Niezwykłe podróże do… czyli jak powstaje powieść

Przez Administrator
25 komentarzy

Dawno nie było artykułu o życiu. Były quizy, zapowiedzi książek i planów wydawniczych, oczko niżej jest zaproszenie na spotkanie w Łodzi, ale tak o życiu (w domyśle „moim życiu”) nie pisałam z miesiąc, albo dłużej. A chyba Was ono interesuje? Przynajmniej w jednej z ankiet życzyłyście sobie stanowczo wieści z Poziomki (co okazało się w tym schemacie blogera niewykonalne).

Opowiem Wam więc dzisiaj nie tyle o Poziomce (bo tu nic specjalnego się nie dzieje, przygotowujemy się psychicznie i fizycznie do zimy: ptice coraz częściej odwiedzają karmnik – pusty karmnik – dając mi tym do zrozumienia, że tam ma COŚ BYĆ, tam ma być DUŻO COŚ, tam ma być DUŻO ZIAREN SŁONECZNIKA, ŁUSKANYCH OFKORS; ja czekam na eko-groszek, by sprawdzić jak mi się będzie te 25 kg worki targało – domyślam się, że radośnie; Gapa porasta sierścią, jakby zapowiadała się epoka lodowcowa, ale to dlatego, że dawno jej nie strzygłam, a nie strzygę jej dlatego, że PO wygląda strasznie głupio – to moja wina, nie mam zdolności fryzjerskich – i się ze dwa tygodnie wstydzi; Patiś… hmm… nie wiem jak przygotowuje się do zimy Patiś, bo on jeszcze nie gada – oprócz wymownego „e?” lub „łała!” [czyt.: mama] oraz innych takich… ćwierćsłówek – rozumiem niby wszystko, ale… właściwie nic nie rozumiem, aha, dzisiaj po raz pierwszy ścięłam mu włoski i nie wygląda już jak dzidziuś, tylko jak mały, bo mały ale chłopiec – kiedy on urósł?! czy to rzeczywiście minęło półtora roku?! – łezka mi się w oku kręci…) powtórzę, bo zapomniałam o czym zaczęłam: opowiem Wam więc dzisiaj nie tyle o Poziomce, co o moich (duchowych i fizycznych) podróżach, w które wyruszam razem z bohaterkami powieści, bo całkiem niedawno z jednej wróciłam.

Byłam już: w Indiach (razem z Ewą), na Cyprze i Wyspach Kanaryjskich; byłam w Pogodnej, miasteczku gdzieś między Koszalinem a Kołobrzegiem, w której to Pogodnej sama chciałabym zamieszkać; byłam w Iraku z Lilianą i Aleksiejem; byłam… w wielu miejscach byłam, żebyście i Wy mogły tam ze mną być.

Żeby opisać Indie, opisać tak, by moja psiapsióła pytała potem: „Kaśka, a kiedy tych w Indiach byłaś, bo nic mi nie opowiadałaś”, siedziałam w internecie, na youtubie, wikipedii, forach i blogach o Indiach ze trzy tygodnie. Tyle czasu zajęło mi poznanie mentalne miejsc, w których toczy się akcja tak, by stały dla mnie się niemal rzeczywiste. Reszty dopełniła wyobraźnia. Pisząc powieść przenoszę się do tych miejsc i, kurczę, wierzcie lub nie, połowa mnie jest rzeczywiście tam, w Indiach.

Na Cyprze i Wyspach byłam rzeczywiście, więc to nie problem opisać je potem w powieści, ale już taki Irak… w stanie wojny…? Dziewczyny, dla krótkiej, dwu-trzystronicowej akcji z zasadzką („Nadzieja”) najpierw wypytałam mojego konsultanta, który w Iraku był. Potem narysowałam sobie ten wąwóz z zaznaczeniem, gdzie znajdują się Irakijczycy, gdzie „nasi”, gdzie jest który samochód, gdzie facio z RPG etc. Na koniec obejrzałam podesłane mi przez konsultanta filmiki z rzeczywistych zasadzek i… zaczęłam pisać tę scenę. Czyniłam to w bibliotece (żeby jeszcze w spokoju Poziomki, ale nie, w bibliotece publicznej!) i tak dalece znalazłam się w pewnym momencie TAM, w tej zasadzce, że serce zaczęło łomotać mi w piersi, ręce drżeć, a pot spływać po plecach (bo było ze 40 stopni, w Iraku oczywiście). Dziewczyny, jak ja się znokautowałam tą zasadzką… Ale scena wyszła tak, że konsultant powiedział tylko „jakbyś tam była”. No bo byłam!!

Pogodnej nie mogłam odwiedzić ciałem, bo to miasteczko nie istnieje, ale opisałam ją jako zbiór najlepszych wrażeń ze wszystkich pięknych polskich miasteczek, w których byłam.

