Kochane, piszę na szybko, bo nie ma tu warunków do długich elaboratów (ciągle ktoś mnie potrąca, a samochody niemal po stole mi przejeżdżają, gdzie ja jestem?! gdzie ja jestem?!). Chciałam Wam tylko powiedzieć, że na stronie „Nadziei” ( www.ksiazkanadzieja.pl ) Wydawca ogłosił już pierwsze konkursy. Bardzo fajne! I dla każdej z nas. Napisałam „każdej z nas” bo sama chyba wezmę udział w tym fotograficznym (nie tyle ja, co moja Pozioma), oczywiście bez prawa do losowania nagrody.
Zachęcam Was do pospolitego ruszenia i tłumnego udziału w zabawie. Z Waszych maili wiem, że coraz to któraś odnajduje swoją Nadzieję…
To tyle.
Wracam wypoczywać.
Dziękuję, moje drogie, za dobre słowa w komentarzach.
:*
Administrator
Jak widzicie strona Poziomki nadal w barwach śliwkowo-czekoladowych. Parę informacji mam dla Was:
1. „Nadzieję” można zamówić NA STRONIE „NADZIEI” (przy okazji zaznajomicie się ze stroną specjalnie stworzoną dla tej powieści, a dam sobie głowę uciąć, że tu zakupione książki dostaniecie jeszcze przed premierą).
2. Jest nowa ankieta (wyniki poprzedniej, niesamowicie ciekawe, skrzętnie zachowałam w archiwum, jak wszystkie zresztą), którą będę obserwowała z uwagą, choć już teraz buzia mi się śmieje, gdy podglądam wyniki. W poprzedniej wzięła udział rekordowa ilość głosujących: 383 osoby. Super! Dzięki!
3. Wydawca „Nadziei” przygotowuje fantastyczny konkurs. Gdy tylko będzie ogłoszony, dam Wam znać.
4. Jedną nogą jestem już w „Ciechocinku, mieście zdrojowym, gdzie Maxi-Kaz rusza na łowy”, by podreperować zdrowie. Coś mi ostatnio nie dopisuje, a musi!, bo przecież następne opowieści czekają! Będę po powrocie pisała w takiej kolejności: Panda-pies i przyjaciele, Sklepik z Niespodzianką. Lidka, Wiśniowy Dworek, Miasto Walecznych. Jak widać pracy sporo i odpoczynek tudzież zregenerowanie siły musi być. Ja nikomu już specjalnie potrzebna nie jestem, bo to co miało być napisane – napisałam, co miało być przygotowane – przygotowałam, a to co miało być wysłane – wysłałam.
Bardzo serdecznie dziękuję Wam za dobre słowa pod poprzednimi postami, za wsparcie, jakie nieodmiennie od Was dostaję, za trzymanie kciuków i Waszą wiarę we mnie (czasem większą, niż moja własna). To dla mnie bardzo ważne, wierzcie mi, Kochane.
Teraz żegnam się na jakiś czas. Postaram się raz dziennie znaleźć internet i pozatwierdzać komentarze.
:*
PS. A u Sabinki niespodzianka, czyli zapowiedź następnej książki z serii kociej: ZABAJKI
Ufff… skończyłam.
Skończyłam, moje drogie Czytelniczki, wielki projekt scenariuszowy, który – jako finalistka konkursu – musiałam przygotować. Dead line mija za dwa dni, ja jeszcze osiem dni temu byłam w Nadziei i „Nadziei”, by zaraz po oddaniu książki do redakcji przysiąść nad scenariuszem „Roku w Poziomce”, z którym to biorę udział we wspomnianym konkursie. To gwoli przypomnienia.
Musiałam przygotować kompletny scenariusz pierwszego odcinka, streszczenia następnych dwunastu, składających się na cały sezon i charakterystyki bohaterów.
Właśnie przed chwilą skończyłam, przerzuciłam przez worda, coby poprawił błędy i… jutro drukuję i wysyłam. Dzień przed terminem. Kurczę, nie wiem, jak tego dokonałam.
