Jest taki mężczyzna: niesamowicie przystojny, obłędnie sławny i bogaty, może mieć każdą kobietę, którą zechce (i nie mówię tu o Raulu z „Mistrza”, bo ten facet, którego imię zaraz zdradzę istnieje naprawdę). Ma więc urodę, sławę, pieniądze, powodzenie, wykonuje pracę, która jest jego pasją, a tysiące dziewczyn chętnie wskoczyłyby mu do łóżka i zostały tam na dłużej, na dodatek jest zdrowy (przynajmniej fizycznie nic mu nie dolega) – jednym zdaniem: powinien być zupełnie i bezgranicznie szczęśliwy, a… zmaga się z depresją, samotnością i poczuciem winy. Jego serdeczny przyjaciel przedawkował narkotyki i zmarł, za co obwiniono tego, o kim mówię; narzeczona urodziła martwą córeczkę, a potem zginęła w wypadku samochodowym, nie udało się mu również uratować chorej siostry, mimo wszystkich pieniędzy tego świata. Już kiedyś Wam o nim opowiadałam: to Keanu Reeves.
Jest taka kobieta: mieszka w niewielkim miasteczku gdzieś w Polsce z dwoma synami – jeden cierpi od urodzenia na porażenie mózgowe, drugi miał niedawno poważne problemy z narkotykami. Mąż opuścił ją zaraz po urodzeniu bliźniaków „bo przerosło go posiadanie niepełnosprawnego dziecka”. Kobieta ta walczy z każdym dniem, obraca każdą złotówkę, nie stać jej na ciuchy, czy kosmetyki, ale na rehabilitanta dla syna pieniądze zawsze znajdzie. Drugiego potrafiła wyciągnąć na czas z nałogu. Nigdy nie miała depresji, bo nie mogła sobie na nią, mając pod opieką dwoje dzieci, pozwolić, jest pogodna i urocza, ma ogromne poczucie humoru, wewnętrzne ciepło i duży dystans do życia i samej siebie. Podziwiam ją z całego serca.
Nasz bohater ma wszystko, nasza bohaterka nic. A mimo to ten pierwszy jest nieszczęśliwy, ta druga uważa się za szczęściarę, bo „przecież mogło być gorzej”.
Pytanie na dziś: co byście wolały – mieć, czy być? Czy pieniądze rzeczywiście szczęścia nie dają? A jak to jest ze spełnianiem marzeń? Przecież za pieniądze można mieć (niemal) wszystko! Co myślicie o powiedzeniu: „pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy jest niczym”?
Nie wiem dlaczego w naszym kraju pieniądze są tematem tabu. Czy jesteśmy narodem tak zawistnym, że nie wolno się do nich przyznawać? Czy tak ubogim, że po prostu nie ma o czym mówić?
Ja widziałam i luksus, i straszne ubóstwo. Sama byłam kiedyś w takiej sytuacji, że stać mnie było na jedną bułkę dziennie i kisiel, jako ciepły posiłek. Wspominam to jako najczarniejszy czas w moim życiu. Głód i bezradność. Nie chciałabym przeżyć tego jeszcze raz, nawet kosztem „być” zamiast „mieć”.
Bardzo podstępnym wrogiem jest pętla kredytowa, w którą wpaść może każdy, a jednak zaciskamy ją sobie na szyi, by wyjechać na wakacje, czy kupić większą plazmę, lub lepszy samochód. Będąc na dorobku i mając dostęp do łatwych kredytów kupujemy apartamenty, na których spłatę po utracie pracy nas nie stać.
Taaak… to temat rzeka.
Ciekawe, co Wy na to?
Pamiętajcie, że po 200 komentarzu blogger zwija stronę i trzeba nacisnąć „załaduj więcej” i… do dyskusji, kochane. Mieć, czy być? Pieniądze dają szczęście, czy jego nie dają? Ciekawe, co odpowiedziałby Keanu. Bo zdanie mojej Przyjaciółki znam.
149 komentarzy
Jestem zdania, że dają… oczywiście w granicach rozsądku. Trudno jest dziś cokolwiek zrobić bez pieniędzy. Jasne, można bez nich żyć i być szczęśliwym, ale na pewno kasa w szczęściu pomaga – takie zdanie miałam od zawsze 🙂 Ale wiadomo również, że za dużo to niezdrowo – i tutaj sytuacja może odkręcić się w drugą stronę… Więc wszystko z umiarem.
A Keanu Reevesa uwielbiam 🙂
najlepiej jest właśnie zachować umiar we wszystkim, choć czasami jest to niebywale trudne
Dzień dobry!!:))
Przede wszystkim chciałam powiedzieć,że bardzo ale to bardzo cieszę się z naszego mikołajkowego długo wyczekiwanego wieczorku:)
Z pieniążkami różnie bywa, zawsze uważałam,iż powinny być środkiem nie celem. Kiedy widzę jak ludzie zatracają się w gonitwie o kasę ręce mi opadają, nie pamiętają o bliskich itp.
Wszystko powinno być wyważone, ja nie mam zbyt wielu wymagań, przeszłam przez niedostatek bywało nie jeden raz bardzo źle ale jakoś zawsze udawało wybrnąć z dołka. Nie wypowiem na temat luksusu gdyż nigdy go nie doświadczyłam:) ale dzięku Bogu nie mam w sobie zazdrości i zawiści wobec szczęściarzy dobrze usytuowanych, doceniam to co mam.
Możemy być szczęśliwi. Możemy być piękni. Możemy mieć męża, dwójkę pięknych dzieci. I to kształtuje nasze 'być'. Ale problem pojawia się, gdy, nie daj Boziu, mąż się rozchoruje, a nas nie stać na jego leczenie. Albo gdy stracimy pracę, bo teraz jest jak jest, każdy o tym chyba wie. Znowu – problem. I wcale nie mówię tu o spłacaniu plazmy, szklanego apartamentu na Mokotowie i nowego Jaguara (którego reklamują "Nowy Jaguar xf w zasięgu twojej ręki… już od 199,900 zł" – kocham tę reklamę :D). Mówię tu o opłaceniu czynszu i kupieniu bułki dla dzieci… I w tym momencie bez 'mieć' nie pociągniemy za daleko… Niestety…
Dokładnie tak, niestety pieniążki szczęścia nie dają ale jakże ich brak brutalnie może go pozbawić..