Natomiast dwa tygodnie temu znalazłam się w miejscu czarownym i o nim chciałam powiedzieć słów kilka.

Gdy zaczęłam pisać „Wiśniowy Dworek”, wymyślił mi się młody mężczyzna, nieuleczalnie chory, który przyjeżdża do tytułowego dworku i tam natyka się na tajemnicę, klątwę i młodą dziewczynę (w nieco innej kolejności, ale mniejsza o to). Fragment Wam kiedyś zaprezentowałam, ale… ale gdy rzeczywiście przysiadłam do tej opowieści, zaczęła snuć się zupełnie inna. O innym miejscu, innych bohaterach i innym klimacie. Porzuciłam więc tragedię, śmierć, klątwy i chorobę i napisałam radośnie o… ha, oczywiście nie zdradzę o kim, ale zdradzę o czym. O dworku, który znalazłam dawno temu na allegro, oczywiście chciałam kupić, ale nie miałam pieniędzy. (Chyba nigdy nie przejdzie mi marzenie o własnym dworku…). Kupić nie kupiłam, ale pisać o nim mogę, no nie? I moja bohaterka, Danusia, właśnie w tym dworku zamieszkała. Na parterze prowadziła szkołę podstawową dla 12 miejscowych dzieci, a na piętrze miała swoje królestwo.

Któregoś dnia z przyczyn obiektywnych postanowiłam (właściwie to noc była, a nie dzień) wyłączyć telefon, odinstalować internet i spokojnie dokończyć „Wiśniowy Dworek”. Obudziłam się z mocnym postanowieniem wyjazdu, teraz, natychmiast. Dziecko podrzuciłam rodzicom, wsiadłam do pociągu bylejakiego (czyli Kolei Mazowieckich) i ruszyłam… w stronę owego wymarzonego dworku, aż pod litewską granicę.
Imaginujcie sobie, że nie znając adresu, dzięki miłym ludziom z ośrodka wczasowego, w którym zacumowałam, odnalazłam ten dwór, pojechałam tam i… i przeżyłam szok. Ja to miejsce opisałam. Mając tylko kilka zdjęć z internetu, opisałam je tak dokładnie, jakby tam kiedyś była, nie tyle kiedyś, co w czasach, gdy istniała na parterze szkoła podstawowa, do której – uwaga – uczęszczało 12 dzieci, a dookoła dworku był sad, którego dziś już nie ma. To było, dziewczyny, niesamowite. Chodziłam po pokojach, które były kiedyś klasami, jakbym tu uczyła te dzieci, weszłam na piętro, jakbym tu mieszkała. No bo mieszkałam! Z Danusią!
Cieszę się, że mogłam zobaczyć na własne oczy miejsce, które widziałam oczami wyobraźni i po raz kolejny rzekłam do siebie: co jak co, Kasiu droga, ale wyobraźnię to ty masz.

I cieszę się, że wiele jeszcze powieści przede mną, wiele niesamowitych miejsc, niedługo przeniosę się w czasy Powstania Warszawskiego, potem odwiedzę jakiś piękny staropolski dwór, a może inne, równie ciekawe miejsce? Trafię też na ulicę razem z Bezdomną (i na to cieszę się najmniej), a Was, moje drogie, zabiorę w te podróże ze sobą.
Mam nadzieję, że Wy również się cieszycie (no, może oprócz tej ulicy…).

Na zdjęciu dworek, o którym przed chwilą opowiedziałam. Śliczny, prawda? Został już sprzedany, muszę więc znaleźć sobie inny, o którym będę marzyła, bo marzyć trzeba!

Może Ci się spodobać...

25 komentarzy

Miłośniczka Książek 11 września 2012 - 22:38

nie mogę się już doczekać historii opisanej w "Wiśniowym dworku", nie mówiąc o kolejnych Twoich książkach 🙂
i gratuluję wyobraźni, bez niej nie istniałaby żadna z tych cudownych opowieści, które oddałaś nam w nasze łapki 🙂
pozdrawiam

Odpowiedz
Jola 12 września 2012 - 06:15

Pięknie Kasiu.Jak tak piszesz o Wiśniowym Dworku to też bym w nim chciała pomieszkać,.Nasycić się zapachem starych murów i pooddychać historią tego miejsca.czasami człowiek ma wrażenie,że jest w miejscu,które dobrze zna i już chyba kiedyś w nim był.Ja mam to samo.Wtedy nachodzi mnie myśl,że może coś z tym naszym powrotem na ziemię w innym wcieleniu i innej postaci jest!Może to nie tylko wrażenie?Pozdrawiam Kasiuu serdecznie.Trzymaj się i ucałuj synków.