Parę słów o samym scenariuszu…
Myślę, że będziecie zaskoczone (jeśli uda mi się wygrać i zostanie zekranizowany), bo postanowiłam połączyć z nim Rok w Poziomce i Lato w Jagódce. Wyszło mi z tego więc Lato w Poziomce, co ilustruję odpowiednim zdjątkiem.
Dlaczego tak uczyniłam? Nie wiem. Jeszcze wczoraj grzecznie pisałam samą Poziomkę, po czym w nocy wstałam, wywaliłam cały jeden wątek i napisałam wątek Gabrysi.
Opowieść zyskała dzięki temu charakterystyczną dla tej postaci lekkość i humor.
Będzie scena z martwym ptakiem! :D:D
Dziękuję Wam, wewcyny, za wiarę we mnie i trzymanie kciuków, możecie nie wierzyć, ale to naprawdę uskrzydla. Świadomość, że ktoś gdzieś o tobie dobrze pomyśli choćby przez chwilę…
Kurczę, kończę, bo nie widzę na oczy.
Niedługo wieści z placu boju, czyli o Nadziei przedpremierowo, niesamowity konkurs jakiego jeszcze nie było oraz okładka następnego tomu serii z czarnym kotem, czyli Zabajki.
PS. Właściwie to bardzo fajnie mi się pisało tę Jagódko-Poziomkę, jak już zdecydowałam się nie ograniczać i zaszalałam. Lubię styl scenariuszowy: same dialogi i mało opisów. Tylko te streszczenia i charakterystyki mnie zmęczyły.
Zapodam Wam fragment znany z Jagódki, który musicie „zobaczyć” oczyma duszy Waszej! 😀
prowadzi samochód, Iza trzyma na kolanach mapę. Pepsi siedzi z tyłu,
wystawiając głowę przez okno. Z przyczepy wygląda Bingo.
z Izą śpiewają „Lecę bo chcę…”, samochód zaczyna się krztusić i staje.
Dziewczyny patrzą na siebie.
już nie chce lecieć.
nam zostało?
pod nogi, gdzie leżą zapasy)
i dwie paczki sianka dla Binga.
kilometrów pytam!
na mapę, mierzy odległość palcem)
dziesięć. Może dwadzieścia?
z jękiem kładzie głowę na kierownicy.
wierzchem?
na psie!
Obchodzą samochód, przyglądając się mu podejrzliwie.
nie kop w koło! Nienawidzę tego.
siebie)
wszystko jedno.
czy Ewa nie widzi i kopie w koło. Słychać zgrzyt i samochód zaczyna się toczyć
po jezdni.
boskie, Bingo odjeżdża! Łap go!
się spoilerów. Samochód zwalnia i staje. Ewa opiera się o dach, załamana.
już nawet urodzin…
jedzie!
rękami. Samochód zatrzymuje się. Wysiada WITOLD (sympatyczny mężczyzna w wieku
Andrzeja, trochę „misiowaty”).
Gucia. Gucio to golf Ewy.
na przyjaciółkę)
wystarczy go napoić?
Całkiem niedawno… Chyba…
najbliższych zabudowań. Bukowy Dworek jest parę kilometrów stąd.
zapraszam…
otwiera drzwi.
z koniem i psem?
samochód wiele zniesie.
zaczyna odczepiać przyczepę i podłączać ją do terenówki.
A co, jeśli wywiezie nas do lasu i, wiesz, cnotka albo piechotka?
to.
Przez jakiś czas będą na stronie królowały kolory Nadziei. Nie, nie zieleń, a śliwka w czekoladzie, czyli będzie słodko-gorzko. Taka jest kolorystyka okładki i taka treść.