No właśnie… moja babcia zmarła na raka… na szczęście moją rodzinę stać było na zapewnienie jej opieki w najlepszych klinikach. Życia jej to nie uratowało, ale zrobiliśmy dla niej wszystko to, co było możliwe łącznie z bardzo drogimi lekami i terapiami. Razem z nią leżał Falandysz. Pamiętam, że moja mama z żalem w głosie powiedziała po śmierci babci "no tak, takiego człowieka z wpływami to wyleczyli" – akurat wtedy wypuścili go ze szpitala. Niestety, przeżył moją babcię równo o pół roku.
Pieniądze życia nam nie uratują, nie zwalczą chorób, ale jednak zwiększają możliwości walki.
Jednak największe kuriozum to to, że często gęsto trzeba mimo wszystko mieć kasę, żeby zaczęli człowieka leczyć.
Oj skąd ja to znam, teraz jeżeli nie stać człowieka na leczenie prywatne traktowany jest z góry jak zło konieczne.Najgorzej cierpią osoby starsze samotne, bo kto im pomoże? U mnie akurat jest wieelka rodzinka i pomagamy w razie draki.
Nie ma co się oszukiwać bez odpowiedniej sumki na kontach nie da się przetrwać.
Zgadzam się. Cholera mnie strzela, gdy widzę ile z mojej pensji idzie na jakieś chorobowe i inne xxx, a i tak muszę mieć wykupiony dodatkowy pakiet medyczny za 75 zł miesięcznie. I jeszcze idę do lekarza i słyszę, że jakiś problem jest, bo to lekarz z 'pakietu', a badanie musiałoby być zlecone przez lekarza rodzinnego z nfz, i przykro mi, za usg płacić muszę 160 zł… no fajnie…
Tego nawet nie mam sił komentować, mojej sąsiadki mąż starszy człowiek chory na raka w stanie nie uleczalnym. W szpitalu nie widzą sensu tak się brzydko wyrażę trzymać, kobiecinka nie odda do hospicjum bo mają tylko siebie, potrzebne pampersy i co mówi lekarz? Aby dostać zlecenie musiałby być chory na głowę!! Jakby rak był zwykłą grypą!! No ludzie kochani! Paranoja jakaś.
No właśnie… i postawmy sobie teraz pytanie: mieć, czy być?
Oj, a ja akurat wychodzę, ale jak wrócę na pewno dołączę pozdrawiam dziewczyny serdecznie i mam nadzieję, że Mikołaj był bogaty i szczodry!
Otóż to! Co im z bycia i patrzenia jak najbliższa osoba umiera w cierpieniu? bo nie stać na leki, które chociaż uśmierzą ból..
Wiesz, mimo to ja nie jestem materialistką (chociaż mój były niedoszły kiedyś mi zarzucił, że jestem materialistką, bo powiedziałam, że chciałabym, aby moje dzieci chodziły kiedyś do językowego przedszkola itd… nie skomentuję..). Ja cenię sobie rodzinę, i takie właśnie bycie… problem jest tylko taki, że właściwie jedynym czynnikiem, który powstrzymuje nas od powiększenia rodziny (patrz: dziecko, nie pies), jest właśnie ograniczenie finansowe…
Rozumiem doskonale, sama jeżeli któregoś pięknego dnia zwiążę się z mym księciem z bajki(tak, tak wierzę,że tak będzie) i będę gotowa na dzidziusia chciałabym żeby miało jak najlepiej nie rozpieszczanie ale wykształcenie o odpowiednim poziomie. A, siedzieć i tłumaczyć małemu ludzikowi,że nie może uczęszczać na dodatkowe płatne zajęcia bo nie stać nas.
Wiesz, dodatkowe, czyli płatne, zajęcia to jeszcze nie koszmar… Wytłumacz 4letniemu dziecku, że albo kupisz mu np batonika albo kubusia… no spróbuj. Bo ja kiedyś byłam świadkiem takiej sytuacji i myślałam, że serce pęknie mi na tysiąc maleńkich kawałków.
Albo wcale bo nie wystarczy na chleb, koszmar.
Kiedyś przeprowadzono taki eksperyment:
wybrano dwie rodziny – jedna od pokoleń bardzo zamożna, druga – wręcz przeciwnie. Zamienili te rodziny miejscami. Wiecie, że po jakimś czasie ci, którzy nie mieli nic i raptem stali się bogaci znowu nie mieli nawet grosza, natomiast ci, którym zabrano wszystko – zaczęli odbijać od dna i gromadzić pieniądze..
Dziewczyny! Ale z takim nastawieniem, to wychodzi na to,że jednak bardziej jesteście za tym,żeby mieć niż być! 4letniemu dziecku naprawdę da się wytłumaczyć,że nie musi mieć tego batonika.A wykształcenie pobierane w najlepszych szkołach, też nie jest gwarancją szczęśliwego życia…No chyba,że ktoś woli mieć nieszczęśliwe dziecko, ale świetnie wykształcone… Nasz świat zwariował i wszędzie ciągle nam wmawiają,że MUSIMY kupować: samochody, wielkie domy, jeździć do egzotycznych krajów! A tymczasem "szczęście jest w nas", jeżeli w sobie nie odnjadziemy radości z każdego dnia, z każdej małej,przyjemnej chwili, to żadne wielkie pieniądze nam tego nie dadzą. Rozumiem,że mogą pomóc w uratowaniu komuś życia,ale…czy to też na pewno? Tak jak Kenau nie mamy wpływu nawet z grubo wpchanym portfelem na to, czy ktoś przeżyje czy nie, pewne rzeczy są poza naszym zasięgiem, nawet z miliardem dolarów na koncie, nie panujemy nad życiem , chorobami i śmiercią…
A nie uważacie, że brak pieniędzy potrafi zniszczyć nawet najpiękniejszy związek? Gdy kochający się kiedyś ludzie zaczynają walczyć o każdą złotówkę: benzyna do samochodu, czy buty dla dziecka…?
Tak znam kilka takich par , ciężka sprawa właściwie o milości nie ma tu co mówić jest frustracja związana z niemocą i ciągłym brakiem kasy delikatnie mówiąc mało romantyczne
Wiecie co, ja często, gdy siedzę w samochodzie, patrzę sobie na innych kierowców i ich pasażerów… Zauważyłam pewną prawidłowość… ci ludzie w wypasionych furach z reguły siedzą naburmuszeni, nie odzywając się do siebie zupełnie.
