Mam dziś dla Was coś n.i.e.s.a.m.o.w.i.t.e.g.o: przedsmak tego, co z Jagódko-Poziomki mogłoby być… Dlaczego jest to tak fantastyczne? Otóż tydzień temu dowiedziałam się, że Poziomka została wybrana do prezentacji przed publicznością festiwalu scenariuszowego Script Fiesta oraz przedstawicielami producentów i stacji telewizyjnych.
Najpierw się zestresowałam, potem wróciłam z krótkich wczasów i siadłam do przygotowania prezentacji. W tym czasie jednak, podczas zaledwie pięciu dni Dreamteam Cinema Production, czyli grupa ludzi, których nie znam (!), zagoniona do pracy przez Kasię Baurską, moją najmilszą Anaelę, zrealizowała ten oto trailer.
Dodam, że w pięć dni skrzyknąć troje aktorów, reżysera, dwóch operatorów, montażystę… zorganizować dwa samochody, przyczepę do przewozu koni, konia, psa, biuro, a na koniec rancho i obłędnego osiołka… to NAPRAWDĘ jest coś.
Ludzie! (to do ekipy z DCP) jesteście wielcy! Dziękuję!
A teraz już zapraszam Was, drogie Czytelniczki, do obejrzenia malutkiego fragmenciku ROKU W POZIOMCE
Bez kategorii
Kochane, tutaj macie nową stronę, którą możecie polubiać, gdzie możecie poprzebywać i skrobnąć coś od czasu do czasu: STRONA
A tutaj coś, co mnie wzrusza i cieszy: Wasze NADZIEJE , czyli zdjęcia przysłanych na konkurs miejsc. Bardzo Was proszę, byście skrobnęły o każdym parę słów, bo opowieści są czasem równie piękne jak one.
Ja niedługo wracam z wakacji i… wreszcie odpocznę porządnie. Nie wiem jak Was, ale mnie takie eskapady męczą.
Kochane, piszę na szybko, bo nie ma tu warunków do długich elaboratów (ciągle ktoś mnie potrąca, a samochody niemal po stole mi przejeżdżają, gdzie ja jestem?! gdzie ja jestem?!). Chciałam Wam tylko powiedzieć, że na stronie „Nadziei” ( www.ksiazkanadzieja.pl ) Wydawca ogłosił już pierwsze konkursy. Bardzo fajne! I dla każdej z nas. Napisałam „każdej z nas” bo sama chyba wezmę udział w tym fotograficznym (nie tyle ja, co moja Pozioma), oczywiście bez prawa do losowania nagrody.
Zachęcam Was do pospolitego ruszenia i tłumnego udziału w zabawie. Z Waszych maili wiem, że coraz to któraś odnajduje swoją Nadzieję…
To tyle.
Wracam wypoczywać.
Dziękuję, moje drogie, za dobre słowa w komentarzach.
:*
Jak widzicie strona Poziomki nadal w barwach śliwkowo-czekoladowych. Parę informacji mam dla Was:
1. „Nadzieję” można zamówić NA STRONIE „NADZIEI” (przy okazji zaznajomicie się ze stroną specjalnie stworzoną dla tej powieści, a dam sobie głowę uciąć, że tu zakupione książki dostaniecie jeszcze przed premierą).
2. Jest nowa ankieta (wyniki poprzedniej, niesamowicie ciekawe, skrzętnie zachowałam w archiwum, jak wszystkie zresztą), którą będę obserwowała z uwagą, choć już teraz buzia mi się śmieje, gdy podglądam wyniki. W poprzedniej wzięła udział rekordowa ilość głosujących: 383 osoby. Super! Dzięki!
3. Wydawca „Nadziei” przygotowuje fantastyczny konkurs. Gdy tylko będzie ogłoszony, dam Wam znać.
4. Jedną nogą jestem już w „Ciechocinku, mieście zdrojowym, gdzie Maxi-Kaz rusza na łowy”, by podreperować zdrowie. Coś mi ostatnio nie dopisuje, a musi!, bo przecież następne opowieści czekają! Będę po powrocie pisała w takiej kolejności: Panda-pies i przyjaciele, Sklepik z Niespodzianką. Lidka, Wiśniowy Dworek, Miasto Walecznych. Jak widać pracy sporo i odpoczynek tudzież zregenerowanie siły musi być. Ja nikomu już specjalnie potrzebna nie jestem, bo to co miało być napisane – napisałam, co miało być przygotowane – przygotowałam, a to co miało być wysłane – wysłałam.
