Kolejność czytania, „Dla Ciebie wszystko” w przedsprzedaży i… maleńki fragment na zachętę

Przez Administrator
14 komentarzy

Cześć, dziewczęta, żebyście nie straciły orientacji co jest po czym, przedstawiam na poniższym hmm… diagramie, kolejność czytania. Właściwie wszystkie trzy powieści można czytać oddzielnie, ale razem tworzą mini-trylogię i jeśli chcecie mieć pełen wgląd w przeszłość bohaterów najmłodszej (która narodzi się 28 sierpnia), powinnyście najpierw przeczytać „Wiśniowy Dworek” (ech… ten Daniel…), potem „W imię miłości”, a na końcu najmłodszą.

Dodam, że na stronie matras.pl jest letnia promocja serii owocowej i można kupić poprzednie tomy po całkiem przyjaznych cenach.

„Dla Ciebie wszystko” można zaś kupić w przedsprzedaży na empik.com i matras.pl
Czy któraś z Was czeka na tę właśnie książkę? 🙂 Mam nadzieję, że tak.

A poniżej macie przedsmak tego, co się będzie działo w najmłodszej (jak mnie znacie, będzie się działo ;), czyli pierwsze spotkanie naszych bohaterów…

Endżoj!

 (…)

Tylko ona, pusta droga, brzozy po obu
stronach, silny koński grzbiet pod pupą i miarowy odgłos kopyt, przerywany
parskaniem. To dopiero jest prawdziwe życie! Może dziadek ma rację? Może
powinna tu zostać, zakręcić się koło stażu w najbliższych szpitalach i wieść
taką sielankę na co dzień?

Ania zaśmiała się cicho do siebie. Ona mogła
zostać. Kochała Jabłoniowe Wzgórze i nie ciągnęło jej w daleki świat jak ojca,
ale… uśmiech dziewczyny zgasł… coś obiecała mamie i sobie: zostanie chirurgiem
i będzie ratowała życie chorym na raka, by choć jedna kobieta i jedna
dziewczynka nie cierpiały tak strasznie jak ona sama i jej matka przed
piętnastu laty. A dane słowo zobowiązuje.

Koń, jakby się z nią zgadzał, podrzucił
głową i parsknął, a potem zastrzygł uszami.

— Co jest, Dżihad? — Ania uniosła się
nieco w strzemionach, patrząc na drogę przed sobą, która łagodnie skręcała w
kierunku szosy.

Wśród wysokich traw, tuż przy strumieniu,
wzdłuż którego jechała, leżał… człowiek.

Krzyknąwszy cicho, raczej ze zdziwienia
niż ze strachu, Ania zeskoczyła na ziemię w momencie, gdy koń zrównał się z
leżącym nieruchomo kształtem. „Pewnie pijany” — to pierwsze, co każdemu,
znającemu te okolice i upodobania mieszkańców, przychodzi do głowy, ale… nie
tym razem.

Dziewczyna przyklękła obok
nieprzytomnego mężczyzny, obrzucając szybkim, lecz uważnym spojrzeniem białą,
poznaczoną plamami krwi koszulę, czarne spodnie od garnituru i drogie skórzane
buty — w takich nie szlajają się po okolicy wiejscy pijaczkowie.

Leżał na brzuchu z jedną, zakrwawioną
ręką wyciągniętą ku drodze, ale twarz miał zwróconą w stronę strumienia. Krew
ściekała mu też po karku, tworząc wokół głowy krzepnącą kałużę.

Ania, która w pierwszej chwili chciała
spanikować, wskoczyć z powrotem na koński grzbiet i ruszyć pędem po pomoc, w
następnej poczuła znajomy spokój, niemal chłód lekarza ratującego ludzkie
życie.

Sprawdziła puls na szyi rannego — serce
biło słabo i wolno, ale biło. Ostrożnie odwróciła mężczyznę na plecy, by ocenić,
jakie rany zagrażają wykrwawieniem się, i aż wciągnęła powietrze. Ten człowiek
nie miał wypadku gdzieś tam na drodze i nie przyczołgał się tutaj nie wiadomo po
co, on został zmasakrowany. Po prostu skatowany niemal na śmierć!