Brak pieniędzy powoduje napięcia, która odbijają się na związkach. Wtedy padają słowa, których tak naprawdę nie chciało się powiedzieć. Niestety, ale pieniądze dzisiaj są bardzo ważne. Trzeba mieć naprawdę wysokie poczucie własnej wartości, aby nie czuć się gorszym. A jak nie czuć się gorszym, gdy nie można dziecku zapewnić podstawowych produktów czy możliwości.
Ktoś kiedyś powiedział takie słowa, a mi zapadły w pamięć: "miłością dziecka nie nakarmię"
Okropne, ale wicie.. prawdziwe…
oj tak…
Pewnie tak, pewnie i brak i za dużo pieniędzy mogą zniszczyć związek. Tylko mi się taka lampka w głowie zapala, że skoro zniszczyła czy to naprawdę był taki świetny związek? Może tylko z pozoru był taki idealny? Sama nie wiem. Może to naiwne myślenie jest, ale jakoś już tak czuje. Z całą pewnością brak pieniędzy powoduje spięcia między małżonkami. Tyle, że jedni je przetrwają inni nie.
A tak w ogóle to skończyłam "Wiśniowy Dworek" czytać. Wczoraj dopiero znalazłam czas i pochłonęłam książkę ani razu się od niej nie odrywając. Mam nadzieje, że będzie kontynuacja 🙂
Wiecie co, właśnie był u mnie ksiądz po kolędzie (w ogóle się nie spodziewałam, zero informacji, po prostu nikt nic nie wiedział). Właśnie usłyszałam, że sakrament małżeństwa jest najlepszym lekarstwem dla duszy i wszystkie problemy odejdą daleko gdy tylko zalegalizujemy nasz związek… A to, że za ślub kościelny sobie krzyczą 2 tys (…) to też nie problem? (przepraszam, ale mnie to denerwuje… ja generalnie nie jestem przeciwna, wręcz przeciwnie)
Coś o tym wiem. I też mnie to oburza. Za pogrzeb też sobie mało nie liczą. Ale to chyba zależy od kościoła i księdza. Kiedyś w moim dawnym kościele naprawdę brali 'co łaska', 'władze' się zmieniły, przyszedł inny ksiądz i teraz patrząc na cennik można się za głowę złapać.
Wiesz, ja nie twierdzę że oni mają to robić za nic. Tylko patrząc ze strony osoby cierpiącej po stracie kogoś bliskiego – ksiądz podchodzi do najbliższej rodziny na pogrzebie z tacą… Przepraszam, ale uważam, że to nie jest w porządku… Jeżeli muszą chodzić, to niech idą chociaż dalej, nie podchodzą do wdowy, która ledwo stoi na nogach z rozpaczy (a znam przypadki, gdy musiała się zadłużyć, żeby pogrzeb "zorganizować")
Zgadzam się tobą oczywiście. Rozumiem, że muszą brać pieniądze. Ale właśnie takie podejście jakie opisałaś mnie denerwuje. Moja babcia została wdową i zaraz na początku jak tylko przyjdzie się do księdza by pogrzeb zorganizować żądają z góry określonej kwoty, nie bacząc czy kogoś stać czy nie, a potem jeszcze na pogrzebie gdy żałobnicy przeżywają stratę od razu z tacą się pchają.
Czytam komentarze i trudno się z nimi nie zgodzić , ja myśle ze pieniądze to w sumie fajna rzecz ale z pewnością nie da się za nie kupic wszystkich i wszystkiego . Znam bardzo bogatych ludzi w depresji i biednych cieszących się z każdej chwili .Ps ale zeby nie było tak pesymistycznie to dziewczyny nie zapominajmy ze to nie pieniądze szczęście dają ale dopiero zakupy :)))
Jasne nie można kupić wszystkiego, ale gdy nie masz tego minimum zapewniającego godne życie, zaczyna się inna rozmowa.
Miałam kiedyś ciężki okres w życiu – myślę sobie "kurde, ponoć zakupy leczą deprechę" I poszłam do galerii. Wydałam bardzo dużo pieniędzy (stać mnie było, bo żyłam sobie sama). Miałam kupę nieużytecznych rzeczy i potężnego doła…
Zakupy dają szczęście, ale tylko wtedy gdy nie mamy na głowie jakiegoś problemu. Wtedy nic nie sprawi nam r przyjemności.
No tak na dylematy życiowe to kiepskie lekarstwo ale na chandre jak ulał 😉
zgadzam się w 100%
Cześć wszystkim! 😉
Powiem wam, że nadmiar pieniędzy szkodzi… Może nie wszyscy, ale większość ludzi strasznie się pod ich wpływem zmienia. Czasem naprawdę lepiej żyć od pierwszego do pierwszego niż być bogatym i stać się snobem lub mieć nagle tłum przyjaciół, którym zależy na kasie, a nie człowieku…
Tylko właśnie my tu mówimy o skrajnościach. Albo bardzo bogaty, albo na granicy nędzy. Najlepszy jest złoty środek i tego każdemu życzę.
Tylko takiego złotego środka chyba nie ma, niestety.
Wydaje mi się własnie, że jest. I na szczęście u większości. My Polacy potrafimy sobie radzić, zaradność to cecha, którą powinniśmy się chwalić. W moim mieście naprawdę jest praca dla tych co nie wybrzydzają i nie przebierają. Wiem jednak, że są regiony w Polsce, które nie mają tego szczęścia.
W sumie to masz racje. Jeśli chodzi o pracę to jeśli tylko się chce i nie wybrzydza da się coś znaleźć. Chociażby na początek by odbić się od dna, a gdy przyjdą lepsze czasy, poszukać czegoś innego. Tylko, że jest tak iż wolą narzekać i czekać…
u nas ludzie uważają, że nie3 ma co pracować, opieka da im czy tak czy siak
@asymaka – nie tylko u Ciebie tak jest. To jest bardzo spotykane zjawisko.
niestety… i jeszcze oburzają się, jak nie dostana tyle, ile by chcieli, ech… szkoda gadać…
To niestety problem naszych czasów…
Oj jakiś błąd mi wyskoczył!
