Tylko tutaj książka z autografem: https://wydawnictwomazowieckie.pl
NAJPIĘKNIEJSZY SEN
(fragment)
PROLOG
Maleńka dziewczynka zapada w błogi sen, spokojna i szczęśliwa. Nie tak dawno przyszła na świat i nie zdążyła się nim jeszcze zachwycić. Kochające dłonie matki przytuliły ją, umyły i nakarmiły. Potem, owiniętą w miękki kocyk, poniosły gdzieś w mroźny, grudniowy świat, by po długiej drodze złożyć śpiące dziecko w ciepłym miejscu.
Matka pochyla się nad dziewczynką, szepcze: „Kocham cię, kruszynko”, i całuje gładkie czółko. Czy maleństwo spałoby tak słodko, wiedząc, że ta, która powinna być przy nim, trwać, czuwać i kochać, za chwilę je porzuci? Zostawi?
Pewnie nie. Błogosławiona nieświadomość…
Ostatnie spojrzenie oczami pełnymi łez na śpiące dziecko. Ostatnie, szybko wyszeptane słowa, może prośba do nieczułego losu o opiekę nad córeczką, a może krótka modlitwa o wybaczenie? Pospieszne kroki rozbrzmiewają na pustej ulicy. Skulona sylwetka niknie w mroku nocy. W oknie życia śpi mała dziewczynka, nie wiedząc, że właśnie została porzucona.
ROZDZIAŁ I
Dał się im podejść jak szczeniak. Tak po prostu.
Widać kilka pięknych lat bez gangsterki, za to w poczuciu bezpieczeństwa, w otoczeniu kochającej rodziny i oddanych przyjaciół, stępiło wyczulone zmysły drapieżnika, jakim bez wątpienia był Siergiej Sodarow.
Właśnie miał jechać do dworu Marcinki, gdzie czekano na niego z wigilijną wieczerzą, gdy cios kijem bejsbolowym w potylicę cisnął nim o drzwi auta i w sekundę pozbawił przytomności.
Ocknął się na tylnym siedzeniu. Wywożony dokądś… w ciemną noc… Stłumił jęk i chciał dotknąć stłuczonego miejsca, ale spięte taśmą ręce na to nie pozwoliły. I jeszcze głos, znienawidzony dawno temu:
– Ani drgnij, Sodarow, bo zarobisz kosę pod żebra już teraz. A nie chcę twoją juchą zachlapać tapicerki.
Pomimo tego ostrzeżenia, a może dzięki niemu, Siergiej podniósł się do pionu. Przednie siedzenie potężnego vana zajmował ktoś, kogo miał nadzieję już nigdy nie oglądać. Iwan Żeniłow, swego czasu najpotężniejszy handlarz żywym towarem na wschód od Bugu. Jego panowanie skończyło się przed ośmioma laty, gdy nikt inny, tylko Sodarow, posłał go za kratki.
Dziś nadszedł dzień, którego Ivan wyczekiwał przez te długie osiem lat jak dziecko Gwiazdki: dzień „podziękowań” za tę „przysługę”.
– Wiesz, że to była twoja wina, nie moja? – odezwał się Sodarow, pilnując, by w głosie brzmiała obojętność. Żadnych błagań.
– Tak, Siergiej, sam dźgnąłem się kozikiem w brzuch i sam potem dzwoniłem po gliny…
– Próbowałeś mnie zastrzelić! A dzwoniłem po pogotowie, nie po gliny!
– Wpierdoliłeś się w moją akcję – odwarknął Żeniłow. – Gdybyś trzymał się od tego szajsu z daleka, nie byłoby rozpierduchy na pół świata, ja nie poszedłbym siedzieć na parszywe osiem lat, a ty…
– A ja nie mogłem znieść widoku tych dziewczyn, właściwie dziewczynek, bo ile miała najmłodsza: jedenaście lat? dwanaście?, które wiozłeś do szwabskich burdeli – wpadł mu w słowo Sodarow. – Szczególnie po ciężarówce śmierci…
Tak, gdy w środku lasu znaleziono furgonetkę-chłodnię z ciałami szesnastu dziewcząt i młodych kobiet zamarzniętych na śmierć, bo ktoś obniżył – niechcący albo chcący – temperaturę na pace, coś w Sodarowie pękło. Gdy następnym razem, zdążając w sobie tylko znanym celu, natknął się na kolejny transport zorganizowany przez tę samą mendę, Iwana Żeniłowa, cóż… nie wytrzymał. Najpierw wywiązała się pyskówka, potem sprawy potoczył się błyskawicznie. Żeniłow wyszarpnął zza pasa spluwę i bez ostrzeżenia pociągnął za spust. Siergiej zamarł na sekundę, mając już nóż w ręce, a gdy zamiast strzału usłyszał suche szczęknięcie, po prostu pchnął. Ostrze weszło w bebechy tamtego aż po rękojeść.
