Wiecie, co zauważyłam? Życie jest jednym wielkim czekaniem. Kurczę, nie potrafimy żyć tu i teraz, cieszyć się tym, co mamy. Zamiast tego każdy dzień jest oczekiwaniem na coś. Na wiosnę, na zimę, na wypłatę, na zwrot podatków, na klucze do nowego mieszkania, na paczkę z książkami, na dziecko, na ślub, na rozwód…
Nawet ja, mieszkając sobie spokojnie w WYCZEKANYM domku, wykonując zawód najmniej stresujący na świecie (przynajmniej tak się to ogółowi wydaje) zamiast się cieszyć tym, co mam, czekam… Na ukończenie nowej powieści, na jej wydanie, potem na wejście na Topki… I to nie jest oczekiwanie z piosnką na ustach, w przerwach między pisaniem kolejnej, wychowywaniem synka, a pieleniem ogródka. Nie. Ja naprawdę się stresuję i nie śpię po nocach! Nadchodzi dzień premiery. Książka jest pięknie wydana. Okej. Wchodzi na listy przebojów. Jest dobrze. Piszecie do mnie dobre maile, dzielicie się wrażeniami. Jest bardzo dobrze. A ja? Ja już się boję, czy następna dorówna tej właśnie, wczoraj wydanej!
No luuudzie kochani…
Obecnie, oprócz czekania aż ukończę książkę na maj i następną na czerwiec, czekam: na wiosnę, na koniec remontu, na sierpień (Adela), na nowe okładki, na mail od nowego wydawcy, na sobotę (eskapada do Warszawy i buszowanie po empiku), na przyszły wtorek (węgiel), na… Wmiękłam od tego czekania. Chciałabym zwinąć się pod kołdrą w kłębek i wyjść, gdy już będzie jutro, wiosna, wtorek, sierpień i tak dalej.
Słuchajcie, laski, na co Wy czekacie?
I jak sobie radzicie z tym czekaniem?
Czy jest wśród Was choć jedna dusza, która żyje chwilą i nie czeka na nic???
39 komentarzy
ja czekam na powrót do pracy z urlopu wychowawczego:)
Ja czekam trzy tygodnie, potem tydzień nie, i znowu trzy tygodnie i znowu tydzień nie…
To są z pewnością dłuuuugie 3 tygodnie, ale warto :):):):):):):):
Eee… Z takim utęsknieniem wyczekujesz każdej miesiączki? /Konsternacja/
Dobre!
Ale nie 🙂
Na nią to w ogóle nie czekam, będzie to będzie, nie to nie 🙂
Może wiele a Was się ze mną nie zgodzi, ale ja uważam, że przeżywam obecnie najgorszy okres w moim życiu – liceum. Wobec tego niecierpliwie czekam jego końca, a co za tym idzie – najdłuższych (i ostatnich) wakacji w mojej karierze 🙂 Oczywiście, maturę chętnie bym przespała. Na nią w żadnym razie nie czekam. Czy nie mogę spać po nocach z nerwów? Jeszcze nie. Szacuję, że "syndrom stresu przedurazowego" włączy mi się jakieś dwa lub trzy dni przed pierwszym egzaminem ;D
Pozdrawiam, Ewka
Jeśli jest tu taka to na pewno nie ja. Choć wszyscy mówią że powinno się żyć chwilą to ja chyba lubię czekać ( i dostawać to co wyczekane). Wtedy jak już wyczekam potrafię parę chwil pocieszyć się tym co zdobyłam, ale zaraz znów szukam czegoś do czekania. Nie wiem czy to normalne, czy właściwe, ale tak przyjemnie w końcu móc doświadczyć tego na co się czekało więc może to nie jest takie złe? Pod warunkiem że potrafimy docenić to że w końcu to wyczekane przyszło 😉
Pozdrawiam
Czekamy, czekamy, zawsze- na wszystko. Rano, aż zadzwoni budzik(mimo że od roku buzę się o tej samej porze bez jego pomocy świątek, piątek czy niedziela) potem na autobus, no i na klientele, towar i takie tam. Codziennie czekam z utęsknieniem na powrót do domu, spacer z psicą moją kochaną, a potem razem czekamy na naszego Pańcia aż wróci z pracy;) zawsze czekamy, to prawda. Gdy zimno, czekamy na lato, gdy pada-na słońce, na listonosza z paczką, na książki Kate Em, na nowy- może lepszy dzień. Ale w czekaniu jest metoda, uczymy się pokory, cierpliwości i wytrwałości a to przecież cenne cechy:)
Pozdrawiam:)
No tak, ale gdzie radość z chwili?