Nigdy nie miałam dylematu być czy mieć.Nie byłam i chyba nie będę już bogata.Dwoje dzieci,czworo rąk do pracy i państwowa posadka.Pamiętam jak mój syn grał w siatkówkę.Miał jechać na obóz,a ja nie miałam pieniędzy.Sprzedałam swoje pierścionki i do tej pory tego nie żałuję,chociaż jubiler zapłacił mi marne grosze licząc jak za złom.Starałam się nauczyć dzieci,że mają liczyć na siebie w każdej sytuacji.Bo nikt obcy w razie czego im nie pomoże.To procentuje!!Nie mam wiele,a staram się pomagać biedniejszym od siebie.Tego wszystkiego nauczyła mnie moja ukochana ciocia Femcia.To do niej co roku jeżdziłam na wakacje,chociaż było tam biednie /siedmioro dzieci,mąż pijak/Dla mnie było tam zawsze miejsce i morze miłości,której mi w domu brakowało.Nie,napewno dobrze jest mieć,ale jakbym może miała za dużo,to chyba bym zwariowała z nadmiaru Ma to co mam i szlus!
O właśnie! Nie zawsze jest łatwo, ale po burzy zawsze wychodzi słońce 😉
Moim zdaniem – ten dylemat nie pasuje do opisanych przypadków. Mieć czy być można się zastanawiać w przypadku wyboru pracy: iść pracować ze zdolnymi, ubogimi dziećmi za półtora tysiąca miesięcznie i klepać biedę (zwłaszcza że w polskich realiach większość przyborów trzeba będzie dzieciakom zafundować) – czy podjąć pracę w prywatnej firmie edukacyjnej, nastawionej na kursy biznesowe, i zarabiać dziesięć razy tyle. Krótko mówiąc: czy zarabiać biednie, ale realizować się, czy robić coś wbrew sobie, za to wetować sobie ten fakt możliwością kupna wszystkiego.
Znajoma uważa się za szczęściarę, bo sama jest zdrowa (a gdyby była niesprawna?), napatrzyła się na ludzkie nieszczęście i wie, że dopóki może sobie poradzić, nie jest najgorzej. Że mogło wszystko potoczyć się gorzej. Tylko – na ile to jest jedynie zaklinanie losu? Bo przecież w depresję by nie wpadła, gdyby np. okazało się, że tatuś dzieci nagle w ramach wyrzutów sumienia postanowił płacić po 100 tys. miesięcznie na dzieci. Ewa Błaszczyk zmaga się z chorobą córki tak samo jak Ewa Kowalska z Pcimia Dolnego. A jednak tej drugiej nie stać na terapię komórkami macierzystymi i oprócz walki o córkę, walczy też z NFZ o każdą złotówkę refundacji. Ewa Błaszczyk, jeśli nie dostanie refundacji, będzie miała lub zdobędzie (np. z koncertu) pieniądze na następny miesiąc terapii. Ewa Kowalska będzie pod ścianą.
Poza tym – znajoma uratowała syna, drugiego ciągle trzyma przy życiu. Keanu Reeves stracił już całą czwórkę najbliższych. W takich okolicznościach zamożność nie ma znaczenia: w tym kontekście znajoma miała więcej szczęścia.
Uważam, że w sytuacji zdrowie i życie a finanse – taki dylemat nie istnieje. Bo tu zawsze mieć oznacza być.
Dubbidu, nie gniewaj się, bo może ja, po latach walki o zdrowie i napatrzeniu się na dramaty innych, jestem już "skostniała" w tej kwestii – nie sądzę, żeby wytłumaczenie dziecku, że albo Kubuś, albo batonik, było czynnikiem łamiącym serce. Ja bym się złamała, gdybym była zmuszona wyjaśnić dziecku, dlaczego nie podam mu następnej dawki leku ratującego zdrowie lub życie. Uważam, że to my, dorośli, demonizujemy ten problem i nakręcamy dzieci. Maluchy (takie do przedszkola) nie rozróżniają aż tak, dziecko nastoletnie samo może zarobić. Te kilka lat, gdy dziecko już rozumie wartość materialną, a jeszcze nie ma na nią wpływu, jest przez nas wynaturzone. Dawniej dziecko było dzieckiem i pewnie, że zazdrościło się komuś, kto miał ubranka "z paczki" czy zegarek "z melodyjkami", ale to nie determinowało wartości człowieka nieodwracalnie i absolutnie. Dziś dziecko to stary maleńki – ma prawa dorosłego, żądania dorosłego – a jednocześnie jest zbyt niedorosłe, by je zrealizować i zweryfikować.
Natomiast w pozostałych sytuacjach ten dylemat jest nierealnie poszerzany. Bo tu nie chodzi o to, czy mieć cokolwiek, czy być/żyć (w zdrowiu, z bliskimi). Prymarną istotą tej alternatywy było: czy mieć dużo kosztem własnych uczuć (fascynacji, upodobań, rodzinnych itd.), czy mieć mało, ale rekompensować to sobie w realizowaniu się (zawodowym, rodzinnym, uczuciowym). I czasami to nie jest takie jednoznaczne. Bo wspaniała rodzina za dziesięć lat może się rozpaść, a ten, kto wykonuje męczącą go, ale świetnie płatną pracę, może rozwijać skrzydła za pieniądze z niej w wolnym czasie. Ale może być na odwrót – niskopłatna praca da wspaniałą satysfakcję, która przesłoni bułkę z pasztetową i rachunki na raty, a bogate konto i mieszkanie nie zastąpią pustki.
Nigdy nie musiałam stawać przed takim dylematem, o którym Ty wspominasz. Może dlatego właśnie nie myślę nawet o takim przykładzie, a podaję ten. Wiesz, nie miałam takiego problemu, i daj Boże, abym nigdy go nie miała, o którym napisałaś. Dla mnie kwestia leczenia moich najbliższych jest w ogóle tematem niepodlegającym jakiejkolwiek rozmowie. Gdybym była w takie sytuacji nie patrzyłabym na nic i oddałabym wszystko za to, żeby zapewnić mu leczenie. Niestety, masz rację – my jesteśmy winni temu, jak zachowują się teraz dzieci.
włączcie polsat!
U mnie leci 😉 Już od 18tej bo bałam się, że przegapię godzinę 😉
hihi i tak powinno być 🙂
melduję, że u mnie też włączony :o)
A teraz mój starszy(!) brat zażyczył sobie bajki 😀
A co się dzieje? Bo ja bez telewizji jestem. Zajęta byłam i nie miałam czasu nawet byt przejrzeć informacje z Polski i Świata.
