Witam Was, moje kochane (i kochani też) na pierwszy Wieczorku Czwartkowym, który – jeśli pomysł się Wam spodoba – będę powtarzała co tydzień.
Na czym będą polegać te spotkania? Na swobodnej dyskusji gości, czyli Was. Komentarze od wieczora aż do piątkowego poranka będą wchodziły od razu, więc… możecie zaszaleć, do czego tendencje wykazywałyście przy okazji quizów. :))
Każdy wieczorek będzie sygnowany stałym emblematem.
Co jeszcze musicie wiedzieć? Temat zadany nie jest obowiązujący, ale na dobry początek, żebyście mogły się rozkręcić, jakiś musi być. O temacie dzisiejszego wieczorku będzie niżej.
Mam jeszcze jeden pomysł a propos tych spotkań… Chciałabym, by zostawiały jakiś ślad na naszej rzeczywistości, taki… bardziej namacalny. Żeby w jakiś sposób zmieniały świat, który nas otacza. Parę pomysłów mam.
Możecie być zaskoczone, ale myślę, że połapiecie temat.
Teraz już o dzisiejszym Wieczorku.
Miałam zamiar rzucić jakieś hasło książkowe, związane z moją działalnością, na przykład „Jakie zakończenia lubicie?”, „Więcej humoru, czy łez?” takie tam, ale… o to zdążę jeszcze zapytać, a podczas tych wieczorków chciałabym pogadać z Wami o życiu.
Tematem dnia jest więc: Miasto, czy wieś?
Znacie mnie na tyle, by wiedzieć, że ja tu raczej łączę, nie dzielę, nie chodzi mi więc o podział Polski na miejską i wiejską, tylko na blaski i cienie miasta i prowincji. Wypowiedzcie się na ten temat. Ja od czterech lat mieszkam w Urlach City, co z City mają niewiele wspólnego. Jest mi – Warszawiance przez 39 lat – tutaj cudownie, choć bywa ciężko, ale przyjmuję moje miejsce na ziemi zarówno z zaletami, jak i z wadami. Na dobre i na złe. Wiem jednak, że nie każda wieś jest tak szczególna, piękna i zadbana jak moje Urle. I nie wszędzie życie jest tak proste, jak tutaj. Opowiedzcie o Waszych doświadczeniach.
Czasem tęsknię za wielkim miastem, najczęściej wtedy, gdy chciałabym pobiegać po Empikach, bardzo często chodziłam również do kina – sama i ze starszym synem – i tego mi brakuje. Boję się też, że Patiś nagle zachoruje, a tutaj, w tym moim lesie, zero szpitali, pogotowie zaś dojeżdża w zaledwie 40 minut – to są te cienie. Cała jednak reszta, to niekończące się wakacje. 🙂
A jak to jest u Was?
Oddaję głos (i stronę) Wam.
Pamiętajcie, że po 200 komentarzu blogger zwija następne i trzeba przycisnąć „załaduj więcej”!
351 komentarzy
Ale to dopiero od 19.00 zacznie się szaleństwo no nie?
i miałam poczekać, choinka… ale muszę, bo się uduszę, Aga przybiegła do mnie z tą wiadomością, że wygrałam!!!!!! pierwszy raz w życiu, jakie to fajne uczucie, dobra, teraz na temat…
mieszkam w maleńkim miasteczku, ale mam tu lekarza, sklep 'codziennie niskie ceny', aptekę, mięsnych kilka i tyle mi wystarczy, nie mam kolejek, nerwów, korków, tyle na początek
Hahah czyli rozniosłam dobrą nowinkę?:) ale faajnie;)
Ja mieszkam na wioseczce nie ma u mnie niskich cen, lekarzy i całej reszty luksusu jest za to ośrodek wypoczynkowy z jeziorkiem no i główne miejsce spotkań lokalnej młodzieży przystanek autobusowy!:)
Coś jeszcze? Latem jest przecudnie jak w bajkowej osadzie zimą… ochh dolina muminków ulega odcięciu od świata zewnętrznego i..kopiemy tunele, budujemy różne cuda ze śniegu;p
No fakt, wszędzie znajdą się małe atrakcje 🙂 U mnie z kolei co roku organizowany jest wyścig … gumowych kaczuszek po rzece 😉
Ooo gumowe kaczuszki?? Może zapożyczę pomysł i u nas zaszczepię bo jakoś nudnawo się zrobiło ostatnimi czasy;p
sama tylko popatrz 😉 http://www.waz-online.de/Gifhorn/Gifhorn/Uebersicht/Bald-sind-wieder-Gifhorns-Enten-los Najzabawniejsze jest to, że rzeka na dobrą sprawę jest naprawdę leniwa, bywa, że w ogóle nie chce się ruszać i strażacy muszą kaczuszkom pomagać 😉
Hahahaahah o matko jedyna!!! To jest genialne!!:D Ależ się uśmiała te kaczuchy są boskie!!;))Znaczy się strażacy biorą czynny udział i popychają kaczuszki jeżeli dobrze rozumiem??;P
No to mogłoby być niesprawiedliwe, jeszcze jakąś bardziej popchają i wygra … 😉 Jak trzeba to zapory bydują albo sikawkami wodę burzą 😉
No tak nie pomyślałam o innej formie pomocy;D jakoś mi się skojarzyło ;))
Zapoczątkuj tradycję w okolicy a sama zobaczysz jacy ludzie kreatywni 😉
Tylko żeby nie było,że brutalnie zmałpowałam niech będą to kaczorki!:D
:-))) W tym roku już przepadło ale jeśli w przyszłym roku będziesz zainteresowana, to Ci prześlę taką naszą wyścigową kaczuchę 😉
Macie taką?? chcę ją chcę!:)a co się dzieję z wygraną kaczuszką??;p
Na honorowym miejscu w domu stoi 🙂 A właściciel nagrody zbiera. 🙂
Gdzie macie ten spływa kaczuchowy?? Może się wybiorę do was?:)
W Niemczech, dolna saksonia 🙂 a pływamy we wrześniu 😉
Ooo to koleżanka za zachodnią granicą mieszka?:)
ano serce mnie tu przygnało 😉
Kurczee bo mnie ktoś ostatnio ciągnie na zieloną "planetę" do Irlandii niby na razie z mojej strony nic się nie zapowiada ale jakoś nie wiem czy chcę aż takiej zmiany..
w przyszłym roku własnie do Irlandii na wycieczkę chciałabym jechać, ale tylko ja jestem chętna, a zawsze jeździmy całą grupą, w tym roku była Chorwacja
Jeżeli mi w tym roku "wypali" ta podróż i szczęśliwie wrócę dam znać czy warto;D
wiem, że warto, bo siostra moja tam była
aha, to może się przemogę?
pewnie, tam jest naprawdę pięknie!!!
No tylko strasznie boję się tego samolotu;( leciałaś już? Da się przeżyć tą odprawę i w ogóle? Przecież zgubię się w tym tłumie!!;(
Jejku Irlandia… ja też chcę 🙂 Co do lotów samolotami, sporo w te wakacje zaliczyłam bo byliśmy u szwagra w Boliwii 😉 Tam to dopiero odprawy i języka nikt nie zna… Ale się dało więc głowa do góry, dasz radę 🙂
właśnie nie leciałam, bo my zawsze autokarem jedziemy, masakra… a samolotu się trochę boję, ale nie polecisz sama ?
Właśnie ma całkiem SAMA lecieć;( mama mnie pociesza,że do momentu wejścia na pokład będzie ze mną przez telefon rozmawiała ale i tak jestem przerażona! Język znam ale rosyjski;D tam nie wiele z nim nawojuję;p
Aga głowa do góry, jeszcze Ci się tak spodoba, że zechcesz częściej latać 🙂
Obyyy, a do tej Irlandii to nie da się jakąś przepłynąć statkiem albo pod wodą pojechać?:D
Aga, znieczulenie trzeba zastosować prosto do gardła
asymaka, tylko żeby ją potem na pokład wpuścili 😉
Hahahahah szalone!:) ktoś mi też wspomniał o tejże alternatywie;) jeszcze wyjdzie,że odlecę bez samolotu;D
ja chyba tylko ze znieczuleniem bym dała radę, ale za piciem nie przepadam, więc sama nie wiem co lepsze
oj, tak, po alkoholu 'samoloty' są zawsze
Nooo ja mam nawet helikopterki;D
Ja leciałam samolotem do Norwegii:) i bardzo mi się podobało:) Odprawa?Myślałam,ze to będzie koszmar…ale nie taki diabeł straszny jak go piszą:) Tak jak napisała alison2- głowa do góry! Na pewno wszysko będzie fajnie! Ja to nawet przy oknie siedziałam…w jedną i drugą strone-tak mi się spodobało:)
Ja mieszkam w małym miasteczku i niezbyt mi się tu podoba. Nic ciekawego, tylko nudy, nudy i nudy. Po skończeniu szkoły mam zamiar się wyprowadzić do większego miasta i zacząć szaleć.