Bardzo serdecznie dziękuję Wam za dobre słowa pod poprzednimi postami, za wsparcie, jakie nieodmiennie od Was dostaję, za trzymanie kciuków i Waszą wiarę we mnie (czasem większą, niż moja własna). To dla mnie bardzo ważne, wierzcie mi, Kochane.
Teraz żegnam się na jakiś czas. Postaram się raz dziennie znaleźć internet i pozatwierdzać komentarze.
:*
PS. A u Sabinki niespodzianka, czyli zapowiedź następnej książki z serii kociej: ZABAJKI
Ufff… skończyłam.
Skończyłam, moje drogie Czytelniczki, wielki projekt scenariuszowy, który – jako finalistka konkursu – musiałam przygotować. Dead line mija za dwa dni, ja jeszcze osiem dni temu byłam w Nadziei i „Nadziei”, by zaraz po oddaniu książki do redakcji przysiąść nad scenariuszem „Roku w Poziomce”, z którym to biorę udział we wspomnianym konkursie. To gwoli przypomnienia.
Musiałam przygotować kompletny scenariusz pierwszego odcinka, streszczenia następnych dwunastu, składających się na cały sezon i charakterystyki bohaterów.
Właśnie przed chwilą skończyłam, przerzuciłam przez worda, coby poprawił błędy i… jutro drukuję i wysyłam. Dzień przed terminem. Kurczę, nie wiem, jak tego dokonałam.
Parę słów o samym scenariuszu…
Myślę, że będziecie zaskoczone (jeśli uda mi się wygrać i zostanie zekranizowany), bo postanowiłam połączyć z nim Rok w Poziomce i Lato w Jagódce. Wyszło mi z tego więc Lato w Poziomce, co ilustruję odpowiednim zdjątkiem.
Dlaczego tak uczyniłam? Nie wiem. Jeszcze wczoraj grzecznie pisałam samą Poziomkę, po czym w nocy wstałam, wywaliłam cały jeden wątek i napisałam wątek Gabrysi.
Opowieść zyskała dzięki temu charakterystyczną dla tej postaci lekkość i humor.
Będzie scena z martwym ptakiem! :D:D
Dziękuję Wam, wewcyny, za wiarę we mnie i trzymanie kciuków, możecie nie wierzyć, ale to naprawdę uskrzydla. Świadomość, że ktoś gdzieś o tobie dobrze pomyśli choćby przez chwilę…
Kurczę, kończę, bo nie widzę na oczy.
Niedługo wieści z placu boju, czyli o Nadziei przedpremierowo, niesamowity konkurs jakiego jeszcze nie było oraz okładka następnego tomu serii z czarnym kotem, czyli Zabajki.
PS. Właściwie to bardzo fajnie mi się pisało tę Jagódko-Poziomkę, jak już zdecydowałam się nie ograniczać i zaszalałam. Lubię styl scenariuszowy: same dialogi i mało opisów. Tylko te streszczenia i charakterystyki mnie zmęczyły.
Zapodam Wam fragment znany z Jagódki, który musicie „zobaczyć” oczyma duszy Waszej! 😀
prowadzi samochód, Iza trzyma na kolanach mapę. Pepsi siedzi z tyłu,
wystawiając głowę przez okno. Z przyczepy wygląda Bingo.
z Izą śpiewają „Lecę bo chcę…”, samochód zaczyna się krztusić i staje.
Dziewczyny patrzą na siebie.
już nie chce lecieć.
nam zostało?
pod nogi, gdzie leżą zapasy)
i dwie paczki sianka dla Binga.
kilometrów pytam!
na mapę, mierzy odległość palcem)
dziesięć. Może dwadzieścia?
z jękiem kładzie głowę na kierownicy.
wierzchem?
na psie!
Obchodzą samochód, przyglądając się mu podejrzliwie.
nie kop w koło! Nienawidzę tego.
siebie)
wszystko jedno.
czy Ewa nie widzi i kopie w koło. Słychać zgrzyt i samochód zaczyna się toczyć
po jezdni.
boskie, Bingo odjeżdża! Łap go!
się spoilerów. Samochód zwalnia i staje. Ewa opiera się o dach, załamana.
już nawet urodzin…
jedzie!
rękami. Samochód zatrzymuje się. Wysiada WITOLD (sympatyczny mężczyzna w wieku
Andrzeja, trochę „misiowaty”).
Gucia. Gucio to golf Ewy.
na przyjaciółkę)
wystarczy go napoić?
Całkiem niedawno… Chyba…
najbliższych zabudowań. Bukowy Dworek jest parę kilometrów stąd.
zapraszam…
otwiera drzwi.
z koniem i psem?
samochód wiele zniesie.
zaczyna odczepiać przyczepę i podłączać ją do terenówki.
