzie mieszkam. Odgrażał się… Po
północy podjęłam decyzję. Wyjeżdżam. Uciekam. Jak najdalej! Rano spakowałam się
w jedną walizkę, tę właśnie, pojechałam na dworzec i… pewnie będzie się pani
śmiać…
pani.
wsiadłam w pierwszy pekaes, jaki podjechał, kupiłam bilet do końca trasy i oto
jestem. – Rozłożyła ręce w bezradnym geście. Jej samej cała ta opowieść i
wszystko, co zrobiła, wydało się w tej chwili czystym szaleństwem, jeśli nie
głupotą. A już na pewno tchórzostwem.
Jadwiga. – Dwór jest duży. Znajdzie się dla ciebie przytulny pokoik. Lada
moment spodziewam się gości, mojego dobrego przyjaciela z… partnerką, żoną? Nie
pytałam, więc nie wiem. Zapowiedział, że przyjedzie z kimś jeszcze. Lecz nie
powinni być uciążliwi ani dla ciebie, ani dla mnie. To spokojny człowiek. Aż za
spokojny…
się Natalia.
że nachodzi obcych ludzi po nocy, ale i odrobina rozczarowania. Przez parę
chwil roiła sobie, że będzie miała cały dwór dla siebie, wraz z jego ciszą i
spokojem. Tego potrzebowała. Ale niestety, wszystko, co dobre, szybko się
kończy. Cisza i spokój też. Posmutniała. Ogromny ciężar, który na chwilę
zrzuciła tam, w sieni starego domu, znów przygniótł jej szczupłe ramiona.
ten smutek i natychmiast zapragnęła mu zaradzić. – Pokażę ci twój pokoik.
Wyśpisz się porządnie, odpoczniesz… Rano wszystkie kłopoty wyglądają na
mniejsze. Oswoisz je powolutku, prawda?
gościnnej części dworu. Tam właśnie znajdowały się dwa pokoje, które Jadwiga
przeznaczyła dla przyjaciół. Pierwszy, którego drzwi otwierała przed Natalią,
był niewielki, ale bardzo przytulny i dziewczęcy. Łóżko z białego drewna,
malowanego ręcznie w róże, i szafa do kompletu w rogu, a także urocza toaletka
i biurko pod oknem sprawiały, że chciało się tu zostać. Jeśli nie na zawsze, to
na długo. Dwa niewielkie okna i ręcznie pleciony dywanik na podłodze z
sosnowych desek – oto piękno zamknięte w prostym, uroczym, niemodnym pokoiku.
dziewczyna oczarowana.
podeszła do łóżka i odsunęła narzutę. Zachęcająco poklepała dłonią puchatą
poduchę.
zapytała z niepokojem, a gdy Natalia zaprzeczyła, ciągnęła dalej: – To dobrze. U
mnie wszystkie poduchy i kołdry są właśnie z pierza. Noce na Mazurach bywają
chłodne, a wtedy nie ma nic milszego niż sen pod ciężką, ciepłą pierzyną.
Chociaż ty jesteś pewnie proekologiczna i w domu masz same poliestry? – Raczej
stwierdziła, niż zapytała.
dziadków na wieś i uwielbiałam pierzyny. Chociaż rzeczywiście w domu mam kołdry
z pseudobawełny – dodała uczciwie.
maglowana – dodała Jadwiga z dumą. – Jeśli jeszcze pamiętasz, jak się w takiej
spało…
białego prześcieradła. I chłód poduszki na policzku. Rozpieszcza pani, to
znaczy, ciociu… rozpieszczasz swoich gości.
nie, więc gdy tylko zawitają pod mój dach z przyjemnością ich sobie
porozpieszczam. Tutaj obok jest łazienka, dzielona z sąsiednią sypialnią. Jutro
będziesz mogła przenieść się na poddasze, tam każdy pokój ma swoją. Dziś nie spodziewałam
się kogoś więcej niż Damiana, więc nie napaliłam na górze.
kło…
się. Zostawię cię samą. Po kąpieli możesz od razu kłaść się do łóżka, ja
poczekam na Damiana, o ile dzisiaj przyjedzie, i też się położę. Gdybyś w nocy
zgłodniała, cała spiżarnia jest do twojej dyspozycji, dziecinko.
troska po prostu odebrały jej głos. Jeszcze nie tak dawno miała kogoś, kto się
o nią troszczył i mówił do niej właśnie tak: „dziecinko”. Albo „kochanie”.
Najczęściej zaś „córeńko”…
usiadła na miękkim łóżku i zapatrzyła się w ciemność za oknem. Smutek i dojmująca
samotność, jaką czuła od dwóch lat, mieszały się w tej chwili w sercu dziewczyny
z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. Życzliwość właścicielki dworu, jej
serdeczność i to, jak bez chwili wahania otworzyła przed Natalią drzwi swego
domu, głęboko ją poruszyły. Musiała się tym podzielić z kimś najbliższym,
jedynym, szczególnie jej drogim.
wybrała numer. Przycisnęła komórkę do ucha, by lepiej słyszeć. Nie rozbrzmiał
ani jeden sygnał, od razu włączyła się poczta głosowa.
proszę więc o pozostawienie wiadomości. Oddzwonię, gdy tylko będę mogła”.