Ania opanowała gniew — kto ze wsi mógł drugiemu
coś takiego zrobić?!, w Koniecdrodze nie było bandytów! — i sięgnęła odruchowo
do kieszonki szortów, gdzie powinna być… no właśnie, powinna. Komórkę zostawiła
w domu, bo po co komu na konnej przejażdżce telefon?

Rozejrzała się bezradnie dookoła,
szukając pomocy, ale tą drogą jeździło się tylko wtedy, gdy szosa była
nieprzejezdna, czyli w zasadzie nigdy. Czym opatrzy rannemu głowę, nim ten się wykrwawi
na amen?!

Delikatnie zaczęła ściągać mu z ramion,
sinych od uderzeń jakimś tępym narzędziem — Ani przyszło na myśl, że kijem
bejsbolowym — koszulę. Oddarła jednym szarpnięciem rękaw i owinęła krwawiącą
głowę. Na do widzenia musieli go zdzielić w potylicę, albo sam ją sobie
rozciął, padając bez przytomności.

Krwotok ustał, gdy mocno zacisnęła
węzeł. Teraz musi natychmiast przetransportować rannego do szpitala.

Pytanie tylko: czym?

Tuż obok stał spokojnie Dżihad, ale Ania
zdawała sobie sprawę, że nieprzytomnego mężczyzny nie wciągnie na koński
grzbiet. Może szybko pojechać do domu i wrócić z pomocą?

A ranny wtedy umrze, pozostawiony sam
sobie…

Co robić? Co robić?!

Mężczyzna jęknął. Pochyliła się nad nim,
zanurzyła strzęp koszuli w strumieniu i obmyła mu obitą twarz. Uchylił nieco
powieki i Ania ze zdumieniem ujrzała błysk przytomności w jego spojrzeniu.

— Jestem lekarzem, pomogę panu, proszę
się nie ruszać — powiedziała szybko wyświechtaną formułkę, choć nie miała
pojęcia, jak mu pomóc, a on nie miał sił, by gdziekolwiek się ruszać.

— Mój samochód — wyszeptał.

Ani rozbłysły oczy. No tak! Musiał tu
czymś przyjechać! Szosa była kawałek stąd, ale konno dotrze tam w kilka minut.
Tyle ten człowiek wytrzyma. Musi wytrzymać!

— Gdzie są kluczyki? — zapytała, widząc,
że błysk przytomności w jego oczach gaśnie.

Rozwarł palce. Podłużny przedmiot wypadł
na trawę. Ania porwała go, niemal jednym skokiem dosiadła Dżihada i, zawracając
w kierunku szosy, zmusiła zwierzę do galopu.

Parę minut później, ku swemu zdumieniu,
ujrzała zaparkowaną jak gdyby nigdy nic na poboczu, lśniącą nowością terenową
mazdę. Kliknięciem pilota otworzyła drzwiczki od strony kierowcy i już miała
wsiadać i ruszać rannemu na pomoc, gdy pojawił się kolejny problem: koń. Dżihad
to mądre zwierzę, ale za samochodem sam z siebie nie pobiegnie, a tu liczyła
się każda minuta!

Ania odpięła jeden koniec wodzy i
prowadząc zwierzę jak na lince, mogła usiąść za kierownicą mazdy. Ruszyła na
początku wolno, jedną ręką zmieniając biegi, drugą trzymając koniec wodzy z
Dżihadem. W życiu tak nie dojadą do cywilizacji! Zatrzymała samochód i
przywiązała linkę do haka. Teraz miała dwie ręce wolne i mogła nieco
przyspieszyć, oglądając się raz po raz, czy ukochany koń dziadka nadąża. Truchtał
za samochodem bez wysiłku. Odetchnęła i skupiła się na drodze.