A co, jeśli wywiezie nas do lasu i, wiesz, cnotka albo piechotka?
to.
Przez jakiś czas będą na stronie królowały kolory Nadziei. Nie, nie zieleń, a śliwka w czekoladzie, czyli będzie słodko-gorzko. Taka jest kolorystyka okładki i taka treść.
Na początek może o serii z czarnym kotem: jest to następczyni serii poczekajkowej i to dosłownie, bo mam nadzieję, że zostaną w niej wydane trzy tomy Poczekajki. Pytacie o tę książkę – o „Poczekajkę” – o jej wznowienie, o to, gdzie można ją kupić, a ja niestety nie potrafię Wam na te pytania odpowiedzieć, bo nie wiem. Nie mam żadnego kontaktu z wydawcą, nie mam informacji co gdzie kiedy (a nawet dlaczego). Tak to niestety jest z rozwodami – wszystkie bolesne. Kiedyś jednak prawa do tych książek do mnie powrócą i wtedy wydam je w serii z czarnym kotem i zielonych barwach. Okej?
Oprócz Poczekajek zamierzam w tym cyklu umieszczać książki z odrobiną magii, o tematyce najróżniejszej, o miłości i nienawiści, o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu i nowych początkach. Następna po „Nadziei” będzie „Zabajka”, na którą już się cieszę, bo opowieść mi się układa cudna. Miło będzie ją spisywać. Okładka już się tworzy i tym razem będzie… na różowo. 🙂
Teraz trochę o „Nadziei”: zapowiadała się idyllicznie – mała urocza dziewczynka i sympatyczny chłopiec, czyli trochę jak w „Zmyślonej” – ale historia potoczyła się zupełnie inaczej. Tutaj, proszę bardzo, pierwsze recenzje:
SABINKI
KAROLINY
PAULINY
MONIKI
Jak możecie po nich stwierdzić książka… zaskakuje. Zaskoczyła też i mnie. To dobrze, że samą siebie czymś jeszcze potrafię zadziwić. Myślę, że tą powieścią udowodnię coponiektórym, że potrafię pisać nie tylko baśnie, lekkie, łatwe i przyjemne, ale też coś, czego raczej nikt nie określi słowem „przesłodzona”. Swoją wszechstronność udowodnię.
Wiecie, co mnie jeszcze zdziwiło, że gdy jestem w psychicznym dołku, piszę lekko i radośnie, a gdy jestem szczęśliwa i spełniona, łapię się za tematy trudne i poważne. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego tak jest?
Mam nadzieję (nomen omen), że polubicie moją najmłodszą, śliweczkę w czekoladzie, choć słodyczy jest tam niewiele.
Teraz, gdy książka jest w przygotowaniu, powróciłam do planów serialowych i muszę Wam powiedzieć, że coraz bardziej się boję. To nowy rozdział w moim życiu, bardzo obiecujący ale i stresujący. „Rok w Poziomce” mam bowiem zaprezentować potencjalnym producentom, a wiecie, jaką mam tremę przed publicznymi wystąpieniami. Ogromną. Może więc sobie daruję…? – taka to cichutka myśl przychodzi mi czasem do głowy, a ja wtedy wielkim głosem odpowiadam: O NIE, KEJT!! BĄDŹ WIERNA, IDŹ!! Więc cóż, idę. Idę pisać scenariusz. Bo projekt w lesie, a termin za tydzień…
Kolejna dobra wiadomość. Wygląda na to, że maj jest miesiącem niespodzianek. Tylko patrzeć, a konkurs na sceanriusz wygram. 🙂
Wiadomość jak w temacie: Nasza Księgarnia przyspieszyła premierę „Sklepiku z Niespodzianką. Adeli”, który ukaże się w lipcu (choć nie wiem dokładnie kiedy). Fragment (mam nadzieję, iż zachęcający) jest TUTAJ .
Teraz, moje drogie, siadam do scenariusza, potem do Opowieści o zwierzakach, jeszcze później dokończę „Lidkę” (bardzo fajnie mi się ją pisało) i zrobię sobie krótkie wakacje, bo mózg zaczyna mi się od nadmiaru wrażeń lasować. Ja przecież przeżywam perypetie bohaterów jak własne.
To chyba tyle. Jadę nad Liwiec.
Bye, bye.
Słuchajcie, stało się! 14. czerwca tego roku oczywiście w księgarniach i empikach ukaże się moja najnowsza powieść, pierwsza z serii „z czarnym kotem” pt. „Nadzieja”. Fragment jest TUTAJ, zaś okładka… Okładka powstała dzięki wspaniałej współpracy z bardzo zdolną graficzką oraz WASZYM, moje Kochane, uwagom i wypowiedziom nt. poprzednich projektów.