@dubbidu – a to tylko do 19tej trwało 😉 chodzi o Mikołajkowy spot reklamowy 😉
Aha, to przegapiłam 🙂 Żyję sobie na studiach bez telewizji – i jakoś mi jej nie brakuje ale Mikołajkowy spot reklamowy bym obejrzała 😉
no ale u mnie właśnie włączony był 😀 tylko jak ksiądz po kolędzie przyszedł, to wyłączyłam…
Eeee, a o co chodziło?
Ksiądz po kolędzie teraz?;O
nooo – warszawa.. :o/ dla mnie to też dziwne było, ale sie przyzwyczaiłam…
O Mikołajkowy spot reklamowy, droga Kejt 😉
Ale co w tym spocie było, że Jusssi jest z Was? Nas? dumna? Może mi ktoś streścić?
oglądałyśmy Mikołajkowy spot reklamowy – i z tego jest dumna (tak mniemam ;o))
tzn Mikołajkowy blok reklamowy
http://www.polsat.pl/Nasze_Programy,2846/Mikolajkowy_Blok_Reklamowy,561162/index.html
Czym więcej osób włączy telewizor tym więcej pieniędzy dostaną osoby potrzebujące, ponieważ cały dochód zostaje przekazywany dla potrzebujących. W zeszłym roku było to chyba 8 mln osób, a co za tym idzie grube pieniądze idą dla ludzi. Z tego co kojarzę, ponad milion złotych rocznie.
Pieniądze z tych reklam są przekazywane dla potrzebujących dzieci (podopiecznym Fundacji Polsat)
Nooo, Justynac to lepiej opisała 😉
słuchajcie – głupie pytanie, ale zawsze mnie to intrygowało – w jaki sposób 'obliczają', ile osób to oglądało?
Chodzi o jakiś tajemniczy sygnał z telewizorów.(mądrzejści to wymyslili:)) Tak samo jak można znaleźć statystyki, czy ludzie oglądają częściej fakty czy wiadomości
mhmmmm… czarna magia dla mnie 😀
Dla mnie też 😀
a jak ktoś ogląda przez internet? 😀
Oj kochana z takimi pytaniami to musisz do zorientowanych się kierować. Najważniejsze, że pieniążki idą do potrzebujących. I to że z każdym rokiem jest ich więcej. A przecież to nic nie kosztuje.
Wiecie kiedyś nie wierzyłam w taką pomoc, z smsów czy własnie z takich akcji, dopóki nie poznałam osoby, która na tym skorzystała.
Oglądałam…. dla tych dzieci 🙂
Heh, zawsze mnie to po prostu ciekawiło.
Zgadzam się – po prostu trzeba pomagać.
Jestem z Was dumna, a te które przegapiły zapraszam za rok przed telewizor.
Jak coś będziesz nam przypominać 😀
mnie niestety nie było w domu, więc nie pomogłam…
Odwieczne pytanie:) Oczywiście być:) Wcale nie musimy mieć kolejnej pary butów, czy szynki za 50 zł. Czasami wystarczą te same buty noszone 4 sezon i parówka. ważne, by w tych starych butach mieć z kim iśc przez życie, a i parówkę zjeśc przy wspólnym stole.
Nie pieniadze są wartością nadrzędną, ale drugi człowiek.
Zgadzam się, pięknie to napisałaś, ale najlepiej by byłó i mieć i być!
Również czytam sobie komentarze i się z nimi zgadzam. Niby mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale.. Zawsze pojawia się jakieś 'ale'. Najlepiej oczywiście znaleźć złoty środek. Jakoś na dobrach materialnych nigdy mi strasznie nie zależało ale chciałabym mieć za co w przyszłości dzieci utrzymać. I mimo wszystko pieniądze z całą pewnością życie ułatwiają. A tragedie. Cóż zdarzą się i bogatemu i biednemu. Tyle, że mi się zawsze wydawało że bogaty lepiej sobie z nimi poradzi. W końcu stać go np. na drogie lekarstwa, czy najlepszą opiekę. Jakoś tak niedawno dziewczyna rok ode mnie młodsza zmarła na raka. Pamiętam ją z gimnazjum, bo do liceum już innego chodziła. Zebrali pieniądze, pojechała na leczenie do Chin. Ale było za późno. Zawsze pojawia się wtedy pytanie "Gdyby trafiła szybciej, przeżyłaby?".
A na pytanie "mieć, czy być?" nie potrafiłabym odpowiedzieć. Oczywiście najważniejsza jest dla mnie rodzina, bliscy i nawet gdyby ktoś dał mi wybór ONI czy pieniądze, wybrałabym ICH. Co nie oznacza, że będę się odwracać od pieniędzy – bo bez nich życie jest naprawdę trudne, jak nie niemożliwe.
Mój znajomy ma córeczkę – gdy miała bodajże ok 6 miesięcy wykryto u niej białaczkę. Oni nie mieli pieniędzy na leczenie, ale zaczęli walczyć – odzew był niesamowity. Wiele osób pomagało finansowo, inni oddawali krew i zostali honorowymi dawcami. Udało się, Różyczka wraca sobie powoli do zdrowia. Oprócz tego był jeden wielki ogromny pozytyw tej akcji – właśnie osoby, które np oddawały krew.
chyba najgorsze co może być to patrzeć na chorobę i cierpienie dziecka
nie wyobrażam sobie tego.. gdy choruje osoba starsza, nasi rodzice czy dziadkowie – to boli, jest dla nas ciężkie (chyba każdy wie, o czym mówię). Ale gdy choruje dziecko – to jest największa niesprawiedliwość na świecie. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała poczuć na własnej skórze tego strachu i bezradności.
ta bezradność jest chyba najgorsza, znam rodziców wielu chorych dzieci, są dzielni i niesamowici, podziwiam ich i całym sercem im kibicuję
wiesz, czasami patrzę na takie osoby i zastanawiam się, skąd one biorą siłę… ale gdy popatrzę na te małe buziaki to po prostu nie mam więcej pytań…
tak, dzieci dają im moc i siłę! wiele od nich można się nauczyć
To jest najgorsza rzecz jaka może chyba człowieka spotkać. Choroby rodziców, dziadków – ludzi jakby nie było starszych, jakoś jestem wstanie pojąć, choć oczywiście to boli. Ale choroby dziecka, malutkiego czy nastoletniego i nie daj boże jego śmierć nigdy nie da się wytłumaczyć. Nawet nie chcę myśleć co musi czuć taka rodzina. Jaki ból musi przeżywać matka żegnając dziecko. Jest to przerażające i nigdy nie chciałabym tego przeżywać.