Jedyne co mi się podoba w małym mieście jest to, że wszędzie dojdę na piechotę. Nie muszę się tułać pociągami i autobusami, ale z kolei gdybym chciała pojechać gdzieś dalej – jest bardzo trudno, a jeszcze trudniej potem wrócić. Do wieś nic nie mam, czasami dobrze jest pooddychać świeżym powietrzem. 😉
Ha, to nawet na czwartek się załapię, o ile zakładamy że 17.30 to już wczesny wieczór 😉 Urodziłam i wychowałam się na Śląsku – miasto przy mieście, może szare, może bure ale nasze. Czy opera czy teatr, czy kino a może po prostu pub lub dyskoteka – wszystko praktycznie na wyciągnięcie ręki. Od 5 lat mieszkam… no nie powiem że na wsi, choć zrobiłby to mój ojciec – ale w niewielkim miasteczku. Takim gdzie sąsiedzi nie tylko mówią sobie dzień dobry ale i zatrzymują się by poplotkować. Takim w którym nawet do weterynarza z kotem nie przejdę anonimowo. Takim, gdzie mogę spacerować do woli, czy to po lasku czy w okolicach jeziora a mimo to moje serce usycha z tęsknoty za miastem… Kocham gwar, akcję, hałas, kocham wieczorne dylematy, gdzie iść bo opcji jest tak wiele. W mojej mieścinie czuję się tak jakby przybyło mi nie 5 a 25 lat. Owładnęła mnie jakaś taka bezsilność, tendencja do unikania jakichkolwiek działań. Niezależnie od tego, co bym chciała wieczorem zrobić, jestem skazana na samochód bo jakikolwiek transport publiczny zamiera koło 20ej. A paliwo kosztuje więc siedzi człowiek w domu, tępo patrząc w telewizor i wspominając czasy, gdy to kolorowe pudło stało w pokoju nieużywane, bo nigdy nie starczało na nie czasu. Podejrzewam, że znajdę się tutaj w mniejszości ale ja tak bardzo bym chciała wrócić do większego miasta…
Echhh wiem co czujesz..Ja bym z chęcią uciekła z tej mojej wioski żeby mieć dylemat gdzie wyjść a nie co oglądać;/
No właśnie. .. A wiesz gdy odwiedzają mnie znajomi są zachwyceni okolicą i twierdzą że mam tutaj niekończące się wakacje. A ja tyle bym dała, by dla mnie się skończyły…
Jekuu u mnie jest to samo!! Wtedy im odpowiadam,że z chęcią się zamienię bo do głupiego kina,że tak się wyrażę na wieczorny seans muszę kombinować transport!! Bo potem by się chciało do baru a tu nie ma chętnego kierowcy i.. wychodzi,że zostajemy w domu.
bo zawsze chcemy być tam, gdzie nas nie ma… mnie życie nauczyło cieszyć się z tego, co mam…
Niekoniecznie 🙂 Ja tam mieszkając w mieście nigdy nie marzyłam, by zaszyć się na wsi. Mały odpoczynek chętnie ale tak po tygodniu miałabym już serdecznie dość 😉
Aga, no właśnie – kto tym razem będzie kierowcą – moje ulubione pytanie… Od razu odechciewa się gdziekolwiek jechać…
ja i tak nie mam prawa jazdy, Alison, wiem, że to bardzo schematyczne, co napisałam, jednak myślę, że warto zamieszkać tam, gdzie będzie się szczęśliwym… może i Ty powinnaś o tym pomyśleć, po to są w końcu marzenia, by je realizować, ja w życiu bym nie pomyślała, że kiedyś będę miała swój kąt
Powiem szczerze,że dla mnie wieś to tylko na miesiąc wakacji a potem z chęcią przemeldowałabym się do miasta;-) a niech będzie głośno przynajmniej nie nuudnoo. dobrze,że mam chociaż internet!;)
Gdyby to była jedynie moja decyzja, już dawno bym zmieniła mój kąt na choćby i 3 razy mniejszy ale w dużym mieście. Tylko to nie takie łatwe, gdy mąż ma tutaj stałą pracę a ja właśnie ze względu na odległość do potencjalnych miejsc pracy, niczego sensownego nie mogę dostać… Mimo to dalej próbuję i wierzę że gdzieś czeka na mnie ten wymarzony kąt 🙂
Właśnie..Ja znowu jestem na chwilę obecną bez pracy i czekam nie wiem na co o kogo.. a w tej zapadlinie to już chyba prędzej pędy wypuszczę niż coś się wydarzy;D
Ja już chyba zapuściłam 😉 Dobrze, że tak jak wspomniałaś mamy internet. No i książki oczywiście 😉 To można tak dalej zapuszczać, czytając 😉
U mnie chwilowo brak książek do czytania;(
jak to brak? A co lubisz? pożyczę
Noo prócz horrorów wszystko wciągam;D
horrorów już nie posiadam, bo się nerwowo wypalam
Mi wyobraźnia za bardzo się pobudza i spać w nocy nie mogę wolę coś przyjemniejszego;)
a ja kiedyś uwielbiałam Kinga i Mastertona, mam trochę książek, właśnie przedwczoraj półka mi się ze ściany zerwała to i o książkach, co tam stały sobie przypomniałam
Mastertona czytałam jedną Drapieżcy do tej pory boję się brązowego Jenkinsa;D Kinga czytałam o tym samochodzie co był zazdrosny o kobitki swojego właściciela;P
z Kinga to tylko Dallas 63 czytałam, ale pewnie na tym sie nie skończy 😉
Kinga Zielona milę polecam, to nie horror, świetna książka, zapadła mi w pamięć, a reszty nie bardzo kojarzę w tej chwili jeszcze Sklepik z marzeniami, ale to już horrorowate
Zieloną milę film oglądałam przez pół godziny po zakończeniu dochodziłam do siebie tak ryczałam;(
ja też
O taaaak, film był cudowny 🙂 gdy oglądałam to nawet nie wiedziałam że to Kinga, ale się później zdziwiłam 😉
książka jest lepsza
tym chętniej przeczytam 🙂
to ci pożyczę
ło kochana, doceniam ale przesyłka do Niemiec za droga…
mówisz?
dokładnie nie wiem ale na pewno parę złotych więcej niż w Polsce…
Jeeej, ależ się cieszę, że Poczekajka powędruje do mnie! Właściwie, to powędruje do Stanów, do mojej Olci!
Co do tematu..
Ja kocham wiochę. No sorry, nie obrażajcie się, ja 'wiocha' mówię z pełną sympatią! Marzy mi się takie życie, bez tego wiecznego pośpiechu, bez umawiania się z przyjaciółką na przyszły miesiąc, bo siedziby naprzeciwko siebie, ja ze swoim kalendarzem, ona ze swoim, i ustalamy dogodny termin! To przecież chore jest. I żadna z nas nie ma dzieci, bo wtedy to ja nie wiem, na kiedy byśmy się umawiały! Pewnie na kinderbale… Wiecznie latamy wszyscy jak psiaki z wywieszonymi jęzorkami. I tak sobie myślę – gdzie w tym jest sens? Jedyna rzecz, która mnie (i mojego KsięciuniaBezKonia) trzyma w Warszawie jest praca. Niestety. Przyznam się szczerze, że gdybyśmy mieli jakąś alternatywę, to pewnie wynieślibyśmy się na wieś, i to nie wieś w sensie podwarszawska sypialnia, a wiocha gdzieś na Mazurach, najlepiej nad wodą, bo oboje ją kochamy i żeglujemy. Mam te szczęście mieć działkę za niedaleko Lubawy (niestety, zimą dom jest zamykany), i spędziłam tam w tym roku miesiąc, bo po zabiegu lekarz zalecił mi dużo świeżego powietrza i spokój. Odpoczęłam. Wychodziłam rano na ganek i czułam powietrze! Nie to co w mieście. A najpiękniejsze było to, że gdy musiałam wstać wcześniej, nie budził mnie dzwonek komórki, a klangor żurawi.
Ciężko powiedzieć… Bo jednak w mieście Łodzi jest moja dusza, tu się urodziłam, tu mam przyjaciół, tu mam rodzinę, tu mam poupychane wszystkie wspomnienia. Choć.. Czasem chciałabym mieszkać na wsi, gdzie wszyscy się znają, gdzie do przyjaciółki mam parę kroków, gdzie jest taka sielska atmosfera. Bo jednak w mieście tego nie ma, sąsiedzi unikają swego wzroku nawzajem, nie mówią sobie bardzo często dzień dobry…
Ale miasto to jednak większe perspektywy. I w mieście jest chyba więcej do roboty. Ale taki złoty środek to obrzeża miasta. Nie jest tłoczno i głośno, ale nie trzeba także tłuc sie xxxx km, żeby dobić do kina, sklepu czy teatru. 😉
co do sąsiadów – nie wiem czy to powód do radości, czy też wręcz przeciwnie. Mieszkam w tym samym miejscu już jakiś czas i jedyną osobą, którą kojarzę, jest właściciel sklepiku, który mieści się na parterze. Słowo daję, nie widuję swoich sąsiadów! Ja ich nie znam. Czy wy, mieszkające w miastach w blokach, też tak macie???
też tak miałam 🙂 cóż, nie da się znać wszystkich… I tak po stokroć wolę żyć tak anonimowo niż tłumaczyć się sąsiadce, że choć samochód jest pod domem to nie oznacza to że mąż chory – po prostu pojechał do pracy rowerem…
o, to jest najlepsze na wsi
mój Sebastian może jeździłby rowerem… gdyby go nam nie ukradli. W biały dzień, przy pani siedzącej na recepcji całe dwa metry od przypiętego do barierki roweru (łańcuchem niemal jak dla krowy). Pani siedziała i patrzyła znudzona, jak dwóch gówniarzy podeszło, przecięło łańcuch (pani powiedziała, że nawet mieli chyba jakiś problem, pewnie za gruby ten łańcuch) i udało się w bliżej niezidentyfikowaną przestrzeń z rowerem za grube pieniądze. Ach, stolica – czego chcieć więcej 😀
a tu muszę przyznać Ci rację. Odwiedzając moją siostrę w mieście nie wolno zostawiać pojazdów przed jej blokiem – bo albo radio zginie albo lakier odrapią… I choć blok na bloku to nikt nic nie widzi…
O.o
Z moimi sąsiadami na prawdę rzadko sie widuję.. O.o
Ta znudzona Pani widać była przyzwyczajona do takich akcji skoro nie zareagowała;D a takie tam zwinięcie cudzej własności w końcu to tylko rower;p
znieczulica… aż przykro się robi. i cóż, żyje się dalej… co do sąsiadów, to nadal nie wiem, jak wyglądają.