Ależ oczywiście radość z chwili jest! za każdym razem gdy wyczekiwane nadejdzie:D takie właśnie drobne radości dodają naszemu życiu barw:)
a ja czekam na Fasolke….miesiąc w miesiąc. 😉 może akurat w tym miesiącu
Trzymam kciuki!! Fasolka… :_)
Ja tez trzymam kciuki !!!
Czekam teraz na męża, który pojechał po samochód
czekam na ciszę w domu, bo dzieci się usypiają- a robią to dość hałaśliwie
czekam na nowe książki Kejt Em…
I jak się doczekam tych, i wielu innych rzeczy to będę szczęśliwa i znajdę sobie coś nowego do wyczekiwania.
Pozdrawiam Ania H.
Czekam. Aktualnie czekam, aż mi przejdzie gap year i pójdę na studia. Po za tym – raczej lubię mieć plan dnia. Nie wiem jak Wy, ale ja nie cierpię po prostu sytuacji, w których nie wiem, co może się za chwilę wydarzyć. Wiem, że to się może wydawać nudne, ale bez tego całego poukładania byłoby mi dość ciężko. Co wcale nie oznacza, że nie odczuwam radości z chwili :-).
P.S. Anonimowa Ewko – Doskonale Cię rozumiem, bo dla mnie liceum również było najgorszym okresem w życiu (heh, mówię o tym, jakby całe lata od tego liceum minęły). Ale uwierz mi, jak w końcu przez to przebrniesz, to będziesz czuła, że chyba nic gorszego od liceum nie może Cię spotkać.
P.S.2 Kasiu ale dzisiaj miałam sen. A mianowicie przyśniła mi się… Twoja nowa książka. Była to kolejna powieść z Serii Owocowej i nosiła tytuł "Pomarańczowe wakacje". Miała taki wzór okładki jak poprzednie z serii. Ta ramka z tytułem była pomarańczowa, a zdjęcie przedstawiało morze (nawet gdzieś chyba pisało, że to Ty Kasiu robiłaś to zdjęcie). Z fabuły pamiętam tylko tyle, że było coś o jakichś nastolatkach i o wakacjach nad morzem właśnie. Co o tym myślisz, Kasiu?
Ania X.
:))) Pomarańczowe wakacje 🙂 podoba mi się ten pomysł, ale żeby Czytelniczki wizualizowały moje książki…? 🙂
PS. Ja też wspominam liceum bardzo źle, a jeszcze gorzej studia.
Kasiu, nie strasz mnie, proszę! Ja tak czekam na studia!
Ewka
Mnie się często śnią książki/filmy/płyty, których nie ma. Raz mi się na przykład śnił nowy film z Bondem – "Juro, które musi trwać", niestety nie pamiętam kompletnie fabuły, tylko tyle, że wybierałyśmy się na to z mamą do kina.
Ania X.
Ja czekam… na maturę. A raczej na jej koniec 21 maja. A potem… na wyniki rekrutacji na studia (to będzie chyba najgorsze czekanie w całym moim dotychczasowym życiu :P). A potem to już będę czekać tylko na WKNBK (Wymarzonego Księcia na Białym Koniu. Czarnym też nie pogardzę. Koniem, nie Księciem… 😀 Byle żeby byli 🙂
Ja też ciągle czekam. Na miłość, lepszą pracę, na studia podyplomowe, na wiosnę, większą samodzielność, na zmiany, choć chyba nie jestem ich fanką hehe 😉 To chyba dowodzi, że ważniejsze jest dążenie do czegoś niż osiągnięcie tego (?). Lubimy czekać.