Chwilę później już pochylała się nad
rannym. Był nieprzytomny, ale nie krwawił. Chociaż tyle dobrego.

Otworzyła tylne drzwi potężnego SUV-a,
wzięła mężczyznę pod pachy i wytężając wszystkie siły, Spróbowała unieść go i
pociągnąć go do samochodu. Może nie tak powinna wyglądać pierwsza pomoc, ale
Ania nie miała wyboru: pogotowia wezwać nie mogła, na dłużej rannego, pod
opieką konia, również nie zostawi.

Ku jej ogromnemu zdumieniu — człowiek w
takim stanie powinien nie żyć — mężczyzna oprzytomniał ponownie. Przytrzymał
się jej ramienia i ze stłumionym jękiem próbował wstać, ale osunął się na
kolana, podtrzymany przez dziewczynę. 

— Zabiorę pana do szpitala, tam…

Na jej nadgarstku z zadziwiającą siłą
zacisnęły się palce nieznajomego.

— Tylko nie szpital. Proszę mnie zawieźć
do najbliższego hotelu. Tylko nie szpital — wyszeptał, puścił ją i zemdlał.

— No, no — mruknęła do siebie — jeśli
masz tyle siły, by mnie powstrzymywać, nie może być z tobą tak źle. Tylko
dlaczego boisz się szpitali?

Dowie się tego w swoim czasie. Teraz
musi wciągnąć rannego do samochodu i skoro nie jadą do szpitala, zawieźć go do
dworu. Tam razem z Marią i dziadkiem zadecydują, co dalej. I tak miała najpierw
jechać do Jabłoniowego Wzgórza, żeby zostawić konia. Z Dżihadem, prowadzonym na
lince, do Tucholi przecież nie dojedzie…

Ruszyła wolno, raz po raz zerkając a to
na rannego, a to na kłusującego za samochodem wałacha. Takiej przejażdżki doprawdy
się nie spodziewała…

Droga, która zajęłaby jej, nawet konno,
najwyżej kwadrans, teraz wlokła się bez końca. Ranny pojękiwał na co większych
wybojach, lecz Ania dzięki temu wiedziała, że mężczyzna jeszcze żyje. Nie mogła
przyspieszyć. Nie mogła wezwać pomocy. Właściwie niewiele mogła, tylko jechać
naprzód. Do domu.

W pewnym momencie obejrzała się za
siebie i napotkała przytomne spojrzenie jego oczu. Twarz miał obitą,
zakrwawioną i spuchniętą, musiał cierpieć męki, ale wzrok miał ostry i uważny.

— Dokąd mnie pani wiezie? — zapytał
popękanymi od ciosów wargami.

Ania pomyślała, że ten człowiek musi
mieć niesamowitą siłę wewnętrzną, po prostu niezłomną wolę, by w takim stanie
próbować usiąść prosto i jeszcze zadawać pytania.

— Do domu — odparła, rzucając mu
spojrzenie przez ramię.

Siedział w miarę prosto, odchylił głowę
do tyłu i odpoczywał po nadludzkim wysiłku, jakiego przed chwilą dokonał.

— Prosiłem: do najbliższego hotelu —
wyszeptał.

— Nikt by pana nie przyjął w takim
stanie, zresztą muszę odprowadzić do stajni konia, potem zdecydujemy dokąd… —
Urwała i zahamowała gwałtownie, bo ranny pociągnął klamkę od drzwi, próbując je
otworzyć.

Wyskoczyła z samochodu, zatrzasnęła
drzwi z powrotem i krzyknęła, sfrustrowana do granic:

— Proszę siedzieć spokojnie! Bo wezwę
pogotowie i ono już się panem zajmie! Nie tak delikatnie jak ja!

Rzucił jej spojrzenie spod opuchniętych powiek
i kiwnął głową. Mogła usiąść za kierownicą i powoli ruszyć dalej.

— Jak ma pan na imię? — zapytała,
widząc, że nadal jest przytomny.