rower to rower, a jak ludzie na oczach innych umierają i nikt nie reaguje, ani pomocy nie wezwie…? U na sensacja jak karetka jedzie, zresztą mieliśmy tu też prawdziwą wielką katastrofę, ale nie mogę o tym…
Może powinnaś zwołać spotkanie w piwnicy jak w tym filmie Alternatywy 4 w celu zapoznania się;))
ale w tym przypadku to w wsi też nie lepiej. wyjść wyjdą by popatrzeć ale gdy trzeba coś zrobić… Choć oczywiście generalizować nie można, każdy człowiek jest inny…
jechałam kiedyś samochodem przez pl. zawiszy. jakiś facet na pasach zgiął się wpół, nikt do niego nie podszedł, nawet nikt nie zwolnił. gdy my i jeszcze jeden samochód zjechaliśmy na bok, zostaliśmy otrąbieni. na szczęście ktoś złapał dziadka i widać było, że jedna dobra dusza wśród przechodniów się znalazła. Inna sytuacja – staruszka zasłabła kiedyś w metrze, a dziewczyna stojąca przy niej zapytała czy może jakoś jej pomóc. Staruszka się na nią tak zaczęła wydzierać, że co ją to obchodzi? co się pani wtrANca? ludzie się oglądali, a ta się darła na biedną, Bogu ducha winną dziewczynę, aż ta przeprosiła i odeszła czym prędzej.
tak, bo ludzie mimo wszystko są różni…choć nie zawsze zasługują na to miano
I bądź mądry pisz wiersze, pomożesz źle, nie to będziesz mieć ludzia na sumieniu;/
wydaje mi się, że to nie jest nawet uzależnione od miejsca – czy to wieś, czy miasteczko, czy metropolia. niektórzy ludzie są dziwni, co tu dużo mówić. albo zdziwaczeni (jest taki wyraz w ogóle?)
myśle,że takie stwierdzenie jest trafne.. dziwni się ludzie robią cóż poradzić.
Ja mieszkam w miejscowości takiej o, ok. 17 tys mieszkańców. Źle nie jest, narzekać jako tako nie mogę, bo mogłam trafić gorzej, ale jednak brakuje mi tutaj porządnego kina, basenu i co najważniejsze empiku, matrasa i innych ciekawych księgarni bardziej znanych niż ta moja miejscowa, gdzie nie ma takich interesujących promocji.
A co lepsze? Cóż jak wiadomo i wieś i miasto mają swoje wady i zalety.
Zaletami miasta na pewno jest to, że wszystko wszędzie jest w pobliżu. Oczywiście zależy w jakim mieście się mieszka. Nie trzeba tułać się po zakupy kilka, czy kilkanaście kilometrów. A to po drobne zakupy się gdzieś wyskoczy, a to można w każdej chwili po sklepach „połazić” czy ważne sprawy w urzędach załatwić. A wady? Zanieczyszczone powietrze, ruch, hałas taki, że czasami oszaleć można.
Wieś zawsze kojarzy mi się ze spokojem, gdzie można pójść sobie na spacer do lasu w spokoju (oczywiście w okolicach mojego miasta są także piękne lasy i jeziora), mniej ruchu i co najważniejsze hałasu. Uwielbiam pojechać z dziadkami czasami do lasu pod kemping, budzić się w promieniach wschodzącego słońca i na powitanie słuchać odgłosów lasu i ptaków. Coś pięknego. A wadą jest, że niestety czasami jest do większych marketów, sklepów czy urzędów daleko.
Podsumowując miasto lub jakieś przedmieścia na co dzień, a na odpoczynek czy weekendy wieś. 🙂
chyba ja jedna cieszę się z miejsca, w którym mieszkam!!!?
Gratuluję!!:)) Też bym tak chciała..
Aguś, może trzeba pomyśleć o wyprowadzce, ja się wiele razy przenosiłam, teraz jednak nawet gdybym chciała wiąże mnie kredyt na 20 kilka lat
Anulka mnie by wystarczyło miasto z kinem, empikiem paroma knajpkami i parkiem;) No i oczywiście ten książę może być w ostateczności bez konia żebym miała z kim wychodzić wieczorem;)ale na chwilę obecną jakoś nie widzę możliwości;(
Mam nadzieję że jednak nie jesteś jedyna 🙂 Tak czy siak fajnie, że Ci tak dobrze tam gdzie jesteś 🙂
konia mieć nie musi, nie te czasy. ale dobrze, jeśli dysponuje samochodem ;o) to tak a propos tego kina itp
Właśnie niechaj już ma tego mechanicznego;-) ale gdzież Ja go znajdę skoro siedzę zamknięta na tym końcu świata;)
Aga, ja właśnie to samo sobie pomyślałam… mam brata wolnego stanu, jednak tyle lat jest sam, że nie wiem, czy to dobry pomysł i konia nie ma, tylko rower ewentualnie
Aniuu kochana Ty jesteś niesamowita!:) Rower to ekologiczny środek transportu nie ma co wybrzydzać;)
lepszy rydz niż nic :o) nam został przecięty łańcuch jak dla krowy (patrz kilka postów wyżej). przypięłabym do niego krowę, tylko gdzie ja krowę na nim przypnę? nawet balkon mam zabudowany 😀
Je tam, ja się cieszę z tego, że mieszkam w Łodzi 😀 Ma ona jakis taki fajny nastrój 😀
Rower jest super 🙂 Jak mnie o plusy tej przeprowadzki pytają, wymieniam właśnie powrót do rowerka 🙂 I … i tyle 😉
i manufakturę, do której Michalak bywa. fajnie macie, nie to co my, w tej warszawie ;o) heh
Ja roweru nie mam bo się zepsuł ale hulajnoga stoi jeszcze więc od biedy pogalopuje na niej;D tylko jeszcze nie wiem gdzie!:P do manufaktury troszke by mi zeszło;))
Oj chciałabym Cię zobaczyć na tej hulajnodze jak gnasz do Manufaktury :-)))
Ja siebie też!:DDD
moja Groszek pyta właśnie: "Mama, czego tak się śmiejesz, znowu coś wygrałaś?"
Pozdrów Groszka od szalonej hulajnogi;))
teraz się cały wywód u mnie w domu zaczął
No proszę, jak Groszek zna swoją mamę 🙂
Hihihi i masz Aniu w domku małe przesłuchanie z czego i dlaczego się cieszysz:D
och, jakby swojego pokoju nie mieli, dobrze, że Mąż daleko, bo już całkiem bym się skupić nie mogła na pisaniu i czytaniu
mnie teraz też nadzoruje mały kranoludek, który pomieszkuje chwilowo z babcią i ciocią;) i mi zadaje pytania, "a cio to?" i ciap łapkami w monitor;D
moja Lalka tez się akurat obudziła
Nasz krasnoludek stwierdził,że chce spać i babcia go lula;) to Twoja Lalka do której teraz będzie aktywna?:)
nie pytaj, wczoraj też spała po południu i do w pół do 12 z nią siedziałam
to ładnie, nocny tryb życia sobie uruchomiła;)
u mnie krasnali brak, za to są 2 kotki. a jedna z nich bardzo lubi stać pod sypialnią i domagać się pieszczot – czasem o 6 rano, czasem o 3 w nocy – jak jej się obudzi 😉
Kiciusie to Ja uwielbiam;) moje niestety wyrosły bawić się nie chcę tylko jeść i spać;)
niestety odkąd Miś poszedł do przedszkola, muszę go w środku dnia odbierać i Lalka spać w dzień nie może, a później wszystko jej się przestawia i się męczymy obie najgorsze jest to, że teraz dalej śpi, więc ja chyba będę tu z Wami calutką noc pisać, bo jak wstanie to i mi spać nie da
Ja tutaj będę więc w razie co dotrzymam towarzystwa;)
właśnie nad kotkiem się zastanawiam, bo Groszek kocha wszelkie zwierzęta, pies za duży obowiązek ale kotek?
Kotek jest najlepszy chodzi swoimi ścieżkami w sumie mój Maciupek tyle co po podwórku a z niego na parapet gdy chce dostać się do domu;D
To chyba zależy… tzn czego Groszek oczekuje. Bo kotki bywają różne. Moja pierwsza np. nie przepada za głaskaniem i bawi się tylko jeśli naprawdę ma ochotę… Więc jeśli Groszek szuka towarzysza zabaw to czasem może być ciężko. Za to druga kicia jest zaprzeczeniem pierwszej. Kocha ludzi, głaskać można ją godzinami, gdy w domu pojawiają się goście jest pierwsza by ich powitac. Tylko że w chwili gdy ją braliśmy ze schroniska wcale taka nie była. To troche loteria co z kotka wyjdzie…
Masz rację, ale to chyba z każdym futrzakiem tak jest?
właśnie o to chodzi… na razie ma chomika i to już trzeciego, a najbardziej chciałaby konia i psa,a w przyszłości myśli o zostaniu weterynarką
z psem chyba trochę łatwiej… tak mi się przynajmniej wydaje. sama nie miałam ale wiele spotykałam u znajomych i z każdym dało się dogadać 🙂
koń i pies … to był mój nr 1 i 2 w dzieciństwie 🙂
Hihihih śmiejcie się ale panicznie boję się koni;)
a moja córcia od małego jak tylko się trafi to jeździ na koniu
Bać się koników??? Oj Aga, coś z tym będzie trzeba zrobić 😉
No muszę się wybrać na specjalne lekcje oswajania ze zwierzyną!:-D
Ja również się cieszę i to bardzo.
a gdzie mieszkasz, na wsi czy w mieście?
jak tak myślę, to jedną z kilku rzeczy, których by mi brakowało na wsi jest… sushi na zamówienie… :> ale to moje zboczenie jest.
iiii 🙂 Jeszcze nigdy nie jadłam, normalnie się boję 😉 Dobre to w ogóle? 😉
pyyyychota!!! uwielbiam, mogłabym jeść codziennie! nauczyłam jeść sushi mojego brata i mamę, nawet Księciunio raz się skusił i teraz tylko słyszę "ryybkaaa, a zjemy sushi???"