Bardzo Was proszę o komentarze wszelakie i zgłoszenia po 20 egzemplarzy recenzenckich, które będą do Waszej dyspozycji na początku czerwca! Jeśli jeszcze przed premierą umieścicie na blogu albo portalu książkowym recenzję „Nadziei” automatycznie zapisuję Was po egzemplarz (również bezpłatny, może nawet z dedykacją) „Sklepiku z Niespodzianką. Adeli”. W komencie wyraźcie chęć na posiadanie owego.
Ech… muszę Wam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Pod górkę ostatnio miałam ze wszystkim i czas najwyższy, by dobra passa powróciła.
PS. Powiedzcie, jak Wam się podoba okładka, bo wiecie, że okładki to moje oczko w głowie.
Psy, czy koty? Czyli co kochacie plus mały fragmencik Opowieści
Ponoć dzielimy się na psianki i kocianki. Ja, do czasów Whisky (i nie mówię tu o alkoholu), myślałam, że jestem zagorzałą psianką, Whiskas zrewidowała moje poglądy na ten temat. Poniżej, specjalnie dla Was, krótkie opowiadanie (nieco dłużej napiszę o mojej pierwszej kotce w „Opowieściach o zwierzętach”. I pytanie, moje drogie Czytelniczki: co kochacie bardziej – psy, czy koty? O, a może konie? Albo… no nie wiem, węże? Ptaki? Każdy, kto kocha zwierzęta, ma jakieś ulubione… Wypowiedzcie się więc.
Oto opowieść o Whisky…
PS. Kurczę, mam łzy w oczach, gdy patrzę na to zdjęcie. Bardzo, bardzo chciałabym, by była z nami.
zapomnienie.
mimo, że zawsze wolałam psy. Nic na to nie mogłam poradzić. Ludzie dzielą się
na psiarzy i kociarzy, ja należałam do tych pierwszych.
śmietniku i nadawała cichutkie, żałosne s.o.s. Nawet nie wiedziałam co ratuję,
bo było ciemno. W domu okazało się, że jest to coś gatunku nieokreślonego,
maści srebrno-pręgowanej i wielkości chomika. Plus ogon. Chyba ogon…
Mój synek – wtedy już sześcioletni – dzielnie mnie wspierał, budząc w nocy, bym
podała temu czemuś kroplówkę. Udało się.
przecież!, tak jak na grafitowo-srebrną złotooką potencjalną piękność
przystało, i na początku, póki biegała za nami – czterotygodniowe kocię na
nóżkach jak patyczki i z tym ogonkiem jak u szczurka – chyba nawet pięknie się
nazywała. Pamiętam tylko że trzeba było uważać, by jej nie zdeptać, co czasem
się zdarzało – Whisky trzymała się blisko nas i biegała między nogami, a była
dosłownie wielkości dłoni. Gdy w końcu upewniłam się, że to kot, a nie coś,
zaczęliśmy wołać na nią Whiskas, bo była jak dwie krople wody podobna do kota z
reklamy, i w końcu została Whisky. Trochę było mi potem głupio wołać ją na noc
do domu, drąc się na pół wsi: „Whisky!!!”.
spsionym, że potrafiła nawet aportować. Najszczęśliwsza była nie na dworzu,
gdzie miała cały ogród dla siebie, a przy mnie albo moim synku. Choć nie było w
niej ni grama agresji, a do mnie zaufanie miała absolutne – gdy musiałam jej
dać jakiś zastrzyk, chwytała mnie obiema łapami za dłoń, wbijała zęby i mówiła:
„sorry, ja tylko tak muszę sobie potrzymać, chcesz, to rób co chcesz,
możesz nawet urwać mi tę łapę, ale wolałabym byś obcięła tylko pazury” –
była pierwszym i jedynym zwierzęciem, który mnie poharatał, a ja go za ta nawet
nie skarciłam: kiedyś pogonił ją na naszym podwórku jakiś pies sąsiadki i kot w
panice zaczął się wspinać po sośnie, a ja w panice złapałam kota. I wtedy
Whisky, myśląc, że dorwał ją ten pies, wbiła mi się zębami w dłoń. Ale tak
porządnie, aż zawisła mi na tej ręce. Ludzie kochani, jak to bolało… Gdy
udało mi się ją strzepnąć (wcale to a wcale nie zalałam się krwią) chwyciłam
ją, przytuliłam, a ona zaczęła się skarżyć po swojemu na tego ohydnego kundla…
Od tego czasu sąsiadka nie miała wstępnu do naszego ogrodu. Sorry, ale Whisky
była dla mnie ważniejsza.