Na początek może o serii z czarnym kotem: jest to następczyni serii poczekajkowej i to dosłownie, bo mam nadzieję, że zostaną w niej wydane trzy tomy Poczekajki. Pytacie o tę książkę – o „Poczekajkę” – o jej wznowienie, o to, gdzie można ją kupić, a ja niestety nie potrafię Wam na te pytania odpowiedzieć, bo nie wiem. Nie mam żadnego kontaktu z wydawcą, nie mam informacji co gdzie kiedy (a nawet dlaczego). Tak to niestety jest z rozwodami – wszystkie bolesne. Kiedyś jednak prawa do tych książek do mnie powrócą i wtedy wydam je w serii z czarnym kotem i zielonych barwach. Okej?
Oprócz Poczekajek zamierzam w tym cyklu umieszczać książki z odrobiną magii, o tematyce najróżniejszej, o miłości i nienawiści, o poszukiwaniu swojego miejsca w życiu i nowych początkach. Następna po „Nadziei” będzie „Zabajka”, na którą już się cieszę, bo opowieść mi się układa cudna. Miło będzie ją spisywać. Okładka już się tworzy i tym razem będzie… na różowo. 🙂
Teraz trochę o „Nadziei”: zapowiadała się idyllicznie – mała urocza dziewczynka i sympatyczny chłopiec, czyli trochę jak w „Zmyślonej” – ale historia potoczyła się zupełnie inaczej. Tutaj, proszę bardzo, pierwsze recenzje:
SABINKI
KAROLINY
PAULINY
MONIKI
Jak możecie po nich stwierdzić książka… zaskakuje. Zaskoczyła też i mnie. To dobrze, że samą siebie czymś jeszcze potrafię zadziwić. Myślę, że tą powieścią udowodnię coponiektórym, że potrafię pisać nie tylko baśnie, lekkie, łatwe i przyjemne, ale też coś, czego raczej nikt nie określi słowem „przesłodzona”. Swoją wszechstronność udowodnię.
Wiecie, co mnie jeszcze zdziwiło, że gdy jestem w psychicznym dołku, piszę lekko i radośnie, a gdy jestem szczęśliwa i spełniona, łapię się za tematy trudne i poważne. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego tak jest?
Mam nadzieję (nomen omen), że polubicie moją najmłodszą, śliweczkę w czekoladzie, choć słodyczy jest tam niewiele.
Teraz, gdy książka jest w przygotowaniu, powróciłam do planów serialowych i muszę Wam powiedzieć, że coraz bardziej się boję. To nowy rozdział w moim życiu, bardzo obiecujący ale i stresujący. „Rok w Poziomce” mam bowiem zaprezentować potencjalnym producentom, a wiecie, jaką mam tremę przed publicznymi wystąpieniami. Ogromną. Może więc sobie daruję…? – taka to cichutka myśl przychodzi mi czasem do głowy, a ja wtedy wielkim głosem odpowiadam: O NIE, KEJT!! BĄDŹ WIERNA, IDŹ!! Więc cóż, idę. Idę pisać scenariusz. Bo projekt w lesie, a termin za tydzień…
Kolejna dobra wiadomość. Wygląda na to, że maj jest miesiącem niespodzianek. Tylko patrzeć, a konkurs na sceanriusz wygram. 🙂
Wiadomość jak w temacie: Nasza Księgarnia przyspieszyła premierę „Sklepiku z Niespodzianką. Adeli”, który ukaże się w lipcu (choć nie wiem dokładnie kiedy). Fragment (mam nadzieję, iż zachęcający) jest TUTAJ .
Teraz, moje drogie, siadam do scenariusza, potem do Opowieści o zwierzakach, jeszcze później dokończę „Lidkę” (bardzo fajnie mi się ją pisało) i zrobię sobie krótkie wakacje, bo mózg zaczyna mi się od nadmiaru wrażeń lasować. Ja przecież przeżywam perypetie bohaterów jak własne.
To chyba tyle. Jadę nad Liwiec.
Bye, bye.
Słuchajcie, stało się! 14. czerwca tego roku oczywiście w księgarniach i empikach ukaże się moja najnowsza powieść, pierwsza z serii „z czarnym kotem” pt. „Nadzieja”. Fragment jest TUTAJ, zaś okładka… Okładka powstała dzięki wspaniałej współpracy z bardzo zdolną graficzką oraz WASZYM, moje Kochane, uwagom i wypowiedziom nt. poprzednich projektów.