Odpowiedz
Madlen 12 września 2012 - 06:30

Kasiu magiczna jest Twoja opowieść i powieści magiczne, pięknie wyraziłaś to jak podróżuje się z własnymi bohaterami. Czuję podobnie tylko nie wiem czy tak ładnie potrafiłabym to opisać:)

Odpowiedz
elima 12 września 2012 - 06:31

Piękny dworek mmmmmmm…
A wyobraźnię to Pani ma 😀

Odpowiedz
Bursztynka 12 września 2012 - 06:38

Dworek jest przepiękny. Nie chce się normalnie zastanawiać ile on kosztował, bo pewnie słono.
No ale pieniądze rzecz nabyta, raz są raz ich nie ma i kiedyś na pewno będą.
Ja z tych Twoich podróży lubię najbardziej właśnie takie miejsca. W naszym pięknym kraju, ciche, czasem zapomniane zakątki, gdzie życie toczy się zgodnie z rytmem natury. Zagranica jakoś mnie nie kręci.

Odpowiedz
Anonimowy 12 września 2012 - 09:54

A ja z tych moich podróży najbardziej lubię powrót do Domu. :_)

Odpowiedz
asymaka 22 września 2012 - 08:43

To tak jak ja!!! Zawsze wracam zmęczona, ale i pełna wrażeń, emocji, których tu nie znajdę, wypoczęta z drugiej strony i z naładowanymi bateriami na kolejne miesiące, dłuuuuugaśne straszliwie, gdy tylko ja, Miśki moje i cztery ściany, jednak to moje ściany, moje Miśki i moje miejsce!!!

Odpowiedz
alison2 12 września 2012 - 07:49

Oj znam to niesamowite uczucie, choć od nieco innej strony. Bardzo lubię szkicować, szczególnie efektowne budowle – klasztory, zamki, kościoły. Godzinami szukam w Internecie wszystkich możliwych zdjęć, zarówno całości jak i poszczególnych szczegółów a potem godzinami szkicuję, tak dokładnie jak tylko potrafię. I jeśli mam to szczęście zobaczyć na własne oczy to, co szkicowałam, czuję się… jakbym znała to miejsce od dawna. Podziwiam detale, które sprawiły mi najwięcej problemu, a przez to są mi szczególnie bliskie… I cieszę się że cząstkę niezwykłości tego miejsca udało mi się w jakiś sposób zarezerwować tylko dla mnie 🙂

Odpowiedz
Anonimowy 12 września 2012 - 09:52

A ja podziwiam artystów, którzy umieją rysować. Mi nawet ludzik z kółka i kresek wychodzi nieproporcjonalny, nad czym ubolewam. 🙂

Odpowiedz
alison2 15 września 2012 - 13:39

Zawsze można powiedzieć, że właśnie taki nieproporcjonalny miał być 😉

Odpowiedz
Ewa V Maćkowiak. 12 września 2012 - 08:59

Właściwie,to nie wiem co napisać Kasiuniu.
Może tylko tyle,że…zaczynam marzyć i to na poważnie…
Bo to,że jesteś niesamowita i to co nam dajesz dzięki swojemu talentowi jest jak dla mnie,nie do ujęcia w słowa.Mogę tylko po raz enty, dziękować za Ciebie.
A swoją drogą,może te Twoje podróże,to oprócz wyobraźni,miejsca w których byłaś…kiedyś…
Serdeczności.Ewa M.

Odpowiedz
Agaaa006 12 września 2012 - 09:15

Nie wiem dlaczego Gapę pomyliłam z Guciem i tak czytam i czytam i się zastawiam jakim cudem autko zarasta????! może trawą?? Ale żeby od razu na zimę ?! I o co chodzi z tym strzyżeniem? Kosiarką po samochodzie?!!;D
Ojjj nie dobrze się ze mną dzieje;).
Ja nie wiem każdy zachwyca się dworkami a mnie się zawsze wydawały one takie przytłaczające..;/
Okienka tylko na parterze, wieeeeelkie dachy i brak światła, lubię stare domki ale no jakoś tak nie tak. Ten na zdjęciu jest ładniutki tylko znowuż DACH!! Czy ze mną jest coś nie teges?;p
Co do naszych "ksiażkowych" podróży mogę trafić na ulicę w razie draki będę wiedziała co mnie w życiu może spotkać i jak sobie z tym poradzić, dziś mamy wszytko a jutro… ciach wellcome ulica z chodniczkiem( jak ma oczywiście takowy).
Powstanie… jedyną książką opisującą wydarzenia z czasów wojny, którą byłam zachwycona i wywarła na mnie wrażenie to "Kamienie na szaniec", z chęcią znowu przeniosę się w czasie by poczuć tamte emocje.