Większość popuka się w czoło po tym co powiem. Miałam szczęście mieć raka i było to najszczęśliwsze zrządzenie losu w moim życiu (odnoszę to oczywiście tylko do mojego przypadku, inni być może czują inaczej). W zasadzie lata, które przeżyłam mogę podzielić na dwa okresy. Ten sprzed choroby i ten po. Przez dwadzieścia jeden lat czekałam i czekałam… Nie wiadomo właściwie na co. Pewnie tak jak zostało to już powiedziane: na miłość, na ślub, na dom, na wiosnę, na powrót do domu z pracy, na operację jedną, drugą, trzecią… i wtedy przestałam. Raz na zawsze zapomniałam co to znaczy czekać i zaczęłam żyć chwilą. Nie spieszę się na pociąg, bo zawsze jest następny. Nie czekam na peronie, tupiąc nogą, bo w tym czasie mogę czytać czy pisać. Nie czekam na wiosnę, bo zima też jest piękna i ma swój urok. Nie czekam na miłość, bo mam nadzieję, że to ona czeka na mnie i w końcu na siebie wpadniemy. Nie czekam aż napiszę dobrą książkę, którą ktoś zechce kupić, a jeszcze ktoś następny przeczytać. Nie myślę o tym czy zostanie wydana czy zżółknie na dnie szuflady. Pisanie sprawia za dużo radości, żeby się tym przejmować. Zima jest zbyt ładna, żeby straszyć ją wiosną. Ludzie w pracy są zbyt mili, żeby chcieć od nich uciekać. Książę z bajki jest tak uroczo tajemniczy, że nie mam nic przeciwko temu, żeby przez jakiś czas pozostał jedynie moim wyobrażeniem. Zjawi się, kiedy przyjdzie na to czas. Może brzmi to dziwnie, ale naprawdę można nie czekać na następny dzień, bo przecież nie ma pewności, że on nadejdzie. lepiej z uśmiechem na twarzy żegnać ten, który odszedł, a po przebudzeniu witać kolejny, w którym może zdarzyć się wszystko.
Zastrzeliłaś mnie drugim zdaniem. Ale wierzę, że tak może być. Adela w Sklepiku II też przez to przechodzi i właśnie nabiera takiego jak Twój spojrzenia na świat.
Pieknie to napisalas. Faktycznie, w dzisiejszym swiecie ciagle za czyms gonimy, na cos czekamy… a nie potrafimy cieszyc sie tym co juz mamy…
No chyba nie da się tak zupełnie nie czekać, bo wciąż coś mamy przed sobą! Ja najbardziej cieszę się właśnie czekając na coś miłego, bo co się nacieszę to moje i nikt mi tego nie odbierze, a kiedy wyczekiwane nadejdzie, to chwila mija zbyt szybko ( na przykład czekam na nową książkę Kejt M, wreszcie jest, mam ją w ręku, no i ….jedno popołudnie i już po wszystkim!)i znowu na coś się czeka!
Czekam na osoby chcące przygarnąć moje ptasie CANDY. Martwię się, bo mało osób zgłosiło się do zabawy… Jak tu zrobić losowanie, nie mówiąc już o dramatyzmie chwili i emocjach?
Hmmm ja zawsze może nie tyle czekałam co rozkładałam świat na czynniki pierwsze i we wszystkim doszukiwałam się drugiego dna, jakiejś podpuch itp… czy czekam? Chyba każdy na coś czeka… Ale jakoś to czekanie nie zaprząta mi głowy… już nie… Kiedyś owszem… czekałam na wakacje, na studia, na księcia itp… Ale potem pojawił się ON… ten który zdaje się właśnie nie czekać… przynajmniej nie okazuje tego… Ja się martwię o jutro, jakieś moje wewnętrzne rozterki, a On na to "no przestań! Będzie dobrze, co się przejmujesz! A kto wie co będzie jutro? Może koniec świata?" I trzeba przyznać, że przy nim zmieniłam podejście do świata. Nawet moja przyjaciółka stwierdziła że staję się "normalna". Nie szukam drugiego dnia i ukrytych ewentualnych złych intencji w gestach drugiej osoby, nie zastanawiam się czy za 3 lata nadal będziemy razem (bo kto to tak naprawdę wie?), nie czekam na "za tydzień"… Cieszę się z każdego dnia, chwytam każdą chwilę, bo jutro kto wie, może świat się skończy? 😉
Pozdrawiam 🙂
A ja mam wrażenie, że nie samo czekanie jest najgorsze,a raczej nieumiejętność cieszenia się dłużej tym co już mamy. Ja mam jeszcze jedną paskudną wadę. W spełnionym marzeniu zawsze doszukuję się jakiś usterek.
Na co teraz czekam? Chyba na nic. Chciałabym żeby czas stanął w miejscu, dzieci przestały rosnąć, a ja się starzeć.
A ja czekam na nową ksiażkę Michalak i się doczekać nie mogę 😀
Są dni kiedy robię sobie tak zwany "Dzień Dziecka" wtedy na nic nie czekam,nawet na budzik. Jestem tylko ja i nikt ani nic na mnie nie czeka. Ale niestety nadchodzi kolejny dzień i powrót do rzeczywistości,no i czekam: na zielone światło,na fajną propozycję pracy, na spotkanie z przyjaciółmi,na książki Kejt Em, itd itp :)Można żyć chwilą,ale dzień,dwa..inaczej posądzą Cię o nieodpowiedzialność!!