Na obrazkach toto ładnie wygląda, może faktycznie warto się skusić 😉 Tylko co ja później biedna zrobię, jeśli faktycznie mi tak zasmakuje… 😉
zawsze można zrobić samemu :o) pierwszy raz jest zawsze bolesny ;o) ale kolejne pójdą gładko
Tak się dołączę, to coś jest z surowej ryby o ile dobrze się orientuję??
nauczysz się sama robić ja tego nie tknę o nie! ale Wam smacznego życzę
rany boskie, ja i kuchnia??? 😉 może dlatego mnie do miasta tak ciągnie, bliżej mi do Carrie z Seksu… niż do Pani domu 😉
wiecie co? Kiedy jeździłam na studia moim ulubionym miejscem było KFC 😀 kanapki longer;D normalnie nic więcej do szczęścia!;)
tak, rybcia, nori czyli glonek i mnóstwo innych pyszności, może być krewetka, może być inne żyjątko morskie.
Glonyyyyy?????
oj, wodorost, ale ja mówię na to glonek 😀
o boże… glony? naprawdę mój Mąż chciał ślimaki w Paryżu konsumować, ale nie chciałam mu za nic towarzyszyć… pewnie i tą rybę by zjadł ze smakiem
a slimaki dopiero co 2 dni temu jadłam, mąż robił 😉 Ale dziwne takie 😉
o matko, już mi kawa nie smakuje
ślimaki do mnie nie przemawiają jakoś :o)
do mnie tym bardziej, ale mąż uważa że trzeba wszystkiego spróbować
może i słusznie :o) życie krótkie jest, to i nie ma co się ociągać. jednak są pewne rzeczy, których nie tknę :o]
to tak jak mój. 😉 Spróbowałam, więcej nie chcę 😉
to i za mnie spróbowałaś, ja pasuję
Kiedyś dostałam ślimaki od bratowej leżały w lodówce prze miesiąc aż je w końcu wyrzuciłam;D nie lubię krewetek, kalmarów i tych innych owoców morza;/
to tak jak ja
Zdecydowanie wieś, choć póki co jestem na etapie zauroczenia i wad nie dostrzegam. No może jedną, nikt mnie nie uprzedzał, że mieszkając w domku będę miała tyle much. Ktoś mi powie, jak sobie poradzić z tym cholerstwem, nie zabijając jednocześnie? Życie na wsi jest cudowne, człowiek wstaje z rytmem natury, często w zależności od pogody, czasami z kurami, a innym razem bliżej południa. Najbardziej lubię poranki na wsi, psy biegają, ja piję kawę wdychając świeże powietrze, czytam książki w blasku słońca, podchodzę do krzaczka i zrywam maliny (nie wiem jak to się stało, ale wciąż są na krzaczku, małe bo małe ale są) Zdaję sobie jednak sprawę, że wieś wsi nie równa. Moja jest cudowna, jeden sąsiad dostarcza świeże jajka, inny przynosi miód, a jeszcze inny raczy "zapachem" koni co też ma swój urok. Żałuje tylko, że nie mam w pobliżu lasu, a jedynie łąki.
oooo właśnie! dogadałybyśmy się! :o)
ja do domu nad jeziorem pokupowałam takie coś w kontakt, to chyba generalnie na komary jest, ale u mnie na muchy działa.
U mnie niestety(stety) jest otwarta przestrzeń, z przedpokoju do kuchni i salonu nie ma drzwi przejściowych. I mądrzejsi ode mnie twierdzą, ze zbyt duży przepływ powietrza mam 🙁
kiedyś przeczytałam gdzieś, że muchomory się gotowało – jako taka odtrutka.
gorzej jakby ktoś z sosem pomylił
no tak, do śmiechu by nie było… ale ponoć efekt murowany (mówię o muchach)
W każdym pokoju (plus łazienka) mam w jednym skrzydle porządną moskitierę (taką w metalowej ramie nakładanej na okno) i zero much w domu tudzień innych robali. Impreza nie jest tania, ale na całe życie. I działa!
a ja mam problem z innymi żyjątkami – pająki mnie prześladują. są wszędzie! pewnie, niestety, nie da rady ich uniknąć.
Nienawidzę pająków. Nie ma nic bardziej obrzydliwego.
prawda? niby przydatne, ja wiem, ale dlaczego muszę złazić do mojego domku? :o(
muchy do słoika może? ja ich nie mam, ale tak myślę sobie…
Ale że jak bo nie łapię :)? Ktoś mi lepy doradził, ale szkoda mi tych much, bo to kurcze prawie tortury…
łapać do słoika i na dworze wypuścić tylko chciałabym to łapanie zobaczyć byłoby bez zabijania
są takie urządzenia do gniazdka się je podłącza i nie wlatują przez okno ani drzwi;)
dokładnie, to ja właśnie o tym mówię – urządzenia w kontakt.
albo siatki takie się zakłada
u mnie koty łapią i zjadają, więc może kociak? 😉
moja krówka, czyli sunia, czyli Berta, moja anstaffka też łapie muchy :o)
czyli pies kobieta?
Berta? no pies kobieta 😀 tak też można ją nazwać
U mnie dwa psy i kot nie potrafią sobie poradzić, muszę sobie sprawić takie moskitiery, wtedy cholerstwo nie będzie wlatywać, ale to za rok, bo zima idzie, może się pochowają 🙂
Jeeezu, dziewczyny, Wy w półtorej godziny nagadałyście 99 komentarzy?! No….. słów mi zabrakło. Naprawdę potrzebne są te Wieczorki. :))))
ale nam odbiło, no nie 🙂
No coś Ty,.. to dlatego,że nie mamy gdzie wyjść;)
no właśnie… a ile można oglądać durne seriale? ;o)
Co nie? jeszcze żeby były jakieś na prawdę wciągające.. np. taka z ekranizowana Poczekajka albo Poziomka to co innego!
a no właśnie! abonament to chcą, a porządnego serialu jak ostatnio nie było tak nie ma… :o)
czy doczekamy pani Kasiu ekranizacji, tylko, żeby aktorzy byli ciekawi… bo druga część Nigdy w życiu Grocholi z Delągiem nie przemawiała do mnie tak jak pierwsza z Brodzik i Żmijewskim
Do nas właśnie ostatnio przysłali jakieś zawiadomienie o płatności abonamentowej i mama się pyta za co?? Gdzie nie przełączę nic nie ma interesującego, nawet porządnej komedii nie chcą puścić;/
niebezpiecznie się robi, bo zaczynają ściągać abonament przez egzekucje nawet. i to maksymalnie za 5 lat wstecz, z tego co pamiętam.
Chyba żartujesz?? ale numer! co za naciągacze!
niestety nie.. skarbówka zaczyna działać, tzn egzekwować.
coś Ty? Ale jak oni to robią?
Moja ulubiona instytucja SKARBÓWKA wyciągnie od człowieka ostatni grosz z zadłużenia,które już dawno zostało spłacone;D
poczta wystawia świstek i człowiek dostaje do skrzynki wezwanie do zapłaty na 5 lat wstecz (z tego co pamiętam, niemała jest to kwota). Jeżeli taki ludź nie zapłaci, to wtedy poczta kieruje do skarbowego wniosek o egzekucje (komornik i te klimaty de facto przy dużym samozaparciu ludzia). Z tego co wiem, oni wystawiają to za okres 5 lat wstecz. Kierują się chyba zasadą przedawnienia w podatkach, bo zobowiązania podatkowe przedawniają się po 5 latach. Ale to jest to, co ja wiem.
Ojj coś podobnie ja z mandatami robią..
dokładnie… nie wiem tylko na jakiej zasadzie typują osoby 'do odstrzału'
Z moim szczęściem zostanę "wylosowana' ;D
na rozum biorąc, mogą mieć taki system – ktoś kiedyś pod danym adresem płacił, potem przestał – wniosek: podejrzane.
dziewczyny, jeszcze siódmej nie ma a my już prawie 100 nabiłyśmy
Hihihhi doczekać się nie mogłam tego naszego spotkania;)
Miasto? Wieś?
Ja sobie przemyślałam, przemyślałam, posłuchałam siebie iiii… Nowy Jork.
ooo? Seks w wielkim mieście
Ooooo poważnie? aż tam??
Tak. Brooklyn.
Cóż… Odważna myśl… Az się sama sobie dziwię, ale to najczystsza prawda.
I jak tam jest?? podziwiam! nie wiem czy bym się odnalazła!
ja bym się zgubiła w pięć sekund… nawet u mnie się zgubić potrafię taka jestem zdolna
Ja też…a już na ruchliwej ulicy tracę orientację!