Bardzo Was proszę o komentarze wszelakie i zgłoszenia po 20 egzemplarzy recenzenckich, które będą do Waszej dyspozycji na początku czerwca! Jeśli jeszcze przed premierą umieścicie na blogu albo portalu książkowym recenzję „Nadziei” automatycznie zapisuję Was po egzemplarz (również bezpłatny, może nawet z dedykacją) „Sklepiku z Niespodzianką. Adeli”. W komencie wyraźcie chęć na posiadanie owego.
Ech… muszę Wam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Pod górkę ostatnio miałam ze wszystkim i czas najwyższy, by dobra passa powróciła.
PS. Powiedzcie, jak Wam się podoba okładka, bo wiecie, że okładki to moje oczko w głowie.
Psy, czy koty? Czyli co kochacie plus mały fragmencik Opowieści
Ponoć dzielimy się na psianki i kocianki. Ja, do czasów Whisky (i nie mówię tu o alkoholu), myślałam, że jestem zagorzałą psianką, Whiskas zrewidowała moje poglądy na ten temat. Poniżej, specjalnie dla Was, krótkie opowiadanie (nieco dłużej napiszę o mojej pierwszej kotce w „Opowieściach o zwierzętach”. I pytanie, moje drogie Czytelniczki: co kochacie bardziej – psy, czy koty? O, a może konie? Albo… no nie wiem, węże? Ptaki? Każdy, kto kocha zwierzęta, ma jakieś ulubione… Wypowiedzcie się więc.
Oto opowieść o Whisky…
PS. Kurczę, mam łzy w oczach, gdy patrzę na to zdjęcie. Bardzo, bardzo chciałabym, by była z nami.
zapomnienie.
mimo, że zawsze wolałam psy. Nic na to nie mogłam poradzić. Ludzie dzielą się
na psiarzy i kociarzy, ja należałam do tych pierwszych.
śmietniku i nadawała cichutkie, żałosne s.o.s. Nawet nie wiedziałam co ratuję,
bo było ciemno. W domu okazało się, że jest to coś gatunku nieokreślonego,
maści srebrno-pręgowanej i wielkości chomika. Plus ogon. Chyba ogon…
Mój synek – wtedy już sześcioletni – dzielnie mnie wspierał, budząc w nocy, bym
podała temu czemuś kroplówkę. Udało się.
przecież!, tak jak na grafitowo-srebrną złotooką potencjalną piękność
przystało, i na początku, póki biegała za nami – czterotygodniowe kocię na
nóżkach jak patyczki i z tym ogonkiem jak u szczurka – chyba nawet pięknie się
nazywała. Pamiętam tylko że trzeba było uważać, by jej nie zdeptać, co czasem
się zdarzało – Whisky trzymała się blisko nas i biegała między nogami, a była
dosłownie wielkości dłoni. Gdy w końcu upewniłam się, że to kot, a nie coś,
zaczęliśmy wołać na nią Whiskas, bo była jak dwie krople wody podobna do kota z
reklamy, i w końcu została Whisky. Trochę było mi potem głupio wołać ją na noc
do domu, drąc się na pół wsi: „Whisky!!!”.