Dziewczyny z transportu, do tej pory skulone w furgonetce, rozsypały się z krzykiem po lesie, a Sodarow… On też powinien spieprzać, na wszelki wypadek dobiwszy przeciwnika, ale nie potrafił. Może trudnił się przemytem, ale mordercą nie był. W obronie własnej mógł dźgnąć Ivana pod żebra, ale poderżnąć mu gardła już nie. Za to wezwał pogotowie. Pogotowie wezwało gliny.
Dochodzenie wykazało, że Ivan Żeniłow nie tylko handluje młodocianymi prostytutkami i dziećmi, ale też jest odpowiedzialny za śmierć tamtej szesnastki. Dostał piętnaście lat, za dobre sprawowanie wyszedł po ośmiu, właśnie dzisiaj, w wigilijny ranek. Jeden telefon i miał ekipę gotową na wszystko. Drugi – podstawiono mu pod dom luksusowego vana. Trzeci – i dostał informację, że Sodarow jest tam, gdzie powinien być: w Sennej, na swoim ranczu. Jeszcze parę godzin oczekiwania na najlepszy moment, gdy ofiara będzie sama, i oto miał ją w rękach. A raczej na tylnym siedzeniu vana. Spętaną plastikiem. Bezbronną. Zdaną na jego łaskę i niełaskę. Prędzej to drugie.
– I zobacz, Sierioża – odezwał się łagodnie.
Sodarow poderwał głowę, zdziwiony tym tonem.
– Co twoja krucjata zmieniła? Handel dziewczynami się skończył? Nie. Na moje miejsce wskoczył kto inny. Może jeszcze bardziej brutalny i bezwzględny. Ja straciłem osiem lat, ty dostaniesz to, na co zasłużyłeś. Po co ci to było?
– Szkoda, że jednak cię nie dorżnąłem – odparł cicho.
– Kto ma miękkie serce… – zaczął Żeniłow i nie dokończył, bo samochodem zakołysało.
Zjechali z leśnej drogi między drzewa. Po kilkudziesięciu metrach auto stanęło.
– Tu będzie dobrze, szefie? – zapytał kierowca.
– Bardzo dobrze. – Ivan uśmiechnął się zjadliwie. – Koniec podróży, Sierioża. Wysiadamy.
Stanęli naprzeciw siebie. W dłoni Żeniłowa błysnął długi nóż.
– Nie zrobisz tego – wykrztusił Sodarow. – Nie tak, na zimno. Daj mi chociaż kij do obrony.
– A co się będę pierdolił! – warknął tamten i dźgnął.
Siergiej krzyknął cicho, zszokowany. Ivan cofnął nóż, przyglądając się z zadowoleniem, jak mężczyzna powoli opada na kolana, zgina się wpół, przyciskając skrępowane taśmą dłonie do rany, a potem unosi głowę i mówi rwącym się głosem:
– Wezwij chociaż karetkę. Ja wezwałem.
– I dlatego twoja żonka i bąbelki jeszcze żyją. Nie próbuj na mnie donosić glinom, to żyć będą. Zrozumiałeś, Sodarow? – Kopnął rannego mężczyznę czubkiem buta w pierś. Potem pochylił się nad nim i rozciął taśmę na jego nadgarstkach. – To za odmowę zeznań w mojej sprawie – dodał, jakby wbrew sobie, i nie oglądając się więcej na ofiarę, skuloną pośrodku niewielkiej polany, wsiadł do samochodu.
Odjechali.
19 komentarzy
Już nie mogę się doczekać, co dalej… 🤩
Oj, będzie się działo… 🙂
Zapowiada się bardzo ciekawa i wciągająca akcja,Już nie mogę się doczekać następnej Pani perełki!😍😍
Mam nadzieję, że się spodoba!
Wow! Już nie mogę się doczekać całości. Kryminalnie się zrobiło 🙂
Oj będzie kryminalnie, będzie… 🙂
I już nie mogę się doczekać i co będzie dalej 😊
Będzie się działo. Tyle powiem. 🙂
Piekna mazurska seria. Nareszcie sie doczekalam!
Już prawie! <3
Już nie mogę się doczekać aby ponownie przenieść się w świat bohaterów. Potrafi Pani rozpalać wyobraźnię. Cóż pozostaje cierpliwie czekać na zamówioną już książkę.
Piękny fragment 😍
Już jest! Już wysyłam! <3
Mnie już wciągnął ten fragment. Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam całą 😉😍
Już niedługo! <3
Sodarow… Nareszcie! Już się wciągnęłam, aż żal że tylko tyle… 🙂
Mój ulubieniec. 🙂
Nie mogę się doczekać po przeczytaniu fragmentu 🤔
Już niedługo! 🙂
Oczywiście, że lubię zielony, bo to kolor moich oczu. Pozdrawiam 🙂
ចាក់បាល់