Jak tam jest to nie wiem 🙂 Wiem, że chcę się dowiedzieć. Jestem dziwnie przekonana, że bym się odnalazła – i to lepiej niż gdziekolwiek indziej. Chciałabym spróbować.
Dokładnie. Czuję się jak w dżungli, a przecież miasto w którym przebywam pół dnia, nie jest takie duże 😉
A ja też pochodzę z niedużej miejscowości , ale na codzień wolę duże miasta . W Warszawie czuję się jak ryba w wodzie. Ale wiecie co , są czasem i plusy wsi. Ja np. lubię święta na wsi i czasem wakacje .Ma to swój urok , ale doceniam go od niedawna
święta w mieście, zwłaszcza w dużym mieście – masakra. mogę się założyć, że za tydzień i jeden dzień zaczniemy oglądać w sklepach bombki i mikołaje…
święta na wsi – spokój, taka jakby niewymuszona atmosfera… wszystko ma swoje miejsce, wszystko ma swój rytm.. przynajmniej ja tak to widzę.
U mnie na wiosce kiedyś jeszcze kolędnicy śmigali ale chyba ten zwód stał się nieopłacalny bo coś od kilku lat ich nie widuję ,szkoda wesoło było;)
oj, kolędników to ja już nie widziałam z 15 lat… ostatni raz to pewnie jeszcze w czasach mojej podstawówki… czyli dawno temu i nie prawda…
Mam wrażenie, że większość z nas mieszka na wioskach i w małych miasteczkach, a nie w miastach, a sądziłam, że jest odwrotnie 😉
Sama też mieszkam na wsi, zaledwie 2km od większego miasta, co w zupełności wystarcza. A jak zachodzi potrzeba, to w pociąg i w 40 minut jest się w jeszcze większym mieście. Potrzeba ta zachodzi rzadko, ale zapewne zmieni się, gdy zacznę studia. I ja lubię miejsce, gdzie mieszkam. Czasem jak wracam ze szkoły i idę z autobusu do domu, to aż uderza mnie ta cisza jaka panuje wokół, bez ciągłego zgiełku jaki panuje w mieście. I najchętniej zostałabym na wiosce przez całe życie, byle z samochodem, żeby w razie W, móc szybko trafić do miasta 😉
ja również myślałam, że jest odwrotnie
ja tez 🙂
Dziewczyny! A ja mam pytanie, może któraś mi pomoże/doradzi? Mam dwie śliczne, ogromniaste, pomarańczowe dynie. I się zastanawiam – co ja mam z nimi zrobić? Nigdy nie robiłam nic z dyni, a marynowanej na słodko-kwaśno mam od babci pół kuchni. Pomożecie?
moze tarta z dyni?
Podobno zupa z dyni jest dobra 🙂 U mnie raczej nikt je je, jedyne dynie jakie mamy to ozdobne, więc jedyne co mi przychodzi do głowy to dynia na Halloween 😉 Dziś w przedszkolu na praktykach widziałam jak pani wycinała. Nawet ładnie jej to wyszło 😉
właśnie myślałam o zupce :o) tylko zastanawiam się, czy dałoby radę tak wyciąć dynię, żeby powstała z niej zupka i została skorupka na straszną dynię :o) A tarta też jest dobrym pomysłem – moje koleżanki w pracy pewnie by się ucieszyły z takiego małego co nieco w poniedziałek z rana :o)
Moja bratowa z tego środka na mleku gotuje zupkę dla dzieci ponoć się zajadają;)
tak, da radę
na zacierkach! moja babcia taką robiła! jej, pamięć ludzka jest ulotna.
Hmm, nie do końca się orientuję, ale na zupę miałabyś chyba tylko tyle ile byś wycięła… Zaznaczam chyba. To może sprawiedliwe – pół dyni na zupę, pół na tartą, a cała na straszną dynię? 😉
Justilla – i tak pewnie zrobię! :o) jak się da, oczywiście. Ale co się ma nie dać, najwyżej wyślę chłopa na warzywniak po kolejną, małą dyńkę. Pół na zupkę, pół na tartę, a to co wydrążę z tej drugiej, która pójdzie na straszną, będzie np na placki.. zapowiada się pracowity weekend.
i wyżerka, chyba trzeba będzie ci pomóc, się wprosić, by jedzenie się nie zmarnowało!
Ania ma rację z chęcią zaopiekuję się jedzonkiem co by nie poszło na zmarnowanie;D
heh, zapraszam, tylko nie wiem jeszcze co z tego wyjdzie ;o) ja zawsze, gdy pierwszy raz coś robię, to robię to tylko dla siebie – żeby potem Księciunio się nie rozmyślił, bo coś mu nie posmakuje ;o) jestem więc kucharką + degustatorką w jednej osobie 😀
ja w zeszłym roku placki dyniowe robiłam, bo na haloween wydrążyliśmy dynie, robiąc potwora świecącego i środek został, a przepis miałam z internetu, nie pamiętam go i zrobiłam dwa fajne ciasta, które też ozdobiłam potwornymi straszydłami, była super zabawa dla moich miśków
nie mam dzidzi, z którą mogłabym takie coś zrobić, ale mam Księciunia, on w sumie jak dziecko, to może da się namówić na wycinanie z ciasta jakiś wampirków :o]
jak Ci się uda, to koniecznie wstaw gdzieś zdjątko i podaj linka w następny czwartek 😉
nie ma problemu :o)
Dobry pomysł!:))
nie ma problemu :o)
W warzywniaku dziś jakaś pani mówiła, że chce zrobić koniturę śliwkowo – dyniową, ale nie podawała przepisu, a ja sama nigdy dyni nie jadłam, więc nie wiem. Ale za to owoce morza, o których wcześniej była mowa – uwielbiam. A za chwilę, jak się oderwę od "Harrego Pottera" (trudne) zrobię jakiegoś klopsa mielonego. A nawiązując do wątku – mogłabym mieszkać wszędzie – byle nad morzem. Tymczasem mieszkam w niedużym mieście na drugim od morza końcu Polski. W tymże mieście już niedługo maja nam otworzyć galerię i bardzo nas – koleżankę z pracy i mnie ciekawi, czy znajdzie się tam miejsce na jakiś nawet nieduży Empik.
Ciekawe jak smakuje. Na razie uwielbiam śliwkowo-czekoladową, pychota 🙂
Może dostaniecie Empik. Nam jak budowali galerię handlową, też liczyłam, że będzie Empik. I jest! 🙂
ja mam chyba z Was wszystkich najbliżej do morza, moje drogie!
ja gdzieś ostatnio czytałam o konfiturach dyniowo-jabłkowych. ale zabijcie-nie potrafię znaleźć, gdzie! załamka, bo mam dużo jabłek, które leżą i co niektóre zaczynają już wydawać zapaszek, przynajmniej by się nie zmarnowały.
Klops – ale taki prawdziwny klops mielony? taki z jajeczkiem w środku?
Ja mieszkam na tyle blisko, że jednodniowy wypad nad morze ma sens 🙂
Klopsik jest pyszniutki z jajeczkiem robiłyśmy ostatnio w domu;)
Dubbidu, a co robisz z jabłek? Bo ja sporą część trę na tarce, leciutko podsmażam z cukrem i do słoików. A potem w środku zimy się otwiera i czy do ciasta, czy dokończyć jako dżem, czy do ryżu jak znalazł 😉
czego nie pożre moje szczęście, to też smażę, ale ja nie ścieram, a kroję na ciapki-ćwiartki. I nie słodzę. daje takie same w słoiki i tyle. potem dopiero jak rzucam na ryż np to dosładzam. mam też sokowirówkę i staram się dużo soczków z nich robić, ale to tak na teraz. to samo zresztą robię z warzyw – marchewka i burak np. pyszne soki.
Polecam suszone jabłuszka. Obrać albo nie wydrążyć ogryzek i fiu na suszarkę lub do piecyka jak kto tam woli.
Słodziutkie i zdrowe. Alternatywa dla czipsów np.
Kompocik z suszu – pysio. Do herbatki też można.
Siostra mi polecała ostatnio pieczone jabłka. jeszcze nie robiłam. Myślę, że w wekend się skuszę.
jabłka w cieście – nie robiłam, ale mam gdzieś przepis :o)
suszone jadam – moja babcia suszy na zimę. Gdy jedziemy do niej na święta, to zawsze podjadamy przed obiadkiem.
u mnie z jabłek to się marmolady robi o ile dobrze kojarzę;) suszonych jakoś nie lubię.
a ja robię pyszne ciasto z jabłkami
a właśnie aprops dyni to dziewczyny obchodzicie haloween? 🙂
Obchodziłam kiedyś a teraz nie mam z kim;/ rodzice to jakoś nie bardzo są na topie znajomi się gdzież wykruszyli..
ostatnio wpadł mi w oko adres strony z przebraniami – jak je zaczęłam oglądać to jedyne co powiedziałam "miiiiiśśśś, a dlaczego my nie robimy żadnej imprezy halloweenoweeeeeeeej"??? W sumie śmiesznie byłoby być seksowną wampirzycą albo dyniową wróżką ;o)
Jaki to adres????;))
http://www.partybox.pl/
wyglądają naprawdę nieźle 😀
Wyglądają całkiem fajnieee;D
świetne są 😀 osobiście do gustu przypadł mi sexowny czerwony kapturek i dyniowa wiedźma 😀
narobiłaś mi ochoty, żeby też jakoś "uczcić" halloween 😀
a tu można zdjęcia dodawać bo jak nie to poszukam i na moim blogu wstawię to z zeszłego roku
w komentarzach chyba nie można… dziewczyny nabiłyśmy drugą setkę…
Ile obstawiacie komentarzy?:)
teraz będzie trudniej bo wszystko sie rozrasta i trzeba będzie ładować i ładować… ale myślę że 400 jest wykonalne 😉
O ile ktoś zostanie, by rozmawiać w nocy 😉
aż tyle? to ja się może 'zamknę', bo za dużo się udzielam…
Może dojść parę osób, jak na przykład ja 🙂 Jak się wieść o wieczorkach rozniesie, to i do pięćsetki możemy dobić!
witamy
Anula Ty mi się tutaj masz NIE "zamykać" !!;)
chcę dać szansę innym
Ale nikomu jej nie odbierasz!;) wypowiadaj się;-) jak tam Laleczka obudziła się?
no właśnie się obudziła
Oooo powinna się właśnie kłaść luli;) Maleńka widzę jest wyjątkowa;)
Dobrze piękności, z bólem serca ale muszę oddać komputer… Dziękuję za miłe pogawędki, jutro wszystko doczytam 🙂
Ojejku jakaż szkoda;-( nie uda Ci się jeszcze potem zajrzeć?;-)
wolę się pożegnać żeby potem nie było że tak bez słowa ale kto wie 😉
Pa, Alison! Dziękujemy za miłe towarzystwo!