spsionym, że potrafiła nawet aportować. Najszczęśliwsza była nie na dworzu,
gdzie miała cały ogród dla siebie, a przy mnie albo moim synku. Choć nie było w
niej ni grama agresji, a do mnie zaufanie miała absolutne – gdy musiałam jej
dać jakiś zastrzyk, chwytała mnie obiema łapami za dłoń, wbijała zęby i mówiła:
„sorry, ja tylko tak muszę sobie potrzymać, chcesz, to rób co chcesz,
możesz nawet urwać mi tę łapę, ale wolałabym byś obcięła tylko pazury” –
była pierwszym i jedynym zwierzęciem, który mnie poharatał, a ja go za ta nawet
nie skarciłam: kiedyś pogonił ją na naszym podwórku jakiś pies sąsiadki i kot w
panice zaczął się wspinać po sośnie, a ja w panice złapałam kota. I wtedy
Whisky, myśląc, że dorwał ją ten pies, wbiła mi się zębami w dłoń. Ale tak
porządnie, aż zawisła mi na tej ręce. Ludzie kochani, jak to bolało… Gdy
udało mi się ją strzepnąć (wcale to a wcale nie zalałam się krwią) chwyciłam
ją, przytuliłam, a ona zaczęła się skarżyć po swojemu na tego ohydnego kundla…
Od tego czasu sąsiadka nie miała wstępnu do naszego ogrodu. Sorry, ale Whisky
była dla mnie ważniejsza.
strony. Otóż na tyłach domu mój synek wykopał ziemiankę, do której zbierał
pozrzucane pisklęta gawronów. Karmił je potem dziwnymi rzeczami typu
dżdżownice, jak pisklęta się rozchodziły zbierał z powrotem, dopóki nie
poodnajdywały się z dorosłymi gawronami.
przysypiałam na pięterku. Słyszę w pewnym momencie, że człapie po schodach i… co
widzę? W drzwiach stoi moje dziecko w sztormiaku, pod jedną pachą ma gawrona,
pod drugą zwisa mu Whisky. Wszyscy troje mokrzy totalnie!
upolował, bo kochał wszystko, co żyje, ale no to już nieprawdopodobne.
Whisky nie zrobiła mu krzywdy.
dziobem po głowie i już nie próbuje.
owszem! Wcale nie musiał siedzieć w tej mokrej ziemiance, mając do wyboru suchy
ciepły dom, mimo to siedzieli tam chyba do południa: dzieciak, kot i dwa
gawrony…
nas jak na ufo: kot wpuszczany do domu i noszący obróżkę?! Potem, gdy okazało
się, że ten kot jest czyściuśki, wypieszczony, że można go głaskać i nie
udrapie, a jak się woła po imieniu, to przychodzi, Whisky miała grono fanów.
Jednak w jej kocim życiu liczyliśmy się tylko my.
przejechał samochód, lecz ktoś przygarnął przepiękną, zadbaną kotkę w białej
obróżce…
Pytanie o to, czy oglądacie seriale, a jeśli tak, to jakie, nurtuje mnie od… 2004 roku, kiedy to – jeszcze nie będąc pisarką, ale pisząc od dawna – wysłałam do tv scenariusz „Poczekajki”. Skończyło się to jak się skończyło, stare dzieje, dawno przebolałam, na parę lat porzuciłam scenariopisarstwo dla formy bardziej rozbudowanej, a teraz wracam do korzeni, bo tak naprawdę nauczyłam się pisać właśnie dzięki scenariuszom. To przy pracy nad „Poczekajką” filmową obrałam charakterystyczny dla mnie styl: akcja-dialog-dialog-akcja bez zbędnych dłużyzn i w nim dobrze się czuję.
Start w konkursie scenariuszowym uzmysłowił mi, że chcę spróbować swych sił jako profesjonalna scenarzystka. Czy mi się to uda? Dowiemy się w drugiej połowie maja, gdy zostaną ogłoszone wyniki konkursu. Złożony projekt został zaopiniowany przez jurorów z dużym doświadczeniem i dorobkiem, otrzymałam szereg uwag i sugestii, zaczynam pracę nad projektem finałowym i… chciałabym się dowiedzieć, jakie macie zdanie na temat polskich seriali. Czy je oglądacie? Jeśli tak, to które? Które według Was były/są najlepsze, które to pomyłka i dlaczego? Ile sezonów oglądałyście, co Wam się w serialach podoba, co nie. Jednym słowem: chcę znać Wasze upodobania (hmm… to czterema słowami, nie jednym).