Ale dobrze chociaż, że są ludzie którzy chcą pomagać.
Dla mnie znaczy więcej mieć kogoś niż pieniądze i zero szacunku… Zgadzam się z opinią,że lepiej nosić buty 4 sezony i nie jeść szynki…
A właśnie, takie pytanie mam – gdy widzicie jakieś osoby z puszką, które np pakują zakupy w jakimś markecie i za to proszą o grosik do puszki np na leczenie jakiegoś dziecka – dajecie?
Dajemy:) I paczki dal bezdomnych robimy w szkole:)
to pięknie :o)
w szkole mojej Groszek co roku zbierane są słodycze dla biedniejszych dzieci, ale najwięcej pomagają rodzice tych dzieci, którzy sami mają niezbyt wiele
U nas jest podobnie.
pytam, bo mój brat zorganizował w moim rodzinnym mieście akcję – zbierano pieniążki na operację serca u dziewczynki, która wtedy jeszcze się nie narodziła. Siedział kiedyś w internecie i przeczytał jakiś artykuł. Napisał do tego małżeństwa i zaproponował im swoją pomoc. Na własny koszt podrukowaliśmy ulotki, zrobiliśmy puszki, porozstawialiśmy je w całym mieście w większych sklepach, które zgodziły się wziąć udział w akcji, chodził ze znajomymi po szkołach, w których dyrekcja wyraziła zgodę (nie we wszystkich). Wiecie, że to piękne było? Ludzie naprawdę dawali pieniążki. Dla zupełnie obcej istotki, która jeszcze wtedy nawet się nie narodziła. Dziś dziewczynka ma 3 latka i jest już po kilku operacjach. Właśnie dzięki takim zbiórkom. Także warto dawać. Były też osoby, które wyzywały nas, że dla obcych się zbiera, ale jednak to chyba były wyjątki…
zawsze znajdą się takie osoby, ale nie ma się co przejmować, pięknie jest pomagać innym i mieć serce
amen :o)
Choruję już osiem lat, wiem, co to znaczy nie mieć pieniędzy i jak ciężko potrafi być w życiu, mam trójkę dzieci, więc ile bym nie miała, zawsze przydałoby się więcej, ale doceniam to, co mam i każdym dniem cieszę się tak samo bardzo i uważam się za osobę szczęśliwą!
Cieszyć się każdym dniem, jak lubię powtarzać te słowa i swoją radością zarażać innych. A rodzina jest największym szczęściem.
Ostatnio spotkałam bardzo młodą dziewczynę z wadą serca , niedowidzącą i niedosłyszącą, która całą sobą wołała: "jestem szczęśliwa,bo mam mamę i tatę, mam przyjaciół, dziękuję za każdy dzień. Popatrzcie , ile mogę zrobić dla innych."
chora osoba zawsze docenia to, co ma i cieszy się z tego, że żyje
Zazwyczaj ludzie w jakiś sposób dotknięci przez los bardziej doceniają to co mają:)
szkoda, że kiedy nic nam nie dolega nie cieszymy się z życia, dopiero kiedy los nas doświadcza spada nam z oczu bielmo
Dlatego cieszmy się każdą chwilą i w każdym , nawet trudnym doświadczeniu, szukajmy dobra:)
Ze mną jest baaaaaaardzo źle ;D Oglądam Kevina 😀
Kevina? A którą część?
Drugą. Na Polsacie leci 😉
to już są chyba święta???
Chyba tak 😉
Kevin jest ponadczasowy!!! Wszyscy narzekają, a i tak oglądają!
no jak to nie? 😀 a te kolędy i george michael z white christmas? 😀 to naprawdę jeszcze nie święta??
Mnie tam zawsze śmieszy 😀
Powinnam skrobnąć recenzje jakąś, ale brak mi weny…
he, he… ja jakoś tych świąt nie czuję… chociaz jadłam dzisiaj pierogi z kapustą i grzybami
ja sobie dziś uświadomiłam, że właściwie do świąt zostały dwa tygodnie… Wyjmując dwa najbliższe weekendy, bo mam wykłady, to nie mam nawet za bardzo czasu na zrobienie pierników i generalnie – prezentów..
nie czuję tych świąt… może to przez brak śniegu?
Uwielbiam ten czas gdy wszędzie słychać świąteczne melodie. A wiecie, że w internecie jest radio, na którym lecą same świąteczne kawałki?
nie masz śniegu, może Ci podeślę, ja dzisiaj z Lalką nie mogłam do przedszkola wózkiem dojechać
Irena A. Bujak (Bujaczek) -> poproszę linka 😀 będę mojemu Bastkowi puszczać 😀
asymaka -> w Warszawie zero śniegu… Ale tutaj śnieg ładnie wygląda tylko w momencie, gdy spadnie… później to tylko szara breja…
W Toruniu też od paru dni pada śnieg. Wczoraj była chlapa i ponuro, ale dziś w Mikołajki przyszedł mróz, zaświeciło słońce i choć śniegu niewiele ładnie on wyglądał – aż przyjemniej na uczelnie się szło 🙂
nigdy nie byłam w Toruniu, ale ostatnio czytałam książkę z tym miastem w tle
Naprawdę? Jaką? Ja jakoś nie mogę na nic trafić. Nawet seriali tu nie robią – a takie ładne miasto 🙂 A nie przepraszam "Lekarzy" tu kręcą. Muszę się kiedyś wybrać i popatrzeć jak wrócą kręcić. Może na tło się załapię 😀
nie oglądam niczego o chorobach a ta książka to "Studnia be dnia" K. Enerlich pisałam o niej kilka dni temu na moim blogu… pani Kasiu, mam nadzieję, że nie gniewa się pani za reklamę innej pisarki?
@dubbidu – proszę, nic nie musisz robić, wszystko samo się uruchomi. http://www.jazzradio.fr/radio/webradio/christmas-jazz
Tylko, że tam nie ma po polsku.
mam rodzinkę w Toruniu więc znam :o) ale rzadko bywam, niestety…
Irena A. Bujak (Bujaczek) -> dziękuję ci bardzo ;o) poradzę sobie – nie musi być po polsku.