No trudno to Ja też Cię żegnam;-) ale czekamy w razie W 😉
miasto? wieś?
mieszkam w Krakowie, dobrze mi tu, mam wszędzie blisko i na wsi to chciałabym mieć domek, ale weekendowy
Chętnie odwiedziła bym Kraków, takie marzenie do zrealizowania… Troszkę zazdroszcze… pozdrawiam
ja też bym się wybrała do Krakowa chętnie
Ja tam kocham moje Katowice… Nie potrafię wyobrazić sobie mieszkania w innym miejscu. Moja mama nazywa mnie "mieszczurem" – czyli szczurem miejskim 🙂
oj, daleko, daleko…
A właśnie wszędzie blisko… Do Wenecji jest tylko 2 godziny więcej niż nad polskie morze!
W Wenecji byłam… za to polskich gór nie widziałam jeszcze
widać tak my kobiety ze Śląska już mamy. Ja pochodzę z Bytomia 🙂
Ja lubię chyba tu gdzie mieszkam, choć kawę wypić w tej mieścinie jest problem uwierzcie żeby się umówić na randkę to nie ma gdzie… Mieszkam nad jeziorem w małym 7 tyś miasteczku i czytałam o dyni ja swoją wydrążyłam, zrobiłam z niej brzydala i świeczkę podpalam i jestem zadowolona z tego,że właśnie tu jestem:) Miło,że Pani Kasia miała taki pomysł na rozmowy w czwartek wieczorem:)
Ale chyba się przerazi, jak będzie chciała wszystko przeczytać 😉
właśnie o tym samym sobie pomyślałam;D
Mnie się udało przeczytać 😉 Weszłam pół godziny temu i już mniej więcej ogarniam, co tu się działo…
i jak wrażenia?
Nie no. Luzik. O_O
Ciekawie, ciekawie… Nie spodziewałam się, że będzie się Wam chciało siedzieć już chyba trzecią godzinę.
to już 3 godziny?? Oooo!!
Będzie zadowolona z pomysłu, z naszej reakcji i oczywiście zapału do 274 komentarzy gdy znów otworzyłam. Dziewczyny jesteśmy odlotowe, z zapałem widać mimo wszystko:)
po prostu porozmawiać się człowiekowi chce!
Ja tak tylko na chwilę, bo padam z nóg – dzisiaj był jeden z gorszych dni w całym moim dotychczasowym życiu…
A co do pytania – to zdecydowanie wieś:)
Ja jestem wieśniaczka z dziada pradziada, mieszkam ok. 40 km od Krakowa. Szkołę średnią i studia w Krakowie kończyłam i w tamtym okresie mieszkałam w mieście. Fakt – kino, teatr, sklepów wyżej kokardy, ale na dłuższą metę miasto mnie męczy, wolę swoją wioskę:)
A jak mi się zatęskni do miasta to biorę 5 PLN, wsiadam w busika i za niecałą godzinę jestem w centrum Krakowa;)
Tak mi wychodzi, że mniej więcej tyle samo czasu traci Krakus, który chce przejechać z jednego końca miasta na drugi…
Ja mieszkam w mieście, ale nie imponującej wielkości. Z jednej strony fajnie. Wszędzie blisko. Nie trzeba dojeżdżać do szkoły, wstawać o 5.00, żeby zdążyć na autobus. Księgarnie są, lekarzy sporo, sklepy są. I mieszkam na osiedlu, dość na uboczu, a to dla mnie bardzo ważne. 😉
Jednak chyba bardziej ciągnie mnie do wsi. Lubię ciszę, spokój, przyrodę, której w mieście jest jak na lekarstwo. Myślę, że nie mogłabym mieszkać w dużych miastach. Przeraża mnie anonimowość, hałas, wieczne korki. I te minusy są dla mnie istotniejsze niż zalety typu: spotkania autorskie, koncerty, imprezy, teatr czy wypasione kino.
Wniosek z tego taki: moim marzeniem jest mały domek na wsi, z gromadką zwierząt, życzliwymi sąsiadami i kochającą rodzinką. Baju, baju, ale może choć mała część tego się spełni? 😀
A, i żeby ta wieś leżała w pobliżu dość dużego miasta.
Wow, dziewczyny, ale Wy rozgadane jesteście!
Witam moją sąsiadkę;))) Zawsze możesz mnie odwiedzić na wsi;) Zapraszam;-)
Jeszcze nie wiem, gdzie mieszkasz, więc nie mam jak 😛
Co do małej ilości zieleni w miastach… Nie do końca się zgodzę. Mimo że znajduję się w centrum przemysłowego regionu, to w moim mieście znajdują się 3 parki i bardzo duży obszar zajmowany jest przez las, po którym wędrują stadka dzików i sarenek.
Aaa to nie pisałam gdzie?;) tak w ogóle co słychać w Zgorzelcu? Otworzyli kino w Plazie czy jeszcze nie?:)
Owszem, nie ma najgorzej. Ale ja lubię takie szeroko rozciągające się pola, naturalnie rosnące drzewa, a nie posadzone. Poza tym, każde miasto jest inne. U nas w parki się nie inwestuje. 🙂 Raczej w centra handlowe.
Ago, nie pisałaś. Jeszcze nie. 🙂 Ale nie rozpaczam, nie wiem, czy będę tam chodzić. 😀 Zgorzelec, jak Zgorzelec, dużo się nie zmienia. Podoba mi się to, że przy moim liceum jest Świątek (cukiernia) i księgarnia. Jestem stałą klientką, he he.
Do którego chodzisz liceum?
Jej, czyli nie jestem tutaj jedyną licealistką?
Do Śniadeckich.
Medemoiselle Ophelio, jak widzisz: nie. 🙂
Tak myślałam,że tam'!:) Kinga ale na przeciw Twojej szkoły jest prześliczny park!! Ja go uwielbiałam swego czasu!!:)
A ja tam się boję chodzić 🙁 Jakieś typy spod ciemnej gwiazdy się tam kręcą. A ja jestem drobna i strachliwa. Poza tym, palacze sobie upatrzyli sobie to miejsce…
Też tam chodziaś? 🙂
W tym parku zawsze się uczyłam na ławeczce albo opalałam jak było cieplutko tylko wtedy jeszcze normalni ludzie tam chodzili..;)
Ja się uczę w domu 😀 Albo na przerwach 😀
A na jakim byłaś profilu? 🙂
Kształtowanie Środowiska;) aaa w domu to co innego ale powtarzało się na świeżym powietrzu;)
O, to podobnie. Bio-chem wita 😀
Niesamowite ścisły umysł lubiący czytać książki!;)) Pierwszy raz kogoś takiego spotykam!;)
Mieszkam w Zgierzu – mieście koło Łodzi – otoczonym lasem.
I to jest dla mnie główna atrakcja. Las właśnie.
Denerwuje mnie ten nerwowy tryb życia w mieście, wszechobecny telewizor i ten kwadrat na którym mieszkam. Gdzie słychać i widać wszystko co robią sąsiedzi. Czy się chce tego czy nie (ja stanowczo wolałabym nie).
Brakuje mi ciszy.
Wkurza mnie ta cała Szuflandia – bo tak tylko można nazwać bloki.
Chociaż doceniam, że swoją własną 36m szufladę posiadam.
I sprzedać ją mogę i na wiochę zabitą dechami wyjechać też mogę. Chociaż sama już nie wiem, czy chcę.
Byłam kiedyś na próbę u takich jednych Szwajcarów na Suwalszczyźnie i choć to przemili ludzie byli to takie życie na takim krańcu świata, nie dla mnie raczej.
Powiem wam moje drogie, że ja to właściwie mętlik w głowie mam tak naprawdę. Pogubiłam się trochę w tych swoich marzeniach o domu. Może przedmieścia? A może wieś ale dosyć blisko miasta.
Lubię czasem Łódź, choć rzadko.
nad taka decyzja trzeba się faktycznie dłużej zastanowić…
Witam. Myślałam,że nie dam rady wpaść na pogaduszki a tu jeszcze się załapałam. Za parę minut wychodzę do pracy 🙁
Ja mieszkam na wsi, niestety do pracy mam 25 km, do najbliższego miasta 18 ale nie zamieniłabym się na miejskie życie. Tu mam wszystko, co kocham, dom, podwórko, las…
No muszę lecieć. Pa
Za tydzień pogadamy.