Ja przyznam się bez bicia (narażając się niejednej z Was), że darzę dużym sentymentem „Rozlewisko”. Czekam, aż sezon się skończy, kupuję całość na dvd i sobie oglądam. To czy jest zgodny z oryginałem książkowym specjalnie mnie nie nurtuje, bo książka to książka, film to film. Napisałam scenariusz dwóch moich powieści i wiem jak trudno być wierną pierwowzorowi, dlatego podeszłam do „Rozlewiska” bez uprzedzeń i oczekiwań i nie zawiodłam się. Mazury w nim są piękne, postaci drugoplanowe genialne, akcja ciekawa… Dwie rzeczy mnie wkurzają niepomiernie: gra pani Joanny i nachalne reklamy. Ale że… chciałam napisać, że pani Brodzik pojawia się rzadko, eeee… no nie, pojawia się za często, reklamy T-mobile, nutelli, perfecty i żelazka bosch, a w poprzednich sezonach oleju kujawskiego też za często. Mimo to serial mi się podoba i już.
Ale się rozpisałam. A miałam zapytać tylko o Wasze zdanie nt. polskich seriali i wracać do pisania „Roku w Poziomce” odcinek I…
PS. Artykuł niniejszy pozwalam sobie zilustrować drobnym rebusikiem, zaś poniżej, dla równowagi, jedna z moich książek w nowej szacie graficznej. Jak Wam się podoba projekt okładki? ;D
Słuchajcie, miesiąc temu wysłałam scenariusz „Roku w Poziomce” na
konkurs, organizowany przez Warszawską Szkołę Filmową. Jest to konkurs
na scenariusz serialu telewizyjnego, a jak wiecie Poziomka to wymarzony
materiał na serial. Nawet na odcinki ją podzieliłam.
Wysłałam i
zapomniałam, bo… tak mam. Żeby na coś nie czekać, spać po nocach w
miarę spokojnie (mam bądź co bądź małe dziecko i sen jest wskazany), nie
napalać się, nie obgryzać paznokci, składam projekt, albo propozycję
wydawniczą i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec siebie i
Ojczyzny… zapominam. Zwykle przypomina mi o tym wydawca, chętny na
wydanie książki albo – no właśnie – telefon od jurora, że „Rok w
Poziomce” przeszedł do finału. Dodam, że konkurencja była ostra (116
zgłoszonych projektów, dwunastka szczęśliwców, którzy mają szansę
wygrać), tym większa moja radość. Nagroda główna (oprócz wynagrodzenia):
szansa na ekranizację.
Nie wiem, czy wygram. Bardzo
bym chciała, to jasne, ale konkurencja nadal jest duża, a ludzie, którzy
przeszli do finału to scenarzyści, również zawodowi. Ale dzięki przystąpieniu do konkursu po pierwsze od kiedy się
dowiedziałam, że jestem wśród wybranych, chodzę uskrzydlona, po drugie
udowodniłam sobie po raz kolejny coś, o czym czasem zapominam: jestem
nieprawdopodobnie uparta. Jeśli mam jakiś cel – zacny cel – tutaj:
ekranizacja którejś z moich książek, to nieważne są porażki po drodze,
ja się nie poddaję. Ile razy przymierzałam się do choćby miniekranizacji
Poziomki, czy Ferrinu? Pięć? Sześć? Dziesięć? Normalny człowiek dałby
sobie spokój, machnąłby ręką, ja podnoszę się po kolejnym fiasku (a
porażka zawsze boli), otrzepuję piórka i próbuję od nowa.
Ambicja
nie ma tu nic do rzeczy. To po prostu drimowanie w najlepszym tego
słowa znaczeniu. I tak, jak potrafiłam zrezygnować z paru Wielkich
Marzeń, bo czasem trzeba zdroworozsądkowo podejść do swoich możliwości i
ograniczeń, tak do tego: ujrzenia którejś z moich opowieści na ekranie,
dużym, czy małym, nie zrezygnuję. Bo nie.