Znów ten wzrok. Uważny, badawczy.

— A jak jest w dowodzie? — odpowiedział
pytaniem.

Ania uniosła brwi. Stracił pamięć?

Dopiero teraz zauważyła na siedzeniu
obok porzuconą marynarkę, z której kieszeni wystawał portfel.

— Nie legitymowałam pana — mruknęła. —
Próbowałam zatamować krwotok.

— Dziękuję — szepnął, zamykając oczy.

Ania skupiła się na prowadzeniu. Coś nie
dawało jej spokoju. Ten człowiek najwyraźniej został zatrzymany na drodze,
wyciągnięty z samochodu, zawleczony do lasu i pobity. Może ci, co to zrobili,
chcieli go nawet zabić. A jednak… nie ruszyli ani drogiego auta, ani marynarki
z portfelem, a on sam najwyraźniej wolał się wykrwawić, niż trafić do szpitala,
gdzie spisaliby jego tożsamość, zgłosili pobicie policji…

Ty się boisz policji — pomyślała, czując
nieprzyjemny dreszcz. — A porachunki w lesie załatwia mafia.

Zajechała pod dom, zatrzymała samochód i
siedziała nieruchomo tak długo, aż z dworu wybiegła zaaferowana Maria, myśląc,
że to letnicy, a ze stajni wyszedł zdziwiony Edward, widząc Anię za kierownicą
nowiutkiej terenówki i konia, na którym wyruszyła, przywiązanego na lince do
haka.

Dopiero wtedy dziewczyna wysiadła i
rzekła do obojga:

— Znalazłam w lesie rannego człowieka.
Musimy mu pomóc.

Maria na widok posiniaczonej,
zakrwawionej twarzy mężczyzny przytknęła obie dłonie do ust, by powstrzymać
krzyk. Edward przy pomocy Ani pomógł mu wysiąść i we troje przenieśli go do
pokoju na parterze, który kiedyś zajmowała Małgosia Kraska. Gdy opadł ciężko na
poduszki, Edward ruszył do drzwi ze słowami:

— Wezwę pogotowie.

Ale… Ania przytrzymała go za rękę.

— Dziadku, masz lekarza tu, na miejscu.
Umyjemy go z ciocią Marysią, opatrzę jego rany, zszyję głowę. Damy sobie radę
bez pogotowia.

Edward spojrzał na wnuczkę z
niedowierzaniem. Mają tu ledwo żywego człowieka, a ona zamiast czym prędzej
wzywać pomoc, powstrzymuje go?

— Może mieć obrażenia wewnętrzne.
Pękniętą wątrobę, obite nerki… — zaczął.

Ania pokręciła głową. Gdyby miał, na
pewno nie próbowałby uciec z jadącego samochodu, ale tego dziadkowi nie powie.

— Zbadam go. Tak dokładnie, jak zrobiłby
to sanitariusz z pogotowia. Jeśli coś mnie zaniepokoi, na pewno zawieziemy go
do szpitala.

To brzmiało rozsądnie.

Maria pobiegła po ręczniki, by obmyć
rannego z krwi, Ania poszła do swojego pokoju po torbę lekarską, w której
spoczywał, oprócz stetoskopu i najróżniejszych medykamentów, nowiutki zestaw
chirurgiczny z kilkoma opakowaniami igieł i nici. Miała czym pozszywać tego
biedaka. Nieee, „biedak” nie było adekwatnym określeniem. Nim wróciła do
pokoju, gdzie leżał mężczyzna, wyszła na podjazd, wyciągnęła z kieszeni
marynarki jego portfel i otworzyła szeroko oczy na widok nietkniętych pieniędzy
i kart kredytowych, czy raczej ich ilości. Potem wyciągnęła dowód osobisty. Ze
zdjęcia patrzyła na nią przystojna, bardzo przystojna męska twarz i ciemnoszare
oczy, których ostre, uważne spojrzenie miała świeżo w pamięci.