Papapa
Będziemy czekać, do za tydzień zatem!
Ha! Ja mieszkam w mieście, a do pracy dojeżdżam na wieś około 20 km. Co za ironia 😀 Jedyne pocieszenie, że korki rano zawsze są w odwrotną stronę, hie hie
Nauka wzywa, ale życzę Wam udanych pogaduszek 😉
dzięki, ja na razie jeszcze siedzę
Wchodzę z zamiarem poczytania i co widzę? Szalejecie normalnie 😀 Nie wiem jak się wgryźć teraz 🙁
Może zacznę od początkowo tematu 😉
Mieszkam na wsi, 4 km od miasta. W sumie niby nic, ale od jakiegoś czasu jeżdżą do nas tylko taki małe busy gdzie ja z wózkiem inwalidzkim za nic do niego nie wsiądę. Przez to muszę do miasta udawać się na pieszo co jest uciążliwe. Dodajmy brak kina, księgarni. Żadnych atrakcji. Dla mnie miasto to same plusy. Jedyne czego nie lubię w miastach to wieczny hałas…
oj, to faktycznie jest problematyczne i to bardzo… jak ktoś dociera nowy to zaczyna od początkowego tematu, więc jak najbardziej się odnalazłaś, witamy
Jakoś poszło 😀 Może trochę zaplątałam pisząc, ale mam dziś bardzo ubogi zasób słów 😀 Jakiś taki mulący dzień mam…
Bujaczku przecież ty wszędzie jesteś mile widziana, wgryzaj się gdzie Ci się podoba 🙂
Bo powinnyśmy zacząć nowy wątek tak myślę..
a mnie osobiście najbardziej denerwuje te zawijanie, bo mi jakoś wpisy uciekają.. no ale nic na to nie poradzimy. Jej, dziewczyny! Podchodzimy do trzech stówek! 😀 Dobry miała pomysł ta Michalak.
Aleście się rozpisały kumy!!
No własnie, ja całe życie mieszkam na wsi z krótką przerwą na studyjne miejskie mieszkanie… i powiem Wam, że wszystko ma plusy i minusy. Plusy mieszkania na wsi to oczywiście ogród, polegiwanie na własnym ogrodzie, własny ogródek, truskawki, poziomki, czereśnie prosto z drzewa. Zieleń, piękne zachody słońca, spacery wśród pół(niczem Basia Niechcicowa), ale są minusy.
Moje drogie mieszkanie w zimie na wsi, jest be. Mieszkam w nie-nowym domu, który opala się piecem. Na węgiel jest Ci On, pomijając, ze za węgiel trzeba zapłacić – za ogrzewanie też się płaci, ale ten węgiel trzeba wrzucić do piwnicy, później trzeba rozpalać, ognia pilnować, a jak wiatr jest i cugu złapać nie chce? Cały dom w dymie. Wygarnianie popiołu… Inna rzecz, te zaspy, mieszkam w sporej, skupionej wsi, ale w uliczce gdzie odśnieżarka kursuje raz na cztery lata przed wyborami sołtysa. Jak śnieg to autobusy się spóźniają, a jak jadę autem to się zakopuje… dramat…. jasne są też plusy, ptaszki za oknem, strzelający ogien i możliwość rozpalania wtedy kiedy potrzeba, a nie wtedy kiedy spółdzielnia włączy.
Jak wszystko ma plusy i minusy
Z tym paleniem w piecu całkiem jak u mnie o odśnieżaniu nie wspominając..
oj, palenie mnie na początku o depresje o mało nie przyprawiło, ale że silna jestem mimo wszystko psychicznie dałam radę z tym także
No palenie i wszystko z tym związane to naprawdę jest problem. My mamy piece kaflowe i we wszystkich trzeba palić by ogrzać dom.
Jeszcze jako minus bycia na wsi dodaje tragiczny zasięg internetu… ;D
Jednym z moich drobnych dziwactw jest to, że uwielbiam odśnieżanie! Od dzieciństwa, zima w zimę, macham łopatą od rana do wieczora i nigdy mnie to nie nudzi ani nie męczy 🙂 Eh, teraz tylko czekać, aż przejdzie ta okropna jesień i przybędzie bielutka zima…
Dlatego pod tym względem zazdroszczę ludzikom w mieście nie dymi się, zawsze cieplutko..
Skoro już tak zaczęłyśmy o tej zimie, to opowiedzcie, jak wygląda zima u was albo jakie są najwspanialsze wspomnienia z nią związane??
Ja pamiętam, że jak byłam dzieckiem i jezioro było na maxa zamrożone to rodzice zabierali nas tam na sanki. Pamiętam śmiech, szybkość i taką jakby wolność 😉 Albo bitwy śnieżne! Zawsze byłam najbardziej mokra 😀
u mnie zima wygląda paskudnie – zresztą, czego się spodziewać po zimie w warszawie? jest jednak jeden moment, bardzo krótki, podczas którego można polubić zimę w warszawie. Gdy śnieg zaczyna sypać wieczorem, można wyjść w nocy na dwór – wtedy wszystko jest białe. niestety, już rano nic z tego pięknej, delikatnej i spokojnej bieli nie zostaje…
No u mnie to dłużej tak ładnie wygląda. Ale to raczej dlatego, że jak nas zasypie to nie mamy jak wyjść bo zaraz do pasa w śniegu jesteśmy 😀
Nie ma to jak wywoływać zimę z lasu 😉 Właśnie widziałam prognozę pogody. Co niektórzy mogą mieć już białą sobotę 🙂
no właśnie.. wszystko ma swoje zalety i wady. jak to mawiają, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
A to ja już o tym na początku tygodnia słyszałam 😀
ja się żegnam, może jeszcze zajrzę, jak będę mogła, pa!
;( No wiesz miałyśmy być do nocy..
oczka mnie Aguś bolały, a że mam z nimi problemy, to wolę nie przesadzać
A ja mieszkałam do 10 roku życia na wsi. Ale takiej prawdziwej, nie podrabianej 🙂 z krowami, pracami w polu i całą resztą. Do dziś pamiętam, jak jako dziecko takie 4-5 letnie wyrywałam cukrowe buraki (oczywiście tylko liście mi w łapkach zostawały :). Potem było miasteczko – rynek, kościół, szkoła, rzeczka itp. A teraz miasto, czyli to o czym zawsze marzyłam i, gdzie najlepiej się czuję. Patrząc z perspektywy czasu, gdybym miała wybierać to albo wioska, gdzieś zagubiona w rytmie przyrody albo tu, gdzie jestem teraz. No może jakieś większe miasto. Nic pośredniego. Małe miasteczka bywają denerwujące, chociaż mają też swoje zalety, które bywają też ich wadami. Na przykład to, że wszyscy się znają. Z jednej strony to dobrze, bo wiadomo kto pomoże, u kogo można zrobić zakupy itd. itp, a z drugiej strony wszyscy wszystko wiedzą i zaglądają sąsiadom "do gara".
Jak jeżdżę na weekendy do rodziny to po dwóch dniach mi szkoda wyjeżdżać, ale jak jestem ponad tydzień to już mnie zaczyna nosić.
Najbardziej w mieście brakuje mi sadu, tego, że wszystko trzeba kupić, jak nie ma się kawałka ogrodu (a w mieście jednak zazwyczaj się nie ma). Nie można w kapciach wyskoczyć po jabłko, gruszkę, czy narwać agrestu na kompot. No i dzieciaki mają nieograniczone pole do zabaw na dworze.
A jednak póki co wybrałam miasto i jest mi w nim dobrze 🙂
Ja chyba też będę już lecieć… Ale bardzo miło było mi Was poznać (piszę na tym blogu po raz pierwszy, chociaż czytam go od początku jego istnienia). Miłej nocy! 🙂
U mnie moje kochane Skierniewice są niby niewielkim miastem, a i tak widoczny jest podział na cztery części 😛 Sama mieszkam w jakby to określić, centrum, którego najgorszą wadą jest ogromną ilość blokowisk, gdzie dziecko raczej nie bardzo ma się gdzie bawić, ponieważ wszystkie place zabaw zostały przekształcone w parkingi. Dla mnie – mamy trzyletniej dziewczynki; jest to spore utrudnienie. Córeczka nie zawsze chce chodzić na długie spacery hałaśliwymi ulicami, a pod blokiem raczej strach, bo ciągle wjeżdżają i wyjeżdżają samochody.
Dlatego kocham jeździć do mojego dziadka, który mieszka co prawda w tym samym mieście, ale na obrzeżu 😀 Jest tak ogromne podwórko na, którym córeczka może hasać do woli, a ja spokojnie mogę usiąść na ganku i czytać książkę, mając ją jednocześnie na oku 😀
Niestety, żegnam się już z wami. Dziękuję za miłą pogawędkę i do następnego razu :o)
Kejt, świetny pomysł – mam nadzieję, że się przyjmie.
Dobrej nocy! Pozdrawiam!!!
Dobranoc!!:) Do przyszłego czwartku!;)
Branoc 😉
Słodkich snów 🙂
Też mykam, idę poczytać 😉
W następny czwartek będę prędzej ;))
Jest tu jeszcze ktoś??