Takiego uporu i Wam życzę. Sobie natomiast… no, tego pierwszego miejsca. W końcu. 🙂
A
tu, pod spodem jest moje nazwisko na liście finalistów. Pierwsze
miejsce jest pewnie przypadkowe, ale oczy cieszy. (I dobrze wróży na
przyszłość). 🙂
PS. Z panem Maciejem Ślesickim („Sara”,
„Tato”, „13 Posterunek”, „Szpilki na Giewoncie”), zgodnie z poniższą informacją, dziś się
spotkałam, otrzymując szereg uwag i wskazówek odnośnie scenariusza. Mam
teraz ból głowy: usłuchać (i napisać Poziomkę od nowa), czy robić po swojemu (i stracić szansę na wygraną).Co byście mi, Kochane, poradziły?
12 projektów w drugim etapie konkursu! |
Jurorzy zapoznali się już ze wszystkimi 116 projektami, które zakwalifikowały się do pierwszego etapu konkursu na serial. W skład konkursowego jury weszli:
Dnia
11 kwietnia 2012 r odbyło się posiedzenie, na którym wybrano finałowe projekty. Przypominamy, że pierwszy etap odbywał się całkowicie anonimowo. Jurorzy poznali nazwiska autorów dopiero po zatwierdzeniu listy projektów finałowych.
Do finału zakwalifikowali się:
Przed
przystąpieniem do prac literackich autorzy spotkają się osobiście z Panem Maciejem Ślesickim, który podzieli się swoimi uwagami na temat zgłoszonego pomysłu oraz przedstawi swoje oczekiwania i wskazówki względem scenariusza odcinka pilotowego.
Nagrodą
główną w konkursie jest honorarium w wysokości 20.000 złotych oraz perspektywa realizacji serialu. Zwycięzcę konkursu poznamy na festiwalu dla scenarzystów, który odbędzie się w Warszawskiej Szkole Filmowej w dniach 21-25 maja 2012 r. |
Parę artykułów niżej prosiłam Was o oddawanie przeczytanych książek do bibliotek, czy szpitali. Ja oddaję, większość, bo miejsca w moim niedużym domku-poziomku na wszystkie nie ma, lecz niektóre, szczególne, wyjątkowe, zatrzymuję na zawsze. Jest wśród nich ukochany „Cień wiatru”, jest „Harry Potter” i cała seria „Ani”, ale dzisiaj napiszę o mniej znanych książkach, które również znajdują specjalne miejsce na moim regaliku. Oto Top10 książek nie do oddania:
1. „Ostatni władca pierścienia” K. J. Yeskow
Książka, którą każdy fan Władcy Pierścieni powinien przeczytać. Na prawdę dobra do… połowy. Tak mniej więcej, potem autor zaczyna smęcić, ale chociażby za tę pierwszą połowę warto tę powieść przeczytać. Opowiada ona o Wojnie o Pierścień z perspektywy przegranych, czyli orków. Aragorn i inni bohaterowie Tolkiena są przedstawieni z zupełnie innej strony…
2. „Człowiek, który słuchał koni” M. Roberts
Zakupiłam tę książkę dla potrzeb „Lata w Jagódce”, gdzie główna bohaterka jest zaklinaczką koni i choć „Człowiek…” jest książką autobiograficzną, przeczytałam jednym tchem. Wspaniała opowieść o sile woli, harcie ducha i… małym, nieszczęśliwym chłopcu, który całe życie próbuje zasłużyć na miłość i uznanie ojca. Dobra książka. Polecam nie tylko wielbicielkom czworonogów.
3. „Poszukiwacze muszelek” R. Pilcher
Swego czasu pani Pilcher była bardzo znaną autorką powieści obyczajowych, jej sława przeminęła i pewnie niewiele młodszych Czytelniczek zna jej twórczość, a szkoda. Jest piękna, nostalgiczna, ciekawa, a najlepszą ze wszystkich książek są „Poszukiwacze muszelek”. Długo polowałam na tę powieść, nim kupiłam na własność i oto jest, na mojej półce.