Znała tę twarz, znała imię i nazwisko
człowieka, którego znalazła w lesie. Znała go prawdopodobnie cała Polska, a
może nawet pół Europy… I mimo że w dowodzie miał wpisane „Jan Szydłowski”, Ania
wyszeptała z satysfakcją:

— Witaj w Jabłoniowym Wzgórzu, Danielu
van der Welt.

Może Ci się spodobać...

14 komentarzy

Niebieski motylek 20 lipca 2014 - 06:14

super niech się stanie sierpień bo teraz to dopiero nie mogę się doczekać a poprzedniczki przeczytane po raz drugi :0)

Odpowiedz
Niebieski motylek 20 lipca 2014 - 06:46

swoja droga wkurza mnie termin przedsprzedaż skoro i tak musze czekac miesiąc na ksiazke a ja chciałabym jak wcześniej place wcześniej się cieszyc czytaniem:(

Odpowiedz
Sylwia_85 20 lipca 2014 - 07:43

Czekam, czekam, czekam 🙂 Czuję, że będzie się działo i to konkretnie 🙂

Odpowiedz
Anne18 20 lipca 2014 - 10:13

Czekam i to bardzo. Fragmentu nie czytam, żeby była całkowita niespodzianka.

Odpowiedz
bozenas 20 lipca 2014 - 10:15

tak się zastanawiałam co ma wspólnego "wiśniowy" z "dal ciebie"..ale już kapuję:)))))fajnie się zapowiada:)))

Odpowiedz
Aniaeczka 20 lipca 2014 - 10:57

Świetna!!!! Szkoda, że nie wiedziałam, że pierwszy w kolejności jest "Wiśniowy Dworek" ale nadrobię zaległości. I "Wiśniowy Dworek" i "Dla Ciebie Wszystko" już zamówione, aż nie mogę się doczekać. Czemu muszę czekać aż do końcówki sierpnia 🙁
P.S. W empiku jest wyprzedaż i obniżone są ceny również książek Pani Kasi , ja już skorzystałam 🙂

Odpowiedz
Katarzyna Michalak 20 lipca 2014 - 12:36

Właściwie nie trzeba znać Wiśniowego i W imię miłości, bo starałam się w najmłodszej hmmm… napomykać o wydarzeniach poprzedzających, ale myślę, że po prostu warto znać przeszłość bohaterów, szczególnie Daniela, bo to…. intrygujący facet. 😉

Odpowiedz
Nomina 20 lipca 2014 - 15:56

Kasia, popraw sobie sanitariusza na ratownika medycznego, bo Ci recenzenci będą go wytykać…

Odpowiedz
Katarzyna Michalak 20 lipca 2014 - 19:35

Zastanawiałam się nad tym i może to zmienię. A może nie, bo co by mi wytykali…?

Odpowiedz
Nomina 21 lipca 2014 - 09:58

E, warto karmić? Zamiast skupiać się na treści – będą skupiać się na sanitariuszu. Jak chcesz :).

Odpowiedz
ejotek 20 lipca 2014 - 19:16

Oczywiście, że czekamy! Fragmentu nie czytam, bo co by to za niespodzianka była podczas lektury…

Odpowiedz
Zamyślona 20 lipca 2014 - 19:26

Dziś rozpoczęłam przygodę zWisniowym Dworkiem i jestem zachwycona, zresztą jak każdą pani książka 😉

Odpowiedz
Marta 23 lipca 2014 - 18:26

Nie sądziłam, że powiem coś takiego w pierwszej połowie wakacji, ale… ja chcę, żeby 28 sierpnia był już jutro! Potem znowu może być piękny lipiec 😉

Odpowiedz
Moniqe G. 24 lipca 2014 - 17:52

Zapowiada się ciekawie:) zresztą Daniel zawsze zapewnia emocje 😉 sprezentuję sobie ją z okazji narodzin mojego Szkrabka, terminy podobne 😉 pozdrowionka

Odpowiedz

Zostaw komentarz