Życzę miłego słuchania 😉
Dzięki serdeczne :o)
dziewczyny, może ktoś mi podrzuci przepis na tort? chodzi mi o taki nieprzecukrzony? przepraszam, że tak z innej beczki, ale moja córeńka ma 20 urodziny i nie mam pomysłu…
Mykam kochani do łóżka bo mi zimnawo. Do następnego czwartku ;*
Dobrej nocki :o) i do następnego!
Ja też chyba zmykam, poczytam jeszcze przed snem i napiję się cieplutkiej herbatki z cytrynką, dobrej nocy!
asymaka -> dobranoc, dzięki za miłą rozmowę :o)
ja też dziękuję i pozdrawiam!
Dwa świetne przykłady "mieć czy być" dzisiaj dałyście, takie o które mi chodziło – o wybór, jeśli mamy ten wybór. Pierwszy dała Jola, która sprzedała biżuterię, by wysłać dzieci na obóz, oddała coś wartościowego, namacalnego, coś co ma, za coś ulotnego, co było i się skończyło, za to dało radość, wspomnienia, dowód miłości matki do dziecka.
Drugie, to… praca. Gdy słyszę od młodego zdrowego byka, który całymi dniami "pyka w kompa", czy ćwiczy kciuk na pilocie od TV, że on do roboty za 1200zł nie pójdzie i jest na utrzymaniu rodziców, czy żony, czy społeczeństwa, to mnie szlag trafia. Ale on jest, zamiast mieć.
Natomiast przerażeniem napawa mnie fakt, że coraz częściej nasze zdrowie zależy od pieniędzy, że jeśli nie zapłacisz prywatnie, do specjalisty państwowego, który należy Ci się jak buda psu możesz po prostu nie dożyć. To jest straszne. Szczególnie dla starszych ludzi, którzy harowali całe życie i teraz nikt się za nimi nie ujmie, a z emeryturki 800zł na prywatnych specjalistów po prostu nie mają.
ja znam niestety przykład takiego co kciuk ćwiczy… nie wiem, jak pomóc osobie, która ma różowe okularki i nie widzi, jak wygląda jej związek… czekam aż sama to zrozumie, szkoda tylko, że cierpią w tym układzie również dzieci…
a co do lekarzy mogę tu posłużyć swoim przykładem, trzy tygodnie męczyłam się i nikt na kasę chorych nie chciał mi pomóc, odsyłali mnie jeden lekarz do drugiego, dopiero jak zapłaciłam uzyskałam pomoc, na szczęście nie chodziło o sprawę życia i śmierci, tylko o potworny ból
moja znajoma na to mówi: powstał nowy zawód – zawód syn (córka)… po co mam swoje rączki skalać pracą za najniższą krajową? no bo przecież mamusia i tatuś mi dadzą! przecież nie będą oglądać, jak ja się męczę?
ja o służbie zdrowia też mogę coś powiedzieć… ktoś się mną zainteresował dopiero wtedy, gdy poszłam prywatnie do lekarza – jednego, drugiego, trzeciego.. a jak trafiłam w wieku 23 lat na pogotowie ze "stanem przedzawałowym" – opinia lekarza na izbie przyjęć po kilkunastu minutach badań "no nieee….przecież się dziecko zestresowało sesją! jaki problem z sercem?!?" (powiedział lekarz, który w marcu osłuchiwał mi serce przez gruby wełniany golf, bo nie daj Boże go zdejmę i będzie sie musiał zainteresować… dodam, że sesję miałam od dwóch miesięcy za sobą…)
A tacy dorośli ,co to nie chcą się brudzić żadną robotą, często wyrastają z dzieci, które dostają wszystko…
Czasem brak czegoś uszlachetnia, hartuje i daje zrozumienie,co jest w życiu najważniejsze…
Ojej ależ mnie ominęło..troszkę przysnęłam bo pochorowałam się i mnie zmogło a taka fajna konwersacja się rozwinęła:))
Dziewczynki, żegnam się :o) Dziękuję Wam serdecznie za miłą rozmowę.
A ja Wam powiem, że w całym moim życiu nigdy nie marzyłam o pieniądzach. One szczęścia nie dają, choć wiem, że do życia są bardzo potrzebne. Ale szczęście a potrzeba to dwie różne rzeczy. Mogłabym podać kilka przykładów ludzi bogatych i jednocześnie bardzo samotnych i nieszczęśliwych. Jestem więc za "być … i mieć, ale z umiarem".
Pozdrawiam:)
Pani Kasiu!
Dylemat: mieć, czy być jest odrobinkę przestarzały. Fromm zastanawiał się, czy mieć, czy być. A że było to jakiś czas temu, dylemat ten stracił na aktualności. Moim zdaniem: w dzisiejszych czasach można i być i mieć. Nie musimy dokonywać wyboru, jaki był modny i popularny kilkanaście lat wstecz.
Obecnie może Pani i BYĆ i MIEĆ – jedno nie koreluje z drugim. Problem w tym, co Pani chce postawić na pierwszym miejscu: rozwój osobisty, czy posiadanie. Jeżeli chce Pani być, to proszę działać w tym kierunku i rozwijać się, jak tylko się da i ile wlezie (pisząc brzydko). Jeśli natomiast chce Pani mieć, to proszę swoje działania skierować na gromadzenie i posiadanie. Ma Pani wolny wybór, żyjemy w wyjątkowo "wolnych" czasach, w tak zwanej demokracji. Każdy z nas ma swój system wartości. Jednym wystarcza 1000 złotych wypłaty – po to, żeby zrobić opłaty i kupić jedzenie. Inni nie wyobrażają sobie przeżyć za te pieniądze miesiąca…
Abstrahując od dylematu: mieć, czy być… Chyba jednak najważniejszy jest spokój i przekonanie, że mimo wszystko jakoś to będzie i ktoś nad nami czuwa. Plus poczucie własnej wartości – trudne, ale (podobno!) możliwe do osiągnięcia.
Pozdrawiam i przesyłam mnóstwo pozytywnej energii: oby poczuła ją Pani chociaż przez chwilę:)
E.
Pani Edyto, pytanie "mieć, czy być" jest tematem dzisiejszego Wieczorku, a nie moim osobistym dylematem, bo ja doskonale wiem, czego chcę i co wybieram. :))
Pani zadaje pytania, więc do Pani odpowiadam:)
Wzruszyła mnie Pani swoimi wspomnieniami ubóstwa, nie ma co.
Niestety to bardzo przykre, że w dzisiejszym świecie, bez pieniędzy niestety jest ciężko żyć. Gdzie się nie pójdzie lub coś trzeba załatwić, wszędzie za wszystko trzeba płacić.