4. „Drugi i trzeci rok życia dziecka”
Biblia oraz niezbędnik każdej mamy. Najpierw było „W oczekiwaniu na dziecko”, potem „Pierwszy rok życia dziecka”, a teraz jest kolejny. Co znaczy, że mój młodszy synek ma już ponad rok. Warto wiedzieć. 😉 A poważnie: znakomite kompendium wiedzy o wychowaniu i opiece nad dzieckiem. Jest to jedyny poradnik na ten temat jaki mam w domu i jest w nim wszystko, co w stu innych razem wziętych. Howgh!
5. „Paragraf 22” J. Heller
Rzadko płaczę ze śmiechu – nie wiedzieć czemu, bo lubię się śmiać – nad tą książką płakałam. Główny bohater (i bohaterowie poboczni), bombardier amerykańskiego bombowca, za wszelką cenę pragnie wymigać się od udziału w wojnie, w czym skutecznie przeszkadza mu paragraf 22. Jeśli nie czytałyście, musicie przeczytać. To klasyka.
PS. Nie dajcie się nabrać na „Paragraf 23” tego samego autora. Kiepski!
6. „Nie przeminęło z wiatrem” A. Edwards
Jakoś zupełnie nieznana, a bardzo ciekawa, biografia Margaret Mitchell, autorki słynnego „Przeminęło z wiatrem”. Jeśli lubicie biografie, dobrze napisane, polecam. Jeśli nie lubicie, też polecam. Może ta Was przekona.
7. „Czas honoru” J. Sokół
W poprzednim artykule wspomniałam, że jeśli jakaś książka nakłoni mnie do czegoś, czego nie miałam zamiaru robić, to jest to dobra, mocna książka. „Czas honoru” zmusił mnie do zakupu i obejrzenia serialu pod tym samym tytułem, bo chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Książka jest dobrze napisana, czyta się jednym tchem, rozwija wątki pominięte w serialu i… urywa się gdzieś w połowie pierwszego sezonu. Ciekawe, czy będzie c.d.
PS. Mylące jest zdjęcie na okładce: do Powstania Warszawskiego jeszcze ładnych parę lat…
8. „Gosposia prawie do wszystkiego” M. Szwaja
To moje pierwsze (i nieostatnie) spotkanie z prozą jednej z najbardziej znanych polskich pisarek. Bardzo udane, skoro książka została ze mną na stałe. Tym z Was, które powieści pani Moniki lubią, polecać nie muszę, tym, które nie znają, polecam, te, które nie przepadają, może dzięki „Gosposi…” dadzą tej prozie drugą szansę.
9. „LOST”
Zaplątał mi się na półkę z książkami kultowy serial (mam komplet, 5. sezonów), który odkryłam, nabyłam i obejrzałam, jak już cały niemal świat obejrzał, skomentował i zdążył zapomnieć. Cóż, ja ten fenomen odkryłam z rok temu. Na cztery sezony przepadłam, piąty obejrzałam siłą rozpędu i… zostałam z głupią miną na koniec. Wiecie dlaczego, prawda?
PS. Ach ten Sawyer…!
10. „Księga bez tytułu” Anonim
Zadziwiające, ale na prawdę nie jest znany autor tego bestsellera! Ktoś, kto dla dobra książki poświęca własną sławę jest godny podziwu, a książka jest godna tytułu the best, jeśli tylko… podejdzie się do niej bez oczekiwań! Ja dopiero po parunastu strona, których lektura mnie irytowała, palnęłam się w czoło z okrzykiem „eureka!”, bo ta książka to parodia kryminału i thillera, a nie kryminał ani thiller. Dopiero w tym momencie mnie wciągnęła i przepadłam. Polecam, polecam, polecam.
Oto książki, które ze mną zostają. Wiele innych oddałam w dobre ręce, ale te (i jeszcze kilka półek) są szczególne, wyjątkowe, moje.
Ciekawe, czy któraś z nich stoi na półce którejś z Was…?
Jestem również ciekawa, jakie ulubione top10 – nie do oddania – znajduje się na Waszych półkach.