Właśnie doczytałam do końca 8) Ale dałyście czadu dziewuszki. Ja mieszkam w małym mieście. I nigdzie się nie wybieram. Korzenie zapuszczamy tu już trzecie pokolenie. Co do jednego się zgodzę, zasięg internetu mam fatalny. Ale jak mówi przysłowie "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma"
Ja mieszkam w Resku, to takie małe miasteczko 100km od Szczecina… "za gówniarza" marzyłam o tym,aby zamieszkać w dużym mieście…ale od kiedy przez 3 lata w czasie studiów mieszkałam w Szczecinie obrzydły mi duże miasta… Znienawidziłam autobusy,tramwaje, te gromady ludzi i ten pośpiech w życiu i załatwianiu spraw… Ja idąc u siebie w Resku "na miasto" w ciągu pół godziny miałam wszystkie sprawy pozałatwiane…W Szczecinie godziny potrzebowałam na same dojazdy… A o domku na wsi zaczęłam marzyć po przeczytaniu Poziomki i Poczekajki…Zwróciły mi wiarę w marzenia i dały kopa,aby te marzenia realizować. Tak więc chciałabym wyprowadzić się na wieś, aczkolwiek gdzieś w pobliżu Reska…Bo to miasto zimą jest cudowne…jak zaczarowane (oczywiście zanim śnieg się roztopi:D) To tyle:) Buziaki dziewczyny
Zrobiłam sobie przerwę ucząc się na kolokwium z francuskiego, myślę sobie wpadnę, długo nic nie pisałam i zobaczę jak idzie Wieczorek Czwartkowy, a tu 339 komentarzy – prawie z łóżka spadłam. Muszę wpaść na wieczorek szybciej w przyszłym tygodniu 🙂
Co do pytania – Miasto czy wieś?
Każde ma swoje zalety. Ale chyba jestem za wsią. Byle jakieś miasto było niedaleko. Mieszkając przez 5 lat na wsi, dojeżdżając do szkoły i mając spory kawałek do sklepu, ten już drugi rok na studiach, gdzie wszędzie mam blisko, jest wspaniały. Autobusy, co 5min a nie, co 2 godziny; można wyskoczyć do kina – nawet półgodziny przed seansem, a nie planować, prosić kogoś o podwiezienie do miasta, bo nie ma autobusów; zabraknie wody, mleka czy czegokolwiek to 5 min i jestem z powrotem w mieszkanku. Jak na razie w tygodniu korzystam z zalet miasta, a jak wracam do domu na weekendy odpoczywam od zgiełku, korków, mam cisze, zdrowe powietrze, spokój, bawię się z psem i kotem (mam małego kociaka, niezły z niego łobuziak – ostatnio goniąc ptaszki wpadł do stawu, nieźle nas przeraził). Mimo to w przyszłości chciałabym mieszkać na wsi. Zakochałam się w wieczorach na wsi, tej nocnej ciszy, gdzie słychać odszywającą się naturę, a rankami śpiew ptaków. Nie ma nic przyjemniejszego od wyjścia na taras, obserwowania lasu, stawu, czasem przychodzących do płotu sarenek i wsłuchiwania się w błogą nocną ciszę, gdzie czasem pośród odzywającej się nocą natury zaszczeka wiejski burek. Poza tym pragnę mieć duży dom z ogrodem, więc nie mam wyjścia – muszę wyprowadzić się na wieś 🙂
No cóż mówię 'Dobranoc' i wracam do francuskiego 🙂
prawda, zarowno miasto jaki i wies maja swoje blaski i cienie 🙂 ale ja zdecydowanie daze do tego zeby kiedys zamieszkac na wsi… co prawda jak na razie jestem w trakcie remontu i w koncu wije wlasne gniazdko (niestety jak narazie w miescie i to w wielkim szarym bloku) ale ciesze sie, bo od czegos zaczac trzeba 😉 i staram sie stworzyc tu azyl, przystan wolna od zlej energii… 🙂 tak sie wlasnie zastanawialam, czego byloby mi brak na wsi…? hmm niewiele jest takich rzeczy, chyba zakupow po sklepech 😀 tak jak Ty Kasiu tesknilabym za Empikiem albo wypadem do kina, albo na jakas wystawe lub inna impreze organizowana w miescie. co prawda mozna zawsze wsiasc w auto lub inna komunikacje np. miejska i przyjechac do miasta, ale nie zawsze na to czas pozwala… za to wies kusi sielskim, spokojnym zyciem, zdala od zgielku i spieszacych wiecznie ludzi. miasto meczy mnie, dlatego chetnie jak tylko mam na to czas i mozliwosci wyjezdzam na wies, gdzie czas zwalnia, niekiedy stajac w miejscu i tylko data powrotu przypomina mi o tym, ze jeszcze jest i wciaz gna na przod… 🙂
Powiem Wam coś, o czym zapomniałam: gdy naprawdę wkurzą mnie Urle City – bo na przykład zrobili połowę drogi, na którą ja czekam od 4 lat, a moi sąsiedzi od 13 i rozumiecie, droga miała być normalna, o szerokości 4 m a ma tylko jeden pas i to mnie strasznie wkurza, albo gdy mam zaćmę umysłową i zapomnę o dorzuceniu ekogroszku do pieca, w związku z czym piec gaśnie i muszę prosić Sąsiada o pomoc, gdy zaleje mi podjazd i do samochodu przedzieram się drogą okrężną etc, etc… wtedy przypominam sobie, jak śpiewają moje kochane ptice wiosną i… chce się żyć. Bo życie tuż obok Przyrody jest najpiękniejsze na świecie. Ot co.
PS. Ptice już wtryniły ponad kilogram słonecznika, a dokarmiam je dopiero tydzień. Jak tak dalej pójdzie…
W mieście nie widać tak gwiazd jak na wsi, jak się wyjdzie na ogród i ogląda ten bezmiar piękna. Aczkolwiek ja na weekendzie planuję wypaść z przyjaciołką do miasta na kawę i ciacho. I zrobię sobie wagary.
Chociaż pewnie upiekę drożdżowe w domu.
To jest plus własnych pieców, opatulone drożdżżowe przy piecu rośnie w oczach 😀
Ostatnio słyszałam patent na ciasto drożdżowe. Wystarczy mąkę zagrzać w piekarniku w 50 stopniach. Ponoć zawsze wyrośnie-jeszcze nie sprawdzałam.
Inny patent to wyrobione ciasto iwinąć ścierą i wrzucić do lodowatej wody. Też pięknie rośnie.
Tak się dziwie jakim cudem mi drożdżowe rośnie jak do nieba, bo łapiny mam zimne jak umrzyk
Ja do mojego ciasta gadam i też mi rośnie. Parę razy za gadanie do ciasta chcieli mnie owinąć w ciasny kaftanik, ale co tam. ;D
Hej wszystkim! Mam 27 lat, przez 25 mieszkałam w miastach, większych, mniejszych, ale zawsze w miastach. Jak się przeprowadziłam na wieś (dwa lata temu) we wrześniu, gdy zaczynał się sezon grzewczy, klęłam na wszystkie strony świata. W bloku odkręcałam kurek i było cieplutko, a na wsi? Nie dość, że wszędzie daleko, to jeszcze trzeba z drewnem biegać. Dziewczyny, normalnie siedziałam i ryczałam. Powoli, powoli nabierałam jednak wprawy, zakochałam się w piecu stojącym w kuchni, w którym nawet teraz "trzaska" świerk, adoptowałam psinkę, by mogła poza ciepłym domkiem mieć też duże podwórko, a nie schroniskowy boks, zaczęłam słyszeć i doceniać ciszę, latem słuchałam świerszczy, kupiłam samochód, huśtawkę, zrobiłam ogródek, wyszłam za mąż i pokochałam wieś 🙂 Mimo, iż kocham miasto, kocham Kraków (mieszkałam tam 6 lat), nie wiem czy znów umiałabym tam żyć…
Wieś! Latem przeprowadziłam się z miasta na wieś – wokół las, kury za płotem. Spokój – czas zwalnia jak wracam do domu. Nawet nie przeszkadza mi godzinna droga do pracy – kocham mój dom i moją wieś. Jeszcze mam chaszcze zamiast ogrodu i mnóstwo pracy wewnątrz- ale było warto. czasem może brak mi kina czy sklepów, ale mam auto wsiadam i jadę 🙂
Było super! Dziękuje dziewczynki;))
A ze mną jest tak, że od roku mieszkam w Łodzi. I na początku było fajnie, bo nagle okazało się, że mam własne życie, o które sama muszę zadbać. Czułam odpowiedzialność i byłam dumna z tego, że daję sobie radę. Ale szybko zaczęłam dusić się w tym mieście. Ponure blokowiska, niemili ludzie, pijacy, kibole i niebezpieczni ludzie pod blokiem – wszystko to sprawiło, że czułam się źle. W sumie wciąż się czuję. Powietrze śmierci spalinami, nie mam możliwości posiedzenia na łonie natury (póki ciepło było, to chodziłam do parku). I tęsknię za domem.
Rok temu mieszkałam w małym mieście na Kujawach. Wszędzie miałam blisko, ludzie się znali. Nie było takiej atmosfery jak w Łodzi, ani wszędobylskiego ścisku. Miałam duży pokój i święty spokój. Kilka razy w miesiącu odwiedzałam chłopaka mieszkającego w Kutnie. Co tydzień byłam na herbatce u babci. Miałam moją kicię na skinienie ręki. Teraz bardzo mi tego brakuje. Telefony do babci nie wystarczają, a mms-y ze zdjęciami kotki dają tylko krótki uśmiech na twarzy, bo zaraz potem robi się smutno, że nie mogę jej pogłaskać.
Gdybym miała wybierać, wolałabym dom rodzinny – z dużym ogrodem i rodziną pod nosem. Ale chciałabym też być samodzielna tak jak tutaj.
A z rodziną nie widziałam się od sierpnia… Jadę do nich w przyszły weekend i jest to najszczęśliwsza rzecz, jaka mnie spotka w listopadzie.