mnie już wieczór, a nawet noc… Zrobiłam dziś coś szalonego, muszę ci się
przyznać, i całkiem nieprzemyślanego: odeszłam z hurtowni, wypowiedziałam najem
mieszkania, wsiadłam do pekaesu i… cóż, po niemal siedmiu godzinach podróży
wylądowałam na końcu świata. W maleńkiej wiosce, która nazywa się… właściwie
nie wiem jak. Przygarnęła mnie istota o złotym sercu, pani Jadwiga. Polubiłybyście
się. Ma piękny dwór tutaj właśnie, w tej wsi. Oddała mi śliczny, przytulny
pokoik, nie pytając nawet, jak długo chcę zostać. – Nagle dziewczyna
zmarszczyła brwi. – Bogiem a prawdą, ja nie zapytałam, ile kosztuje nocleg, i
być może jutro sama wyjadę, bo nie będzie mnie stać na dłuższy pobyt, lecz nie
chcę na razie o tym myśleć. Jest mi dobrze, mamuś, jest pięknie, cicho i
spokojnie. Nie martw się o mnie, dobrze?
spodziewając, Natalia wcisnęła czerwoną słuchaweczkę i odłożyła telefon na
szafkę koło łóżka. Wyciągnęła z walizki koszulę nocną, wzięła szybki prysznic, rozczesała
długie, ciemnobrązowe włosy i wreszcie mogła wyciągnąć się w miękkim,
rozkosznie wygodnym łóżku. Okryła się puchową pierzyną, wtuliła twarz w
pachnącą słońcem poduszkę i z głębokim westchnieniem ulgi zamknęła oczy.
czasów przespała bez lęku, aż do rana, głębokim, błogim snem bez snów…
….premiera „najmłodszej”!
O której pierwsze recenzentki piszą tak:
„Ależ ta książka jest pełna emocji! Jest to chyba jedna najbardziej
poruszających pani książek. Wielkie emocje, prawdziwe uczucia, złość i
miłość, gniew i wdzięczność, rozczarowanie i nadzieja”
i tak:
„Ale mi się podobała ta książka! Jest miłość, niepewność, kompromisy, zrozumienie. No
piękna! Po przeczytaniu tej książki zostaje takie przekonanie, że nie
ważne co by się działo nie można zatracić dobra”.
Ja pisałam ją tak, by Czytelniczka po przeczytaniu ostatniej strony czuła się przytulona. I taką oddaję już niedługo do Waszych rąk.
…inny niż poprzednie moje powieści? Co go wyróżnia?
Zdziwcie się odpowiedzią… W każdej książce ukrywam małą cząstkę siebie – w „Ściganym” jest ich najwięcej. Danka jest mi szczególnie bliska. Po podobnych (chociaż nie aż tak tragicznych) przejściach jak ja, podobnie czuje, myśli i reaguje.
Ja też nie potrafiłabym zostawić samemu sobie rannego człowieka. Jednocześnie równie zimno potraktowałabym bandytę. Zaraz po tym, jak bym mu tej pomocy udzieliła. Bywały dni w moim życiu, w których równie obojętne było mi, czy wstanie jutro dla mnie nowy świt, czy nie. Miałam taką depresję (kto jej nie miał…?), że wolałabym się nie urodzić. Zdradzano mnie, okradano, oszukiwano. Dręczono na różne sposoby.
A jednak… zupełnie jak Danka… przeżyłam wszystko i oto jestem. Szczęśliwa. Silniejsza.
Oczywiście głównym bohaterem „Ściganego” jest Hubert, zabójca Prezydenta – przynajmniej tak sądzi reszta świata – i te z Was, które pochłonęły książkę w jeden dzień, no w dzień i część nocy, porównują go do Raula de Luki z „Mistrza” (super!), ale moim zdaniem to dwie zupełnie inne opowieści i dwaj różni bohaterowie. Raul to Raul, „Mistrz” to „Mistrz”, Hubert to Hubert a „Ścigany” to „Ścigany” (mnóstwo wyjaśniłam, no nie? :)).
Jest jeszcze coś, za co lubię tę książkę: napisała się sama. Po prostu zaczęłam ją pisać i nie mogłam przestać dotąd, aż nie postawiłam ostatniej kropki. W całej mojej karierze literackiej to drugi taki przypadek (pierwszym było „Lato w Jagódce”). Kocham to! Uwielbiam jak powieść sama się pisze, ja zaś jestem tylko skromnym dodatkiem do klawiatury!
Co jeszcze odróżnia „Ściganego” od poprzednich tytułów? Jest bardzo ostry, mocny, miejscami brutalny, bezwzględny. To nie powiastka dla grzecznych dziewczynek. Tak mrocznej „mnie” jeszcze nie czytałyście. I to się podoba! Pierwsze Czytelniczki są oczarowane!
Super! Jestem szczęśliwa, że oddaję do Waszych rąk książkę, okrzykniętą jedną z najlepszych.
A oto trailer, który idealnie ukazuje nastrój tej powieści i zdradza nieco jej treść.
Endżoj!
Już jest „Ścigany” w przedsprzedaży!
Książkę można już zamawiać tutaj:
https://www.empik.com/scigany-michalak-katarzyna,p1208677892,ksiazka-p
wysyłka zwykle parę dni przed premierą.
Znak wysyła już 27 sierpnia! Tutaj link:
https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,121958,Scigany
Ravelo uruchamia przedsprzedaż od czwartku 16 sierpnia.
Czekacie tak bardzo jak ja?
Niesamowicie jestem ciekawa, jak odbierzecie moją „najmłodszą”… Takiej Kasi Michalak jeszcze nie znałyście. 😉