Odpowiedz
Anonimowy 12 września 2012 - 09:51

Te niewielkie okienka i wielkie dachy były podyktowane warunkami zimowymi jakie wówczas panowały: 1. musiał z dachów szybko zsuwać się śnieg, 2. trzeba było jakoś parter dogrzać, 3. na strychu nikt nie mieszkał, więc po co tam okna?
Ale ten dworek jest wyjątkowy, bo okna na parterze miał duże i pokoje niezwykle jasne.
Co do Gapa-Gucio, no taaak. ;D

Odpowiedz
Agaaa006 12 września 2012 - 10:50

Nie pomyślałam o tym ogrzewaniu,, a przecież mieszkam na wsi i nawet mieliśmy w domu piec kaflowy do którego się zawsze przyklejałam:)).

Odpowiedz
Al 12 września 2012 - 10:54

Oj tak, marzyć trzeba ! Nieustannie ! :))

Odpowiedz
Pręgusek 12 września 2012 - 14:21

Aż Ci zazdroszczę, że masz taką wyobraźnię! A z Indiami to naprawdę musiało być trudno. Osobiście od ponad dwóch lat interesuję się kulturą Indii i nadal nie wiem wszystkiego dobrze.. 😛
Co do dworku.. Marzę sobie, że kiedyś zamieszkam w takim domku, ale gdzieś na odludziu, ja w Nadziei ! O tak, to jest to… ;D

Odpowiedz
Varia 12 września 2012 - 14:43

marzenia mnie napędzają (szczególnie te o Skandynawii). dzięki nim wiem po co oraz dla kogo, stawiam czoła każdemu dniu. i chociaż nie zawsze się spełniają i faktycznie nic nie kosztują, to są jedną z najcenniejszych rzeczy w życiu 🙂

Odpowiedz
pisanyinaczej.blogspot.com 12 września 2012 - 15:24

To sie nazywa wena twórcza 🙂

Odpowiedz
_MONIQUE 12 września 2012 - 16:34

Kasiu, czy to znaczy że "Wiśniowy" będzie o czym innym niż pierwotnie? czyli z historii o szeptunce nici? Tak strasznie się już na nią nakręciłam:( strasznie lubię Twoje magiczne opowieści, więc trochę szkoda;) no cóż, i tak na pewno będzie świetna i kupię ją na 100%

Pozdrawiam

Odpowiedz
Anonimowy 12 września 2012 - 19:17

Wiśniowy jest o czym innym, ale historia o szeptunce na pewno powróci. I to może szybciej niż się spodziewamy!

Odpowiedz
Klaudia 14 września 2012 - 15:08

ooo to mnie też zaskoczyłaś tym zwrotem akcji, bo też nakręciłam się już na magiczne klimaty 🙂 Ale tym bardziej cieszę się na niewiadomą ;P i czekam oczywiście na coś magicznego. może w innej książce 🙂

A tak z innej beczki Kasiu to ciekawa jestem jak wyszło ci rysowanie akcji z Nadzieji 😀 ;P ?

Dworek cudowny! Sama nie tak dawno odkryłam cudowny stary domek (nie dworek) ale w magicznym miejscu, w którym zakochałam się od razu i mam głębokie postanowienie zdobyć kiedyś taki ot co 🙂

Ja już pakuję manatki i czekam na następną podróż z Kasią Michalak i jej niesamowitymi bohaterami 😀 i weny życzę :*

Odpowiedz
Ewka 12 września 2012 - 18:43

Cóż, tylko pozazdrościć takiej wyobraźni 🙂
A tak z całkiem innej beczki, bo mnie to męczy, czemu na zdjęciu jest data 2009r.? Przepraszam, musiałam zapytać ;P

Odpowiedz
Anonimowy 12 września 2012 - 19:16

Bo to zdjęcie z allegro i od 2009 roku był sprzedawany?

Odpowiedz
vivi22 13 września 2012 - 09:18

oj Kasiu, wyobraźnię to Ty masz… Oj masz ale to dobrze bo dzięki Twojej wyobraźni mogę czytać i czytać i czytać 🙂

Odpowiedz
Irena A. Bujak (Bujaczek) 13 września 2012 - 09:26

Kejt, Ty to potrafisz pisać! Rzeczywiście dawno nie było tutaj takich wywodów i już trochę tęskno za nimi było… 😉

Też mi się marzy taki dworek 😀 No może być mniejszy, ale tylko troszeczkę!

Wiesz, że ja po części lubię twoje książki za te podróże właśnie? Zawsze jak coś czytam przenoszę się do tego miejsca i widzę je jakbym w nim była…

Pisz jak najdłużej droga Autorko :*

Odpowiedz

Zostaw komentarz