Ja takie dni nazywam "Dniami dobroci dla Kejt" :)) i lubię je, oj lubię…
Zdarza mi się czekać na mnóstwo rzeczy. Niewątpliwie należą do nich upragnione wakacje i wyjazdy na różnego rodzaju obozy z młodzieżą. Nic tak nie daje mi satysfakcji, jak właśnie one. Potem bardzo często jest mi smutno, ponieważ trwają one tylko 2tygodnie 🙁 Niedługo potem przychodzi czas na kolejny turnus i zabawa zaczyna się od początku. Cieszę się, że mam to szczęście, że utrzymujemy ze sobą kontakt. Raz jest on lepszy, a raz gorszy, jednak liczy się sam fakt.
Ponadto oczekuje również premier książkowych. Najczęściej są nimi te, które zostały napisane przez moich ulubionych autorów ale niekoniecznie. Gdy dostaje je w swoje łapki, to nie mogę się doczekać momentu, w którym będę mogła zagłębić się w ich lekturze. Niedługo potem stwierdzam, iż moja przygoda z daną pozycją literacka zbliża się ku końcowi i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać aż w księgarniach pojawi się kolejna pozycja literacka 😉
Moim życiowym hobby jest nieustanne czekanie na nowe powieści.
Kiedy jestem w pracy, z utęsknieniem czekam na "wolne". A kiedy mam już to "wolne", tęsknię do mojej szkoły.
Lubię czekać na małża i na kawę jego autorstwa (jest najlepsza).
Na wiele jeszcze rzeczy czekam, jak się doczekam – dam znać 🙂
Kejt, tak mi się przed chwilą nasunęło, kiedy czytałam wpisy na forum Onetu pod artykułem o nauczycielach, że od dłuższego czasu marzę o tym, by ludzie się szanowali, nie opluwali, nie obrażali. Czekam na wpisy bez jadu i zawiści.
Trochę odbiegłam od tematu, ale mnie poniosło.
Droga AniuBZ, to jest nas już dwie 😉
Pozdrawiam, Lena
Oczywiście że najbardziej czekamy na nowe książki Katarzyny Michalak – zwłaszcza na kontynuację Gry o Ferrin :). A tak nawiasem mówiąc to ja staram się na nic nie czekać i przyjmować to co jest (hmm i tu skłamałam bo właściwie to codziennie czekam na wyjście z pracy :), aby móc cieszyć się tym wszystkim co jest nieobowiązkowe, a wg mnie nieobowiązkowe znaczy przyjemne :)).
Ooooj racje masz Kasieńko, chyba każdy z nas na coś czeka… Chociażby taki mój dzisiejszy przykład (bo jak na coś nie czekamy, to zawsze się spieszymy;)) ja dziś biegnąc na autobus po pracy (oczywiście nie zdążyłam) czekałam na następny…ale umiliłam sobie to nieprzyjemne czekanie (bo mróz szczypał w uszy) koncertem, który był w parku…piękne bezchmurne niebo z jednej strony zachodzące słońce, z drugiej pyzaty księżyc, bo dziś pełnia, a na drzewie najskromniejszy z śpiewaków – słowik 🙂 Umilił mi to czekanie 😉
A ja czekam na wiosnę – zieleń wszędzie – szczególnie na ziemi i drzewach, na tulipany i żonkile, czekam na ciepło i słońce, czekam na hamak i kilo czereśni z papierowej torebki…ehh.. a dziś w Szczecinie uparcie pada śnieg…Oszaleć można…
Agulek
Oryginalnie tez jestem ze Szczecina 🙂 teraz mieszkam za granica , ale kocham Szczecin jak nie wiem co !!!!
😀 … ale chyba odwiedzasz nasze miasto? Na Jasnych Błoniach jest już dywan z krokusów…. 😀
Agulek
A ja czekam….jak zawsze, na spelnienie marzen. Wiosen mam juz sporo, ale musze przyznac, ze jak do tej pory te najwieksze moje pragnienia spelnily sie. Teraz mam jeszcze jedno…no, moze dwa. I….czekam. Cierpliwie, ale nie biernie. Bo marzeniom trzeba pomoc. I gleboko wierze w to, ze i te ostatnie zrealizuja sie i to nie tak znowu pozno. Czekam….