Znam to doskonale. Dwa tygodnie temu dostałam wypowiedzenie, przed samymi świętami. Nikogo nie obchodzi to, że idą święta, że ma się kredyt, że za coś trzeba żyć. Przez trzy lata można być najlepszym pracownikiem, poświęcać swoje dni wolne, być pod telefonem i kiedy zajdzie taka potrzeba, zmieniać swoje plany z nadzieją: "Może ktoś to doceni, może będzie jakaś premia do tej i tak marnej wypłaty". Ale kiedy firma szuka oszczędności, to wszystko idzie w zapomnienie i słyszy się tylko: "Na pewno Pani coś znajdzie. Powodzenia".
W tym momencie człowiek powinien się załamać. Ale w każdym z nas, jest gdzieś w środku taka nadzieja, że w końcu będzie lepiej. Że może tym razem się uda. Że trzeba jakoś iść do przodu. I ta nadzieja, na lepsze jutro, jest lepsza od pieniędzy. I za żadne pieniądze, nie można jej kupić na szczęście. Bo tylko ona potrafi nas jakoś postawić na nogi, gdyby jej nie było, gdyby nadzieja przestała istnieć, to życie straciło by sens.
Wypada odpowiedzieć – Oczywiście, że być, co to za pytanie – tylko, że tak możemy powiedzieć gdy jesteśmy sami, nikt od nas nie zależy. Bo odmów Rodzicom leku, albo powiedz dziecku, że koledzy dalej się będą z niego śmiali, bo Ty nie masz na to i na to. Bardzo konsumpcyjne podejscie, a przecież powinnyśmy od małego uczyć dziecko, że nie liczą się pieniądze i posiadanie. tylko własnie… my mamy problem z odpowiedzią na pytanie, czy lepiej mieć, czy być, a co dopiero małe nieukształtowane dziecko.
Mi pieniądze są potrzebne tylko na książki. Tylko książek pożądam, ale jest też proza życia…
Pieniądze szczęścia nie dają. Ale pomagają znosić nieszczęścia.
Nie miałam okazji wpisać wczoraj,ale zrobię to dziś,może "zdążę". Myślę sobie,że żyjemy na planecie Ziemia,a tu finanse,czyli mieć są niezbędne,bo jesteśmy uzależnieni żyjąc w społeczeństwie(czynsze i ogólnie opłaty).Jeśli ktoś żyje po za społeczeństwem,a takie osoby też są czy to z własnej czy też z "wymuszonej"sytuacji,też np.w razie choroby muszą mieć( o służbie zdrowia nie rozwinę,bo mi ciśnienie wzrasta do500/900).Dla mnie mieć jest równie ważne tyle co być. Równoważne,to istotne słowo.
Oglądnęłam(trudno rzec "niechcący")kawałek programu o możnych z Białorusi bodajże.No ludzie ratunku,niech mi ktoś powie,że nie jestem zwyrodnialcem, bo nie robiłam psowi swemu manikuru,czy tez pedikuru ;).Że nie sprowadzałam z Francji samolotem szamponu dla swego pupila…nie fundowałam farby,lakieru do sierści,nie chodziłam do psiego stylisty ubioru,bo mój piesek Pluto ala'jamnik dobrze czułby się w futerku itp…długo by pisać i wspominać.Ja nikomu pieniędzy nie wyliczam,daj każdemu boziu.Ale niedobrze mi.
I JA na takie mieć,
mówię stanowczo NIE.
Czy takie mieć,bardziej kocha swego psiaka ode mnie mojego? Zresztą nie o ocenę mi chodzi,tylko o to ze trochę/śmy zagubieni z tym mieć czasem.
Komercyjne troszkę to życie,wygodne,choć też wolę automat niż rzekę i kamień i rytmiczne uderzanie ciuchem oń.
Pieniądze szczęścia nie dają,ale…ułatwiają życie ziemskie.
Pieniądze są potrzebne(kiedyś była wymiana usług/towarów)więc były od zawsze.
Czy pieniądze dają szczęście,czy go nie dają?
Jak widać na przykładach,które na początku podała Kasia…
przykład 1- Samo posiadanie pieniędzy szczęścia nie daje.Bohater ma depresje…może jego depresja nie wynika z nadmiaru pieniędzy,ale z nieumiejętności odnalezienia swojej siły(czy też siły w sobie).
przykład 2- "niedostatek"ale,czy brak pieniędzy dał kobiecie szczęście.
Ona pomimo braku odnalazła je w sobie w dzieciach i to jej dało siłę.
myślę jednak( ale to są moje myśli nie tej kobiety),że byłoby jej lżej,gdyby miała lepsze zasoby finansowe.Czasem trzeba się "pocieszyć" że mogło by być gorzej…ale czy to o to chodzi?Osobiście podziwiam ludzi z tak wielką mocą w sobie.
Myślę więc,że samo posiadanie pieniędzy,szczęścia nie daje,Nie mniej jednak, pozwala nam spokojniej żyć.
We wszystkim trzeba nam szukać równowagi.Jin i Jang.
Być,to dla mnie żyć zgodnie z sobą (nie krzywdząc innych po drodze).
Mieć,to dla mnie,żyć spokojnie w komercyjnej rzeczywistości.
Mieć i być,to byłaby piękna równowaga.Czego sobie i innym życzę.
A ponieważ, jest to temat rzeka i myślę,że zawsze na czasie póki jesteśmy,póki żyjemy(bo nie wydaje mi się przestarzały ten temat jak pisze Pani Edyta)…
to chyba jednak zakończę swe"wywody",bo wolę chyba takie dysputy na żywo.
Pozdrawiam cieplutko,życząc i sobie i innym równowagi.
Ewa M.
Ja również nie jestem zawistna i lubię, gdy ludzie wokół mają pieniądze (i gdy ja też je mam), ale gdy słyszę o takich przypadkach jak wymieniłaś, Ewcia, to niektórym w d…ach się od dobrobytu przewraca i ich powinno życie nauczyć pokory, a więc biedy. Tylko co wtedy zrobiłby taki piesek bez manicuru??
Chciałam tak tylko dodać,że przepiękne jest to zdjęcie do postu..:)
Moim zdaniem trzeba znaleźć złoty środek a, że to jest trudne… no cóż nikt nie mówił,m ze będzie łatwo.