strony. Otóż na tyłach domu mój synek wykopał ziemiankę, do której zbierał
pozrzucane pisklęta gawronów. Karmił je potem dziwnymi rzeczami typu
dżdżownice, jak pisklęta się rozchodziły zbierał z powrotem, dopóki nie
poodnajdywały się z dorosłymi gawronami.
przysypiałam na pięterku. Słyszę w pewnym momencie, że człapie po schodach i… co
widzę? W drzwiach stoi moje dziecko w sztormiaku, pod jedną pachą ma gawrona,
pod drugą zwisa mu Whisky. Wszyscy troje mokrzy totalnie!
upolował, bo kochał wszystko, co żyje, ale no to już nieprawdopodobne.
Whisky nie zrobiła mu krzywdy.
dziobem po głowie i już nie próbuje.
owszem! Wcale nie musiał siedzieć w tej mokrej ziemiance, mając do wyboru suchy
ciepły dom, mimo to siedzieli tam chyba do południa: dzieciak, kot i dwa
gawrony…
nas jak na ufo: kot wpuszczany do domu i noszący obróżkę?! Potem, gdy okazało
się, że ten kot jest czyściuśki, wypieszczony, że można go głaskać i nie
udrapie, a jak się woła po imieniu, to przychodzi, Whisky miała grono fanów.
Jednak w jej kocim życiu liczyliśmy się tylko my.
przejechał samochód, lecz ktoś przygarnął przepiękną, zadbaną kotkę w białej
obróżce…
Pytanie o to, czy oglądacie seriale, a jeśli tak, to jakie, nurtuje mnie od… 2004 roku, kiedy to – jeszcze nie będąc pisarką, ale pisząc od dawna – wysłałam do tv scenariusz „Poczekajki”. Skończyło się to jak się skończyło, stare dzieje, dawno przebolałam, na parę lat porzuciłam scenariopisarstwo dla formy bardziej rozbudowanej, a teraz wracam do korzeni, bo tak naprawdę nauczyłam się pisać właśnie dzięki scenariuszom. To przy pracy nad „Poczekajką” filmową obrałam charakterystyczny dla mnie styl: akcja-dialog-dialog-akcja bez zbędnych dłużyzn i w nim dobrze się czuję.
Start w konkursie scenariuszowym uzmysłowił mi, że chcę spróbować swych sił jako profesjonalna scenarzystka. Czy mi się to uda? Dowiemy się w drugiej połowie maja, gdy zostaną ogłoszone wyniki konkursu. Złożony projekt został zaopiniowany przez jurorów z dużym doświadczeniem i dorobkiem, otrzymałam szereg uwag i sugestii, zaczynam pracę nad projektem finałowym i… chciałabym się dowiedzieć, jakie macie zdanie na temat polskich seriali. Czy je oglądacie? Jeśli tak, to które? Które według Was były/są najlepsze, które to pomyłka i dlaczego? Ile sezonów oglądałyście, co Wam się w serialach podoba, co nie. Jednym słowem: chcę znać Wasze upodobania (hmm… to czterema słowami, nie jednym).
Ja przyznam się bez bicia (narażając się niejednej z Was), że darzę dużym sentymentem „Rozlewisko”. Czekam, aż sezon się skończy, kupuję całość na dvd i sobie oglądam. To czy jest zgodny z oryginałem książkowym specjalnie mnie nie nurtuje, bo książka to książka, film to film. Napisałam scenariusz dwóch moich powieści i wiem jak trudno być wierną pierwowzorowi, dlatego podeszłam do „Rozlewiska” bez uprzedzeń i oczekiwań i nie zawiodłam się. Mazury w nim są piękne, postaci drugoplanowe genialne, akcja ciekawa… Dwie rzeczy mnie wkurzają niepomiernie: gra pani Joanny i nachalne reklamy. Ale że… chciałam napisać, że pani Brodzik pojawia się rzadko, eeee… no nie, pojawia się za często, reklamy T-mobile, nutelli, perfecty i żelazka bosch, a w poprzednich sezonach oleju kujawskiego też za często. Mimo to serial mi się podoba i już.
Ale się rozpisałam. A miałam zapytać tylko o Wasze zdanie nt. polskich seriali i wracać do pisania „Roku w Poziomce” odcinek I…
PS. Artykuł niniejszy pozwalam sobie zilustrować drobnym rebusikiem, zaś poniżej, dla równowagi, jedna z moich książek w nowej szacie graficznej. Jak Wam się podoba projekt okładki? ;D